czwartek, 15 kwietnia 2010

Przychodzący


      Z góry Przychodzący jest nad wszystkim. Kto z ziemi, jest z ziemi i z ziemi mówi. Z nieba Przychodzący jest nad wszystkim. Co widział i słyszał, temu daje świadectwo, lecz Jego świadectwa nikt nie przyjmuje. Kto przyjmuje Jego świadectwo, potwierdza, że Bóg jest naprawdę. Kogo bowiem Bóg posłał, głosi słowa od Boga, bo [Bóg] daje Ducha bez wymierzania. Ojciec miłuje Syna i wszystko dał w Jego ręce. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; a kto Synowi nie wierzy, nie ujrzy życia, lecz gniew Boga wisi nad nim (J 3,31-36)


      Przychodzący. Skąd? Z nieba. Dokąd? Na ziemię. Kontrast pomiędzy niebem i ziemią. A pośrodku człowiek. Jesteśmy rozdarci pomiędzy niebem i ziemią. Pomiędzy Bożym prowadzeniem i mechanizmami tego świata. Pomiędzy świętością i grzechem.

    Jak pogodzić te pozornie przeczące sobie rzeczywistości? To może uczynić jedynie Przychodzący, który jest ponad wszystkim. Jest On pomostem, który przez swoją mękę, śmierć oraz zmartwychwstanie łączy ziemię i niebo. W Jego ręku jest Boża moc scalająca świat. Kto w to uwierzy, zyskuje wieczność, a kto nie uwierzy, doświadczy wewnętrznego rozdarcia.

      Gniew Jahwe nie oznacza, iż jest On mściwy, gniewliwy, karzący gniewem. Gniew Boga jest całkowicie usprawiedliwioną reakcją na zło. Chrystus, umiłowany Syn Ojca, głosi słowo od Boga, dając świadectwo Jego miłosiernej miłości.

      Prawdziwie wierząc w Jezusa już tutaj dotykamy prawdziwego życia, które nie przemija. Bo jego Dawca jest żyjącym na wieki, zmartwychwstałym Barankiem, który świadczy, że Bóg jest blisko każdego z nas. 

3 komentarze:

Unknown pisze...

A czasem jest tak, że niewierzący - ci doznający j/w w tekście "wewnętrznego rozdarcia" potrafią swoją złością, bezsilną złością z powodu egoizmu, zatruć życie najspokojniejszym ludziom. Sam nie wiem jak pomóc , co poradzić i komu w tym współczuć. Przecież żal zawsze obu stron ale czasami ktoś w tym wszystkim może zginąć. A Ginąć nikt przecież nie chce. Więc samo pogodzenie się z bólem-losem i godne niesienie własnego krzyża w najsmutniejszych warunkach życia jest tą wiarą prawdziwą? To tak jakby wobec wiary zatracić nadzieję na lepsze dni. Albo uwierzyć że przyjdą i zagubić strach o siebie. Dziwny ten dzisiejszy wpis, dziwne refleksje mnie naszły. Ale dziele się.

Anonimowy pisze...

A do mnie przyszła taka refleksja, którą chciałbym się tu podzielić.
Cała historia ludzkości, to historia upadków i wzlotów, zła i dobra, nie można zrozumieć tego bez Chrystusa, Odkupienia i świadomości ogromu zniszczeń dokonanych przez szatana, przeciwnika Chrystusa. Eucharystia-chleb życia jest tym sakramentem, który działa leczniczo na duszę, odbudowuje zniszczenia dokonane przez złego ducha, w niej to Bóg pragnie połączyć swoją wolę, która jest Miłością, z wolą człowieka, by została przekształcona na Jego obraz. Przeciwnikowi zaś zależy na tym, aby człowieka skierować w przeciwnym kierunku, w jedności z jego wolą, każde zło ucieleśnia się w szatanie, gdy znajdzie on przychylny sobie obiekt działania. Powinniśmy zachowywać się w każdym swoim czynie i myśli, jak byśmy mieli dziś umrzeć, jeśli będziemy mieli czyste sumienie, nie będziemy się bać śmierci. "Albowiem kto o swoje życie zabiega, straci je, a kto straci je z Mego powodu, odzyska je" mówi Pan. Dlatego bądźmy zawsze gotowi i żyjmy tak, aby nas nie zaskoczyła znienacka, "Gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Ja przyjdę" mówi Pan.
Teraz jest czas walki, sposobny moment do poprawy, trzeba nam jeszcze przejść przez ogień i wodę, abyśmy się dostali na miejsce ochłody. Ale biada nam, jeśli nie znamy swoją nędze, a jeszcze bardziej, jeśli miłujemy to nędzne życie, bo dopiero na końcu odczujemy, jak podłe, nędzne i marne było to, co kochaliśmy, czytamy w P.ŚW.

Unknown pisze...

No tak..., to jest odpowiedź. Dzięki.