Jezus im rzekł: "Ja jestem chlebem życia. Kto do mnie przychodzi, nie będzie głodny, a kto wierzy we mnie, nigdy nie będzie odczuwał pragnienia. Lecz powiedziałem wam, że choć zobaczyliście mnie, nie wierzycie. Przyjdzie do mnie wszystko, co daje mi Ojciec; a nie wyrzucę na dwór, gdy kto przyjdzie do mnie, bo zstąpiłem z nieba nie po to, by swoją wolę pełnić, lecz wolę Tego, który mnie posłał. A wolą Tego, który mnie posłał jest, abym z wszystkiego, co mi dał, nie stracił niczego, lecz żebym to wskrzesił w dniu ostatnim. To jest bowiem wolą mojego Ojca, aby kto patrzy na Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne i bym ja go wskrzesił w dniu ostatnim" (J 6,35-40)
To nauczenie Jezusa brzmi jak reklama. Przyjdźcie do Mnie – mówi. A zarazem nie koncentruje się na sobie, lecz na woli Ojca oraz na odbiorcach przekazu. Jakby chciał rzec: to wszystko dla was; tylko dla ciebie. Bo tak chce ON!
Reklamy chcą coś sprzedać, więc w swojej istocie koncentrują się na jakimś produkcie. Często sprzedają kłamstwo, ułudę zawartą w swoich kolorach. Człowiek podświadomie daje się nabrać. Manipulacje psychologiczne sprawiają, że staje się ofiarą.
Jezusowa oferta zbawienia jest gratisowa. Potrzeba jedynie wzbudzić w sobie pragnienie Daru. Nic więcej.
Sprawa wiary jest kluczem nie tyle do zrozumienia szaleńczej miłości Boga (która jest niepojętą i nieopisywalną), lecz do przyjęcia daru życie wiecznego. To dar bezinteresowny, dla ludzi wolnych. Dlatego w swojej wolności trzeba prosić o niego. Trzeba prosić o dar odczuwania Syna, Jego realnej obecności w Chlebie, w innym człowieku.
„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…”; dawaj nam każdego dnia siebie samego, byśmy już więcej nie łaknęli, umierając z głodu miłości.
26 komentarzy:
"A wolą Tego, który mnie posłał jest, abym z wszystkiego, co mi dał, nie stracił niczego" - Jezu przygarnij do sobie wszystkich zagubionych w życiu. Spraw, żeby w swojej wolności zapragnęli Cibie.
Siedem próśb
...,,Chleba naszego powszedniego"...
Za posmarowaną kromkę chleba
O którą żebrać nam nie trzeba
Oby me dziękczynienie było doskonałe
Jak dary Twoje są wspaniałe
Niewypowiedziana jest wdzięczność moja
Gdy Królewska hojność Twoja
Wśród rodzinnego mozołu
Zastawia nam dary codziennego stołu
Serce z wdzięczności w niebo leci
Gdy patrzę ukradkiem na me dzieci
Jak wokół stołu siedzą
I smacznie chleb Twój jedzą
Chyląc się po upadłą kromkę chleba
Pokłonić się nam trzeba
Z szacunkiem dla daru Bożego
Za dar chleba powszedniego
Pozdrawiam
P.S. rozpisałem siedem próśb, są na stronie
@Zbyszku
piękne to co napisałeś i oczywiście resztę poszukam na Twojej stronie
pozdrawiam wszystkich słonecznie :))
@Zbyszek
masz masz na stronie śliczne wiersze :))
Nie mogę jednak znaleźć tego, który zacytowałeś dzisiaj. Czy mogę prosić o podpowiedź, gdzie go szukać?
przepraszam za zamieszanie :)
Znalazłam :))
Jeśli można zadać małe pytanie....
Zapewne znacie wiele osób, które podjęły trud drogi powrotnej. Moje pytanie dotyczy - cierpliwości. Co tak naprawdę należy rozumieć przez stwierdzenie "potrzeba dużo cierpliwości". Czy oznacza to cierpliwie czekać na efekty..czy może jednak cierpliwie się przełamywać?
Może dla zobrazowanie problemu podam przykład. Przykład trochę może przejaskrawiony.
Osoba która chce się nawrócić ma "problem" żeby uczestniczyć we Mszy w niedzielę. Targają nią obawy, niepokoje, pewien rodzaj strachu czy też lęku, nie czuje się dobrze w kościele pełnym ludzi.
Czuje się obco i nieswojo. Czy taka osoba powinna podejmować trud uczestnictwa w niedzielnej Mszy i mieć cierpliwość do siebie w przezwyciężaniu lęków...czyli "działać" w swoisty sposób na przekór sobie (nawet gdy z reguły kończy się to porażką)..... czy też może raczej powinna od czasu do czasu próbować czyli w zasadzie "czekać" nie podejmując zbyt intensywnych działań?
Jakie jest Wasze zdanie?
Pomijam kwestię pójścia na Mszę o uzdrowienie. Bo to sie rozumie samo przez się i jest związane również z podobnym problemem. Może taka osoba słuchać Mszy o uzdrowienie w radio...lub za pośrednictwem internetu (na chwilę obecną tylko w ten sposób może w takiej Mszy uczestniczyć). Istotną kwestią jest również skierowanie prośby do Boga o pomoc, co powiedzmy ta osoba na swój sposób czyni.
Co więc oznacza owo "mieć cierpliwość do siebie" według Was?
ks
ks,
Moje zdanie, absolutnie subiektywne, oparte na własnych doświadczeniach i obserwacjach oraz własnych odczuciach to przede wszystkim temat wczorajszy czyli sakrament pokuty i eucharystia. Ma przeogromną moc. Jeśli na to za wcześnie- proponowałabym na początek msze w dni powszednie- rano lub wieczorem, gdy w kościele jest zdecydowanie kameralniej. Do tego zachodzenie do kościoła, gdy się akurat koło niego przechodzi. Na minutkę choćby. To wspaniale wewnętrznie wycisza i ładuje na cały dzień . Teraz jest okres nabożeństw majowych. Zaraz będą czerwcowe itd. Ja np. bardzo nie lubię chodzić do spowiedzi w niedziele. Zdecydowanie mi przeszkadza tłum, brzęczące komórki, ganiające dzieci z żarciem w ręku, poszeptująca młodzież itd. Zawsze chyba jest któraś msza w niedzielę, gdy jest mniej ludzi. Zwłaszcza chyba ta pierwsza, poprzedzona godzinkami. Chodzi mi o to, że wbrew pozorom nie ma sytuacji zero-jedynkowych. :)
Pozdrawiam :)))
@ Małgosia
Dziękuję za opinię.
Ta osoba...chodzi w tygodniu na Mszę...mimo, że nadal czuje się jakby była nie na swoim miejscu. Późnym wieczorem wstępuje na Adorację...choćby na chwilę. Spowiedź również ma ta osoba za sobą. Przyjęcie Komunii nie wchodzi w chwili obecnej w grę. Trudno jej się przełamać.
Jak więc rozpoznać... czy może warto teraz "poczekać"... czy może jednak próbować dalej ??? No bo przecież .. nic na siłę...prawda??
To co Małgosiu piszesz ta osoba...jakby wykonuje. Ale często nie z pełną akceptacją...jakby troszkę wbrew sobie. Czy ma to kontynuować i cierpliwie czekać na nazwijmy to "efekty"???
ks
Dać sobie czas, to dla mnie przede wszystkim się nie poddawać. Miałam kiedyś sama taką sytuację, gdy zostałam sama z dzieckiem i masa różnych problemów. Był problem- złość tak wielka, że aż przerażająca. Jak iść do konfesjonału, gdy się czuje , że słowa "żałuję za grzechy- złe myśli- byłoby kłamstwem, bo jedyne czego żałuję, to to, że nie żałuję. Tak w głębi serca! Dałam sobie czas, intensywniej się modliłam, jak napisałam- szukałam. I znalazłam- w moim przypadku był , a raczej jest to cudowny medalik, który pod wpływem impulsu założyłam na szyję i odtąd nie zdejmuję. Nieopisane uczucie w ciągu sekundy. Cudowny spokój, równowaga, zaufanie w Panu Bogu i Maryi. Teraz , jak to napisałaś ks chyba dwa dni temu- "zostawiłam przeszłość". Czyli kto inny będzie sądził tę, którą bym z chęcią jeszcze chwilę wcześniej hmm hmm wiadomo ;) Teraz tylko moja rola w tym, by nie dopuścić by w moim sercu znów zagnieździła się złość. :))
ks,
muszę to przemyśleć. Masz rację , nic na siłę. Jak coś mi sensownego przyjdzie do głowy, dam znać. :)
@ Małgosiu
"żałować..że się nie żałuje" to w moim mniemaniu również żal i duża świadomość. Może to jeszcze nie jest żal doskonały ale wspaniały początek.
Dobry pomysł z Mszą niedzielną...poranną (powinno być mało ludzi).
dziękuję za porady
ks
Czytam teraz wasze rozmowy i pozwólcie że dorzucę swoje dwa grosze.
Pytanie o cierpliwość. Cierpliwość to cecha Świętych! A więc to nie jest łatwe zadanie i w krótkim czasie do osiągniecia!
Mieć cierpliwość to umieć sobie wybaczać! Nie katować się kiedy się czegoś nie wykonało lub gdy się znowu upadło! Upadać to rzecz ludzka lecz z cierpliwością próbować się na nowo podnosić to już cecha idąca w stronę uświęcania się!Zapatrzeć się w miłosierdzie Boże i nim się zachwycać, że mimo moich upadków Bóg czeka na mnie jak na syna marnotrawnego i gotów jest mnie przyodziać w nowe szaty!!!
Święty Jan Ewangelita miał widzenie i pyta się Anioła:,, Kim są Ci w Białe szty odziani?" A Anioł odpowiada:,, To święci, jedni od miecza a drudzy od cierpliwości!"
Cierpliwość to napewno nie czekać biernie!!!
Do Anonimowej.
Mówisz o osobie mającej problem uczestniczenia we Mszy Świetej!
Coś wam opowiem.
Było to kilkanaście lat temu. a może dawniej bo dzieci były małe.Chodziłem na pierwszą mszę.Potem gdzieś wybieraliśmy się z dzieciami i przejażdżalismy koło Kościoła. Część wiernych stała za drzwiami, inni jeszcze dalej, a niektórzy koło muru!
Byłem bardzo krytyczny i za każdym razem musiałem to skrytykować mówiąc:,, Ma stać za drzwiami to lepiej by wcale nie przychodził!!! I tak to trwało chyba kilka lat!!! Widać nie spodobało sie to Panu Bogu bo postanowił dać mi zrozumieć na czym to polega!!!
Nawet się nie zorientowałem kiedy dostałem jakiegoś roztroju zdrowia i nagle zaczynam mieć problem z chodzeniem do Kościoła!!! Siadam w ławce i wystarczy, że druga osoba siada na skraju a mnie już robiło się duszno! zaczynam rozpiać koszulę , popuszczać krawat, pot zaczyna mi się lać po twarzy a ja zastanawim się czy już wychodzić czy jeszcze wytrzymam!!! Łapię rękami za zimne deski ławek by się trochę schłodzić!!! Msza przestaje być Mszą bo ja walczę sam ze sobą, wytrwam czy nie wytrwam!
Trwa to jakiś czas, a potem jeszcze gorzej !!! Już w domu mam lęki czy coś mi się nie będzie robiło w Kościele! Mimo to idę , a tu znowu to samo!Po jakimś czasie takiej męki, wchodżac do Kościoła zastanawim się czy nie zostać koło drzwi by było bliżej wyjścia! Mimo to idę na swoje miejsce, atu znowu to samo !!! Kolejnej niedzieli już przed drzwiami myślę, że może by tak zostać na zewnątrz!!! I wtedy przypomniało mi się jak ludzie stali za drzwiami!!! I nagle jaki mądry jestem!!!!!
I MYśl: ,,Jeżeli i Im się tak działo to dlatego nie wchdzili do Kościoła?!!
Kochani przestałem krytykować i się dziwić i nawet nie zwracam uwagi czy ktoś wchodzi czy nie wchodzi do Kościoła!
Chcecie takiego czegoś poprubować???To zacznijcie tak jak ja - krytykujcie, osądzajcie byćcie zgorszeni to Pan Bóg wam zaserwuje byście nabrali takiej mądrości jak ja! hahaha
Zapomniałem dodac Dla Anonimowej.
Może ten problem tak jak umnie nie wynika ze spraw duchowych lecz poprostu roztruj zdrowia! Poszedłem do lekarza, jednego potem drugiego potem wysłali mnie do psychiatry i okazało się, że ma roztruj zdrowia psychiczego!!! Przepisano mi tabletki uspokajające, nauczyłem się reagować odpowiednio i zapobiegać i wracam do zdrowia!!! I po co mi to było!Hahaha
Jak bym był Miłosierny wobec innych to by mnie omineło! Hahaha. Jaka teraz mądra myśl mi przyszła do głowy:
,, Miłosierdzie jest lekarstwem na wiele chorób!" -hahaha Prawda że mądre hahaha
@ Zbigniew
A jakie to ma znaczenie o kim ja piszę? Pytanie dotyczyło cierpliwości i to był przykład. A czy dotyczy on mnie czy kogoś innego lub też nikogo ... to nie ma większego znaczenia. I w poprzednim swoim poście ładnie to opisałeś. Padło na to słowo w moim mniemaniu zupełnie nowe światło. Masz rację cierpliwości (takiej o jakiej piszesz) uczymy się całe życie.
Mogą być różne powody, że ktoś stoi na zewnątrz i rzeczywiście nie nam to oceniać.
ks
Zaraz sobie tę myśl umieszczę na stronie jako sentencję wybraną - to dzięki Wam
Ten problem może nie wynikać ani ze spraw duchowych ani ze spraw natury psychicznej ani ze spraw natury psychologicznej. Równie dobrze powodem tego może być pewien "naturalny" etap na drodze do Boga. Stąd moje pytanie o cierpliwość... i jak ona jest rozumiana przez inne osoby.
:)
ks
A myśl rzeczywiście bardzo trafna.
:)
ks
Do Anonimowej.
Ja w ogóle nie zadałem pytania o kim Ty piszesz! Chyba, że omyłkowo to przepraszam! Aż z ciekawości jeszcze raz przeczytam co napisałem, bo może palnołem jakieś głupstwo!
@ Zbigniew
Pytania nie zadałeś...Pominąłeś je odpowiadając sobie na nie formułując zdanie: " Do Anonimowej.
Mówisz o osobie mającej problem uczestniczenia we Mszy Świetej!"
Zresztą naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Nie przepraszaj bo nie ma za co.
Nie przejmuj się tym i o tym zapomnijmy. Zgoda? :)
ks
Zgoda oczywiście!
Tak dla wyjaśnienia - to jast właśnie pisanie na blogu- skrótowe myślenie by jak najwięcej zawrzeć treści w jak najmniej słow! Jeszcze bardziaej dzieje się to w smsach!
Dlatego dopytujmy się co druga osoba miała na myśli. W tym wypadku wogóle nie pomyślałem ze to chodzi o Anonimową bo przyjąlem że tak jest jak mówisz, że jest taka osoba! Tyle
@ Zbigniew
Dzięki
:)
Przyszła mi do głowy jeszcze jedna rada. Przechodziłam trudny okres w życiu i byłam bardzo rozchwiana emocjonalnie. W tym czasie też miałam problem z wysiedzeniem na niedzielnej Mszy. Celowo użyłam słowa "wysiedzenie", bo na tyle mnie tylko było stać. W grę wchodziło siedzenie wyłącznie z brzegu ławki, abym miała poczucie tego, że jakby co to wyjdę. W tym czasie dowiedziałam się Biblijnych Warsztatach Antydepresyjnych prowadzonych przez benedyktynów. Pojechałam na nie i to był strzał w dziesiątkę. Znalazłam problem w sobie i się z nim uporałam. Moje lęki minęły i jest to efekt bardzo trwały, bo jest to historia sprzed kilku lat.
Bardzo dziękuję wszystkim za udział w dyskusji. Dziękuję również za cenne uwagi, wskazówki oraz własne przemyślenia.
pozdrawiam
ks
Ha! Sama z małym dzieckiem (takim już ganiającym) w lecie chodziłam na wieczorne msze i nie wchodziłam do środka bo bardzo mnie rozpraszają ganiające dzieci po kościele i tupiące obcasami mamy, które próbują ściągać swe pociechy z np. ołtarza. O szeleszczeniu papierkami nie wspomnę. Swoją drogą moje jakoś wytrzymywało bez jedzenia tę godzinę!....
Znam przypadki, gdy np. alergia na zapachy, świece, kadzidła, a nawet- igliwie!(koleżanka mojej córki) uniemożliwia bycie koło ołtarza w czasie mszy. Tak więc różnie bywa. Zbigniewie, masz rację. :))
U mnie nie ma nowych wpisów a u was ?
Prześlij komentarz