poniedziałek, 13 czerwca 2011

Serce za ząb



Słyszeliście, że powiedziano: "Oko za oko, ząb za ząb". A ja wam mówię, aby nie występować przeciwko zepsuciu. Lecz jeśli ktoś ciebie uderzy w twój prawy policzek, nadstaw mu i drugi. A kiedy ktoś chce się z tobą sądzić i zabrać twoją suknię, oddaj mu i płaszcz. Jeśli ktoś przymusza cię do [przejścia] jednej mili, przejdź z nim dwie. Daj proszącemu cię i nie odwracaj się od tego, kto chce od ciebie pożyczyć (Mt 5,38-42)


Jeżeli rodzi się konflikt nas dotyczący, nie można pozostać wobec niego obojętnym. Nie można przejść obojętnie, choćby nie raz się chciało sądząc, że to najlepsze rozwiązanie problemu. Obojętność nie jest możliwa, kiedy we wnętrzu trwa burza. I nawet jeżeli niekiedy można uciec od jakiegoś zewnętrznego działania w konflikcie, to w swoim wnętrzu człowiek nie jest w stanie tego uczynić.

Są dwie postawy wobec konfliktu: albo zawiść niosąca odwet, albo zaniechanie odwetu, będące postawą miłości. Odwet oddala od siebie ludzi, natomiast miłość buduje, często odmieniając bieg zdarzeń w zaskakującym kierunku. Tylko trzeba dać jej szansę.

Chrystus jest przykładem i zwolennikiem miłości ekstremalnej; bez kompromisów i tej do końca. Przez to niezrozumiałej. Nauczono nas bowiem, że aby odnaleźć się w życiu, trzeba walczyć o swoje. Żeby nie być zranionym, trzeba wyprzedzać atak innych albo skutecznie oddawać ciosy, słowa, złe spojrzenia.

Być może spotykana agresja jest wołaniem o pomoc. Ludzie nasyceni nią to tak naprawdę ludzie słabi i nieszczęśliwi. „Daj proszącemu…” A najpiękniejsze co możemy dać innym, to nasze kochające serce. Wbrew logice tego świata, uczącego kochać tylko tych, którzy nas kochają. Chrześcijanin ma nie tylko akceptować nieprzyjaciół, lecz modlić się za nich i miłować ich (zob. Mt 5,44). Po tym świat rozpoznaje prawdziwych wyznawców Chrystusa.


22 komentarze:

Anonimowy pisze...

Odwet jest konsekwencją, żeby nie powiedzieć kontynuacją konfliktu. Nie wynika bezpośredniego z niego samego lecz jest pośrednią reakcją na „zadośćuczynienie” krzywdy.
Są dwie postawy wobec konfliktu: albo iść w zaparte albo wysłuchać drugą stronę. To drugie może skutkować przyjęciem argumentów drugiej strony. Innymi słowy.. albo walka albo pokój. Trzecia opcja.. w zgodzie uznać wzajemne poglądy i przyjąć różnice za coś naturalnego. Uznać .. różnimy się, ale szanujemy. Trzecia opcja rzadko spotykana ale realna.
Nie zawsze chodzi o zemstę. Bo jeśli to jest naszym zamierzeniem to źle się z nami dzieje. Jesteśmy zaślepieni.
Tak….Nauczono nas, by istnieć trzeba nie tyle walczyć i wyprzedzać atak….ale bronić się. Czasem oddać jeśli ktoś po raz kolejny rzuca we mnie kamieniem. To też obrona…. Przed przyszłymi atakami.

Dzisiejsze Słowo.. jest piękne w swym wyrazie. Niesie duży pakiet miłości. Zaprasza do życia. Tylko nie każdy ma już siłę stawić czoła przeciwnościom w taki właśnie sposób.

Powstaje więc zasadnicze pytanie… Pytanie, które tkwi we mnie od dwóch dni.. Istnieć czy żyć???
Chciałabym powiedzieć „żyć”… ale wolę „ istnieć”. Przykro mi. Nie potrafię się nie bronić….już nie potrafię.

Znośnego poniedziałku życzę i pogody ducha... wkrótce znowu weekend :)
ks

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Ra trzecia opcja jest tożsama z drugą, Kasiu. A odpowiedź na dręczące Cię pytanie może być np. taka: istnieć by żyć. Żyć by kochać. Kochać bo nie odpowiadać ciosem za cios.
Wspaniałego dnia! Bożego w każdym jego wymiarze.

Marta pisze...

Na pewno Kasiu żyć, a nie istnieć :)

Ciągłe przebaczanie jest pozornie nielogiczne, ale to jedyny sposób na pokój serca. Ma ksiądz rację, że czasem burzy się człowiek wewnętrznie na niesprawiedliwość. Dlaczego to właśnie ja mam ustąpić i "odpuścić"? Ale pragnienie odwetu jest destrukcyjne. Wg mnie ludzie agresywni to ludzie poranieni przez życie i nie wierzący w miłość i bezinteresowność. Umieją tylko walczyć o swoje. Walcząc z nimi tylko nakręcamy spiralę nienawiści i niechęci. Ktoś musi "odpuścić". Jeśli agresor nie potrafi to spróbujmy my.
Kiedy taka sytuacja mi się zdarzy i właśnie "odpuszczę" to wcale nie czuje pokonana. Nigdy nie czuję satysfakcji kiedy jestem nieustępliwa i nie dam się pokonać. To chyba nie leży w mojej naturze. A może to pokój serca? Nie wiem.

Miłego i niekonfliktowego dnia dla dla wszystkich :)

Anonimowy pisze...

@ ksiądz Tomasz
Druga opcja nie jest tożsama z trzecią. Druga opcja - uznać argument strony przeciwnej i niejako przejść na drugą stronę. A trzecia opcja wysłuchać drugą stronę, szanować ją ale dalej trwać przy swoim. To chciałam powiedzieć. Źle to ujęłam w słowa.
Istnieć by żyć? Niby tak. Ale czasem trzeba odpowiedzieć na cios. Inaczej się nie da. Bo zadepczą i uduszą nas inni.Wykorzystają i zniszczą nas.

@Marta
Ja ustępuję. To nie jest tak, że od razu atakuję. Ale jeśli ktoś przekracza pewną granicę to muszę się bronić. I nie chodzi o odwet. Dlaczego ten, który się broni ma być agresorem?
Wybaczenie jest trudne. I wiąże się ściśle z nami samymi. Jeśli nawet zaakceptuję swoją historię i siebie...i wybaczę...to i tak dalej będę się bronić. Nie umiem tak jak Ty, Marta. Ja po którymś razie oddam cios.
ks

Anonimowy pisze...

Zaczynam Was się obawiać. Niepokoi mnie Wasza postawa. Nie jesteście moimi wrogami. To wiem. Ale możecie się nimi stać. Tego się boję. Zaufam Wam... postaram się nie oddawać ciosów.. A co jeśli inni to wykorzystają? Jeśli mnie zaatakują? Zatłuką i zabiją? to co ? powiecie "chciała istnieć by żyć, szkoda tylko że ją kijami zatłukli"? Widocznie Wy jesteście z innego świata a ja z tego świata. Duża przestrzeń nas dzieli. To ogromny rozziew otchłani. szkoda.
ks

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

@Kasiu,,, "Ale czasem trzeba odpowiedzieć na cios. Inaczej się nie da. Bo zadepczą i uduszą nas inni.Wykorzystają i zniszczą nas"
No, to jeśli nas zniszczą, staniemy się najbardziej podobni do naszego Nauczyciela, nieprawdaż? Jego też zniszczyli... Po ludzku rzecz biorąc, a raczej: nie-ludzko potraktowali za bardzo ludzkie życie. Lecz później powstał z martwych. Ostatecznie więc owo wykorzystanie i zniszczenie jest tylko pozorne.
Jeśli Cię więc zaatakują, nie powiem: szkoda... Tylko będę przy Tobie, choćby modlitwą. Ii nie żeby oddawać agresję, lecz dać miłość tym agresorom i modlić się o miłość dla Ciebie. A jeśli się to uda, to tylko można rzec: chwała Panu! Nie myślę, że jest między mną a Tobą taki dystans, jak piszesz. Jesteśmy ludźmi, nie aniołami. Każdy w czymś nie domaga, a i w miłości też nie czuję się żadnym specjalistą. Dzielę się tym, co przeżyłem, przemyślałem. Czasami różnimy się widzeniem pewnych spraw, lecz to dobrze, prawda? Nie wiem, dlaczego stale myślisz o tym, że ktoś chce Cię tutaj skrzywdzić? Z mojej strony nic Ci nie grozi:) Inaczej bez sensu byłyby wszystkie moje słowa pisane na tym blogu.

Marta pisze...

wiesz, ze z mojej strony tez Ci nic nie grozi Kasiu. Rozmawiałyśmy już o tym :)

Anonimowy pisze...

@ ksiądz Tomasz
Nie wiem co powiedzieć.Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Jak było zagrożenie i ktoś chciał mi pomóc to odbywało to się na zasadzie "Wskaż mi kto.. a spuścimy mu...xxx "... wiadomo co.
Zdaję sobie sprawę, że czasem jak dostaniemy w twarz to nie do końca oznacza to naszą przegraną. Ale ja tak już nie chcę. Chciałabym trochę odpocząć od walki i wiecznego czuwania, że wróg się zbliża. Chciałbym się położyć wieczorem by wstać dopiero rano...a nie stać na straży i pilnować swojego i córki bezpieczeństwa. Nie nadaję się na "bohatera" w chrześcijańskim rozumieniu. Nie wiem czy umiem i chcę zaufać Jemu, by powstrzymać pięści i nie oddać komuś ciosu.

Teoretycznie wiem, że nic z Waszej strony mi nie grozi. Prosze się nie gniewać. Nie potrafię Wam tak do końca zaufać. Staram się i wiele mnnie to kosztuje, ale coś w głębi mnie jeszcze siedzi i ostrzega.

@Marta
tak. rozmawiałyśmy. Ale ja Ci już tłumaczyłam, że mój strach i obawa może spowodować, że Cię zaatakuję. Nie zrobię tego specjalnie, wiesz to, ale ja znam siebie. W poczuciu zagrożenia atakuję czasami bo nie chcę ponownie oberwać. Dobrze,że mamy zdanie "klucz"...będę wiedzieć wtedy, że atakuję. Bo ja czasem nawet tego nie wiem. To coś jak instynkt.
ks

Zbigniew pisze...

Chciałbym się odnieśc do zdania Marty ;
,,Według mnie ludzie agresywni to ludzie poranieni przez życie i nie wierżacy w miłość i bezinteresowność"

Nie koniecznie stawiałbym na to!choć tego nie odrzucam- by było jasne.

Ludzie często są zmęczeni długotrwałym działaniem pewnych zachowań ludzi i reagują agresją!!!

A tu niestety a może stety nasza wiara jest wymagająca i domaga się wytrwania do końca!!!

Proszę zwrócić uwagę, że Kościół wynosząc ludzi na ołtarze bierze chyba pod uwagę ostatnie dziesięć lat życia kandydata!!! A więc do końca musimy być w porządku!
A jednak przychodzi zmęczenie!

Długotrwałe działanie na materiał sprawia że ulega on zmęczeniu i nie wytrzymuje napręzeń i w końću pęka, łamie się ,kruszy , a człowiek reaguje agresją!

Mam Wrażenie po przeczytaniu wszystkich komentarzy do trzech rozważań, że to przytrafiło się Katarzynie! Nawet pomyślałem ile wobec tego ma lat!Nie pytam, tylko przedstawiam tok myślenia!

Marta pisze...

Masz rację Zbyszku, nie tylko tacy ludzie są agresywni. Jeśli człowiek zrazi się do ludzi staje się podejrzliwy i ostrożny. Czasem właśnie agresywny, aby ukryć swoją bezradność. Masz rację, że w końcu człowiek może stracić cierpliwość. Mając jednak oparcie w wierze można czerpać coraz to nowe siły. No i tu pojawia się problem. A jak ktoś nie potrafi uwierzyć? Zaufać Bogu i ludziom. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że wiara jest na prawdę łaską. Bezcennym darem. I wcale nie jest naszą zasługą.

Anonimowy pisze...

Tak sobie mysle dzisiaj o tych "agresywnych" i wydaje mi się że jeszcze nalezy wziac pod uwage jedna kwestie. Oczywiscie to co napisaliscie jest wazne i istotne. Uwazam, że ludzie bardziej podatni na agresje to ludzie bardzo zaangazowani w zycie. Sa ludzie, ktorych nazwalabym "monotonni".Chodza do pracy,potem obiad, sen i znow poranek. Nie angazuja się. Być moze z wygody, być moze takie ich usposobienie. Nie wiem. I sa ludzie, ktorych wszedzie pelno. Zaganiani, zestresowani czasem wlasnie pelni agresji. Ale nie wiem czy dobrze mysle. Probuje ich w jakis sposob "usprawiedliwic" ale mi nie wychodzi.
I nie wiem w sumie czemu oni sa agreswyni i co nimi kieruje. Swoje zdanie jednak nadal podtrzymuje.
ks

Tu_Małgosia pisze...

Jak dla mnie dziś chyba najtrudniejszy temat. Sama jestem z tych unikających konfliktów, ale nie bardzo lubię, jak mi ktoś upiera się wciąż deptać po odcisku. Reaguję choć zawsze w sposób inny od ataków- bez podkładania przykładowej nogi, bez inwektyw, zawsze z uwzględnieniem racji drugiej strony i tak samo próbuje uczyć swoje dziecko- jak ci kto dokuczy , masz zareagować, powiedzieć, że nie chcesz, by cię tak traktowano, ale NIGDY nie używaj takich samych słów lub z tej samej ligi co epitety, które ciebie bolą. Nie można oddawać w ten sam sposób, ale reagować trzeba. Moim zdaniem.
No i przyszła mi na myśl św. Zofia i jej trzy córki. Nie mam takiej wiary. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że mojemu dziecku mogłaby się stać krzywda, ze mógłby ktoś je torturować na moich oczach, za moją zgodą i z nawoływaniem dziecka do wytrwania w mękach. Widzieć w tym wolę Bożą i drogę do nieba? Tak szczerze-nie potrafię.

Zbigniew pisze...

Katarzyno zawsze trzeba usprawiedliwiać ludzi!
Jeśli się nad czymś zastanawiam to najpierw myślę - co ja bym zrobił na miejscu tego kogoś!Od razu się patrzy miłosiernie!
Potem trzeba rozpatrywać dane zagadnienie- pozytywnie- to znaczy, przyjąć że ten ktoś nie chciał tego zrobić! Ale zrobił! To z jakiego powodu to mógł zrobić! Może to tylko zbieg okoliczności, może dziwny przypadek!
Dopiero jak taki tok myślenia nie daje rezultatu to zostaje nam przyjąć, że ten ktoś ma złe cechy i tu jest jeszcze mała furtka, że może ma coś ze zdrowiem psychicznym, bo normalny człowiek takich rzeczy nie robi!

Nigdy się nie zawiodłem na takim myśleniu, a nawet wielokrotnie otrzymywałem pewien rodzaj nagrody!
Np.gdy wszyscy twierdzili, że musiał to ten ktoś zrobić złośliwie, a ja upierałem się że może nie chciał bo to jest nie logiczne, to popewnym czasie przychodził ktoś do mnie i mówił: ,,Wiesz miałeś rację w tamtej sprawie! Okazało się to i to a myśmy byli pewni że to On"

Anonimowy pisze...

@Zbigniewie
Ale usprawiedliwiamy...po czasie w którym dane zdarzenie miało miejsce.
Gdy ktoś atakuje nie ma czasu na analizowanie. Trzeba zareagować. Kwestia teraz tylko jak zareagujemy.
ks

Anonimowy pisze...

Wiara jest łaską, którą Bóg daje nam za darmo. Od nas zależy czy ją przyjmiemy i od nas zależy ten pierwszy krok. Pójście drogą, która wskazuje nam Bóg to najpiękniejsza droga jaką możemy iść. Ja nią idę i mimo wielu pokus, cierpień przez które musiałam przejść nie żałuję tego co "straciłam". W sytuacjach konfliktowych mówię zawsze swoje zdanie. Kieruję się słowami Pisma Świętego, przed trudną rozmową modlitwa, albo i w trakcie wezwanie do Jezusa -Jezu pomóż co mam zrobić -i nie mam wrogów, nie pozwalam sobie "wchodzić na głowę" czasami zostawiam każdego przy swoim zdaniu i proszę Jezusa "Ja już zrobiłam to i to teraz Jezu działaj Ty". Bardzo cenna cierpliwość, mądrość, która wie kiedy mówić a kiedy milczeć i o nią się modlę. Nigdy atak tylko miłość, bo Bóg jest Miłością i zawsze nam pomaga. Nasze pozytywne nastawienie do każdego człowieka, uśmiech na twarzy, pokój w sercu i każdy dzień będzie piękny choć może być trudny ale świadomie przeżyty by to co robię podobało się Bogu.
Nika

Anonimowy pisze...

Nie atakuję. Zadaje jedynie pytanie.
Skoro każdy z Was twierdzi, że nie atakuje...to kto to robi? Wyimaginowane stworki?
Przepraszam, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że nikt z Was się nie bronił. Piszecie.."nigdy atak", "zawsze miłość".
To przepraszam.. ale jak Wy reagujecie???
Na przykład ktoś zrobi Wam coś złego.. ?
ks

Anonimowy pisze...

Ja niestety daleka jestem od ideału ewangelicznego. Z natury nie lubię konfliktów, unikam ich, mam też nawet trudność czasem z głośnym sprzeciwem (co czasem nie jest dobre). Raczej mam więc ugodową naturę, nawet w dzieciństwie starałam się godzić rodziców jak się czasem kłócili bo nie mogłam tego znieść. Sytuacja konfliktowa mnie zawsze jakoś dotyka i boli.
Jednocześnie boli mnie, że zdarza mi się w stosunku do najbliższych okazać agresję zamiast miłości i cierpliwości. Niestety, jestem grzesznikiem. Ale wiem ku czemu dążę. Pragnę kochać, pragnę Boga. Upadam więc i wstaję.

Ania

Marta pisze...

Kasiu oczywiście, że w pierwszym odruchu się burzę wewnętrznie. Staram się bronić swojego zdania, ale nigdy za wszelką cenę. Uważam, że to bez sensu. Jeśli wiem, że czeka mnie trudne spotkanie to podobnie jak Nika modlę się do Ducha Świętego, aby był Panem tego spotkania. I to najczęściej działa. Oczywiście nie zawsze. Staram się pozytywnie nastawiać do ludzi i nigdy z góry nie zakładam czyjejś złej woli. Usilna chęć postawienia na swoim do niczego nie prowadzi. Uważam, ze nie ma ludzi do końca złych, są po prostu ludzie trudni.

Anonimowy pisze...

@ Ania, Marta
No właśnie.. Wy się STARACIE...a nie NIGDY nie używacie siły. A to różnica. I to kolosalna.
I ja nie mówię, że na siłę na swoim chce zawsze postawić. Z Wami jakoś rozmawiam choć mam inne zdanie.

Jedno mnie zabolało. Tyle wcześniej pisaliśmy o upadkach...tyle o grzechu, egoizmie.. A czy to nie wywołuje swoistej agresji?? Nikt z Was nigdy się nie wkurzył...? w pracy .. w domu?.. w szkole? Nikt z Was nie pomyślał " a żeby go szlag trafił"??? Nie mówię, żeby to w czyn wprowadzić. Ale nasze myśli również mogą być agresywne. Nikt z Was nie upuścił szklanki ani nie trzasną drzwiami bo miał dość??? Nikt z Was nie przeklną jak mu ktoś drogę zajechał na ulicy? Nikt nie pomyślał " złap gumę łotrze"?
Nikt z Was nigdy nikomu nie oddał?? Nikt Was w przysłowiową trąbę nie zrobił i nie chcieliście się bronić???
ks

Marta pisze...

Oczywiście, że się wkurzam. Ale też muszę przyznać, że szybko mi przechodzi. Mam to szczęście, że rzadko mam do czynienia z agresywnymi zachowaniami skierowanymi wprost do mnie. Jednak jako nauczycielka z agresją spotykam się na codzień. I muszę na to reagować. Zdecydowanie spokojem osiągam lepszy skutek.
Miałam trudny okres w życiu i wiem co jest być "zrobionym w trąbę". Szukałam wtedy ludzkiej sprawiedliwości, nawet chyba czegoś w rodzaju zemsty.Dzięki Bogu opamiętałam się jednak. To na prawdę nie miało sensu i niszczyło przede wszystkim mnie.

Anonimowy pisze...

@ Marta
Masz rację często agresja przesuwa się w naszą stronę czyniąc ją autoagresją. Ktoś, bardzo dawno powiedział mi kiedyś, że mnie można oszukać, ale są pewne granice. Po ich przekroczeniu nie ma tzw "przebacz". Coś chyba w tym jest. Ja nie umiem tak szybko zapomnieć. W złości potrafię wyciągnąć coś sprzed lat kilkunastu i wypomnieć. I coś mi się zdaje, że granica się przesuwa..niestety nie w tę stronę co powinna. Pamiętasz ten fragment.."przebacz 77 razy"?
Zazdroszczę Ci tej ufności i wiary w ludzi. To piękna cecha.
ks

Marta pisze...

Kasiu uważam po prostu, że pamiętanie urazów niczego dobrego nie wnosi. Przeszłości nie da się zmienić. A skoro tak, to po co ją rozpamiętywać. To nie znaczy,że nie pamiętam. Ale jeśli Bogu oddaje moją pamięć to z czasem naprawdę zapominam urazy. I naprawdę o nich nie myślę. To działa. Uwierz mi.