sobota, 25 czerwca 2011

Żołdak



Kiedy wszedł do Kafarnaum, zbliżył się do Niego pewien centurion i prosił mówiąc: "Panie, mój sługa leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi". Odpowiedział mu na to: "Uzdrowię go, kiedy przyjdę". A centurion powiedział: "Panie, nie jestem godny, abyś wszedł pod mój dach, lecz tylko słowem rozkaż, a mój sługa stanie się zdrowy. Bo i ja, choć jestem człowiekiem pod władzą, mam pod sobą żołnierzy. Temu rozkazuję: "Odmarsz", i odmaszerowuje; innemu: "Przystąp" - i przystępuje; a swojemu słudze: "Zrób to" - i robi". Gdy Jezus [to] usłyszał, wyraził swe uznanie i powiedział do tych, którzy [Mu] towarzyszyli: "Tak, mówię wam, takiej wiary nie znalazłem u nikogo w Izraelu. I oświadczam wam, że wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu i zasiądzie w królestwie niebieskim razem z Abrahamem, z Izaakiem i Jakubem, a synowie tego królestwa zostaną wyrzuceni w ciemność na zewnątrz. Tam będzie szloch i zgrzytanie zębami". I rzekł Jezus centurionowi: "Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś". I o tej godzinie jego sługa został uleczony (Mt 8,5-13)


To opowiadanie utwierdza nas w sensie modlitw za innych ludzi. Poprzez nasze wstawiennictwo, Jezus wchodzi do domu ich serca; pod ich dach. Ale i pod nasz dach, bo chwała Pana zawsze rozlewa się obficie dookoła.

Wiara centuriona to wiara żołnierza. Prosta, konkretna. Która wie, czego chce. Rzymski żołnierz prosi całym sobą; tak, jak potrafi. Nie udaje innego niż jest. Czuje swoją małość („Panie, nie jestem godzien..”), jednoczenie uwypuklając wielkość Mesjasza. To nie jest wiara skoncentrowana na sobie, egoistyczna. Centurion prosi o zdrowie swojego sługi. Prosi, a nie żąda, czy wymusza – co może bardziej pasowałoby do twardego charakteru żołdaka. Takie wstawiennictwo ma w oczach Jezusa wartość. Przykład wiary poganina zawstydza tych, którzy uważają się za synów królestwa.

Stojąc w prawdzie o sobie oraz w swojej niemocy przed Panem, prosząc, zostaniemy wysłuchani. Chrystus wejdzie pod dach domu naszego życia. Nie na chwilę. Zamieszka tam na zawsze. Jeśli tylko zaprosimy Go i zrobimy Mu tam miejsce. Centurion wierzy w moc Słowa („…powiedz tylko słowo”): że ono uzdrawia. Nas, i poprzez nas, również tych, którzy uzdrowienia potrzebują.


24 komentarze:

Anonimowy pisze...

Doświadczyłam na sobie moc modlitwy wypowiadanej przez innych w moim imieniu. I tylko dzięki temu udało mi się pokonać samą siebie. Dla jednych to drobiazg. Dla mnie duży krok. To, co było niewykonalne stało się już jedynie czasem przeszłym. Mój ogromny wysiłek był jedynie nikłym wkładem w to zdarzenie. Mam tego świadomość.
Trudno nie podziwiać postawy centuriona. Jest prawdziwy a jednocześnie potrafi odrzucić egoizm i swą zbroję na bok by prosić o zdrowie innych. Ogromna pokora i zaufanie. Prosi pozostając nadal naturalnym i niezmiennym w swej prostocie. Postawa godna naśladowania. To coś więcej niż walka na polu bitwy. To codzienność z naszym udziałem z wypisanym Jego imieniem.
…..”spojrzeć w oczy i móc powiedzieć” … Dla mnie ma to podwójny wymiar. Dnia wczorajszego i dzisiejszego Słowa.
Sobotnio pozdrawiam, choć dla mnie to wciąż piątek …
kasia

Marta pisze...

@Kasia
To nie tak. To był nasz wspólny wysiłek, ale Twój wkład był największy, bo musiałaś pokonać samą siebie. I wiesz, jak bardzo z tego się cieszę :)

Modląc się za innych wychodzimy z duchowego egocentryzmu. Często modlę się za przyjaciół. Mam tu "stałych klientów". Modlitwa zbliża ludzi. Wytwarza swoistą więź.

Systematycznie modle się też za swoje dzieci. Rozmawiam z Bogiem o swoich planach wobec nich, bo po to Pan Bóg dał nam rozum, abyśmy planowali. Jednak życie dorosłych już dzieci jest na tyle skomplikowane, że nie wiem co jest dla nich tak naprawdę dobre. Więc zawsze kończę modlitwę słowami: daj im proszę to, czego w tej chwili najbardziej potrzebują. Ty wiesz co.

Wierzę w moc pokornej modlitwy. A piękne jest to, że jeśli z Bogiem systematycznie i szczerze rozmawiamy nie musimy Mu ciągle od początku wszystkiego "tłumaczyć". On to i tak wie, ale wie też że zapraszamy Go swoich spraw.

Miłej soboty :))

Anonimowy pisze...

Ja rownież bardzo się cieszę. Pierwszy mały sukcesik na koncie po tak długim czasie. Daje to do myślenia i uczy takie doświadczenie cierpliwosći.
kasia

zbigniew pisze...

Do poprzednich komentarzy z poprzedniego dnia.

Pytacie po co zbaczam na cudze drogi i czy nie jestem pewien swojej?

Moja droga jest jasna- CHRYSTUS JEST DROGĄ PRAWDĄ I ŻYCIEM!

Zbaczam z drogi by zobaczyć świat z tej innej drugiej strony!Niech ciałbym być w życiu tym który to pierwszy rzuci kamień!
Skoro zeście mnie zapytały to przyznam się Wam do czegoś!!!
Wiem że tego nie pochwalicie i że posypią się na mnie nagany, ale trudno!

W ostatnim czasie w bliskich odstępach dwa razy nie byłem w kościele na Mszy Swietej w niedzielę!
I wiecie co? Bardzo łatwo jest nie chodzić a właściwie przestać chodzić do kościoła!!! I to nie zbraku wiary a raczej z przyczyn techniczych! Na następną niedzielę głupio mi było iść do siebie do Kościoła to poszedłem do innego w mieście!
I to jest już początek!
Ktoś tu wspomniał że nie należy rygorystycznie przestrzegać przykazań!!!

Nie zgadzam się ! Właśnie że należy być rygorystycznym w przestrzeganiu przykazań! Nie wolno nić odpuszczać ani luzować! Żadny tam ból głowy czy też złe samopoczucie nie może zwalniać z obowiązku!!!Chyba że padamy jak to się mówi na twarz- no to trudno!!!

Księże Tomaszu proszę o miłosierną reprymendę.

Anonimowy pisze...

Zbigniewie Cieszy mnie, że zgadzasz się ze mną. Podam inny przykład. Przykazanie 7.Nie kradnij. Nawet kartki papieru z zakładu pracy nie wolno wynieść, bo to też kradzież. A gdy sobie tak poluzujemy to najpierw będzie kilka kartek, ołówek, .. paczkę papieru jak nikt nie zauważy itd. Czy my wtedy będziemy wiedzieli co to znaczy kradzież i z czego się spowiadać? A przykazanie 4. Czcij ojca swego i matkę swoją. Nawet gdyby rozum, któreś z nich straciło należy im się cześć, bo poprzez nich Bóg nas powołał do życia.
Nika

Anonimowy pisze...

@ Zbyszku
Inaczej to postrzegam. Nie chcę traktować pewnych spraw, jako obowiązek. Pójście na Mszę z obowiązku niewiele dla mnie znaczy. Bóg nie sprawdza listy obecności. To ma być mój świadomy wybór. Poza tym napisane jest „dzień święty święcić”. Dla mnie to nie jest jednoznaczne z pójściem na Mszę i gotowe. Odczytuję to trochę inaczej. Według mnie (pamiętajcie, że mogę być w błędzie!) Dzień święty święcić oznacza powstrzymywanie się od pracy, jeśli jest taka możliwość i poświęcenie czasu Jemu. Można kopać w ogródku, jeśli to nam sprawia przyjemność lub poczytać książkę. Poczuć trochę refleksji, poczytać Słowo lub dłużej z Nim porozmawiać. Oczywiście na Mszę też można się wybrać, ale nie z poczucia obowiązku, lecz z potrzeby wewnętrznej. Tak ja to odbieram.
Jesteś Zbyszku ciekawy świata? Takie zbaczanie może być niebezpieczne. W jednym masz racje. Łatwo odejść od Niego, lecz zapewniam Cię, że wrócić jest zdecydowanie trudniej.
kasia

Marta pisze...

@Kasia
z jednym się nie zgadzam co do świętowania niedzieli. Msza św. musi być jej obowiązkowym elementem. Był czas kiedy burzyłam na to.Myślałam: nikt nie będzie mnie do niczego zmuszał. Teraz rozumiem to inaczej. Niedzielne uczestnictwo w Mszy św. nakazane jest przykazaniem Bożym, żeby człowiek łatwo się z tego nie rozgrzeszał. Bóg chce nam pomagać, ale musimy Mu dać ku temu okazję. Jeśli Boga się pokocha to Msza św. jest potrzebą serca.

Zbigniew pisze...

Widzisz Kasiu i tu się mylisz !!!
Dobrze że zastrzegasz że możesz się mylić!

Mówisz że : Odczytujesz to inaczej"

I po to są właśnie przykazania Boże i Kościelne by ktoś kto inaczej odczytuje nie miał wątpliwości!!!

Jest obowiązek niedzielnej mszy i czy to odbierasz jak przymus czy obowiążek mały czy duży czy wogóle masz inny pomysł na - dzień święty święcić to masz iść do Kościoła bo inaczej łamiesz kośćielny nakaz który Cię obowiązuje!!!

Następcy Chrystusa mają daną władzę od semego Jezusa ustanawiania praw i obowiązków- kto ich nie przyjmuje( i kapłanów i nakązów ten Chrystusa nie przyjmuje)

Anonimowy pisze...

Msza św. jest potrzebą duszy. Ciało karmimy codziennym pożywieniem tylko o duszy wiele osób nie pamięta. Jeśli obowiązki stanu na to pozwalają na mszy winniśmy być codziennie i karmić się Ciałem Boga i to w postawie KLĘCZĄCEJ i tylko do ust. Do czego doprowadziło to ułatwianie sobie życia, stawiania na przyjemności ciała? My, ludzie tacy mali, brudni stoimy przyjmując Boga do swego serca. Boga który nas stworzył z miłości i wszystko nam daje i od Niego wszystko zależy co się w naszym życiu wydarzy?
Bóg stworzył świat przez sześć dni, siódmego odpoczął. I my również w niedzielę mamy podnieść głowę i odpocząć. Ale co to znaczy? Żadnej pracy, w ogródku również pracujemy,wiadomo obiad i to co musimy zrobić/ rozsądek powinien nam podpowiedzieć/, żadnych zakupów nawet ziarnka pieprzu, bo ktoś w sklepie musi pracować, gdy ja pójdę na zakupy. Mamy podziwiać ten piękny świat, czas na spotkania z rodziną, znajomymi, spacery.I koniecznie msza święta najlepiej rano by wymówki sobie nie szukać.
Nika

Anonimowy pisze...

@ Marta
No ale wlasnie piszesz, że jeśli Go kochamy to na Msze idziemy swiadomie i z radoscia. Idziemy bo chcemy a nie dlatego że musimy. Co to za wiara jeśli robie cos pod przymusem a nie dlatego że serce moje tego chce? A w ogole to zamiast w niedziele mozna isc na Msze w sobote wieczorem i "liczy" się jak niedzielna.
Uwazam, że ten kto idzie z obowiazku to raczej jest "letnim". Pojdzie ale czy tylko o obecnosc chodzi? No chyba nie.
kasia

Anonimowy pisze...

@ Nika
No wlasnie. Sama piszesz,że Masza jest potrzeba duszy. I tu się zgodze.
A dzien swiety swiecic mozna na wiele sposobow. To nie tylko obowiazkowa Msza. I dalej uwazam, że relaksacyjnie mozna w ogrodku popracowac nawet w niedziele.
kasia

Marta pisze...

@Kasia
Masz rację. Napisałam to tylko i wyłącznie ze swojego punktu widzenia. Był czas, kiedy "pogniewałam się " na Pana Boga i wtedy do kościoła nie chodziłam wcale. Uważałam i uważam, że bez sensu jest robić coś tylko pod pewnego rodzaju przymusem czy z przyzwyczajenia. Nie oceniam ale też nie rozumiem ludzi, którzy tylko "zaliczają" niedzielny obowiązek.

Tak można iść na Mszę św. w sobotę to jest OK. Ja po prostu nie mam takiego zwyczaju.

Nigdy nie przestrzegałam rygorystycznie zakazu pracy w dzień świąteczny. Praca w ogrodzie to może nie, ale nie wykluczam czego innego. Są prace, które mnie cieszą lub są konieczne.

Anonimowy pisze...

@ Marta
Zgadzamy się calkowicie

kasia

Anonimowy pisze...

Każdy człowiek ochrzczony potrzebuje Boga nawet jak sobie tego nie uświadamia. Jeśli czytamy Pismo Święte i nim staramy się żyć ale uważamy, że na mszy w niedzielę nie musimy być to wygląda to jakbyś czytała jakiegoś mężczyzny piękne listy kierowane do Ciebie, a nie spotykała się z nim osobiście. Czy poznałabyś tę osobę bliżej? Czy mógłby Cię przytulić? By się w Bogu zakochać to trzeba być z Nim. On czeka na każdego z nas w kościele. Zamknięty w tabernakulum Jezus-Więzień Miłości.
Często się z Nim spotykając dajemy sobie szansę, że się kiedyś możemy w Nim zakochać.
Kasiu, sama użyłaś słowa "praca" w niedzielę, a jak praca to nie odpoczynek.
Nika

Marta pisze...

@Nika
praca nie jest karą!

Marta pisze...

@Nika
i jeszcze jedno. Należy nam się odpoczynek. To prawda, ale nie dajmy się zwariować i nie liczmy kroków jak Żydzi

Anonimowy pisze...

@ Nika
My chyba mowimy o tym samym. Postaram się to jeszcze raz powiedziec . Jeśli ktos kocha Go to idzie na Msze ale nie jest to dla niego obowiazek.
Jeśli ktos idzie tylko dlatego że tak trzeba , no to cos jest chyba nie tak. Podkreslam że moja mysla było i jest : msza sw w niedziele - tak , ale nie jako obowiazek ale jako potrzeba duszy.
kasia

Marta pisze...

Myślę dziewczyny, że my naprawdę mówimy o tym samym:)

Jeśli się w Bogu zakochamy, to spotkanie zakochanych nie może być obowiązkiem :)

Anonimowy pisze...

A jak ktoś jeszcze Boga nie kocha, to jak ma Go pokochać? Może trzeba zacząć od obowiązku i przestrzegać przykazań. Jak piękna jest miłość, którą Bóg chciałby Cię obdarzyć. Dla każdego ma taką samą.
Nika

Anonimowy pisze...

@ Nika
Jeśli ktoś chce Boga poznać i pokochać.. to każdy ma swoją drogę. Ja zaczęłam od Słowa.
Ale przez obowiązek nie wzbudzi się miłości.
kasia

Marta pisze...

@Nika
Może, przez pewien czas to musi być obowiązek, żeby kochania się nauczyć. Nie wiem. Może to głupi przykład, ale zanim pływanie czy jazda na rowerze zacznie sprawiać przyjemność też trzeba się nieźle natrudzić. Po za tym udział we Mszy św. nie może być uzależniony od naszego humoru. Jeśli inaczej nie mogę się zmotywować do udziału w Mszy to wiem, że tak mi nakazuje przykazanie. I nie musi mi to sprawiać przyjemności.

To co teraz napisałam nie przeczy wg mnie temu co mówiłyśmy poprzednio. Poza tym mówimy o sobie, a nie rozważamy wszystkich możliwych przypadków. Zaczynamy wtedy teoretyzować, a to do niczego nas nie doprowadzi. To jest wtedy takie bicie piany.

Anonimowy pisze...

Marto Pięknie napisałaś. Myślę tylko, że kochania to się nie musimy uczyć. Nasz wysiłek zostanie wynagrodzony i Bóg sam nauczy nas Siebie kochać.
Nika

Marta pisze...

Masz rację Nika. Miłości nie da się nauczyć, ale jej okazywania tak. A tak w ogóle to jesteśmy odpowiedzią na Boże wezwanie. To tak nie do końca (albo wcale) nasza zasługa, że szukamy Boga. To jest łaska, którą darmo otrzymaliśmy.

Anonimowy pisze...

Marto Jest taka piękna pieśń "Wszystko jest łaską.."
Nika