wtorek, 16 marca 2010

Marsz do cudownego źródełka


      Potem było święto żydowskie. Ale Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie przy Owczej Bramie jest sadzawka, która nazywa się po hebrajsku Bethzatha i ma pięć krużganków. W tych krużgankach leżało mnóstwo chorych: ślepych, kulawych i sparaliżowanych (...). Był tam też pewien człowiek, który chorował trzydzieści osiem lat. Kiedy Jezus zobaczył go leżącego i dowiedział się, że już od dawna choruje, mówi do niego: - Chciałbyś wyzdrowieć? Odpowiedział Mu chory: - Panie, nie mam nikogo, kto by mnie zsunął do sadzawki, gdy woda się poruszy. A zanim ja sam się przyczołgam, już inny schodzi (do wody) przede mną. Mówi mu Jezus: - Wstań, weź swoje nosze i chodź! I natychmiast ten człowiek wyzdrowiał, wziął nosze i chodził. A w ten dzień przypadał szabat (J 5,1-3.5-9)

 

Od wieków wiarę i religijność ludzie często mieszają z ludowymi tradycjami, lokalnym folklorem, przesądami, obrządkami. Wiele w tym pogańskich odniesień oraz niezrozumienia istoty autentycznej wiary. Bywa to szkodliwe dla człowieka, gdyż rodzi się pokusa zastąpienia wiary ową pseudo-pobożnością. Wielu chrześcijan za ważniejsze wydarzenie uważa pielgrzymkę w jakieś miejsce kultu niż uczestnictwo w Eucharystii. Bardziej wierzy w spisane przez kogoś objawienia niż w przekaz Ewangelii. I tak chrześcijaństwo jest dla niektórych jedynie chrześcijaństwem pielgrzymkowo-turystycznym.

W czasach Jezusa jednym z takich znanych miejsc uzdrowień była sadzawka przy Bramie Owczej. Ludzie tłumnie gromadzili się przy niej z nadzieją uzdrowienia. Wśród nich był człowiek od wielu lat chorujący na bezwład nóg. Być może z powodu choroby oddalony był od rodziny, nie miał bliskich. Nie miał nikogo, kto chciałby mu pomóc. Przez trzydzieści osiem lat nikt (!) mu nie podał pomocnej ręki. Z nadzieją więc wyczekiwał jakiegoś cudu – nie tylko cudu uzdrowienia martwych kończyn, ale i cudu jakim okazuje się zwykły, ludzki odruch miłosierdzia. Człowiek czekał na taki gest dłużej niż wynosił przeciętny wiek życia ludzi w starożytności!

         Religijność ludowa często łączy w sobie sprzeczności. Święte sadzawki były elementem kultu greckiego boga, opiekuna sztuki lekarskiej Asklepiosa. Obrońcy wiary, faryzeusze, postrzegali je jako zagrożenia dla wiary, dlatego uzdrowienie chorego przez Jezusa w takim niewygodnym dla nich miejscu (w dodatku podczas świętego czasu odpoczynku jakim był szabat!) wywołało później wobec Niego wrogość. 

Chorzy chwytają się każdej możliwej szansy na uzdrowienie. Ci przy sadzawce oczekiwali uzdrowienia z samej wody, a nie od Boga. Także ów sparaliżowany mężczyzna, którego w tłumie zauważył Chrystus. Może przez całe życie paraliżował go strach przed kontaktem z innymi? Może paraliżował go grzech, sytuacja życiowa, która przykuwa do ziemi? Zupełnie tak, jak i nas czasami paraliżują pewne sprawy.

Samotnemu paralitykowi Jezus ukazuje siebie jako Wodę Żywą, która zstąpiła z nieba by obmywać nasze życiowe rany, paraliżujące każdy krok. Byśmy już nie byli spragnieni Obecności. „Weź swoje nosze i chodź!”. Żeby to uczynić, trzeba zanurzyć się w Jezusie. To dużo bardziej skuteczniejsze niż cudowna woda z Lichenia czy nawet z Lourdes. I wcale nie potrzeba przemierzać kilometrów do cudownych miejsc, bo ona (On!) znajduje się tuż obok ciebie.

3 komentarze:

morze myśli pisze...

Dla mnie najistotniejsze w tym fragmencie ewangelii jest zapytanie Jezusa : "Chciałbyś wyzdrowieć? "
Jezus niczego nigdy nie czyni na siłę.Pozostawia człowiekowi wolność wyboru.I go szanuje.
Jednakże w dalszej części tekstu Jezus spotyka powtórnie owego uzdrowionego i kieruje do niego następujące słowa:"Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło".
Czy ja też słyszę te słowa? Przestroga na przyszłość? Czasem chyba tak.I nie dlatego ze uzdrowiona zostałam w szabat.....

Anonimowy pisze...

Mnie podobnie jak Izabele trafia pytanie Jezusa, czy ten człowiek chce wyzdrowieć. Daje nam wolna wolę, zawsze mamy wybór. On nie robi nic na siłę i decyzja nalezy do mnie, czyli klamka mego serca jest po mojej stronie. Czy otworze, czy tez zamknę swoje serce na Boga, stająć się zatwardziałym grzesznikiem. Fragment ten bardzo kojarzy mi się z kursem Tymoteuszem:)

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Jezus zwraca tutaj uwagę na duchowy wymiar uzdrowienia. Jego uzdrowienie dotyka nie tylko ciała, ale i duszy. Ten wcześniej sparaliżowany człowiek (może twierdzić, że w sensie duchowym, nieumiejętności nawiązywania relacji z innymi) musi od teraz współpracować z otrzymaną łaską.