poniedziałek, 30 listopada 2020

Po-wołani(u)

 


Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim (Mt 4,18-22)

 

     Rybacy galilejscy nie przeczuwali nawet, że za chwilę wydarzy się tak istotny, wręcz decydujący o całym ich życiu, moment. To Jezus ujrzał ich jako pierwszy. Konkretne, krótkie zapytanie. Bez zbędnej reklamy i jakiegokolwiek zwodzenia: „Idziesz ze mną?” Nauczyciel mówi ich językiem. Znają swój fach. Wiedzą, co znaczy łowić ryby. Jednak jest w słowach Jezusa również tajemnica: co znaczy stać się rybakami ludzi? Odpowiedź na to pytanie przyjdzie do nich, kiedy podejmą trud wędrówki z tym tajemniczym Rabbim z Nazaretu.

     Jezus pierwszy wychodzi naprzeciw każdego człowieka. Zaprasza do pójścia z Nim przez życie. Nie opisuje szczegółowo tej drogi. Wiadomo jedynie, że będzie pełna niespodzianek, zaskakujących zwrotów akcji i pełna trudów. Ale i prawdziwej wolności oraz radości. Ewangelia to szkoła miłości. Warto zostawić wszystko, żeby na nowo odzyskać wszystko. Ale już inne. Bardziej wartościowe i prawdziwe.

niedziela, 29 listopada 2020

100%, że przyjdzie!

 


Jezus powiedział do swoich uczniów: "Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie!" (Mk 13,33-37)

 

     W tym krótkim fragmencie ewangelicznym aż trzy razy pojawia się apel – wezwanie: „Czuwajcie!” Świadczy to o ważnej roli tego wezwania w przesłaniu. Można powiedzieć nawet, że to słowo stanowi jego centrum.

     Grecki termin ἀγρυπνέω (agrypneo) oznacza w dosłownym sensie: cierpieć na bezsenność, nie móc spać, nie spać. Nie chodzi tutaj o nie spaniu ze względu na udręki sumienia, lecz na świadomej i wytrwałej walce ze snem. To zawsze jest męczące, przynosi czasem niewyobrażalny trud z samym sobą. Taki trud można podjąć tylko wtedy, kiedy widzi się jego sens. Kiedy patrzy się na cel czekania.

     W tym kontekście dla każdego wierzącego czas oczekiwania na przyjście Pana, czas adwentu, nabiera szczególnego znaczenia. Oczekujemy bowiem przyjścia Zbawiciela. Nieznajomość dokładnego czasu nadejścia jeszcze bardziej zaprasza nas do nieustannego oczekiwania. Zwłaszcza, że Jego przyjście jest bliskie i pewne.

piątek, 27 listopada 2020

Rośnij w oczekiwaniu

 


Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść: „Patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa. Gdy widzicie, że wypuszczają pączki, sami poznajecie, że już blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, iż blisko jest królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Łk 21,29-33)

 

     Tak, jak natura ma swój proces narodzin, wzrastania, dojrzewania, owocowania i przemijania, tak samo człowiek. I również świat. Procesy te są szybsze lub wolniejsze, mogą mieć różną formę i przebieg. Jesteśmy częścią natury, więc w konsekwencji wpisani również w jej cykl procesów życiowych.

     Każdy zauważy na samym sobie te zmieniające się procesy przemijania. To nie jest trudne. Jezus odnosi tę podstawową zasadę do sfery duchowej, kierując swoje słowa do uczniów, a więc osób wierzących. Życie duchowe ma również swoje etapy dojrzewania. Dla chrześcijan ich punktem odniesienia jest Chrystusa i sprawa Jego królestwa.

     Uczniowie są tymi, którzy zostali wezwani do poznawania Królestwa oraz życia nim, w oczekiwaniu na nadejście jego pełni. Ta pełnia już nadeszła w osobie i zbawczym dziele Jezusa, lecz jednocześnie nadal oczekuje realizacji tejże pełni. Bóg jest poza czasem. Syn Boży nie wskazuje konkretnej daty swojego przyjścia. Mówi, że jest ono bliższe niż nam się wydaje. Oczekiwanie to odkrywanie znaków obecności Tego, Który Jest, przyjęcie ich z radosną ufnością i cierpliwe oczekiwanie Przychodzącego. Dlatego każdy chrześcijan, to człowiek Adwentu.

czwartek, 26 listopada 2020

Przyjście

 


Jezus powiedział do swoich uczniów: „Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest bliskie. Wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry; ci, którzy są w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach, niech do niego nie wchodzą. Będzie to bowiem czas pomsty, aby się spełniło wszystko, co jest napisane. Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni. Będzie bowiem wielki ucisk na ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza, a drugich zapędzą w niewolę między wszystkie narody. A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą. Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21,20-28)

 

     Upadek Jerozolimy to dla Żydów koniec całego świata. To bowiem miasto najświętsze. Obraz ucisku, który poprzedza przyjście Syna Człowieczego napawa trwogą. Lecz jedynie tych, którzy nie są gotowi; pojednani z Jahwe, sobą oraz innymi. Apokaliptyczny obraz przedstawiony przez Łukasza ma wzruszyć ludzkie serca, żeby uczyły się w każdym momencie przebywać w dobrym i w ten sposób być zawsze gotowe na przyjście Pana, bez zbędnego strachu i przerażenia.

     Uczniowie z radością powitają przyjście Zbawiciela. Już w momencie początków znaków zaproszeni się do nabrania ducha i podniesienia głowy. Z przyjściem Chrystusa skończy się bowiem ostatecznie czas prześladowań i niesprawiedliwości. On przychodzi z darem odkupienia.

środa, 25 listopada 2020

Ogień oczyszczenia

 


Jezus powiedział do swoich uczniów: „Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21,12-19)

 

     Jezus nigdy nie owijał w bawełnę, że podążanie za Nim przyniesie błogi spokój. Kolejny raz wspomina o trudach jakie niesie życie Ewangelią. Są one wręcz nie do przyjęcia. Perspektywa zdrady ze strony najbliższych, sądy, więzienie, nienawiść od wszystkich, nie jest łatwa do przyjęcia. Chrystus nie straszy jednak swoich naśladowców. Wprost przeciwnie: realnie ocenia sytuację uczniów i wskazuje, że ich nigdy nie opuści.

     Te straszliwe doświadczenia będą okazją do świadectwa, tzn. umocnienia wiary, weryfikacji jej, jeszcze bliższego doświadczenia obecności Zbawiciela. Ta obecność sprawi, że nawet  pośród śmierci odnajdą życie.

     Potrzeba tylko cnoty wytrwałości. Chwiejna wiara w tyglu oczyszczającego ognia zostanie nie tylko wypróbowana, ale i umocniona. A tylko wytrwała wiara potrafi ocalić życie człowieka. Nie tylko ziemskie, ale to prawdziwe; wieczne.

wtorek, 24 listopada 2020

Kiedy nadejdzie koniec świata?



Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?” Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: "Ja jestem" oraz: "nadszedł czas". Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”. Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie” (Łk 21,5-11)

 

     W każdym czasie w historii świata pojawiały się i pojawiają różnorakie teorie spiskowe dziejów. Zwłaszcza w momentach trudnych dla ludzi, kiedy wydaje się, że kończy się świat. Czasy wojny, pandemii, nasilających się kataklizmów i różnych zawirowań historii. Czas niepewny, który staje się pożywką dla ludzi i sceną, na której wyrastają kolejni samozwańczy „prorocy”, przepowiadacze przyszłości. Często dzieje się to na płaszczyźnie religijnej.

     Jezus wprost mówi o „zwiedzeniu”, czyli wprowadzeniu kogoś w błąd, zawróceniu z jego drogi, sprowadzeniu na bezdroże. Bez wątpienia wszelkie teorie spiskowe wprowadzają w serce człowieka niepokój, zamieszanie oraz dezorientację. Taki człowiek staje się bezbronny wobec wszelakich manipulacji i łatwiej nim wtedy kierować. Zwłaszcza, kiedy ma to wymiar masowy; globalny.

     Jezus nie przeraża wizją swojego przyjścia. Nawet, kiedy mówi o zawirowaniach w życiu ludzkości. To zachęta, żeby nie ulegać zwodzicielom, lecz żeby trwać niezmiennie w życiu zgodnym z Ewangelią, które jest najlepszym lekiem na zachowanie w sercu pokoju. Bo w tych trudnych momentach Pan jest blisko swoich uczniów, i jest Tym, Który Jest. Również jest Panem Czasu. Zamiast więc tracić czas na zawiłe, długie rozważania o kolejnych teoriach dziejów, czy nie lepiej zanurzyć się w modlitwie do Niego?

     A mimo to niektórzy, nawet chrześcijanie, wierzą bardziej przepowiedniom Nostradamusa niż objawionemu Słowu Ojca.

poniedziałek, 23 listopada 2020

Wdowi grosz

 


Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki. I rzekł: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie” (Łk 21,1-4)

 

     Uboga wdowa, dwa pieniążki, jej niedostatek. W tym pozornie niczym, Jezus potrafi dostrzec wszystko. Nie liczy się bowiem to, ile się posiada, ale to, co znajduje się w głębi serca. Intencje, nastawienie, ofiarność, wrażliwość. W swojej nieciekawej sytuacji życia wdowa okazał się wielkim zaufaniem wobec Jahwe. W symbolicznym geście, który dla niej miał wymiar ogromny (bo w ofierze złożyła tak naprawdę całą swoją przyszłość; życie), zdała się całkiem na prowadzenie Boga.

     Ojciec zna dobrze nasze serca. Chce wypełnić je swoją miłością, pokojem i mnóstwem darów. Na ile na to pozwolimy. Miejsce dla Boga można zrobić jedynie wtedy, kiedy pozbędziesz się tego, co zbyteczne w życiu. Jak dwie monety, które wydają się wszystkim. A nie są. Bóg sam zatroszczy się o to, co nam potrzebne. Jeżeli w swojej wierze zaryzykujesz i dasz Jemu na to szansę.

sobota, 21 listopada 2020

Jak tam będzie?

 


Jezus im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzaku, gdy Pana nazywa "Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba". Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”. Na to rzekli niektórzy z uczonych w Piśmie: „Nauczycielu, dobrze powiedziałeś”, bo o nic nie śmieli Go już pytać (Łk 20,34-40)

 

     O niepojętości rzeczywistości królestwa Bożego świadczy fakt, że jest nieopisywalne ludzkimi słowami. Są one niedoskonałe, żeby opisać królestwo. Może dlatego, że to nie jakieś fizyczne miejsce, ale duchowy stan? Dlatego Jezus mówiąc o nim używał przypowieści, które są oparte na porównaniach: „królestwo Boże podobne jest do…”

     Związek kobiety i mężczyzny jest pierwszym i naturalnym powołaniem człowieka. Trudno sobie wyobrazić, żeby miało być inaczej. I słusznie! Myślę, że relacje miłości, które mają swój początek na ziemi, przetrwają na wieczność. Tylko nabiorą nowej, jeszcze bardziej doskonałe, jakości i formy. Będzie też inny ich porządek, inny sposób ich przeżywania. Niepojęty w swojej nieznanej nam piękności.

     Najbardziej istotnym w rozmowie Jezusa z faryzeuszami i saduceuszami jest jednak nie ten fakt, lecz prawda o zmartwychwstaniu. Prawda nie pojęta, ale potwierdzana już od najdawniejszych czasów. W osobie Chrystusa staje się faktem. Dla tych, którzy z wiarą ją przyjmą. Pustkę szczegółowych pytań bez odpowiedzi może wypełnić tylko żywa wiara w zmartwychwstanie.

     Pytanie o szczegóły, jak to będzie tam; po śmierci, pozostanie zawsze tajemnicą. Dopóki sami się tam nie znajdziemy. A ten moment nadejdzie. I wtedy wszystko będzie jasne. Zniknie to, co jest tylko częściowe. Zatriumfuje zmartwychwstała Miłość.

piątek, 20 listopada 2020

Wybieraj więc



Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: „Napisane jest: "Mój dom będzie domem modlitwy", a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców”. I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem (Łk 19,45-48)

 

     W tej Łukaszowej relacji dostrzec możemy trzy zasadnicze kontrasty, zbudowane z konkretnych słów i krótkich zwrotów. 1. Dom modlitwy vs. jaskinia zbójców; 2. Nauczanie w świątyni (przez Jezusa) vs. czyhanie na Jego życie (przez elitę narodu); 3. Chwilowa dezorientacja elity wobec Jezusa vs, uważne słuchanie Nauczyciela z Nazaretu.

     Na tych kontrastach zbudowane jest swoiste napięcie. Nie ma ono swojego rozwiązania. Bo tak naprawdę ono należy do każdego odbiorcy tej Ewangelii, który musi uczynić wybór i opowiedzieć się po konkretnej stronie w relacji do wspólnoty (Kościoła) oraz Jezusa – wcielonego Słowa Ojca.

czwartek, 19 listopada 2020

Płacz, jak deszcz nad miastem

 


Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, obiegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19,41-44)

 

     Jerozolima – miejsce najświętsze, bo tam znajdowała się Świątynia Jahwe. Centrum świata, centrum życia społecznego, politycznego, kulturalnego i zwłaszcza religijnego wszystkich Żydów. Nauczyciel z Nazaretu płacze nad miastem. Nie nad murami, ale nad ludzkimi sercami, które postawiły mury wobec Jego mesjańskiej obecności wśród ludzi.

     A Chrystus przyszedł właśnie po to, by przynieść światu pokój. Przyjęcie Jego osoby i nauki służy życiu w pokoju. Zarówno dla jednostki, jak i całej społeczności. W konsekwencji, odrzucenie Jezusa dokonuje się właśnie w jego ukochanym mieście. To odrzucenie pokoju. W jego miejsce pojawi się przemoc i agresja.

     W aspekcie historycznym dokona się to w roku 70 po narodzinach Jezusa, kiedy to Imperium Rzymskie zniszczyło miasto wraz z jego świątynią. W sensie duchowym, to dla uczniów Jezusa każde Jego odrzucenie (całkowite bądź częściowe usunięcie zasad Ewangelii z codziennego życia) niesie ryzyko zanurzenia się w agresji, chęci odwetu, zemsty, nieprzebaczenia.

     Jezus zapłakał nad Jerozolimą. Nad jej mieszkańcami i ich błędnymi wyborami. Czy zapłacze również nade mną?

wtorek, 17 listopada 2020

Być jak Zacheusz



Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,1-10)

 

     Historia Zacheusza pokazuje, jak bardzo spotkanie z Jezusem zmienia życie człowieka. Jeżeli tylko tego chce. Nic nie dokonuje się automatycznie i bez zgody człowieka. Bo Bóg szanuje wolną wolę i decyzję każdego z nas. Trzeba wykonać chociażby jeden mały krok do spotkania. A reszty dokona On sam. Jednak nawet ten malutki krok w celu skrócenia dystansu, który zresztą tworzy sam człowiek, jest krokiem decydującym o wszystkim. O życiu. Również tym wiecznym.

     Władza, bogactwo, kompleksy ze wzrostem, nieprzychylny tłum. Zacheusz zwyciężył te trudności. Stał się wolny od nich, zrzucił je z siebie jako coś niepotrzebnego. Stał się jak dziecko. Ciekawy, spragniony akceptacji i miłości, włazi na drzewo. Pewnie tłum śmiał się z wysoko postawionego dygnitarza, który zachowuje się według nich niestosownie do jego pozycji społecznej. Ale Zacheusz jest, może pierwszy raz w swoim życiu, poza tym wszystkim.

     Ryzykuje swoją opinię, na którą długo pracował. Ale widać, że nie przyniosła jemu szczęścia. Dopiero spotkanie z Jezusem przywraca radość, wolność, sens życia. Nie kariera, pieniądze, status społeczny, dobre ustawienie się w życiu.

     Tylko podejmując ryzyko spotkania, które może zmienić wszystko, człowiek może wypełnić się tym, co mu jeszcze brakuje do bycia prawdziwie i w pełni szczęśliwym.

poniedziałek, 16 listopada 2020

Światło

 


Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Odpowiedział: „Panie, żebym przejrzał”. Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu (Łk 18,35-43)

 

     Niewidomy żebrak. Sytuacja trudna. Ciemność i bieda. Siedzi przy drodze, a więc – nie jest na drodze; nie kroczy nią, nie wie może dokąd prowadzi. Brakuje światła, które by wskazało właściwy kierunek.

     To światło wiary. Spotkanie z Jezusem wzbudza ją i wyrywa człowieka z ciemności ku światłości. Ze ślepoty duchowej do przejrzenia, które rodzi radość. To wiara uznająca w Jezusie oczekiwanego Mesjasza. Zbawiciela, który może i chce uzdrowić każdego człowieka, sprawić by był szczęśliwym i zbawionym. Wiara, która jest odważna. Nie boi się przeciwności, słów zniechęcenia płynących od otoczenia. Skoncentrowana jest tylko na osobie Jezusa, jedynej nadziei na lepsze jutro. Świadoma, czego pragnie: by przejrzeć.

     Niby tak mało, a jednak tak wiele. Niby nic, a wszystko. Jeżeli faktycznie bardzo pragniesz i wierzysz. By wyjść z ciemności możesz zanurzyć się w wyzwalającym świetle Tego, który jest prawdziwą Światłością świata.

niedziela, 15 listopada 2020

Rozliczanie kont



Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: "Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem". Rzekł mu pan: "Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana". Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: "Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem". Rzekł mu pan: "Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego pana". Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: "Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność". Odrzekł mu pan jego: "Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz w ciemności; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 25,14-30)

 

     W bohaterze Jezusowej przypowieści (bogaty człowiek udający się w podróż) nie trudno jest rozpoznać Boga. Przed wyjazdem zwołuje swoje sługi i z ogromnym zaufaniem powierza im swoje dobra. Bogactwo będące dorobkiem całego jego życia. Czyni to w sposób przemyślany i mądry, patrząc na realne możliwości i zdolność zagospodarowania powierzonego mienia. W greckim użyte tutaj słowo to „dynamis”, a więc również sugerujące, że posiadali do tego moc, byli zdolni wykonać jakiś ruch w wyznaczonym kierunku. Nawet, gdy powierzone zadanie wiązało się z wielką odpowiedzialnością. Talent był warty ok. 6000 denarom, co stanowiło dla przeciętnego robotnika odpowiednik wielu dniom ciężkiej pracy.

     Trzej słudzy, którzy wobec tego odpowiedzialnego daru przybierają różne postawy. Pierwsi dwaj zrozumieli intencje posiadacza talentów. Inwestują go najlepiej jak umieją i w rezultacie inwestycja przynosi owoce. Trzeci sługa przechował otrzymany talent, ale nie zaryzykował inwestycji.

     Po swoim powrocie gospodarz pragnie rozliczyć się ze sługami. Patrzenie na gospodarność sług, to zaledwie mały tego element. Bardziej chce on zobaczyć, czy owi słudzy obdarzyli go zaufaniem; czy go nie zawiedli. Dwoje pierwszych przynieśli talenty z zyskiem. Trzeci przyniósł talent, który otrzymał. Sługa ten został nazwany „leniwym (opieszałym) i złym (niewdzięcznym)”. Mógłby być nazwany poniekąd „ostrożnym”. Ale wiele ryzykował, że ktoś ukradnie talent zakopany w ziemi. Talent, który był cenny i nie był jego własnością. Ten człowiek myślał, że nie oszukał nikogo, wziął talent, ukrył go i zwrócił go w nienaruszonym stanie właścicielowi.

     Pan jest poirytowany i zniesmaczony zachowaniem sługi. Zwłaszcza, że poddaje go niesprawiedliwej ocenie, która wynika z całkowitej nieznajomości swojego pana. To wyraz oddalenia się sługi. Tak naprawdę, nie chce mieć nic wspólnego ze swoim pracodawcą.

     Można mieć w sobie nie obraz, ale karykaturę Boga, osądzać Go jako twardego i bezlitosnego, zdolnego do durowego osądu człowieka. W tej (i nie tylko!) przypowieści Bóg przedstawiony jest jako Ten, który powraca, docenia trud sług, wychwala ich zaangażowanie i docenia ich akt zaufania wobec Niego. Sługa gnuśny w sposób jasny odrzucił dar Ojca, dar Jego Słowa. Wolał podjąć minimalne ryzyko, ograniczył się tylko i zainwestował w pozorne bezpieczeństwo, bez żadnego oczekiwania jakichkolwiek owoców otrzymanego depozytu,

     Królestwo Boże to dar, którego wzrost należy pielęgnować w swoim życiu. Posiadając jego zasiew w sercu trzeba jednocześnie oczekiwać go w dynamiczny i odważny sposób. Chodzi po prostu o to, żeby zaryzykować swoje życie dla innych, będąc świadomym i radosnym z posiadanych do tego darów. A wtedy one będą rozkwitać i owocować, aż do powtórnego0 przybycia do nas Syna Bożego.

piątek, 13 listopada 2020

Kochani natręci



Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: „W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: "Obroń mnie przed moim przeciwnikiem". Przez pewien czas nie chciał Lecz potem rzekł do siebie: "Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie". I Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,1-8)

 

     Nieustanność, wytrwałość – tym powinna charakteryzować się modlitwa uczniów. Wbrew pozorom takie natręctwo jest miłe Bogu, który w swojej miłości nie męczy się swoimi dziećmi. Dostrzega ich zaangażowanie, nawet gdy sami niewiele mogą. Wtedy przychodzi z pomocą, i to bez zwłoki.

     Opowieść o sędzim i wdowie potwierdza fakt, jak ważni jesteśmy dla Ojca. Jest On Bogiem dialogu oraz bliskości. Pragnie, żeby człowiek zbliżał się do Niego ze swoimi radościami, ale i problemami. Czy nie taka jest relacja ojcowska? Lecz… czy jest w nas autentyczne zaufanie (wiara) wobec Boga, żeby nieustannie przy Nim trwać, wierząc w Jego pomocną dłoń i kochające serce wobec człowieka?

czwartek, 12 listopada 2020

Król o królestwie



Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: "Oto tu jest" albo: "tam". Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”. Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: "Oto tam" lub: "oto tu". Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie” (Łk 17,20-25)
 
     Faryzeusze postrzegali przyjście królestwa Jahwe w sposób ziemski, namacalny i materialny. Przyjście królestwa wiązało się od samego początku z tajemniczą osobą mesjasza; wybawiciela wysłanego z nieba do obalenia wszelkich przeciwników ludu wybranego i nadania ludowi największej potęgi na całym świecie. Ekonomicznej, militarnej, politycznej. Wielkości pod każdym względem. Nic dziwnego, że Izrael wyczekiwał niecierpliwie tego momentu. Zwłaszcza, że często znajdował się na mapie świata na pozycji dość słabej. W chwili przyjścia Chrystusa też znajdował się pod jarzmem okupanta, Imperium Rzymskiego.
     Zasadniczym celem nauczania Nazareńczyka było przybliżenie ludziom królestwa Boga, które w Jego Osobie, w Jego przyjściu, a następnie śmierci i zmartwychwstaniu, znajduje swoją pełnię. W Nowym Testamencie, głównie w przypowieściach, ten temat pojawia się ponad sto razy.
     Jezus konsekwentnie podkreśla, że królestwo Jahwe to rzeczywistość duchowa. Oczywiście, wpływa i zmienia tę materialną również, ale jej charakter jest czysto duchowy. Jej gospodarz, jej Król jest przecież duchem nieskończenie doskonałym. Mieszkańcy tego królestwa będą oddawać cześć Ojcu w duchu i prawdzie… „Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym” (Rz 14,17)
     W takim wymiarze trudno jest spekulować, kiedy rozkwitnie ostatecznie w całej swojej formie, najbardziej dla niego wyrazistej. Paruzja Chrystusa jest misterium, nieznaną nikomu tajemnicą. Lecz nie to jest istotne, jak i kiedy nadejdzie. Najważniejszym jest być w każdym momencie gotowym na to wydarzenie. I jako, że królestwo ma wymiar duchowy, to również oczekiwanie i przygotowanie taki właśnie wymiar przede wszystkim posiada.

środa, 11 listopada 2020

Jeden z dziesięciu



Zmierzając do Jerozolimy Jezus przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami”. Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: „Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec”. Do niego zaś rzekł: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,11-19)

 

     Wiara czegoś oczekująca skupia uwagę na sobie samym i swoich potrzebach. Dlatego nie widzi osoby dawcy. Wiara, która odnosi się w kierunku od-wewnętrznym dostrzega więcej.

     Co się dostrzega? Kogoś spoza, który może stać się bliskim (bliźnim). Dostrzega się, kim się jest (własną siłę, ale i własne słabości oraz limity). Dostrzega się osobę Dawcy. Przejrzenie, które ofiarowuje wiara, sprawia prawdziwe uzdrowienie życia.

     Dziękczynienie wychodzi z wdzięcznego, pokornego serca i skierowane jest do konkretnej osoby. Takie serce miał tylko jeden z dziesięciu oczyszczonych ludzi. Zostali oni co prawda oczyszczeni, ale… czy uzdrowieni? W każdym cudzie uzdrowienia Chrystus zapytuje o wiarę. Czasami bez pytań, dostrzega ją w sercach spotkanych. Każdy cud Jezusa jest darmowym darem miłości. Lecz aby zaistniał, potrzebna jest autentyczna wiara. Z nią związana jest kwestia dziękczynienia. To spontaniczny akt, ale będąc świadomym, wie, w którą stronę je kierować. Choćby z powodu stanięcia w prawdzie i zwykłej przyzwoitości. Jak ów ewangeliczny cudzoziemiec. Widać, że nie jest to jednak takie oczywiste dla wszystkich. On był jednym z dziesięciu. I to właśnie on doświadczył uzdrowienia.

wtorek, 10 listopada 2020

Służba nie drużba



Jezus powiedział do swoich apostołów: „Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: "Pójdź i siądź do stołu"? Czy nie powie mu raczej: "Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił"? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać" (Łk 17,7-10)

 

     W swoim nauczaniu Jezus często mówi o służbie. Uwypukla ją jako przykład braterskiej miłości, która pochyla się nad innym człowiekiem. Zaprasza do niej, gdyż w niej urzeczywistnia się misterium zbawienia. Jego misterium. Bo całe życie Chrystusa, aż do samego końca, można zawrzeć w tym słowie: służba. Boży Syn sam nazywa siebie sługą i potwierdza to swoim życiem.

     Lecz również samo wejście na drogę służby ludziom niesie niebezpieczeństwo, jaką jest pycha. Może ona przejawiać się w wywyższaniu siebie, przypisywaniu sobie nawet czegoś, co realnie nie przynależy do danego człowieka. Chrystusowa służba była służbą pokornego Sługi Jahwe. W konsekwencji również służba Jego uczniów powinna być oparta na cnocie pokory, bez której nie ma prawdziwego miłowania. Jezus informuje, że jako współpracownicy w dziele zbawienia, inspirowani i wspierani mocą Ducha wykonujemy to, co należy wykonać. Bez tego wsparcia misja nie będzie spełniona.

     Człowiekowi, z wielu przyczyn, brakuje często pełnej otwartości na działanie Ducha w naszym życiu i naszej służbie. Przekonanie o tych naszych słabościach oraz limitach, stanięcie w prawdzie o tym, pozwala także spojrzeć realnie na naszą sytuację sług w dziele Ojca: jesteśmy nieużyteczni.

     Paradoksalnie, dopiero wtedy możemy doświadczyć jeszcze większej pomocy Ducha Chrystusowego, który tę uznaną w nas pustkę wypełni potrzebnymi do służby darami. I nasze relacje z innymi staną się ogromną radością oraz wspólnym wychwalaniem hojnego Dawcy prawdziwego szczęścia człowieka.

poniedziałek, 9 listopada 2020

I pozamiatane!



Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska”. Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”. W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?”. Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?”. On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus (J 2,13-22)

 

     Jezus, Bóg – Człowiek, w swojej ludzkiej naturze był z nami zjednoczony w sposób perfekcyjny. Nic dziwnego, że w różnych sytuacjach miotały Nim różnorakie emocje oraz uczucia. Najczęściej wzruszał się i radował, ale również potrafił wyrażać swój sprzeciw. Czasem bardzo krytycznie, ale nigdy agresywnie. Nie wstydził się swoich odczuć, umiał je kontrolować.

     Gorliwość świadcząca o wielkim, miłosnym przejęciu się o sprawy najwyższej wagi, o sprawy Ojca, i w konsekwencji związane z tym dobro człowieka, jest dzisiaj tematem tego fragmentu Ewangelii Janowej. Sam Jezus mówi o powodzie Jego zachowania: o gorliwości. Więc to nie jest jakiś emocjonalny, niekontrolowany wybuch, ale wyraz Jego zakłopotania i bólu. Nie krzyczy, ale mówi. Nie wpada w furię, ale dynamicznym znakiem wyraża swój sprzeciw.

     Gorliwość o dom. Nie zbudowany z cegieł i betonowych, zimnych płyt, ale rzeczywistość duchową. Bo domu tak naprawdę nie tworzy materiał, ale ludzie. Dom jest tam, gdzie mieszka miłość. Przestrzeń fizyczna powinna wyrażać to, co niewidzialne. W przypadku mieszkania samego Boga, który jest niewidzialny, winna być miejscem modlitwy, refleksji, pokoju oraz zasłuchania. To miejsce najmniej odpowiednie do handlu.

     Również osobistego handlowania się z Bogiem: ja Tobie paciorek, a Ty mi swoje wsparcie w tej konkretnej sprawie. Świątynia to nie miejsce załatwiania swoich spraw z Ojcem, lecz miejsce oddawania Jemu czci w Duchu i prawdzie.

niedziela, 8 listopada 2020

50 /50


Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne będzie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: "Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie". Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: "Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną". Odpowiedziały roztropne: "Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie". Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: "Panie, panie, otwórz nam". Lecz on odpowiedział: "Zaprawdę powiadam wam, nie znam was". Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25,1–13)


     Zrozumieć ten tekst ewangeliczny można pełniej, kiedy rozszyfruje się symbolikę w nim zawartą. Jak zawsze, Jezus używa języka symboli, żeby przybliżyć uczniom rzeczywistość królestwa Jahwe. To ważne, żeby starać się zrozumieć niezrozumiałe, z pokorą uznając małość swojego umysłu, by w pełni pojąć tajemnicę królestwa.

     Liczba „10” to liczba pełna. Tutaj może oznaczać wszystkich ludzi. Są oni zaproszeni do tradycyjnego czuwania w dzień zaślubin. Oczywiście, jakość czekania zależy przede wszystkim od przygotowania, miary szacunku dla nowożeńców, osobistej kondycji. Lampy symbolizują Słowo Boże. Oczekiwanie z lampami w ręku to oczekiwanie zanurzone w Słowie. Z kolei oliwa top symbol Ducha Świętego, który uzdalnia człowieka do właściwego rozumienia czytanego Słowa a także wspiera każdego oczekującego swoją mocą do wcielania Słowa w codzienne życie.

     Wszystko staje się jasne. A decyzja, czy i jak czekać, należy do nas. To trudna decyzja, szanse są bowiem podzielone dokładnie na pół. Jeden mały moment, mały wybór, może przechylić szalę na jedną ze stron. Czuwanie wymaga czujności.


sobota, 7 listopada 2020

O bogactwie



Jezus powiedział do swoich uczniów: „Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobra kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie”. Słuchali tego wszystkiego chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie z Niego. Powiedział więc do nich: „To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych” (Łk 16,9-15)

 

     Pewne ewangelie budzą w tym, który odczytuje je jedynie literalnie i filtruje przez swoje jedynie słuszne spojrzenie, wątpliwości, sprzeczności, kontrowersje, bądź po prostu niezrozumienie. Rozumienie właściwe Słowa zakłada pewien proces zachodzący w odbiorcy, wysiłek myślowy, aby dobrze odczytać słowo, które mówi do nas Ojciec poprzez Syna. Taką jest również ta perykopa ewangeliczna.

     Co znaczy to określenie „niegodziwa mamona”? Czyżby Jezus przywrócił ją do łask? Bo przecież nie tylko słowo „mamona”, ale też „niegodziwa” ma wydźwięk negatywny. Słowo to w oryginale hebrajskim ma w jęz. greckim podobne korzenie, jak słowo „Amen”, które jest wypełnione wiarą. Mamona więc, to zawierzenie, ale nie Ojcu, lecz własnemu bogactwu; sobie, swoim siłom. Zasadnicze więc pytanie tekstu, to: w czym lub kim pokładasz swoje bogactwo? Czy w Bogu, czy też w kimś (czymś) innym? To pytanie o prawdziwe bogactwo i to fałszywe, które ewangelista Łukasz nazywa: niegodziwym.

     Bogactwo ofiarowane i podzielone w miłości ubogaca człowieka (przebóstwia). Bogactwo niegodziwe (dalekie od Boga) natomiast, które jest egoistycznie strzeżone, jest niewolnictwem i odczłowiecza.

     Życie poświęcone tylko ziemskiemu bogactwu wypełnia serce człowieka nienawiścią. Życie ofiarowane Bogu wypełnia miłością. Tylko w wierze w prawdziwego Boga, który jest miłosiernym Ojcem, bogactwo może być przeżywane w miłości, która z kolei konstruuje autentyczną komunię nie tylko między Nim a człowiekiem, ale również pomiędzy ludźmi. Kiedy jednak bogactwo jest przeżywane całkiem dla siebie samego, rodzi nienawiść, podziały oraz kontrapunkty.

     Bóg zna nasze serca. Nie żeby je sądzić, lecz żeby wspomagać w drodze do perfekcji. Czyni to również poprzez swoje słowo, które jest Słowem życia. Pozwala ono ustalić, czym dla mnie jest prawdziwą wartością?

czwartek, 5 listopada 2020

Zagubieni


Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadani wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam". Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca” (Łk 15,1-10)

 

     Chrystus pragnie przekazać nam Dobrą Nowinę. Jest nią przesłanie o miłości Ojca. Jaka ona jest? Trudno ją zdefiniować. Ale jednocześnie potrzeba nam pogłębiać ją, poznawać i nade wszystko żyć nią na co dzień.

     Jezus mówi, że ojcowska miłość Boga traktuje każdego człowieka jako jedynego, najważniejszego, wyjątkowego. Ta właśnie miłość jest miłością poszukującą. Gotową do największego poświęcenia. Potwierdzeniem tego jest ofiara Syna, którą złożył za każdego człowieka.

     Jezus wychodzi naprzeciw nam jako pasterz poszukujący nas w naszych mrokach grzechu, nieładzie i śmierci. Objawia się jako kobieta poszukująca zagubionej drachmy. Wszystko po to, aby każdy z nas był szczęśliwy. A zagubienie powoduje tylko lęk, obawy, strach, niepewność i ból. Jesteś ważny dla Ojca. Daj się odnaleźć, żeby Jego radość stała się również twoją.