sobota, 3 marca 2012

Miłość ekstremalna


Słyszeliście, że powiedziano: "Będziesz miłował bliźniego swojego, a wroga swojego będziesz nienawidził". A ja wam mówię: miłujcie swoich wrogów i módlcie się za prześladujących was, abyście się okazali synami waszego Ojca, który jest w niebie, gdyż On swojemu słońcu nakazuje wstawać nad zepsutych i dobrych i zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli będziecie miłować tylko tych, którzy was miłują, jaką będziecie mieć zapłatę? Czyż i celnicy tego nie czynią? (Mt 5,43-46)


Miłość nie ma ograniczeń. Ona czyni nas wolnymi. Nie znaczy to jednak, iż jest samowolą i swawolą. Posiada swoje niepisane prawa, które respektując (czasami ponosząc wielki trud) wskazuje się na prawdziwe kochanie.

Prawo nakazywało izraelitom miłować, lecz zakres tejże miłości był zawężony do członków własnego narodu. Niewierzący, ze względu na zagrożenie dla wiary, byli wyłączeni poza zakres miłości. Chrystus zachęca do miłości bez granic, posuniętej aż do miłości nieprzyjaciół. Czy jest to możliwe? Odpowiedzią jest postawa Jezusa wobec oprawców. Odpowiedzią są liczni męczennicy, uśmiercani w okrutny sposób, ale przebaczający swoim katom oraz modlący się za nich.

Miłość chrześcijańska ma swój wzór w miłości Boga. To miłość bezinteresowna, nie segregująca, nie szukająca odwetu, łaskawa. Kochając taką właśnie miłością coraz bardziej stajemy się dziećmi Boga, który jest Miłością.


13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Trudne te slowa. Teoria prosta, ale z praktyka gorzej. Kochac kazdego bez wyjatku potrafi tylko Bog.

Pozdrawiam slonecznie :-)

Marta

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

oj, trudne. i nie słowa trudne, lecz to, co za nimi stoi. w Bogu możemy też kochać wszystkich bez wyjątku. trudne to, ale możliwe. z Nim.

pozdrowienia i niech Pan Was prowadzi! dzięki za komentarze i blogowe wizyty!

Anonimowy pisze...

Miłować wroga. Różnie to można zrozumieć. I bynajmniej nie chodzi tu o pobłażanie i akceptowanie naszej krzywdy. W tym małym fragmencie zawarty jest jeden chyba z najtrudniejszych nakazów etyki nowotestamentowej. Kogo bowiem uważamy za wroga? Tego co nam krzywdę uczynił lub też wrogami naszymi jest określona grupa ludzi. Nasze ludzkie postrzeganie drugiej osoby (lub danej grupy społecznej czy kulturowej) nakłada jednolitą nalepkę z napisem „wróg”. Na daną więc osobę patrzymy przez nasz własny pryzmat. Widzimy tylko zło a nie całego człowieka. I to jest naturalne dla nas. Nie chcemy widzieć w nim człowieka ale tylko czarną farbą malujemy jego obraz. I co by ten człowieka nie zrobił dobrego dla innych, dla nas wciąż pozostanie wrogiem. Bywa też i na odwrót niestety. Nieprzyjacielem staje nam się człowiek, którego my sami skrzywdziliśmy. Zagłuszamy naszą duszę oskarżeniami …by czuć się usprawiedliwionym. Nauczyciel wzywa nas do miłości naszych wrogów by zakończyć tym sposobem niekończący się wir wzajemnego krzywdzenia się i odwetów. Wzywa nas do swoistego opanowania się. Nakazuje nam w innych widzieć cały obraz człowieka a nie tylko fragmenty obrysowane grubą kreską zła. Przecież każdy z natury jest dobry. Inaczej mówiąc nie nakazuje nam zapominać i ignorować naszej krzywdy, nie nakazuje nam bronić się. Ale nakazuje abyśmy nie zapominali, że to również człowiek.
To bardzo trudne. I tak jak Marto powiedziałaś… teoria brzmi pięknie, ale w praktyce bardzo trudno i ciężko zasadę tę przestrzegać.
Kasia

Anonimowy pisze...

Tak sobie myślę, że warto jeszcze chwilę zastanowić się nad samym słowem „miłować”. Język polski akurat pod tym względem jest ubogi i nie ma w naszym języku odpowiednich słów oznaczających określone „rodzaje” miłowania. Inaczej przecież kochamy naszych bliskich a inaczej znajomych ….no i co z wrogami?? Nasze dzieci kochamy naturalnie i wypływa ta miłość z serca. To jest miłość niezależna od nas… kochamy i już. Trudno o taką miłość dla wroga. To przecież nierealne i w żaden sposób niemożliwe dla człowieka. O jaką więc miłość (agape) chodzi? Chodzi o taką miłość, która z serca nie wypływa (nie rodzi się samoistnie), ale wypływa z naszej woli. Takiej miłości możemy się uczyć każdego dnia. Taka miłość to okazywanie danej osobie, że jesteśmy w stanie zobaczyć inne jej cechy, te dobre. Że nie szufladkujemy i nie cementujemy naszych uczuć względem niej. Czy to jest wykonalne??? Sami chyba tego nie dokonamy. Z jednej strony z natury ludzie są dobrzy ale z drugiej mają też tendencję do złości, gniewu i wybiórczego spoglądania na inne osoby. Chyba bez Niego.. to my sobie z tym nie poradzimy. Umiejętnie napominać bliźniego jest ogromną sztuką. Wybaczyć…i miłować wroga… to kolejne wyzwanie. No i nie tyle miłość (zdroworozsądkowa) ale jeszcze modlić się za niego. A czy mając w sercu urazę możemy modlić się za wroga?? Nie ma takiej możliwości, bo to będą jedynie puste słowa.. jeśli w ogóle będziemy w stanie wypowiedzieć jakieś słowa. Szczerość modlitwy opiera się na naszej głębi a nie na złotych wyrazach.

Trudna prawda kryje się pod dzisiejszym Słowem. Prawda o nas samych i o tym jacy my naprawdę jesteśmy.

Ciepłego i słonecznego dnia życzę. U mnie wiosennie za oknem. Pozdrawiam.
Kasia

Anonimowy pisze...

I może…. najpierw…. warto było by zacząć od zrewidowania własnej definicji wroga? Może warto sobie uświadomić kogo tak naprawdę uznajemy za osoby nam nieprzychylne?? Czy są to ludzie, którzy nas skrzywdzili? A może za wroga uznajemy również osoby o których jedynie coś.. słyszeliśmy?? A może swoją opinię zbudowaliśmy na ogólnej opinii przekazywanej nam.. czy to w mediach czy podczas rozmów z innymi ?? Czy nie zagłuszamy sumienia naszego uznając kogoś za nieprzyjaciela? A może uznaliśmy kogoś za wroga…. kto był nam przychylny i chciał naszego dobra? To ilu „prawdziwych” wrogów jest w naszym koszyku nieprzyjaciół….??? A ilu ludzi… po prostu o wrogość oskarżyliśmy my sami ….?
Refleksyjnie się zrobiło.. i nazbyt filozoficznie
… i są to bardzo trudne pytania.
Zmykam.
Kasia

AniaS pisze...

Stanąć ponad własnymi emocjami i uprzedzeniami jest bardzo trudno. Chcemy uciekać, albo atakować. Ale w tym fragmencie Jezus wskazuje na furtkę pozwalającą na obejście tych trudności. To modlitwa. Nawet jeśli w złości nie jesteśmy w stanie własnymi słowami zwracać się do Boga w intencji tego człowieka, to zawsze możemy się przecież pomodlić na różańcu. To jest łatwiejsze. A z czasem nasze uczucia, myśli będą się zmieniać. Powzięcie decyzji 'od dziś się modlę' jest łatwiejsze 'od dziś nie nienawidzę'.

Anonimowy pisze...

Jezus kieruje nas ku drugiemu człowiekowi. Mówi "to jest Twój Brat, Twoja Siostra, kochaj..." Im bliżej jesteśmy Jezusa, im bardziej Go kochamy, tym bardziej kochamy też człowieka obok. Myślę, że również to działa w drugą stronę. Im bardziej kochamy człowieka, tym bliżej Boga jesteśmy. Nie jest to łatwe. Czasem miłość wiedzie na krzyż. Ale i w tym mamy naśladować Jezusa, czyż nie tak?
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

Tak Aniu,
To działa dwukierunkowo - świetna myśli - ..ale proste to nie jest.

Dobrej nocki życzę wszystkim

Kasia

Anonimowy pisze...

dobranoc :)
Marta

Anonimowy pisze...

Dobranoc :)
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

Dobranoc wszystkim :-)
Marta

Anonimowy pisze...

Masz racje Kasiu.
Marta

Anonimowy pisze...

Marta.. to było do "zmykam" ?? :)))

no to zmykam

:)
Kasia