środa, 15 czerwca 2011

Pokazówka



Uważajcie, by swoich czynów sprawiedliwych nie spełniać przed ludźmi po to, aby was oglądali. Jeśli nie, nie będziecie mieć zapłaty u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc będziesz spełniał uczynek miłosierdzia, nie otrąbiaj [tego] przed sobą, jak to robią obłudnicy w synagogach i na ulicach, by zdobyć pochwałę u ludzi. Tak, mówię wam: oni [już] odbierają swoją zapłatę. Gdy natomiast ty spełniasz uczynek miłosierdzia, niech nie wie twoja lewa [ręka], co czyni prawa, aby twój czyn miłosierdzia był w ukryciu. A twój Ojciec, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,1-4)


Argumentem (usprawiedliwieniem) od uczęszczania do kościoła u wielu jest fakt, że niektórzy wierni zbyt obnoszą się ze swoim zewnętrznym wyrazem wiary. Słusznym jest manifestować swoją wiarę, ale sztuką jest czynić to w cichości serca, nie przed ludźmi ale jedynie przed Bogiem, który zna nasze intencje i który widzi w ukryciu. To też nie znaczy, że wspólnota modlitwy czy życia Kościoła jest zbyteczna. To nie jest kółko wzajemnej adoracji, ale przeciwnie: powinna ona zrywać wszelkie maski ukrytej pychy, która też może istnieć na gruncie religijnym. Ileż pokory potrzeba naszemu sercu, by wszystko oddać Ojcu, a niczego nie żądać dla siebie!

Bo tak naprawdę wierzący każde dobro czyni w Jego imię i z Jego pomocą. Czystość intencji wiary jest ważna na naszej drodze. Bo pozwala zweryfikować w czym nie domagamy i nad czym powinniśmy pracować. Tym, co odziera nas z obłudy wskazując właściwą drogę sercu, jest żywe Słowo. Jest ono jak miecz obosieczny. Poddając się jego ostrzu, w końcu pozostanie w naszej wierze to, co naprawdę istotne. Nie czyny i słowa rzucane na pokaz, ale prawda o nas samych.


24 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kościół to ludzie. A ludzie są różni. Lubię nocną ciszę kościelną. Ten półmrok i urok milczenia. Moja skromna rozmowa nabiera wówczas pewnego rodzaju majestatu. Nawet Pan Latarka nie jest w stanie przerwać tej nici między Nim a mną. Mimo, że sroga mina Pana Latarki wyraźnie wskazuje niezadowolenie. Gorzej jest w dzień. Trudno mi znieść wzrok innych. Ich szepty modlitwy przeradzają się niemalże w huk armatni. Dlaczego siadają blisko..skoro są inne wolne miejsca? Demonstracyjnie padają na kolana i wznoszą ręce do góry…by za chwilę wyjść ze świątyni i soczyście przekląć na padający deszcz. Wielu reklamuje się swoją wiarą lecz czynią to w imię „sławy”. Ziemskiej sławy. Ten dzisiejszy fragment jest jakby kontynuacją fragmentu „nie każdy kto mówi Panie, Panie..”
Szczerze powiedziawszy ten fragment niejako mnie „prześladuje” swoją treścią. Skąd mam wiedzieć, że to co robię jest prawdziwe a nie obłudnie fałszywe? Czy ja też pomagam innym aby poczuć wdzięczność innych a nie ukryć się pokornie w zaciszu Jego miłości? Czy jestem bezinteresowna? I pytanie zasadnicze… a właściwie dlaczego pomagam? Dlaczego przyjęłam takie postępowanie za słuszne? No właśnie.. nie zawsze jestem bezinteresowna. I nie chodzi mi o to, że biegam z transparentem w ręku głoszącym moją pseudo wielkość czekając na oklaski. Czasami …jak się tak głębiej i dłużej zastanowić ….pomagam innym… bo pomagam tak naprawdę sobie. Jeśli komuś zrobię korektę pracy pisemnej.. to po co ? By tak naprawdę uciec od rzeczywistości. Znajduję w tym drogę do chwilowego spokoju. A jeśli jadę do kogoś sto parę kilometrów by tę osobę zobaczyć i chwilę porozmawiać …napić się kawy i zapytać czy wszystko w porządku …mimo, że spotkam ją za dwa dni na wykładach … to czy robię to tak naprawdę bezinteresownie? Chyba nie. Również i wtedy odrywam się od istniejącego świata … Chyba zawsze robię coś …po coś. Nawet jeśli to jest ukryte dla publiki.. to jednak jest i wówczas bezinteresowności nie jest już taka czysta. Co to znaczy być bezinteresownym? Jak zerwać z wszechobecną w nas pychą? Jak odnaleźć w sobie pokorę ..? Czasem prawda o mnie jest okrutna.
ks

Anonimowy pisze...

Co jeszcze robię na pokaz i dlaczego? Co manifestuję i co chcę osiągnąć? No i działanie w drugą stronę. A czego się wstydzę i co ukrywam przed innymi? Demonstrując agnostycyzm przy jednoczesnym ukrywaniu próby przejścia na chrześcijaństwo … co chciałam osiągnąć … i gdzie jest w końcu prawda o mnie ? Dlaczego uciekam? Czemu się zaczynam znowu kryć? Czemu we mnie tkwi ta przewrotność zwrotna? Czemu będąc agnostykiem Biblia leżała w miejscu widocznym a gdy próbowałam iść nową drogą Biblia była ukryta ? Czego się obawiałam? Czy mój agnostycyzm jest zatem prawdziwy czy tylko na pokaz? Bo dzisiaj już nawet tego nie wiem. I komu ja to chce pokazać? Sobie? Innym? Jemu? Czy Słowo może działać również na osoby niewierzące? Jak mam siebie zidentyfikować? Co i komu chcę udowodnić ? W poprzednim poście poddałam krytyce innych co padają na kolana głośno wołając imię Pana. A co robię sama? Demonstracyjnie nie padam na kolana? Czy demonstracją jest nie zrobienie znaku krzyża wchodząc do świątyni? Czy to tkwi we mnie … czy tak naprawdę jest to tylko pokazówka czy wstyd ? Jestem pełnym pychy agnostykiem? No to nie powinno mi to przeszkadzać. A skoro trochę mnie po dzisiejszej lekturze Słowa to „uwiera” … to czego jest to znakiem? Fałszu i zakłamania? Obłudy? Błędnie kręcę się w kółko? Kim więc jestem? Ja wiem, że zaraz się oburzycie i powiecie mi, że nie trzeba się identyfikować i deklarować kim sie jest. Że wystarczy kochać Go a resztę zostawić w spokoju. Tak. Dla innych nie trzeba. Ale jak sobie samemu odpowiedzieć na te pytania? Jestem lustrzanym odbiciem wierzącego? Co Słowo chciało mi dziś powiedzieć? Czy dzisiejsze Słowo nie łapie mnie aby za szelki w chwili gdy chce się rzucić w przepaść? Gdzie szukać odpowiedzi i gdzie się udać?

Środy wolnej od pytań życzę Wam.

ks

Marta pisze...

Kasiu, nasze działania nigdy nie są całkowicie bezinteresowne. Nawet podświadomie liczymy ma uznanie dla naszego czynu.

Lubię w dzień powszedni chodzić na Mszę św., ale nigdy nie przychodzę wcześniej, chociaż chcę porozmawiać z Bogiem przed jej rozpoczęciem. A wiesz dlaczego? Bo nie lubię zawodzących modłów staruszków czytanych na głos z jakiś starych książeczek. Nie lubię, a nawet mnie to denerwuje. Szanuję jednak ich potrzebę takiej własnie modlitwy. I przed Mszą św.modlę się w samochodzie, a do kościoła przychodzę "na styk".

Szkoda, że musze kończyć, bo czas do pracy. Wrócimy do tematu po południu.

Miłego dnia :)

Anonimowy pisze...

W niedzielę staliśmy przed wejściem do Kościoła po każdej Mszy Św. zbierając do puszek ofiary do puszek na cele Hospicjum...Widziało mnie tam kilku znajomych, a obok mnie stał nasz ks. Dyrektor Hospicjum. Cieszyłam się, że mnie ludzie rozpoznają w takiej akcji...czy to było na pokaz? Myślę, że nie. AMDG!
Pozdrawiam w Panu.
Anna

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Zawsze warto weryfikować nasze intencje, też na gruncie religijnym. Religijność czysto zewnętrzna staje się magią, rytuałem pustych gestów i słów. To zagrożenie dla rozwoju wiary.
@Kasiu: mnóstwo pytań. Dobrze jest pytać, nawet gdy pytania bez odpowiedzi zostają. Dobrze, że Słowo zastanawia, uwiera, czasem nawet bulwersuje. Jest żywe przecież.
Pozdrawiam środowo, Boże wsparcie niech Wam towarzyszy!

Anonimowy pisze...

@ ksiądz Tomasz
Ksiądz mnie już dobrze zna. Zadałam sporo pytań, w których tak naprawdę tylko zmienną jest ich forma. Bo pytanie jest jedno i skrzętnie ukryte pod stertą pytań tych samych choć w innym kształcie. Ja po prostu tak po ludzku i tak po prostu nie wiem co robić dalej. A jak nie wiem co robić dalej to uciekam. Uciekam w miejsce, gdzie czułam się w miarę dobrze.
Słowo jest żywe. Zupełnie jakby się dzisiaj ze mną droczyło. Jakby rozmawiało ze mną. Ja Mu wytoczyłam argumenty o fałszywej religijności a Ono mi podało zarzuty prawdziwości agnostycyzmu. Moje pytania w drugim poście to nic innego jak obrona przed Prawdą.
Tylko, że ja nadal nie wiem co robić dalej.
ks

Zbigniew pisze...

Katarzyno chyba masz problemy takie jak każdy z nas!
Wystarczy nie pójść do Kościoła w jedną Niedzielę, a już na drugą wydaje się nam, że wszyscy wiedzą i patrzą się na nas!!!

Trzeba nauczyć się odrzucić od siebie pewne słowa, słowa które są Twoje i tylko Twoje!!!

Wchodże do Kościoła, klękam na dwa kolana - dlaczego mówisz o mnie że robię to demostracyjnie???Kiedy to jest potrzeba mego serca!!! Dlaczego mam klęknąć w biegu i coś tam nakreślić na czole a może muchę spłoszyć???

Z tym że wyjdzie i zaklnie na deszcz - przyznam się- czasem przeklnę w domu i nawet tego nie słyszę!!!Dopiero Żona zwraca mi uwagę!!!W tym przekleństwie tak naprawdę nie ma mocy, to przerywnik!( żeby było jasne nie pochwalam tego, tylko mówie jak mi się zdarza)

Czy gdybyś mnie widziała po przyjęciu Komunii, że długo klęczę to byś mówiła że robię to demonstracyjnie???

Nie robię Ci żadnej krytyki! Chcę Ci tylko wykazać , że tak naprawdę to nie wiemy co dzieje się w danej chwili między tą osobą a Panem Bogiem!!!To jest tylko nasza ocena!

W 85 roku zbieraliśmy podpisy przeciw aborcji. Czy ja to robiłem by ludziom się pokazać? W życiu!!!
Żona tak była strasznie zawiedziona, że tak mało ludzi złożyło podpisy,że schodząc do smochodu mówiła:,, Nie warto było się angażować!" Szedłem i zastanawiałem się czym Ją pocieszyć, ale nic mi nie przychodziło do głowy!!!
Zatrzymałem się na chwilkę z kimś a gdy ruszyłem patrzę a Żona coś itensywnie czyści w dłoniach!Nawet nie zareagowała na moje pytanie!
Przygląda się temu co trzyma w dłoni i nagle mówi:,,Wiesz teraz wiem ,że warto było!"
Znalazła w błocie medalik Matki Boskiej Nieustająćej Pomocy!Dość duży taki jakiś nie typowy!Trzyma Go jak relikwie!!!
Opowiedziałem Wam, ale teraz już nie wiem co chciałem przez to powiedzieć!!!

Anonimowy pisze...

Z każdego wypowiedzianego słowa będziemy przez Boga sądzeni. Tylko kto o tym teraz myśli? Bombardowani przez media wiadomościami, rozkrzyczani, ciągle mający coś do powiedzenia, często są to puste słowa to nasza rzeczywistość. Ileż to zmarnowanego czasu. A drugi człowiek, starszy, biedny, schorowany czy my go widzimy? Często dla własnej rodziny nie chcemy mieć czasu. Potrzeba nam odwrócenia uwagi od nas samych by zobaczyć drugiego człowieka tak bardzo umiłowanego przez Boga i tęskniącego za miłością drugiego człowieka. Człowiek odgradza się od drugiego człowieka, unika by czasem nie trzeba było mu pomóc a jak już pomaga to żeby inni się o tym dowiedzieli. I dlatego tak mało widać na ulicach ludzi szczęśliwych którzy wiedzą sens swego życia.

Zbigniew pisze...

Nie jest tak żle!!!
Trzeba tylko też umieć dostrzegać dobro!

Kiedyś na Akcji Katolickiej dopada mnie jedna Pani i pyta: ,, Słyszałeś jak pewien Ksiądz źle postąpił , tam a tam?"
Odpowiedziałem;,, Pani Zosiu, ani tam nie byłem ani nie wiem czy to prawda, proszę nie powtarzać nie sprawdzonych informacji bo można zrobić komuś krzywdę! Wolę jak Pani przychodzi do mnie z dobrymi wiadomościami"

Anonimowy pisze...

Nie o to mi chodziło. Zło jest bardziej krzykliwe, to fakt. Dobra jest wiele, ale za mało chętnych którzy chcą służyć Bogu, tak za darmo. Szef mój nazywa mnie "adwokatem", bo staram się w każdym człowieku zobaczyć dobro.

Anonimowy pisze...

@Zbyszku
Źle mnie zrozumiałeś. Ja mówiłam o tych co demonstrują swoją wiarę. A takich jest dużo. Uwierz mi, bo na co dzień ich spotykam. Nie pisałam o nikim personalnie. Pisałam o takich co demonstracyjnie idą do kościoła i każdy musi o tym wiedzieć na około..a zaraz potem zachowują się całkowicie niezgodnie ze swoją wiarą.
ks

Anonimowy pisze...

Anonimowa/Anonimowy ma rację. Odsuwamy się od siebie i izolujemy. Często z obawy, że trzeba będzie komuś pomóc lub zwyczajnie się w coś zaangażować.
ks

Zbigniew pisze...

Katarzyno ja wiem że nie mówiłaś o nikim personalnie. Ja tylko na swoim przykładzie
chciałem pokazać i zapytać czy też mnie tak odbierzesz???
A chciałem wykazać że to nie jest dobry sposób oceniać innych czy to robią demonstracyjnie czy nie( bez urazy)

Ja już dawno się tego wyzbyłem! idąć do komunii stałem trochę z tyłu i widząć kto przystępuje nie raz myśłałem :,, To dopiero wczoraj wjnę prowadziłeś ze swoim sąsiadem a dzisz idziesz do Komuni???
Kiey dostrzegłem swój błąd wyzbyłem się tego całkowicie!!!Teraz nikogo nie oceniam i to daje mi wolność!!!!

Marta pisze...

Zewnętrze oznaki wiary to delikatny temat. Lubię chodzić do kościoła i w zasadzie mogłabym tam chodzić codziennie. Z wstępowaniem na krótką adorację nie ma problemu, ale z Mszą Świętą już tak. Dlaczego? To jest właśnie dosyć trudne do wyjaśnienia. Absolutnie się tego nie wstydzę, że ktoś uzna mnie za dziwną, bo dobrowolnie idę w dzień powszedni na Mszę. Wprost przeciwnie, nie chcę, żeby ktoś myślał, że obnoszę się ze swoją pobożnością. Gdyby była opcja czapki niewidki, to zaraz bym ją wzięła. I jeszcze raz podkreślam nie wstydzę się tego, że chodzę do często do kościoła.

Pisałam rano, że nasze działanie nigdy tak do końca nie jest bezinteresowne. Dlaczego tak myślę?
Na przykład modlę się za zmarłych. Niby bezinteresownie, ale wgłębi duszy mam nadzieję, że oni też wspomogą mnie swoją modlitwą. Czyli nie do końca jestem bezinteresowna.

Anonimowy pisze...

Najważniejsza w życiu jest miłość. Czy jesteśmy tego świadomi, że Bo nas bardzo kocha. On bardzo kocha Ciebie Kasiu i tak samo mocno kocha każdego człowieka. Bóg stworzył nas wszystkich z miłości, obdarzył każdego talentami i każdy w życiu dostał od Boga zadanie do wykonania. Każdy człowiek jest na tej ziemi potrzebny i kochany przez Boga. Jezus na krzyżu dał nam Swoją Matkę. Matka Boża jest Twoją Kasiu Mamą i moją też. Jest piękna, prawda. Zawsze gotowa nam pomagać, jeśli Ją o to prosimy. Pamiętajmy o tym. Bóg również nas rani, jak dobry Tata. Ale jak zrani to i uleczy. Jeśli z pokorą przyjmujemy nasze cierpienia one nas oczyszczają i zbliżają do Boga i ludzi.
Szczęść Boże wszystkim czytającym.
Nika

Anonimowy pisze...

Nie, Zbyszku nie oceniłabym Cię tak. Bo Cię nie znam. Denerwuje mnie jedynie trochę tylko to,że Ci których znam obnoszą się tak demonstracyjnie. Robią to wybitnie na pokaz. To miałam na myśli i stąd też moje nawiązanie do innego fragmentu Pisma.
ks

Anonimowy pisze...

@ Nika
Wiem już że On nas kocha wszystkich. Nawet mnie. I to mnie właśnie trochę przeraża. Jego miłość jest ogromna.
ks

Marta pisze...

Ogromna i bezinteresowna :) Bezwarunkowa :)) i wcale nie przerażająca :)) Bóg po prostu kocha za nic :)

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

@Kasia i inni kochani czytacze tegoż bloga: oto dla Was... trochę w temacie poruszonym, jednym z wielu dzisiaj...



Boję się Twojej miłości


Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata
biblijnego tupania
boję się Twojej miłości
że kochasz zupełnie inaczej
tak bliski i inny
jak mrówka przed niedźwiedziem
krzyże ustawiasz jak żołnierzy na wysokich
nie patrzysz moimi oczyma
może widzisz jak pszczoła
dla której białe lilie są zielononiebieskie
pytającego omijasz jak jeża na spacerze
głosisz że czystość jest oddaniem siebie
ludzi do ludzi zbliżasz
i stale uczysz odchodzić
mówisz zbyt często do żywych
umarli to wytłumaczą

boję się Twojej miłości
tej najprawdziwszej i innej

Jan Twardowski

Anonimowy pisze...

Kasiu! Bóg kocha nas cudowną miłością. Doświadczysz jej tyko swoje serce musisz szerzej otworzyć. Znaczy to zawierzyć Bogu tak do końca. Zawierzyć, że o wszystkim, absolutnie o wszystkim wie Bóg co się w Twoim życiu dzieje każdego dnia. Mało tego Jezus jest ciągle przy Tobie. Nigdy Cię nie opuszcza tak bardzo Cię kocha. Ja codziennie Mu o wszystkim opowiadam, radzę się co mam zrobić w danej sytuacji, a najważniejsze za wszystko Mu dziękuję. I to jest najważniejsze. Dziękować Bogu za wszystko. Za to, że słońce świeci, deszcz pada, pyszne śniadanie, pyszne ciacho i kawę itd. Przepraszam też często za to, że nie umiałam być miła dla danej osoby, albo coś chciałam dobrze a nie wyszło itd. To ciągłe moje bycie z Jezusem jest cudowne.
Życzę Ci błogosławionej nocy, a jak się obudzisz uśmiechnij się do Niego.
Nika

Anonimowy pisze...

@ ksiądz Tomasz
Bardzo dziękujemy za wiersz. Jest on taki..dziwny i uroczy jednocześnie. Trochę pochopny w treści bym powiedziała i niedopowiedziany. Ale to dobrze. Bo ta Jego miłość jest w sumie nienazwana. Nie da jej się ogarnąć ani zmysłem ani rozumem.
Jeszcze raz bardzo dziękujemy.

@Nika
Cieszę się, że do nas dołączyłaś.Ja bardzo podobnie z Nim rozmawiam. W zasadzie o wszystkim...ale z reguły bazuję na Słowie. Bo to Ono mi coś zawsze pokaże..albo da "łupnia" jak dzisiaj. Rozmawiam z Nim Słowem ale poruszam również kwestie codzienności. Czy Mu zawierzam? Jeszcze nie. Po prostu rozmawiamy. Więcej u mnie jest "przepraszam" niż uśmiechów że sobie z czymś poradziłam. Codzienne sprawy i możliwości nie bardzo mi wychodzą w konfrontacji z Nim. Czy dziękuję Mu? Oczywiście, na swój sposób tak. Ale i proszę. Nie proszę o coś z życia... tylko o łaskę żebym w końcu mogła spokojnie Go poznawać. Wydaje mi się, że On mnie słyszy ... bo odpowiada poprzez Słowo. Ale wiem też, że Go nie kocham. Wiem, że On jest. Ale nie mam chyba żadnych uczuć względem Niego. Nie czuję nic. Wiem, że muszę być cierpliwa. Tylko mi przykro, że On kocha a ja nie. Że On wybacza.. a ja nie..nawet Jemu nie wybaczyłam jeszcze choć się staram i często z Nim o tym rozmawiam. I to mnie właśnie przeraża. Tego się obawiam. To trudne ... wiedzieć że ktoś cie kocha tak mocno... a ty nic... prawie zupełnie nic.
Również życzę spokojnej nocy :)
ks

Anonimowy pisze...

A swoją drogą... Wiecie czego się nauczyłam? Jak Mu dziękować.. tak na swój sposób. Nie umiem sklecić słów w piękną modlitwę dziękczynną, ale za to dziękuję Mu śpiewanym szeptem. Nie znam jeszcze pieśni, ale mam swój sposób i sobie radzę. :)
Czasem mu melodyjnie szepcze w samochodzie a czasem jak przechodzę przez noc ... tylko, że w nocy.. to się Go zawsze pytam..czy śpi. Głupie ..no nie? Pytać się Go czy śpi.. ale ja się Go pytam. Sama nie wiem skąd mi się to wzięło. Szaleństwo?
ks

Zbigniew pisze...

Katarzyno, ja też mówiłem Ci że oceniałem tych których znam!!! tak też jest z pomaganiem, że łatwiej pomożemy komuś kogo nie znamy niż temu kogo znamy!!!

Tu jest cała ta filozofia - wznieść się pond to co wiemy o tym kimś!Bo tak naprawdę to nie wiemy jakie ten ktoś ma relacje z Panem Bogiem!

Oceniająć stajemy się trochę podobni do tego Faryzeusza co to pod ołtarzem wyliczył Panu Bogu swoje ofiary i dziesięciny!

Katarzyno słuchająć Twoich trudności w nawiązaniu bliskości z Bogiem czy może raczej wątpliwości Twoich czy robisz dobrze czy źle np.że pytasz czy śpi, uzmysławiam sobie jak z pozoru drobne rzeczy stają się przeszkodą w rozwinięciu powiedzmy -skrzydeł by móć wypłynąć na szerokie wody wiary!!!

Ja swoje opowiadania(ok. 100)zatytułowałem ,, Na płytkiej wodzie wiary". Chciałem przez to powiedzieć ile jeszcze nam brakuje by mÓc zawierzyć i zacząć stąpać po wodzie!

Anonimowy pisze...

@ Zbyszku
Relacje z Nim to każdego indywidualna sprawa. Zgadzam się z Tobą całkowicie. Nie każda jednak demonstracja demonstracji równa. Ja się głęboko zastanawiam ile prawdy jest we mnie.. i gdzie jest ta prawda. Po prostu nie wiem kim jestem i kim chce w końcu być. Dla mnie "chcieć" oznacza bowiem przyjęcie pewnych określonych zasad. Nie mogę sobie wybierać tylko te które mi pasują. Muszę je wszystkie zaakceptować. A czy mi będzie łatwo im sprostać czy też nie to już inna sprawa. Podstawą jednak jest ich całkowite przyjęcie.
ks