niedziela, 10 kwietnia 2011

Krzesanie życia


     A Jezus znowu, gdy doszedł do grobowca, wzruszył się głęboko. Była to pewnego rodzaju pieczara i kamień od niej był zasunięty. Jezus powiedział: "Odsuńcie ten kamień". Na to rzekła Mu siostra zmarłego, Marta: "Panie, już cuchnie, bo cztery dni już tu leży". Jezus jej odpowiedział: "Czy nie mówiłem ci, że jeśli wiarę mieć będziesz, ujrzysz chwałę Boga?" Odsunęli zatem ów kamień. Jezus podniósł oczy ku górze i rzekł: "Ojcze, dziękuję Ci, że mnie wysłuchałeś. Ja wiem, że zawsze mnie wysłuchujesz, lecz powiedziałem tak ze względu na stojącą tu gromadę, aby uwierzyli, że Ty mnie posłałeś". Po tych słowach zawołał donośnym głosem: "Łazarzu, wyjdź stamtąd!!!". I wyszedł zmarły, choć nogi i ręce miał obwiązane opaskami, a jego twarz chustą była owinięta. Jezus im rzekł: "Odwińcie go i pozwólcie mu iść" (J 11,38-44)

 

Bywa, że w życiu człowieka pojawiają się głazy wydarzeń, które musi dźwigać na swoim grzbiecie. Nieraz jedno wydarzenie sprawia, że wszystko wewnątrz jest martwe i cuchnie dookoła. W Biblii martwym jest ten, kto grzeszy. Grzech więc zostawia najwięcej smrodu w międzyludzkich relacjach. Sprawia, że one powoli umierają. Wtedy pozostaje tylko zamknięcie w ciemnej pieczarze własnego egoizmu.

Jezus staje jednak pośrodku tej sytuacji, wyprowadza z niej mocą mesjańskiej miłości. Pragnie to uczynić, ponieważ wzrusza Go głęboko sytuacja grzesznika. Rozkazuje wręcz do wyjścia z tego tragicznego trwania w pustce i bezruchu. Ostateczne uwolnienie od jarzma śmierci należy także do wspólnoty. To inni mają za zadanie odwinięcia okopów grzechu, by mógł zacząć wreszcie samodzielnie poruszać się. Kościół, jako wspólnota wiary, wspomaga w wychodzeniu z grzechu do wolności.

Każdy więc chrześcijanin ma w sobie moralny imperatyw oraz zadanie swoim świadectwem i posługą wspomagać Jezusa w Jego misji wskrzeszania innych do życia. Bez tego, marni z nas chrześcijanie...


9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

PIERWSZE CZYTANIE:
Czytanie z Księgi proroka Ezechiela. Tak mówi Pan Bóg: "Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam", mówi Pan Bóg.

(Ez 37, 12-14)

Anonimowy pisze...

Czyli mamy taki „kantyzm” chrześcijański, nazwijmy to umownie? Powinnością ogólnoludzką jest nie tylko iść samemu wybraną przez nas drogą ale również zwracać szczególną uwagę na bliźnich. To jakby pewna „zasada” miłowania bliźniego. Odbieram dzisiejsze Słowo bardzo osobiście. Po raz pierwszy poznałam realne znaczenie słowa „wspólnota” tutaj na blogu. A po raz drugi bardzo nie dawno w świecie, w którym egzystuję na co dzień. Grzech w nas powoduje umieranie, ale często zdarza się, że nie jest on przez nas dostrzegany. Nawet nie wiemy, że siedzimy w ciemnej grocie okutani własną zdradą Boga. Nasze sumienie nie wychwyciło grzechu i wówczas dopiero refleksja wywołana bodźcem zewnętrznym powoduje coś na kształt „olśnienia”. Takim czynnikiem pobudzającym nasze sumienie może być właśnie świadectwo innych. Wydaje mi się, że na to zagadnienie należy jednak spojrzeć z dwóch stron. Po pierwsze należy pomagać innym zgodnie z prawem miłości. Po drugie należy również mieć świadomość, że często to na nas spoczywa odpowiedzialność za błędy poczynione przez innych. Niestety nie rzadko zasłania nam to nasz egoizm. Obwiniamy innych nie będąc świadomym, że to my jesteśmy winowajcami. Bezpardonowo zrzucamy odpowiedzialność na innych.
Bycie chrześcijaninem to ogromna odpowiedzialność…nie tylko za siebie ale i za innych. Taka myśl i refleksja pojawiła się u mnie nie dawno…pod wpływem właśnie „bodźców wspólnotowych”. Powiem szczerze… zaskoczyła mnie ta myśl. Moje zdumienie jest zdaje się wyrazem odkrycia we mnie nowych pokładów egoizmu. W świetle Słowa… egoizm nabiera coraz to nowych odcieni znaczeniowych. Nieoczekiwane…poznawanie samego siebie.

Być swoistym „pozytywistą” chrześcijańskim i starać się egoizm przekształcić w altruizm…i zrobić to w sposób „naturalny” nie czyniąc przy tym nikomu krzywdy…. Czy na pytanie „jak tego dokonać?”.. można sobie udzielić odpowiedzi prostej lecz w realizacji nieco trudnej …. „Kochaj, wybaczaj, szanuj” ? Czyż nie jest to również istota człowieczeństwa?
ks

Anonimowy pisze...

"Łazarzu, wyjdź stamtąd!!!".
Mocne w swym wyrazie zdanie. Ale czy my je słyszymy i wiemy, że skierowane jest również do nas samych?
Słonecznej niedzieli życzę naszej całej "wspólnocie blogowej" :)
ks

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Tak, Łazarz jest w nas pogrzebany (może nim być nasza nieuleczona miłością oraz przebaczeniem, poraniona historia życia...). A tu słyszymy, by wyjść POZA własny grób, czyli: poza ciemność naszego wnętrza, którą tworzymy tkwiąc w tym, co wraca nieraz w najczarniejszych snach, rozpamiętywaniu doświadczonego zła. Z tego ma moc wyprowadzić Chrystus, i - co w blogu wspomniałem - pragnie to czynić też z udziałem wspólnoty wiary. Błogosławionej niedzieli! Jak zawsze, dziei za spotkanie w Słowie.

brat_czeremcha pisze...

Łazarz w wersji katechetycznej jest archetypem grzesznika - jesteśmy martwi z powodu grzechu, cuchniemy zamknięci w grobie, nie możemy NIC

a potem przychodzi Zbawiciel

Anonimowy pisze...

@ Brat Cz
Co to znaczy w "wersji katechetycznej"?
ks

brat_czeremcha pisze...

model interpretacji

Anonimowy pisze...

aha.. Dziękuję.

ks

Anonimowy pisze...

Może to i głupie pytanie...
a ile jest tych modeli ?
ks