czwartek, 29 marca 2012

Obumierający aby żyć



O tak, zapewniam was: jeśli ktoś będzie zachowywał moją naukę, nigdy nie zazna śmierci". Na to rzekli Mu Judejczycy: "Teraz się przekonaliśmy, że masz złego ducha. Umarł Abraham, a także prorocy, a Ty mówisz: "Jeśli ktoś będzie zachowywał moją naukę, nigdy śmierci nie doświadczy". Czy Ty jesteś większy od naszego ojca Abrahama, który umarł? Prorocy też poumierali. Za kogo Ty się masz!?" (J 8,51-53)


Jednym z największych lęków człowieka jest lęk przed śmiercią; umieraniem. Chrystus przyniósł życie w wolności od wszelkich lęków, jakie nękają ludzi. W tym także od śmierci. Jednak warunkiem aby się o tym przekonać i tego doświadczyć jest zachowywanie nauki Jezusa, czyli Ewangelii. Chodzi o proces ciągły i dynamiczny (nie: zachował, ale: zachowywał). Wielokrotnie Boży Syn wspomina, że kto żyje według wskazań ewangelicznych, posiądzie życie wieczne (czyli: bez śmierci!). Więcej: już nosi w sobie jego zaczyn.

Zadziwiająca nauka Chrystusa: kto będzie potrafił obumierać dla własnego egoizmu, grzechu, ten nie zazna w rezultacie śmierci wiecznej, ale doświadczy pełni życia, które nie przemija. Chrystus umarł za nas, abyśmy mieli w sobie życie. Swoją śmiercią zniszczył oścień śmierci, zwyciężył ją, wymazał dla człowieka odkupionego Jego Krwią. I to jest odpowiedź dla tych, którzy pytają, za kogo On się ma? Z kolei zadaniem chrześcijan jest swoim życiem bez lęku przed śmiercią i umieraniem ogłaszać właśnie Tego, który jest jedynym zwycięzcą śmierci.


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zawsze byłam zdania, że podczas dyskusji należałoby ustalić co kto rozumie przez dane wyrażenie czy słowo. Inaczej bowiem nie będzie porozumienia lecz walka na argumenty. Bezsensowne koło zdań krążących wokół pozornie tylko tego samego tematu. Dzisiejsze Słowo porusza temat śmierci. Ale Nauczyciel nie mówi o śmierci fizycznej. Człowiek bowiem, który żyje Prawdą nie umiera, gdyż owa śmierć straciła swój wymiar ostateczny. Co to oznacza? Że życiem swoim świadcząc o Nim żyjemy wraz z Nim tutaj, ale też i po przestąpieniu progu końca żywota. Czy boję się śmierci? Chyba bardziej boję się lęku, strachu i bólu. Śmierć to ostatni smak powietrza, nic więcej. Ale zdarza się, że wokół tego łyku powietrza jak ciemna chmura krąży ból, cierpienie, lęk… a tego się boję. Jak bowiem w takich chwilach być w zgodzie z sobą, z Nim? Jak podjąć decyzję, że mimo wszystko wierzę?? Jak być z Nim, gdy ktoś nam bliski nie wie czy to już właśnie ostatni oddech? Jak żyć w zgodzie z sobą, gdy senność nasza zamknęła nam możliwość bycia w tym ostatnim oddechu z osobą nam bliską? Jak pogodzić się z historią i jak pamiętać...nie pamiętając?

Kasia

Anonimowy pisze...

Myślę,że o fizycznej śmierci może wiarygodnie mówić tylko ten, kto doświadczył śmierci kogoś bliskiego. Nie doświadczyłam tego. Ale pamiętam strach o bliską mi osobę, która uległa poważnemu wypadkowi drogowemu. To było ponad 20 lat temu, a ja to doskonale pamiętam. Pamiętam żal, że nie wykorzystałam czasu na odwiedziny i zwyczajną rozmowę z ciocią, która mieszkała po sąsiedzku. Wierzymy, że śmierć jest początkiem nowego życia. Wiemy, że każdego dosięgnie, ale nigdy nie jest na nią odpowiedni moment. Nawet Jezus płakał po śmierci Łazarza. To takie ludzkie.

Marta

Anonimowy pisze...

Ten kto dotknął śmierci wie, że ona sama w sobie jest mizerna i krucha. Jest chwilą, którą poprzedza często strach, ból. Śmierć jest mgnieniem, ale pod powiekami wciąż tkwi obraz naszej niedoskonałości w spotkaniu jej gdy naszych bliskich zabiera. Masz rację Martuś. Te obrazy żalu, obwiniania siebie tkwią w nas i czasem ranią bardziej niż gdyby nas sama śmierć dotknęła.
Śmierć jest początkiem. Ale gdy nie wiesz jaki to początek dla osoby ci bliskiej…. Pozostaje wierzyć, że On zapłacze nad daną osobą jak nad Łazarzem i wskrzesi ją. Nie fizycznie… ale w nowym wymiarze. Pozostaje nam jedynie wierzyć w Jego miłosierdzie i pokonać w sobie obrazy przeszłości. Nie zamazywać ich, nie zapominać… pokonać w sensie – pogodzić się z nimi.
Kasia