poniedziałek, 2 maja 2011

Wiatrem podszyty



Był wśród faryzeuszy pewien człowiek imieniem Nikodem, osoba wysoko postawiona wśród Judejczyków. Przyszedł on do Jezusa w nocy i powiedział: "Rabbi, wiemy, że jako nauczyciel przybyłeś od Boga. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim". Jezus na to mu rzekł: "O tak, zapewniam cię: jeśli ktoś na nowo się nie narodzi, nie jest zdolny ujrzeć królestwa Bożego". Nikodem zapytał Go: "Jak stary Już człowiek może się narodzić? Czy może ponownie wejść do łona matki i narodzić się?" Jezus odpowiedział: "O tak, jeśli ktoś nie narodzi się z wody i Ducha, nie jest zdolny wejść do królestwa Bożego. Co z ciała narodzone, ciałem jest, a co narodzone z Ducha, jest duchem. Nie dziw się, że ci powiedziałem: "Musicie na nowo się narodzić". Wiatr wieje, gdzie chce. Słyszysz głos jego, lecz nie wiesz, skąd przylatuje ani dokąd podąża. Tak jest z każdym, kto narodził się z Ducha" (J 3,1-8)


Powtórne narodziny, jak te pierwsze, związane są z bólem zerwania z dotychczasowym światem by wejść w nową przestrzeń odczuwania, doświadczania oraz widzenia. Królestwo Jezusa nie jest z tego świata, ma więc wymiar wybitnie duchowy. Stąd i narodziny do niego mają duchowy charakter. Bo sakrament chrztu ściśle wiąże się z działaniem Ducha.

Powtórne narodziny to narodziny do nowego życia. Życia przynoszącego ciągłe niespodzianki.

Chrześcijanin to człowiek poddany Duchowi. Jak Jezus. Dzisiaj coraz łatwiej jest to, co duchowe, przykryć tym, co materialne. Wtedy nie można wzlecieć do nieba. Zbyt ciężkie skrzydła.


26 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Można chyba powiedzieć, że są dwa sakramenty poprzez które rodzimy się duchowo …to oczywiście chrzest i spowiedź.
….ale tak naprawdę rodzimy się każdego dnia na nowo. Codziennie stajemy przed wyborem…i albo zawierzymy Słowu albo umrzemy wybierając zło. Wybór należy do nas….
ks

Marta pisze...

Duch Święty jest fascynującą osobą Trójcy Świętej! Odkąd zaczęłąm praktywać medytację chrześcijańską modlę się do Niego codziennie: przyjdź proszę i módl się w moim sercu, aby ta modlitwa podobała sie Bogu. Obdarz nas swoimi darami. I On obarza! Często mam wrażenie, że przeprowadzjąc trudną rozmowę nie jestem sama. Duch Święty naprawdę dodaje skrzydeł :) I pomysłów. Przyjaźń z Bogiem jest najpiękniejszą przygodą życia :)) Przyjaźniąc się z Nim niejako automatycznie przyjaźnisz się ze wszystkimi i wszystkim co stworzył. Szczera modlitwa sprawia, że inaczej patrzymy na otaczający świąt, a Słowo Boże zaczyna żyć :) Wymaga to jednak od nas trudu. Żywe Słowo Boże musi bowiem weryfikować nasze myślenie i codzienne życie.
@ks: Masz rację, że każdego dnia rodzimy się na nowo. A szczera spowiedź pozwala ciągle zaczynać od nowa.

Anonimowy pisze...

@Marta
Nie bardzo jeszcze rozumiem istoty Trójcy Świętej. Duch Święty jest dla mnie niepoznany. Modlisz się do Ducha Świętego...by Twoja modlitwa podobała się Bogu? To będą słowa i myśli podyktowane przez Ducha...czy też Twoje słowa? A skoro Duch to też Bóg...to jak to jest? Bóg sam kieruje przez Ducha nasze słowa do siebie samego? A może Duch... to takie nasze wewnętrzne "natchnienie" ?
ks

Anonimowy pisze...

PIERWSZE CZYTANIE: Czytanie z Dziejów Apostolskich. Po swojej męce Jezus dał Apostołom wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca. Mówił: "Słyszeliście o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym". Zapytywali Go zebrani: "Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?" Odpowiedział im: "Nie wasza to rzecz znać czas i chwilę, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi".
Dz 1, 3-8

Marta pisze...

@ks
Istoty Trójcy Świętej to my nigdy nie pojmiemy. Modlitwę do Ducha Świętego, o której pisałam wcześniej zaczęłam praktykować od kiedy zaczęła się moja przygoda z medytacją. Medytować można na różne sposoby, ale ja wybrałam powtarzanie Maranatha. Wprowadzeniem do codziennej medytacji może być modlitwa:
"Ojcze niebieski, otwórz moje serce
na cichą obecność Ducha Twojego Syna.
Wprowadź mnie w misterium ciszy,
w której Twoja miłość objawia się wszystkim,
którzy wołają Maranatha!
Przyjdź, Panie! Przyjdź, Panie Jezu!"
W czasie takiej medytacji staram się o niczym nie myśleć, a tylko siedzieć bez ruchu w ciszy i powtarzać w sercu w rytm oddechu słowo medytacji. I wtedy wierze, że Duch Święty modli się w moim sercu.
Wiem, że może to wszystko brzmi dziwnie, ale medytacja jest dla mnie genialna modlitwą. Dzięki niej odkryłam np.piękno Pisma Św.. Odkryłam genialność modlitwy Ojcze nasz... I jeszcze wiele innych pięknych rzeczy, z których najpiękniejsze jest odczucie bliskości Boga, który mieszka w nas.
Szkoda,że medytacja jest tematem dosyć delikatnym do dyskusji, bo kojarzy się dziwactwem. Ale dla mnie to coś pięknego :)) To przecież dzięki niej "odkryłam" Ducha Świętego.

Anonimowy pisze...

@Marta
Nie uważam medytacji za dziwactwo. Wprost przeciwnie. Ludziom jednak "medytacja" kojarzy się z religiami wschodu...lub z ludźmi w pomarańczowych szmatkach czy jogą. A to nie jest tak do końca. Przecież wystarczy zauważyć, że medytacja pochodzi od łacińskiego słowa "meditatio" co również oznacza rozważać, myśleć o czymś..czy zagłębiać się w myśli i szukać sensu.
Czytając Słowo....medytujemy...bo je rozważamy. Oczywiście każdy ma swój indywidualny sposób.
Jedyne co... to nigdy nie podchodziłam do medytacji czy rozważań jak do modlitwy.
Rozważanie Słowa traktuję jako zmierzenie się z rzeczywistością poprzez adaptację Słowa w codzienność.
Przecież muszę uruchomić myśli i coś jak duszę...żeby zobaczyć co Słowo chce mi przekazać i jak zastosować się do Jego wskazówek.
Nie czytamy tylko oczami :)
A to już jest medytacja właśnie...
ks

Anonimowy pisze...

@ Marta
Jeśli chodzi o modlitwę "Ojcze nasz"...to ktoś mi ją wytłumaczył. To coś więcej niż modlitwa. To swoista rozmowa z Ojcem.
ks

Marta pisze...

W medytacji, o której mówię najgenialniejsze jest nie to co dzieję się w ciągu tych 30 minut (tyle medytuję rano i potem wieczorem), ale to jaka jest potem moja codzienność. To trzeba sprawdzić osobiście, aby uwierzyć. Porządkują się myśli, zaczynasz słyszeć Boga w Jego Słowie. Ogarnia Cię pokój serca, z którego trudno Cie wyprowadzić. Rzeczywistość pozostaje ta sama, ale zmienia się nasza perspektywa patrzenia. I to nie jest chwilowe uniesienie, euforia, które miną. Kiedy modlisz się tylko tym jednym słowem Maranatha to masz takie cudowne przeświadczenie, że nie masz przed Bogiem tajemnic i modlisz się całym sobą. Wyzbyć się myśli to znaczy też własnych wyobrażeń o Bogu. To jest czysta modlitwa serca. Nie przeszkadza mi to absolutnie winnych modlitwach. Dzięki medytacji różaniec i modlitewne czytanie Pisma św.
Medytacja dała mi takiego powera do życia, że każdemu chętnie bym to polecała. Ale jak sama mówiłaś to trudny temat, gdyż dużo tu niedomówień.

Anonimowy pisze...

Zgadza się temat jest trudny. A rozmowa ze mną w tym właśnie wątku również może okazać się dość skomplikowana z uwagi na rożne definicje medytacji. To co nazywasz medytacją ja raczej uznaję za medytację transcendentalną... z pogranicza przekroczenia jakby samego siebie. Proszę się nie obrazić na mnie. Każdy ma swój punkt widzenia. Ja nie mówię, że to jest złe. Osobiście odczuwam pewien niepokój i raczej boję się aż tak zaangażować. Może nie ufam sobie za bardzo.
Dla mnie medytacja jest rozważaniem.. i nie poświęcam temu określonej ilość minut..to się dzieje samo. Czytam Słowo...gdzieś te myśli powstają ale są jeszcze nieuchwytne. One siedzą we mnie i z czasem się pojawiają. Czasem samoistnie... a czasem za pośrednictwem bodźców zewnętrznych czy skojarzeń sytuacji czy zdarzeń. Czasem przemyślenia pojawiają się błyskawicznie..a czasem dopiero po jakimś czasie. Bywa i tak że podświadomie szukam swoich myśli. Owszem... wielokrotnie zapadam w ciszę by w skupieniu coś przemyśleć..ale pora dnia czy nocy jest mi obojętna i czas również.
Inaczej docieram do swojego wnętrza. A to "inaczej" nie niesie za sobą znaczenia "lepiej" czy "gorzej".
Mój umysł raczej nie podoła medytacji w sensie dotarcia do ego. Nie umiem się "wyłączyć". Moje myślenie i rozważanie opiera się raczej na "warstwach".. czyli myślę w jakimś określonym kontekście...coś porównuję... staram się rzeczywistość w to zaangażować a nie się od niej odizolować.
Podkreślam raz jeszcze. Ja nie neguję Twojej medytacji. Rozważam po prostu inaczej.
Podziwiam ludzi, którzy potrafią się w jakiś sposób wyłączyć.
Ja mam chyba zbyt potargane usposobienie a moje myśli są zbyt nie ułożone i zbyt rozbrykane :)
ks

Marta pisze...

Moja przygoda z medytacją zaczęła się na Tynieckich Spotkaniach Medytacyjnych. Z tym, że tam preferowane jest lectio divina - medytacja nad Słowem Bożym. Potem zafascynowała mnie książka Johna Maina OSB "Medytacja chrześcijańska. Głód głębi serca" (polecam do przeczytania:))
Jak Ci juz wcześniej pisałam jest to dla mnie rodzaj modlitwy, który absolutnie nie wyklucza pozostałych form. Niegdy nie pokusiłabym sie o ocenianie kogokolwiek w tej kwestii. Każdy sposób, który prowadzi do Boga jest dobry. Mimo medytacji jestem normalną, energiczną i trochę "postrzeloną" kobieta :))
Nie wiem czy medytuję dobrze, bo tego ocenić sie nie da. Ale skoro "Owocem (...) ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość (...), a odczuwam głęboki trwały pokój to chyba jestem na dobrej drodze. Wg mnie pokój najlepszym probieżem dobrych decyzji.

Marta pisze...

@ks
I jeszcze jedno: dzięki Ci za ciekawe określenie modlitwy "Ojcze nasz..." jako swoistej rozmowy z Ojcem. Początek to jakby nasze życzenia dla Boga Ojca, a druga część to jest to o co Go prosimy. Daj nam dzisiaj. O jutro poprosimy jutro :)

Anonimowy pisze...

Najważniejsze, że odnalazłaś drogę. Nie oceniłam Cię. Jeśli tak to odebrałaś to przepraszam. Pełen szacunek mam do Ciebie. Miałam na myśli jedynie pokazanie jak bardzo nasze medytacje się różnią.
Każdy ma swoją drogę do Boga i u każdego myśli mają swoje tory.

Niby przecież każdy rodzi się z Ducha...a jednak u każdego ten proces narodzin przebiega inaczej. Człowiek jest zbyt skomplikowany żeby dało się przyłożyć jeden szablon.
A książkę przeczytam...choćby z ciekawości.

Chyba najważniejsze w tej kwestii to mieć świadomość narodzin i mieć chęć aby się narodzić do nowego życia. I to każdego dnia..
Różne drogi...lecz cel ten sam :)
ks

Marta pisze...

Absolutnie nie odebrałam Twojej wypowiedzi jako negacji mojej medytacji. Jeśli miałaś takie odczucie, to z kolei ja Cię przepraszam. Cel mamy ten sam. A że ilu ludzi tyle osobowości i że każdy ma swoje miejsce w sercu Boga to jest GENIALNE. Wybrałam ten sposób medytacji, bo wydaje mi się dla mnie najprostszy. Ale kocham medytacje nad tekstami Pisma Świętego. Nie robię tego jednak tak systematycznie jak bym chciała.
A co do rozproszenia myśli na medytacji to nie mamy na to wpływu. Raz tych myśli jest mniej, a raz więcej. Ale Bogu nie chodzi o perfekcje wykonania. Ale jedno jest pewne: medytacja porządkuje myśli. Sprawdziłam to :)
Co do książki to naprawdę polecam. Wszystko co o. Main tam pisze jest prawdą, chociaż myślałam początkowo, że trochę "ściemnia"
pozdrawiam :))

Anonimowy pisze...

@ Marta
A ja troszkę inaczej rozumiem modlitwę "Ojcze nasz" :)
Pod słowami tej modlitwy ukryty jest dialog pomiędzy mną a Bogiem.
To jakby ...rozmowa o mnie z Nim.. ale tak naprawdę bez próśb i życzeń. Ta rozmowa.. to dialog.. czy aby jestem świadoma tego co wypowiadam. Czy jestem Jego naśladowcą czy może żyję jednak w złudzeniu..czy moje życie jest prawdziwym życiem ze Słowem. Ta modlitwa.. to rozmowa - przegląd mojej codzienności w oparciu o Jego Słowo.

Początek to świadomość do Kogo się zwracamy i wyrażamy nasz szacunek poprzez słowa "święć się imię Twoje".
Pod zdaniem "Przyjdź Królestwo Twoje" ukryte jest nasz pragnienie czy aby rzeczywiście tego chcemy...czy chcemy aby Jego wola się stała...czyli wolimy iść po swojemu....a przecież Jego wola stanie się poprzez nasze działanie i postępowanie.
"i odpuść nam.." - poruszamy kwestię wybaczenia sobie i innym...długi temat.
"i nie wódź nas na pokuszenie"... - nie oznacza według mnie do końca prośby samej w sobie. To raczej również odpowiedź Boga...który uczy nas abyś rozważnie stawiali nasze kroki.

Ta modlitwa to podsumowanie jakby dla mnie czy jestem chrześcijaninem... ale podsumowanie w kontekście rozmowy z Nim... o mnie.. o moich relacjach z Nim i z innymi.

ks

Marta pisze...

@ks
Piękne jest to co napisałaś o modlitwie "Ojcze nasz..."
Dla mnie cudowne jest już samo "Ojcze nasz..." - dziecko mówi do Ojca.
"Święć się imię Twoje" - życzymy Bogu, aby każdy szanował Jego Imię.
"Przyjdź królestwo Twoje"- chcemy, żeby Jego królestwo było wśród nas, w nas.
"bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi" - chcemy, żeby nic nie przeszkodziło w spełnieniu się woli Bożej, bo jakże często nasza wolna wola buntuje się przeciwko woli Bożej.
"chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj" - daj nam tylko to co jest naprawdę potrzebne, Ty wiesz co to jest.
"i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" - prosimy o przebaczenie, ale wyrażamy gotowość przebaczenia. Nienawiść do kogokolwiek niszczy nas. Jezus o tym doskonale wiedział.
"i nie wódź nas na pokuszenie; ale nas zbaw od złego" - niech to nas spotka nie oddali nas od Ciebie.

Marta pisze...

w ostatnim zdaniu miało być:niech to nas spotka złego (w sensie przeciwności) nie oddali nas od Ciebie.

Anonimowy pisze...

@ Marta
Równie piękna i twórcza jest Twoja interpretacja.
O kurcze.. parę słów a tyle treści :)
Czasem można dostać "duchowego" zawrotu głowy ...od treści zawartej w Słowie.
Jedną krótką modlitwą wyrażamy nasze pragnienia, chęci, prośby, poddajemy mini ocenie samych siebie i jeszcze rozmawiamy..jak z kimś kogo znamy.
ks

Marta pisze...

@ks
Masz rację, im Bóg jest nam bliższy tym modlitwa tak naprawdę staje się prostsza i autentycznie staje się rozmową z Osobą, a nie z samym sobą.
Bardzo lubię po Mszy św. w dzień powszedni zostać chwilę po jej zakończeniu na taką rozmowę z Jezusem w ciszy i tak od serca. Nawet nic nie mówiąc.

Anonimowy pisze...

@ Marta
To polecam tzw. "Wieczystą Adorację". W Warszawie jest takie jedno miejsce. Na Deotymy 41.
Tyle, że ja wolę takie rozmowy przeprowadzać późnym wieczorem. I cisza jest taka "namacalna". Masz rację czasem nie trzeba nic mówić.
Swoją drogą nauczyć się słuchania to też wielka sztuka. Poznać smak ciszy też ma swój niepowtarzalny urok i ogromna moc zawarta jest w takiej ciszy.
ks

Marta pisze...

@ks
Masz rację cisza jest namacalna wieczorem albo wczesnym rankiem :)
Wieczysta adoracja istotnie jest cudna. Do Warszawy mam trochę "nie po drodze" :))
Pisałam o Mszy św. w dzień powszedni, bo po niej zapada własnie cudowna dzwoniąca w uszach cisza. Jezus w tabernakulum, Jezus w sercu :))
We wakacje (jestem nauczycielką, więc tylko ten termin wchodzi w grę) po raz pierwszy w życiu wybieram się rekolekcje ignacjańskie, tzw. Fundament. Chce spędzić w ciszy 5 dni. Sam na sam z Bogiem i samą sobą.
Nie mam jakiegoś konkretnego powodu. Tak po prostu zapragnęłam takiego spotkania.

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Techniki modlitwy i medytacji... czasem pomagają, mniej lub więcej. Lecz nie one najważniejsze. Ważne moim zdaniem, żeby modlitwa była nasza, była bliska, i... w ogóle była! Tak, by życie i każdy oddech, uderzenie serca stawało się modlitwą. Tego sobie życzmy. Niech Pan Zmartwychwstały Wam błogosławi!!!

Marta pisze...

Całkowicie się z Księdzem zgadzam :)
A dyskusja o medytacji jakoś tak sama się nawiązała. Dla mnie medytacja jest po prostu piękną i MOJĄ rozmową z Bogiem. Techniki do tego stopnia nie mają dla mnie znaczenia, że nie czuję potrzeby należenia do jakiejkolwiek grupy medytacyjnej. Nie czuję tego i nawet wydaje mi się to trochę sztuczne. Ale każdy jest inny, inaczej czuje i niech chwali Pana Boga jak potrafi. I do takiego wniosku doszłyśmy z ks. Dlatego też część dyskusji dotyczyła pięknej modlitwy "Ojcze nasz..."

Natomiast oddychanie w rytm modlitwy jest czymś pięknym. Robiąc wdech mam wrażenie, że od Boga biorę życie, a robiąc wydech ofiaruję Mu je.
Pozdrawiam Księdza bardzo serdecznie i również życzę wszelkiego błogosławieństwa od Chrystusa Zmartwychwstałego :)

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Fajnie, że rozmowa takowa wyszła, cenne każde zdanie, wymiana spojrzeń. Tak rodzi się dialog, i o to chodzi, prawda? Ubogacamy się wzajemnie.

Marta pisze...

I to ubogacanie się wzajemne jest piękne.
Dziękuje Księdzu za prowadzenie tego bloga. Ma ksiądz bardzo ubogacające nas spojrzenie na Pismo Święte.
Kolejny raz przekonałam się, że nie ma przypadków. "Przypadkowe" spotkanie Księdza na Facebooku zaowocowało dla mnie pięknym odkryciem Księdza bloga. Dziękuję za wskazanie mi tego miejsca.
Jeszcze raz pozdrawiam baardzo serdecznie :))

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Miłe słowa, na które nie zasługuję. Ten blog i mnie wiele daje, bo jest swego rodzaju okazją do codziennego obcowania z żywym Słowem, które przemienia wnętrze, a wraz z nim wszystko dookoła.
Pozdrawiam w Chrystusie, i niech Słowo dotyka nadal. Raz jeszcze dziękuję za wirtualne odwiedziny praz świadectwo.

Marta pisze...

Życzę miłej pracy nad referatem i proszę w międzyczasie wpatrywać się w gwiazdy jak to Ksiądz obiecał na Facebooku :))
Wszystkiego dobrego :))
Marta