poniedziałek, 18 czerwca 2012

Oko za oko, ząb za miłość



Słyszeliście, że powiedziano: "Oko za oko, ząb za ząb". A ja wam mówię, aby nie występować przeciwko zepsuciu. Lecz jeśli ktoś ciebie uderzy w twój prawy policzek, nadstaw mu i drugi. A kiedy ktoś chce się z tobą sądzić i zabrać twoją suknię, oddaj mu i płaszcz. Jeśli ktoś przymusza cię do [przejścia] jednej mili, przejdź z nim dwie. Daj proszącemu cię i nie odwracaj się od tego, kto chce od ciebie pożyczyć (Mt 5,38-42)

Prawo Hammurabiego, którego namiastki spotkać można w strukturze prawnej ludu wybranego, bardzo często było nadciągane i używane do załatwiania swoich interesów. Prawo odwetu stopniowo wypierało z życia społecznego miłość wzajemną.
Miłość jest zawsze wspaniałomyślna. Oddaje całego człowieka dla innych. Nie patrzy na własne korzyści. Jak napisał św. Paweł: „nie szuka swego” (zob. 1Kor 13,5). Dlatego właśnie Chrystusowe orędzie o zbawieniu, które jest przesłaniem miłości, nie toleruje wszelakich form agresji i odwetu względem człowieka. Wskazuje na odpłatę podwójnym dobrem za doświadczone zło.
Chrystus wzywa swoich uczniów do przyjęcia takiej właśnie postawy w swoim życiu. Wzorem do naśladowania jest On sam. Wartością najwyższą dla Niego było budowanie pozytywnych relacji z człowiekiem na bazie miłości braterskiej. Starając się budować takie właśnie relacje z innymi, jest obok nas Bóg, bo On przecież jest Miłością (zob. 1J 4,16). Osobową, nieprzebraną, wspaniałomyślną. Nauczenie się prawa odwetu przyszło ludziom szybko. Znacznie gorzej z prawem miłości wzajemnej. Gdyby w pełni je przyjąć wierząc Ojcu, że pomimo trudów warto walczyć o taki właśnie wymiar miłości, świat byłby lepszy. Sami bylibyśmy lepsi. 

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

„Grzech sprawia zadowolenie; gdyby go bowiem nie dawał, człowiek by nie grzeszył. Sprawiedliwość nie daje takiego zadowolenia; albo nie sprawia go wcale, albo sprawia go mniej niż na to zasługuje. Dlaczego tak jest? Bo dusza jest chora. Chleb jest jej przykry, a smakuje trucizna”. Ot…i teraz wiadomo czemu tak bardzo lubujemy się we wszelkich odmianach sztuk walki. Lubimy sobie powalczyć dla samej walki. Jeśli ktoś nas potrąci my go zaraz popchniemy. On ma odda.. i zaczyna się ring. To może być walka zarówno na słowa, gesty, działania lub ich brak lub na pięści. Waleczni jesteśmy. Szkoda tylko, że nie walczymy o siebie tak mocno, by do Niego iść. Szkoda, że naszą bronią są kłamstwa, zawiść, złość a nie miłowanie.
W dzisiejszych czasach, ten co chce być Jego uczniem z reguły uchodzi za mięczaka czy wręcz naiwnego. W miłowaniu przebaczenie zapisane. To niestety jest bardzo często wykorzystywane przez innych. Nam samym trudno przebaczyć, a co dopiero w sytuacji gdy przebaczymy a ktoś zrobi to samo raz jeszcze, bo uzna że jesteśmy naiwni i jakoś mu się upiecze?? Co wtedy?
Trudno przełożyć Jego myśl na codzienne życie. Wystarczy się przejść po miasteczku. Ile popchnięć, potrąceń? Ile klaksonów i wymachiwanie gniewnego pięści?? A ile..uśmiechów, pozdrowień?
On sobie.. a my sobie??
Kasia

Anonimowy pisze...

Już chyba jakiś czas temu o tym pisałam, bo duże wrażenie na mnie wywarła rozmowa z pewnym człowiekiem, z którym często ostatnio rozmawiam na tematy związane z wiarą. On powiedział, że chrześcijanin to jet ten, który biorąc przykład z Jezusa, daje się zabić.
Odniosłam to do siebie i przemyślałam, i staram się zastosować w codzienności. Zaczynam od tego, że staram się "dać zabić" w sytuacjach kiedy ktoś (szczególnie z rodziny) mnie "atakuje" słowem(a przynajmniej ja to tak odbieram). Staram się przyjmować to (szczególnie, że wielokrotnie jest w tym wypowiedziana pewna prawda o mnie) i nie odpowiadać agresywnie. Czasem mi się nawet udaje. Czasem niestety nie.
Przyjmując taką postawę (jak mi się już uda)nie mam też poczucia niesprawiedliwości bo przyjmuję, że to co zostało powiedziane właśnie pokazuje pewną prawdę o mnie.
Myślę, że źle jest nadstawiać policzek a potem mieć poczucie jakiejś niesprawiedliwości.
Dać się zabić, to dać zabić w sobie starego człowieka. Nie szukać swego, nie walczyć o swoje. Dać zabić tego złego wilka w sobie z piosenki "Wilki dwa" (którą tez jakiś czas temu zacytowałam na tym blogu bo tekst wywarł na mnie wielkie wrażenie). To jest walka, którą toczymy. Walka o to aby pozwolić Bogu działać, nauczyć się kochać i stawać się chrześcijaninem a nie tylko chrześcijanina udawać.
Ściskam mocno!
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

Zabić w sobie to drugie "ja" co tylko kłopoty przynosi.. to ciężka sprawa.
Kasia

Anonimowy pisze...

Myślę, że to przynosi pewne wyzwolenie. Poznaję prawdę o sobie samej, nie unikam tego. Pozwalam Bogu pokazywać mi te prawdę o mnie. Ale też staję się bezbronna, bo się nie bronię, nadstawiam drugi policzek. Więc druga strona nie ma potrzeby atakować. Więc ogólnie relacja jest zdrowsza i bliższa i nastaje miłość. Jest w tym wszystkim prostota.
Szkoda, że często się to nie udaje.
Ania

Anonimowy pisze...

część pierwszą rozumiem Aniu.
Ale tę część zaczynającą się od słów "Ale staję się bezbronna..." - nie rozumiem. Wobec kogo stajemy się bezbronni?? Wobec ludzi? Prawda?
I mi się właśnie wydaje, że wiele osób tę bezbronność wykorzystuje.
Ale może ja coś źle zrozumiałam?
Kasia

Anonimowy pisze...

No tak, masz rację Kasiu, nadstawiając drugi policzek podejmuję ryzyko, że otrzymam cios. Stając się bezbronną można poprawić relację z drugim człowiekiem (jeśli ten ktoś tego chce) ale można również zostać wykorzystanym, uderzonym i powalonym na ziemię. Dlatego jest nam tak trudno nadstawiać drugi policzek.
Ania