Otworzyłem szafkę z zapasem żywności. Czytam etykiety naklejone na pojemnikach. Kwas chlebowy, octowy, ortoborowy, elagowy, buraczany, anyżowy, mlekowy E 270, siarkowy, foliowy, sorbowy, hialuronowy, propionowy, benzoesowy, cytrynowy E 330, izoaskorbinowy E 315, askorbinowy E 300. I wiele innych kwasów spożywczych. Chemicy znają ich dziesiątki. Jedne pożyteczne, konserwują jedzenie. Drugie szkodliwe, trujące i żrące.
Otworzyłem Biblię. Chrystus też coś wspomina o kwasach. Jednakże o tych nie sklasyfikowanych w książkach chemicznych czy na puszkach z mięsem. Nietrudno to zrozumieć.
Uczniowie jednak nie pojmują mowy Chrystusa. Są daleko od Jego słów (przestrogi duchowe), zapatrzeni w jeden chleb (sprawy materialne). Myślą żołądkiem a nie sercem. Nie ma więc wspólnej komunikacji między Jezusem oraz Jego uczniami. Są ślepi i głusi, zupełnie jak wcześniej przywódcy religijni z Dalmanuty. Okazuje się, że nie tylko przeciwnicy ale i uczniowie Jezusowi mogą być tępi. W dodatku chorują na dziwną amnezję. W ogóle nie pamiętają cudownych znaków opieki swojego Mistrza, który cierpliwie, matematycznie, musi przypominać wszystko: cztery i pięć tysięcy uczestników łamania chleba, siedem i dwanaście koszów ułomków. A oni jeszcze nie pojmują!
Czego? Tego, że będąc przy Jezusie, nie muszą lękać się niczego. Chociaż nigdy Nauczyciel nie obiecał im łatwego i wygodnego życia, to przecież zawsze troszczył się o nich. Bo w oczach Boga „są ważniejsi niż wiele wróbli” (zob. Mt 10,29-31).
Dlatego właśnie Jezus ostrzega ich, by nie znaleźli się pod wpływem kwasu Heroda (władza polityczna depcząca po podstawowych ludzkich wartościach i relacjach) oraz kwasu faryzeuszów (obłuda religijna, czyli udawanie kogoś, kim w rzeczywistości się nie jest). Dwa kwasy niszczące wszystko dookoła. W dodatku szybko, niewidocznie rozprzestrzeniające się. Zupełnie jak kwas zawarty w drożdżach czy zakwasie. Jak bardzo przypomina to ferment zła, który potrafi rozprzestrzeniać się bardzo szybko pośród ludzi!
Uczniowie będą musieli toczyć walkę ze złem. Nie z pomocą odwetu (zło za zło), lecz miłości (dobro za zło). Niełatwe zadanie. Może nie chcą dopuścić do siebie myśli o tak trudnej misji ich czekającej? Przez to myślą o sprawach prozaicznych (jednym chlebie). Niby powinni być przygotowani do swojej misji. A tutaj... po prostu skwasili! Okazuje się, że wcale nie ufają prowadzeniu Boga.
A ja?... Czy naprawdę ufam? Czy może, jak uczniowie, również kwaszę się na myśl o trudzie drogi za Jezusem? Strzeżmy się kwasów. Zawsze coś w nas wypalają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz