sobota, 13 lutego 2010

Chlebak z okruchami


            W tym czasie, kiedy znowu zebrał się tłum i nie mieli co jeść, przywoławszy uczniów, mówi im: - Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni pozostają przy Mnie i nie mają co jeść. A jeżeli ich puszczę głodnych do domu, ustaną w drodze, bo niektórzy z nich przyszli z daleka. Odpowiedzieli Mu uczniowie: - Jakże ktoś może nakarmić ich chlebem tutaj na pustyni? I pytał ich: - Ile macie chlebów? - Siedem - odpowiedzieli. I kazał tłumowi usiąść na ziemi. A kiedy wziął siedem chlebów, odmówił modlitwę dziękczynną, połamał chleb i dał uczniom, aby rozdawali tłumowi. Mieli też kilka rybek. Wielbiąc Boga rozkazał je też rozdać. I zjedli, i najedli się do syta, i zebrali resztki: siedem koszyków okruchów. A było około cztery tysiące ludzi, i rozpuścił ich. I zaraz wszedł z uczniami do łodzi, i przybył w okolice Dalmanuty (Mk 8,1-10)

 

            Fama wielkiego uzdrowiciela przyciąga do Jezusa tłumy. Śledzą Go, oczekując cudownych wydarzeń z Jego udziałem. Chrystus rozumie wysiłek, jaki niektórzy włożyli w przybycie do Niego. Nie planowali długiego biwakowania, nie są przygotowani do tego, nie mają nawet jedzenia. Cóż więc zrobić?... Jezus troszczy się, by zapewnić im choć minimum warunków do przeżycia. Ryby i chleb były codziennym pożywieniem tychże ludzi. I ten właśnie codzienny pokarm im oferuje. Zaprasza niejako do odkrywania cudowności w ich codzienności. Cud rozmnożenia znanego im pokarmu. Nie zafundowanie jakichś dodatkowych deserów, wykwintnych dań czy smakołyków. Jezus pokazuje, że oczekiwany przez lud Izraela mesjasz nie będzie jakimś tanim showmanem, lecz kimś, kto przeobrazi ludzką codzienność w cud. Kimś, kto zatroszczy się o ich życie; odczuje to, co oni czują. Będzie kimś bliskim.

            Liczba „siedem” (aż trzy razy pojawiająca się w tym krótkim tekście!) jest symboliczna. Można ją pojąć jako liczbę siedmiu zmysłów w człowieku: rozumu, mowy, wzroku, słuchu, węchu i dotyku (zob. Syr 17,5). Chleb, który ofiaruje Bóg człowiekowi, dotykając zmysłów, zaspokaja więc jego wszelki wewnętrzny głód. I jeszcze zostaje zapas chleba na później! Owe siedem koszów pozostałych ułomków, są też wskazaniem oraz wezwaniem etycznym, iż potrzeba je zanieść innym. Tym, którzy są głodni Boga. Starczy dla każdego. Nie jest sztuką samemu najeść się do syta. Potem trzeba jeszcze nakarmić innych tym, co pozostało. Po to Jezus „rozpuszcza” ludzi.

            W Modlitwie Pańskiej modlimy się prosząc Ojca o chleb powszedni. Codzienny. A kiedy go otrzymujemy, narzekamy. Chleb codzienny naszej pracy, zmagań, znużenia życiem, zmęczenia walką o wartości. Modlimy się o codzienność, i Boga w niej. Ale często nie chcemy tej codzienności, wypatrując aż Bóg cudownie podeśle nam z nieba przynajmniej jakieś lukrowane ciasteczko ze słodkim kremem w środku: nadziane powodzeniem, władzą, sławą, świetlaną karierą, pomyślnością w interesach, ciepłą posadką w pracy.

            Bóg wie, co robi. Chleb nasyci, zrodzi siły do kroczenia naprzód. Ciastko nie zaspokoi głodu. Sprawi jedynie przyjemność. A później dodatkowo może wywołać niestrawności.

            Chleba naszego, powszedniego, daj nam dzisiaj!

Brak komentarzy: