Rzekł do nich Piłat: Weźcie Go i
sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy. Odpowiedzieli mu Żydzi: My
mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem
Bożym. Gdy Piłat usłyszał te słowa, uląkł się jeszcze bardziej. Wszedł znów do
pretorium i zapytał Jezusa: Skąd Ty jesteś? Jezus jednak nie dał mu odpowiedzi.
Rzekł więc Piłat do Niego: Nie chcesz mówić ze mną? Czy nie wiesz, że mam
władzę uwolnić Ciebie i mam władzą Ciebie ukrzyżować? Jezus odpowiedział: Nie
miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy
grzech ma ten, który Mnie wydał tobie. Odtąd Piłat usiłował Go uwolnić. Żydzi
jednak zawołali: Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto
się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi (J 19,6b-12)
Przesłuchanie. Nie zawsze jest poszukiwaniem prawdy. Bywa usilnym
zabiegiem potwierdzenia swojej prawdy o kimś lub o jakieś sytuacji. Jest
wstępem do osądu. Rozmowa dwojga ludzi, czasem jakiś głos mają osoby postronne,
świadkowie. Kiedy ktoś ma z góry swoją opinię i wyrok, przesłuchanie jest
parodią, a nie obiektywnym i rzeczowym poszukiwaniem prawdy o człowieku. Takim
przesłuchaniem może być… każda nasza rozmowa z kimś. Zależy to od naszych
intencji.
Przesłuchanie Jezusa w pretorium Piłata miało charakter urzędowy.
Pojawia się dramat niewinnie oskarżonego, który jest bezbronny, nie ma żadnego
adwokata, który by się za Nim wstawił. Jego los spoczywa w ręku prefekta
rzymskiego Judei, Poncjusza Piłata, polityka, człowieka ambitnego, który nie
umie wypowiedzieć własnego zdania. Ma słaby charakter, zdolny naginać się do
sytuacji. Taka osoba nie chce bronić nawet ewidentnej prawdy. Dba tylko o swoją
pozycję i władzę.
Skłonny jest słuchać tłumu, odnośnie Jezusa, niż Jego samego.
Zapytuje, skąd jest? Może po to, żeby dowiedzieć się, czy nie ma czasem
wpływowych osób za sobą, którym mógłby się narazić. A Jezus milczy, co go
zaczyna niepokoić. Zazwyczaj inni skazańcy błagali o łaskę. Skąd ta godność
skazańca z Galilei? Nakazuje mu wręcz rozmowę. Wskazuje na swoją nadrzędną w
niej rolę. Pragnie wprowadzić respekt i strach tego dziwnego skazańca. Może
jest chorym psychicznie i nie zna jego ważnej roli? Stara się go więc
uświadomić. Czyni się Bogiem – mówi, że od niego zależy darowanie życia bądź
skazanie na śmierć. Nazareńczyk przypomina mu o tym.
Piłat dostrzega pokorę Jezusa i pokój Jego serca w tak trudnej
sytuacji. Nie widzi w Nim wroga ludu, czy też błyskotliwego przywódcy, który
mógłby zaszkodzić jego rządom. Przeczuwa, że jego rodacy uknuli przeciwko
Nazareńczykowi intrygę. Dlatego usiłuje Go bronić, dla pewnej przyzwoitości, którą
ma w sercu.
Lecz ta jego decyzja obrony nie ma mocnych korzeni. Nie angażuje się,
nie chce ryzykować. Zwłaszcza swojej kariery. Wzburzeni Żydzi zaczynają mu już
grozić. To nie jest warte ryzyka utraty intratnej pozycji. Poza tym dla niego
sprawa Nazareńczyka nie ma wielkiego znaczenia. Więc „umywa ręce” od sprawy,
nawet gdy wiedział, że zabija Prawdę.
Ta historia powtarza się na scenie świata nieustannie. Może nawet na
scenie naszego życia. Jakże łatwo zamilknąć w obronie prawdy i innego człowieka
(zwłaszcza tego „bez głosu”), umyć ręce, ewentualnie wykonać niezbędne minimum,
kiedy w grę wchodzą nasze interesy. Czy wtedy nie jesteśmy podobni Piłatowi? W
takich sytuacjach zawsze skazujemy na śmierć Chrystusa, który sam nazwał się
Prawdą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz