sobota, 10 marca 2012

Przeliczenie


Gdy wreszcie zastanowił się nad sobą, powiedział: "Iluż to robotników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do swojego ojca. Powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie. Już nie jestem godny nazywać się twoim synem. Uczyń mnie jednym z twoich robotników". I zabrawszy się wyruszył do swojego ojca. Kiedy był jeszcze daleko, zobaczył go jego ojciec i wzruszył się. Pobiegł, rzucił się mu na szyję i ucałował go. Syn odezwał się do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie. Już nie jestem godny nazywać się twoim synem" (Łk 15,17-21)


Przyczyną powrotu syna do rodzinnego domu był pusty brzuch. On spowodował refleksję, a później decyzję. Konsekwencja i wierność tej decyzji doprowadziły zabłąkanego syna do domu. Wszedł na właściwą drogę. Czasami bowiem trzeba zawrócić. Zwłaszcza, kiedy dostrzeże się własne błądzenie.

Ze strony syna było to również porzucenie swoich ambicji (przecież ojciec i rodzina mogli ironicznie patrzeć na jego powrót), odwaga wiary w rodzicielską, przygarniającą miłość ojca (która, mimo iż mogła być w synu: od małego znał przecież dobroć swojego ojca – była wykraczająca poza wszelkie układane przez niego scenariusze powrotu), nadzieję, iż wszystko się ułoży. Syn musiał wpierw zrozumieć swoje grzechy. Więcej: poczuć je w sercu. Z tego powodu nie oczekiwał powrotu do sytuacji sprzed jego wyjściem z domu. Był świadomy, że to niemożliwe. Stał się inny; bogatszy o nowe doświadczenia; niekoniecznie pozytywne. One również powinny stawać się nauką. Syn odczuł utratę swojej godności synowskiej. Nie liczył na jej przywrócenie. Ale… się przeliczył! Ojcowska miłość była tak wielka, że aż niepojęta. Lecz możliwa do odczucia.

Być dzieckiem Ojca to nieustannie z ufnością odnajdywać Jego przeogromną miłość. Tę, która przebacza i przywołuje z rubieży świata. Być dzieckiem, to nieustannie pamiętać o miłosiernej Miłości. Ona jest jedyną deską ratunku, kiedy zbłądzimy. I żadna przewina nas od niej nie odłączy. Jedynie my sami to możemy uczynić, zagłuszając w sobie Boże wołanie.


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzisiejsze Słowo to również potwierdzenie tego o czym mówiliśmy wczoraj w komentarzach. Że nawet jeśli człowiek z własnej woli wejdzie w zło, nasz dobry Ojciec ma moc wyprowadzić z tego większe dobro.

Ania Karczemska

wladika1 pisze...

Marnotrawny syn
Co rozumiemy przez słowo marnotrawny syn? To nie tylko z przypowieści o marnotrawnym synu, że dostał swoją część majątku a potem ją roztrwonił. Przecież w nas się przejawia, marnotrawność, która się Panu Bogu nie podoba. To, dlatego że nam Pan Bóg daje tyle dobrodziejstw, a my ich nie umiemy wykorzystać na chwałę, ale marnotrawimy czas, który możemy wykorzystać na modlitwę, na służbę Panu Bogu i to najwięcej przez pychę, nienawiść do drugich, to, dlatego, że nie zauważamy w sobie, nie rozpoznajemy w sobie tego dobrodziejstwa od Pana Boga. Jesteśmy jak marnotrawny syn, a Pan Bóg czeka na nas abyśmy wrócili do domu Ojca, to, dlatego nie wracamy, bo nie czujemy głodu, jesteśmy nasyceni dobrami materialnymi, a głodu takiego jak jest miłość do Boga do bliźniego nie czujemy, a Pan Bóg woła do nas wróć synu, wróć, bo czekam. Jak długo każecie mi czekać? O Boże mój Miłosierny za to Cię przepraszam, że tak długo czekasz, a my grzesznicy nie umiemy wrócić do Ciebie, mój Boże Miłosierny daj nam się odnaleźć, daj nam wrócić z drogi, którą błądzimy, daj nam to widzieć w sobie, bo tak błądzimy a wrócić nie możemy.

Anonimowy pisze...

Zgadzam się Aniu, o tym właśnie była wczoraj rozmowa. O miłosierdziu i o tym, ze On potrafi wyrwać człowieka z największej otchłani i przyjąć z powrotem do siebie. Dla każdego i zawsze jest więc szansa.

wladika1

Wiele racji jest w twoim komentarzu. To prawda. Bywa tak, że czas przesypujemy beznamiętnie przez palce. To tylko nam się wydaje, że nie mamy czasu ani dla Niego ani dla innych ludzi. Jakoś łatwiej nam znaleźć czas by „opracować” zemstę, porobić coś zupełnie niepotrzebnego lub po prostu utracić czas na niczym. I zdarza się nam, że jakoś do Niego.. to za daleka droga… ale do koleżanki na ploty na przykład ….czas się znajduje. Przykre to. Jednak czasem podejmujemy walkę i wyzwanie… i wygrywamy. Mimo deszczu, złego nastroju czy lenistwa..idziemy do Niego. I to jest w nas piękne.
Ostatnio ktoś mi blisko powiedział prawdziwe i piękne zdanie: „"nie chce mi sie tam iść, ale lubię tam być" ……….i coś w tym jest.

Pozdrawiam
Kasia

Anonimowy pisze...

Tak Kasiu, no i wiadomo, że źle, można powiedzieć tragicznie, że syn odszedł. Ale paradoksalnie gdyby nie odszedł, nie doświadczyłby kim jest Ojciec, jak dobry i miłosierny jest Ojciec. Więc Ojciec z tego zła wyprowadził wielkie dobro! Błogosławiona wina. Niezwykłe to.
Ania Karczemsska