niedziela, 8 maja 2011

Kroczenie i widzenie



Tak doszli do wsi, do której zmierzali. Wtedy On zaczął udawać, że chce iść dalej. Oni jednak nakłonili Go, mówiąc: "Zostań z nami, bo wieczór blisko, dzień już się przechylił". Wszedł zatem, aby z nimi zostać. Kiedy z nimi zasiadł do stołu, wziął chleb, pobłogosławił, połamał i podał im. Wtedy ich oczy się otwarły i poznali Go. On jednak im zniknął. Wtedy mówił jeden do drugiego: "Czyż nasze serce nie płonęło w nas, gdy z nami rozmawiał w drodze i gdy wykładał nam Pisma?" I zaraz, tej samej godziny, wstali i wrócili do Jeruzalem. Tu zastali zgromadzonych Jedenastu i innych z nimi, którzy mówili, że Pan rzeczywiście zmartwychwstał i że pokazał się Szymonowi. Oni ze swojej strony opowiedzieli o wszystkim, co się wydarzyło w drodze i jak dał im się poznać przy łamaniu chleba (Łk 24,28-35)


Chrystus prowokuje; zmusza do myślenia oraz podjęcia decyzji odnośnie Jego osoby. Chwile trudne (noc) często przynaglają nas do opowiedzenia się: albo za, albo przeciw Jezusowi. Kiedy tylko zapragniemy, zostanie. Posili nas Obecnością, zostawi ją w darze. Lecz zawsze w relacji do Niego pozostawi ważny element kontaktu z Nim, jakim jest wiara. Dlatego właśnie „zniknął” sprzed oczu dwóm pielgrzymom do Emaus.

Owa wiara jest motywacją do wejścia na drogę. Do odwagi: zdążanie do Jeruzalem (miejsca śmierci Mistrza) jest też zdążaniem na miejsce ewentualnego ich męczeństwa. Czynią to bez zwłoki. Jakby spieszyli się na gody Baranka, które dokonają się w świadectwie ich życia. Opowiadają o tym, co przeżyli. Zmartwychwstanie stało się ich udziałem, i to jeszcze za życia.

To również zadanie dla nas. Starać się poznać Jezusa. Aby kogoś poznać, trzeba się do niego zbliżyć; przebywać z kimś i doświadczać go, słuchać; przebyć jakiś kawałek drogi swojego życia. A Jezus da się poznać! On pierwszy wyszedł naprzeciw pozbawionych nadziei uczniów. Wystarczy tylko otworzyć serce oraz oczy, by poznać Pana. To proces; droga – więc niekoniecznie od razu to się staje. Jednak, kiedy tylko chcemy, wcześniej czy później, nadejdzie ten moment.


14 komentarzy:

Baranka pisze...

Dziękuję, Tomaszu, za "śpieszenie na Gody Baranka, które dokonują się w świadectwie życia".
Dzisiejszy Twój komentarz wyjaśnia (dopełnia) tajemnicę mego predykatu.
Pozdrawiam niedzielnie. Dziś też z całą procesją świętych, z Krakowa.

Anonimowy pisze...

Od chwili zetknięcia się z chrześcijaństwem najczęściej używanym słowem jest „proces”. Proces czyli określony zespół następujących po sobie zdarzeń czy też określonych zmian mających na celu doprowadzenie mnie do Niego. Czyli dynamizm i zmienność. A jak było w drugą stronę? Odpowiedź prosta – wszystko odbyło się bez procesu. Lub jeśli takowy był to w stopniu minimalnym i niezauważalny. Czyli odejść można tak z dnia na dzień….ale powrócić tak się nie da. Przy założeniu, że byłam kiedyś choć trochę wierząca. Czemu tak się dzieje? Skoro to droga i proces wymagający tyle wysiłku… to co mnie tak ciągnie ? To takie trochę irracjonalne zachowanie…takie trochę poza rozumem i zdrowym rozsądkiem. Człowiek z zasady jest raczej „wygodny”. Czyż nie lepiej było mi siedzieć spokojnie w mojej grocie? Czemu więc podjęłam walkę i co mnie do tego skłoniło? Czemu On mi to zrobił? Podszedł do mnie na drodze do Emaus…dlaczego? Dlaczego chcę Go poznać i czemu mimo zmęczenia i wyczerpania się jeszcze nie poddaje? Przestaję siebie rozumieć.
Dlaczego spotykając Go odpowiedziałam Mu „tak. Chcę Cię poznać”?? Przecież dobrze mi było w moich złudzeniach i w moim świecie wyobraźni o samym sobie. W ciemnej grocie było na pozór „spokojnie” więc czemu zrezygnowałam z tego życia i wpuściłam trochę światła do swojej groty….Jego światła??? Nie wiem, nie rozumiem, gubię się. To wszystko jest jakoś zupełnie poza moim umysłem….. Mam świadomość tego co robię a jednak siebie nie rozumiem. Gdzie więc jest radykalizm wiary? Radykalizm… czyli postępuję w określony sposób tak aby być „gorącym”. Czyli robię to świadomie i dobrowolnie. Więc jak mam rozumieć dzisiaj siebie? Robię świadomie i trochę na przekór sobie… Nie dojrzała miłość własna? Egoizm? Czy powrót do Niego nie jest w pewnym sensie swoistym szaleństwem???
ks

Marta pisze...

" Czyli odejść można tak z dnia na dzień….ale powrócić tak się nie da".
Myślę, że całkowite odejście też jest procesem i odbywa się stopniowo. Najpierw przestajesz się modlić, ale zachowujesz jeszcze pozory. Potem sprzeniewierzasz się coraz bardziej i masz coraz mniej wyrzutów sumienia. Niestety też to przerabiałam osobiście.
Potem musi zdarzyć się "coś", żeby zapragnąć powrotu. To "coś" to w moim przypadku nie był wcale jakiś kataklizm życiowy. Poczułam po prostu, że życie bez Boga nie ma sensu. Teraz wiem, że to tak miało być. Powrót stał się świadomy i na maksa. Zakochałam się w Panu Bogu, a życie nabrało barw :))
Myślę, że często odchodzą ci, którzy tak naprawdę to nie nawiązali relacji z Bogiem. Bóg nas do niczego nie zmusza. To my musimy Mu powiedzieć "Zostań z nami"
Miłej niedzieli dla wszystkich :))

Zbigniew pisze...

Marto - to ,, coś" to Prawda!!!
kto się narodził z Prawdy ten już zawsze będzie szukał Prawdy!
Pozdrawiam

brat_czeremcha pisze...

czy to prawda, że wsi Emaus nigdy nie było?

Marta pisze...

Masz Zbyszku rację :) Mogą jeszcze nadejść różne zawirowania w życiu, ale to pragnienie Prawdy już na zawsze pozostanie. I co ciekawe to nie ogranicza, ale daje wolność.
pozdrawiam :))

Anonimowy pisze...

@Brat Cz
Czytając komentarze księdza Tomasz wynika, że takiej wsi nie było.

@ Marta, Zbigniew
Macie rację..to "coś" przyciąga..niby delikatnie ale z jaką siłą.

ks

Marta pisze...

@ks
Wydaje mi się, że ta delikatność przyciągania to jest Boże uszanowanie naszej wolności. Nic na siłę :)
pozdrawiam :)

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Tak, nie są żadne pewniki odnośnie istnienia wsi Emmaus... Niektórzy spekulują jej istnienia, przypisują jej miejsce. Ale bez żadnej pewności. Myślę, że to literacka konstrukcja Łukasza, który chciał zawrzeć myśl o zdążaniu do nikąd. Choć podaje odległość od Jerozolimy (co też można uzasadnić, iż np. chciał powiedzieć, że owo NIC wewnątrz nas może się znajdować niedaleko świątyni). Pozdrawiam niedzielnie! Przebywajcie w świetle Zmartwychwstałego!!!

Anonimowy pisze...

PIERWSZE CZYTANIE:
Czytanie z Dziejów Apostolskich. W dzień Pięćdziesiątnicy stanął Piotr razem z Jedenastoma i przemówił donośnym głosem: "Mężowie Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie uważnie mych słów: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim.
Dawid bowiem mówił o Nim: «Miałem Pana zawsze przed oczami, gdyż stoi po prawicy mojej, abym się nie zachwiał. Dlatego ucieszyło się serce moje i rozradował się język mój, także i ciało moje spoczywać będzie w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani ani nie dasz Świętemu Twemu ulec skażeniu. Dałeś mi poznać drogi życia i napełnisz mnie radością przed obliczem Twoim».

Bracia, wolno powiedzieć do was otwarcie, że patriarcha Dawid umarł i został pochowany w grobie, który znajduje się u nas aż po dzień dzisiejszy. Więc jako prorok, który wiedział, że Bóg przysiągł mu uroczyście, iż jego Potomek zasiądzie na jego tronie, widział przyszłość i przepowiedział zmartwychwstanie Mesjasza, że ani nie pozostanie w Otchłani, ani ciało Jego nie ulegnie rozkładowi.

Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami. Wyniesiony na prawicę Boga, otrzymał od Ojca obietnicę Ducha Świętego i zesłał Go".

Dz 2, 14. 22-33

Anonimowy pisze...

AKLAMACJA PRZED EWANGELIĄ por. Łk 24, 32


Alleluja, alleluja, alleluja.


Panie Jezu, daj nam zrozumieć Pisma,

niech pała nasze serce, gdy do nas mówisz.



Alleluja, alleluja, alleluja.

Zbigniew pisze...

Hahaha! A ja będę niepoprawny i powiem,że wierzę w wieś Emaus, że istniała!!!
Gdyby odkrywca Troi nie uwierzył tylko przyjął założenie , że to tylko literacki wymysł Homera to by jej nie szukał i nie odkrył!!! Trudność polegała na tym, że przez wieki ujście rzeki nad którą leżała Troja zmieniło się o około 7 km.
tak więc poczekajmy!!! Hahaha
Pozdrawiam

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

haha, dobrze wierzyć nawet wbrew temu, co się pozornie rzeczywistości zastanej sprzeciwia. Na tym polega przecież wiara:) Tutaj; co do Emaus, pozostaniemy w sferze domysłów. Biorąc pod uwagę charakter (i duchowe odczytywanie)ewangelii, przyjąłem bardziej realny scenariusz opowiadania o Emaus. Ale równie dobrze przyjąć inny. Nie będę toczył o to walki. Nie jest to dogmat wiary (wtedy bym pewnie toczył, hehe...) Pozdrawiam.

Tu_Małgosia pisze...

Jak zwykle ciekawie rozmawiacie. Nic równie mądrego, jak wasze wypowiedzi nie przychodzi mi do głowy, więc tylko wtrącę, że nawet co do Homera nie do końca wiadomo, czy istniał. ;)
Pozdrawiam :))