poniedziałek, 28 lutego 2011

Bogactwo jak robactwo


      Jezus popatrzył wkoło i powiedział do swoich uczniów: "Z jakże wielkimi trudnościami będą wchodzić do królestwa Bożego posiadacze bogactw". Uczniowie byli zdziwieni Jego słowami. A Jezus znowu odezwał się do nich, mówiąc: "Dzieci, jak ciężko jest wejść do królestwa Bożego. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igły, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego". Oni na to jeszcze bardziej byli zdumieni. Dlatego zapytali Go: "Więc kto może być zbawiony?" Spojrzawszy na nich, Jezus powiedział: "Dla ludzi to niemożliwe, ale nie dla Boga. Dla Boga bowiem wszystko możliwe" (Mk 10,23-27)

 

Dlaczego bogaczom trudno jest wejść do Królestwa? Odpowiedź jest prosta: gdyż ciąży im bogactwo. Jest jak balast, który nie pozwala im uczynić nawet jednego kroku w stronę Królestwa. Taki człowiek, zaślepiony swoim bogactwem, jest jak wielbłąd objuczony stertą skrzyń i saków. Nie będąc objuczony, przejdzie przez wąską bramę, ale z bagażem na swoich garbach nie uczyni tego.

Ewangelia nie mówi tutaj tylko o pieniądzu, lecz o „bogactwie”. Bo nim może stać się dla człowieka wszystko. Co jest twoim bogactwem?... Co jest dla ciebie twoim skarbem, z którym nie potrafisz się rozstać? To może być jakaś bliska osoba, dzieci, rodzina, nauka, praca, hobby, jakaś grupa osób, telewizja, jedzenie. Posiadacze bogactwa nie są skreśleni z listy zbawionych, ale trudno im je osiągnąć. Dla niektórych to zbyt trudne – to ci, którym bogactwo przesłania człowieka i przesłania oblicze Boga. Kiedy bogactwo staje się najważniejsze w życiu, zanika potrzeba realnej obecności Zbawiciela.

Matka Teresa z Kalkuty zwykła mawiać: „Wszystko, co ci nie służy – ciąży”. I jak z takim zbędnym balastem wzbić się do nieba? Jak wzlecieć na wyżyny duchowego spotkania z Ojcem? Bogactwo nie służy. Staje się ciężarem wgniatającym w ziemię. Chyba, że tym jedynym bogactwem człowieka staje się Bóg, i pokorna miłość która ku Niemu wiedzie. Być bogatym jedynie przed Stwórcą – oto wyzwanie dla nas, chrześcijan. Tylko pragnąc Boga Miłości staje się możliwe kosztowanie owoców zbawienia.


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Coraz trudniejsze tematy, czy mi się tylko zdaje? Rodzina, nauka, zainteresowania. One są potrzebne. Jak więc wyczuć granicę za którą rodzina/nauka/zainteresowania przysłaniają nam Boga? Przecież mamy tworzyć rodziny i mieć dzieci. Mamy "talent" jakim może być na przykład zdolność przyswajania określonej wiedzy. W jakim sensie może nam to przysłonić Boga? I jak to się ma do przypowieści o talentach? Ewangelia św.Mateusza rozdz 25 wers 29-30.
Przepraszam,że zadaje takie pytania. Próbuje coś zrozumieć. Jeśli pytania nie są stosowne to proszę mi śmiało powiedzieć. Zamilknę.
ks

Tu_Małgosia pisze...

Myślę, że twoje pytania są całkiem zasadne. ;) Moim zdaniem granica o którą pytasz jest w tym miejscu, gdzie np. kochając swoją rodzinę/dziecko/pracę/naukę etc i napotykając np. jakieś trudności życiowe,człowiek postanawia "iść po trupach" czyli w imię subiektywnie pojmowanego dobra swego czy najbliższych krzywdzi innych. Gdy uważając, że przydałyby mu się pieniądze zapracowane w niedzielę (choć bez nich by nie umarł), łamie przykazanie Boże i zamiast na mszę idzie do pracy. Albo gdy ciągle się dokształcając, nie umie znaleźć chwili na spacer czy rozmowę z najbliższymi . Tylko nauka i nauka, przez co sprawia przykrość i zawód tym, których powinien kochać tak samo jak zdobywanie wiedzy. Lekceważąc innych ludzi lekceważy Boga.
Pozdr.

Anonimowy pisze...

Trudności życiowych się nie pozbędziemy. One były, są i będą. Życie nauczyło mnie, że czasem trzeba iść aż w tak zwaną nieskończoność żeby coś osiągnąć. Nie koniecznie kosztem rodziny. raczej kosztem siebie. Akurat dla niej (rodziny) czas znajduję. Może nie tyle ile by się chciało, to fakt, ale zawsze mam czas na pogaduszki z córką ( mimo zmęczenia czy wyczerpania...czy wręcz zmuszania się do wysłuchania po raz setny tej samej opowieści). A nauka? Cóż ... trudno mi się bez niej obejść. To moja odskocznia od codzienności. Przyswajalność wiedzy jako takiej nie stanowi dla mnie większego problemu. Zdecydowanie gorzej z "przyswajalnością" wiary. Nie bardzo wiem jak kochać Boga, nie wiem jak w Niego uwierzyć a co gorsza nie rozumiem zbyt wiele. Możliwe, że wciskam się w ramy świata do którego nie pasuję. Nie wiem jak "zrównoważyć" istnienie w tej rzeczywistości z wiarą. Ponoć wiara to "wolność" ...? Dla mnie to wciąż zimny i niedostępny obszar. Mimo podejmowanych ciągle prób (już od dłuższego czasu). I zamiast mi się rozjaśniać to coraz więcej mam pytań i wątpliwości. Stad biorą się moje pytania.
I być może dlatego dalej nie widzę tej granicy. Nie rozumiem "talentów" kontra "bogactwo".
ks

Anonimowy pisze...

Bogaty i ubogi dwa przeciwstawne słowa, których etymologia bardzo wiele mówi. Bogaty to ten, który stawia jakąś rzecz czy osobę ponad Boga. On mówiąc o tej rzeczy czy osobie używa stwierdzenia "bogiem ty". Natomiast ubogi np. ewangeliczna "uboga wdowa" to ten kto wszystko ma "u Boga", czyli swoje zabezpieczenie ma u Boga a nie w jakichś rzeczach czy innych osobach.
BAZYL sdb