środa, 3 kwietnia 2013

Bezdroża





Tego samego dnia dwóch z nich szło do wsi zwanej Emaus, odległej od Jeruzalem sześćdziesiąt stadiów. Rozmawiali sobie o tym wszystkim, co się wydarzyło. W czasie ich rozmowy i rozważań sam Jezus przybliżył się i zaczął iść z nimi. Lecz ich oczy tak były zajęte, że Go nie poznali. Zapytał ich: "Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą idąc?" Przystanęli smutni. Jeden z nich, imieniem Kleofas, odezwał się do Niego: "Chyba tylko ty jeden mieszkasz w Jeruzalem i nie wiesz, co się w tych dniach tam wydarzyło!" Zapytał ich: "Co takiego?" Powiedzieli Mu: "Chodzi o Jezusa z Nazaretu. To był Prorok, Człowiek możny w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu. I jakże możliwe, że nasi arcykapłani i starsi wydali Go na wyrok śmierci i ukrzyżowali Go! A myśmy się spodziewali, że On będzie tym, który wyzwoli Izraela. A tymczasem po tym wszystkim już trzeci dzień mija, jak to się stało. Ale niektóre z naszych kobiet zadziwiły nas, bo wcześnie rano były przy grobowcu i nie znalazły Jego ciała. Przyszły i powiedziały, że nawet aniołów widziały, którzy mówią, że On żyje. Poszli wtedy niektórzy z naszych do grobowca i zastali wszystko tak, jak powiedziały te kobiety. Jego nie zobaczyli". Wtedy On odezwał się do nich: "O, bezmyślni i tak tępego serca, że nie wierzycie w to wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż nie trzeba było, aby Mesjasz doznał tego wszystkiego i aby wszedł do swojej chwały?" I wyłożył im dotyczące Go we wszystkich Pismach [słowa], zaczynając od Mojżesza i wszystkich proroków. Tak doszli do wsi, do której zmierzali. Wtedy On zaczął udawać, że chce iść dalej. Oni jednak nakłonili Go, mówiąc: "Zostań z nami, bo wieczór blisko, dzień już się przechylił". Wszedł zatem, aby z nimi zostać. Kiedy z nimi zasiadł do stołu, wziął chleb, pobłogosławił, połamał i podał im. Wtedy ich oczy się otwarły i poznali Go. On jednak im zniknął. Wtedy mówił jeden do drugiego: "Czyż nasze serce nie płonęło w nas, gdy z nami rozmawiał w drodze i gdy wykładał nam Pisma?" I zaraz, tej samej godziny, wstali i wrócili do Jeruzalem. Tu zastali zgromadzonych Jedenastu i innych z nimi, którzy mówili, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał i że pokazał się Szymonowi. Oni ze swojej strony opowiedzieli o wszystkim, co się wydarzyło w drodze i jak dał im się poznać przy łamaniu chleba (Łk 24,13-35)

Podczas spotkań ze Zmartwychwstałym, początkowo bywa często nierozpoznawalny. Lub mylony z kimś innym. Dodatkowo tymi, którzy mają trudności w rozpoznaniu Jezusa, są Jego najbliżsi uczniowie. Znali Go przecież bardzo dobrze. Byli blisko. A pomimo tego, nie są w stanie Go rozpoznać.
Po pewnym czasie przychodzi jednak moment rozpoznania; przejrzenia, światłości umysłu oraz serca. Kiedy? Maria Magdalena rozpoznała w ogrodniku Jezusa, gdy wypowiedział jej imię. Dwoje uczniów w drodze do Emaus rozpoznało Jezusa w momencie łamania chleba. Może po ranach krzyżowych, które znajdowały się na Jego dłoniach? Może łamał chleb w sobie właściwy tylko sposób?
Owo łamanie chleba, poprzedzone wyjaśnianiem Pism, jest odpowiedzią Chrystusa na zawiedzione nadzieje, strach, bezsens życia jaki pojawił się po śmierci Nauczyciela. Żywa obecność Mesjasza zawarta jest w prostych, zbawczych misteriach zostawionych wspólnocie wierzących, ku pokrzepieniu serc.
Spodziewamy się wiele. A nie potrzeba wiele, lecz tylko jednego: do końca uwierzyć Chrystusowi, który przez swoje chwalebne zmartwychwstanie już zwyciężył świat. W tym zawiera się cała nadzieja chrześcijan.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Byli blisko ale mieli swoje własne wyobrażenia i swoje własne wizje. Podobnie jako i my. Spodziewamy się tylko tego co nam pasuje…inne dary odrzucamy. A gdy nie spełni się nasz plan.. uciekamy. I nam się czasem zdaje, że jesteśmy blisko i że Go rozumiemy. Rozczarowanie wówczas boli. To co nam się często zdaje.. dalekie jest od Prawdy.
kasia

stanam51@gmail.com pisze...

Po wielokroć w życiu, po swoim się nawróceniu "nie dostrzegałem Jezusa przy mnie", bo moja wyobraźnia sięgała daleko poza horyzont Wiary, a jedynie oczekiwałem cudu, że to już się stanie skoro zrozumiałem własne błędy młodości, że Bóg w swoim Miłosierdziu nie dopuści na mnie więcej cierpienia niż doświadczam NA WŁASNE ŻYCZENIE. Ta prawda z roku na rok uświadamiała mi że to właśnie przez niesienie Krzyża Chrystusowego, jak ON nauczał, dochodzi się do pełni Szczęścia jakie Ukryte jest w Cierpieniu. Gdy jako młody Mąż usiłujący przychylić Zonie Nieba dopuściłem się WIARY ponad wiarę w człowieka, Pan pozwolił mi cierpieć rozstanie, a po ludzku NAWET "NIEMOŻLIWE". Wiem poprzez doznania Duszy ze OTRZYMAŁEM OBIETNICĘ" i Ona się realizuje w cierpieniu, że nie Pozostałem wraz z Żoną ODEPCHNIĘTY, ale Przytulony do Serca Jezusowego. Jeszcze się Cud nie stał, a ja już OCZYMA DUSZY, A WIĘC SERCEM wiem ze NIE MOJE DEKLARACJE, A WIARA w podniesienie z Upadku Domu BĘDZIE ZASŁUGĄ NIE MOJĄ, ALE jEZUSA - lecz przez serce Maryji. Mógłbym wiele tutaj pisać ale brak miejsca na to. Jedynie co mogę napisać TO TYLE ŻE OTRZYMAŁEM OBIETNICĘ POJEDNANIA SIĘ Z ŻONĄ. JESZCZE TO NIE NASTĄPIŁO ale Jezus nigdy nie NIEDOTRZYMUJE SWOICH OBIETNIC. Nie moje uczynki, bo One są mizerne, ALE MOJA WIARA jest Tym co rozpoznaje Bliskość Jezusa wobec Stworzenia. Mógłbym na ten temat napisać Książkę, bo poznałem Bożą Filozofię na tyle by zrozumieć że moje Uczynki, a nie słowa i deklaracje "uczynków" są dla Boga moją POSTAWĄ W WIERZE.Dochowuję Przysięgi Sakramentalnej, choć Druga strona tego NIE CZYNI, ale "mam nieść "brzemię", mam wywiązać się z Przysięgi złożonej żonie przed Ołtarzem Jezusowym 12.12.1987 r w Kościele Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Jestem sam ponad 24 lata - tak po ludzku, ale po Bożemu to jestem w Związku sakramentalnym i choć na początku KUSIŁ ZŁY bym poszedł do Sądu Biskupiego, to zrezygnowałem, bo musiał bym KŁAMAĆ, a miejsce to JEST KONFESJONAŁEM. Miałem dobre propozycje, ale nie skorzystałem, bo uczynił bym po ludzku, a to by się Bogu na pewno nie spodobało. WYPEŁNIAM SWÓJ "OBOWIĄZEK MIŁOŚCI" WOBEC JEZUSA I ŻONY i im bardziej modlę się za Nią i dzieci, tym większe światło Ducha OTRZYMUJĘ OD STWÓRCY. To nie zachwiana Wiara czyni CUDA.
Pozdrawiam Serdecznie;stanam