czwartek, 31 maja 2012

O radości, która gości



W tych dniach Maryja zebrała się i z pośpiechem poszła do miasta Judy w górzystej krainie. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, podskoczyło dzieciątko w jej łonie, a Elżbieta napełniona została Duchem Świętym. Wtedy głośno zawołała: "Ty wśród kobiet błogosławiona! Błogosławiony owoc twojego łona! A skądże mi to, że matka mojego Pana przyszła do mnie!? Bo właśnie gdy tylko zabrzmiał głos twojego pozdrowienia w moich uszach, dziecko podskoczyło z radości w moim łonie. Szczęśliwa ta, która uwierzyła, że spełnione zostanie, co jej od Pana zostało powiedziane" (Łk 1,39-45) 

Prawdziwa radość pragnie być dzielona z innymi. W szczególności radość, która jest darem Ducha. Staje się więc darem nie tylko dla konkretnej osoby, lecz dla wszystkich ją otaczających. Rozlewa się, udziela, pomnaża.
Widać to wyraźnie w spotkaniu dwóch brzemiennych kobiet. Głębia ich radości macierzyńskiej ma swoje źródło w Bogu. Maryja w niezrozumiały sposób stała się Matką Obietnicy Izraela, w Jej łonie począł się Mesjasz. Elżbieta, wcześniej bezpłodna, również w niepojęty sposób wkrótce zostanie matką. Obydwie kobiety mają więc za co dziękować Najwyższemu. Ale jest to też dziękczynienie za dar macierzyństwa. Taki, jaki każda matka winna zanosić do Ojca w podzięce, bo przecież to On jest Dawcą życia. Mężczyzna i kobieta uczestniczą w jego przekazywaniu, lecz nie są twórcami i właścicielami życia.
W duchowym aspekcie niezwykle ważne jest zauważenie wiary, jaką ma w sobie Maryja. Wiara nie jest łatwym darem. Jednakże już przy wejściu na drogę wiary, współpracy z Bogiem nad jej wzrostem, człowiek jest szczęśliwy; błogosławiony.
Szczęściem wierzących jest sam Bóg. Niezrozumiały, ale wierny swoim obietnicom. Niepojęty, lecz kochający. Stąd Jego prowadzenie zawsze przynosi bezbrzeżną radość oraz błogosławione owoce.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kiedyś, kiedyś zastanawiałam się co to w zasadzie znaczy "błogosławieństwo". Ktoś wskazał mi gdzie szukać. Pogrzebałam, poczytałam...zapiski zrobiłam. Ale dzisiaj dostrzec mogę coś więcej. Dzisiaj dodatkowo dostrzegam swoisty paradoks błogosławieństwa. Może bardziej widoczne jest to w życiorysach osób uznanych za świętych, ale również na kartach Nowego Testamentu to jest zapisane i dla mnie widoczne.
Spójrzmy na owe kobiety. Bóg im pobłogosławił. Z jednej strony dal kielich radości a z drugiej kielich boleści.
Ten, którego wybrał On, nie jest przeznaczony do chodzenia w chwale na tej ziemi, ale wyznaczony jest do konkretnego zadania. I często to zadanie jest bardzo trudne. W sposób ludzki trudne do wykonania, ale gdy się człowiek na nie zgodzi i z Nim i w Nim trwa… to co z ludzkiego punktu niewykonalne, staje się możliwe.
Czy św. Franciszek, albo Faustyna?? Mieli lekko i różowo? Mieli pod górę i mieli ciężko. Czasem trawiło ich niezrozumienie zarówno samych siebie jak i otoczenia.
A czy Ona, dzisiaj szczęśliwa, nie będzie stało pod Krzyżem??
Paradoks błogosławieństwa polega na tym, że przyjmując zadanie trzeba od razu wiedzieć, że zadanie jakie On wyznaczył będzie dawać nam szczęście choć będzie to doświadczenie bolesne na swój sposób.
Czy my też zostaliśmy wybrani??
Myślę, że tak. Zostaliśmy przecież wybrani do bycia Jego uczniem. Od nas samych jednak zależy, czy przyjmiemy zadanie i jak je wykonamy. On niczego na siłę od nas nie wymaga. Najpierw musimy wyrazić zgodę a potem zawierzyć Mu i z całych sił starać się je dopełnić.
Dobrego dnia życzę
„Niech Cie Pan błogosławi i strzeże”
Kasia

Anonimowy pisze...

Jak ktoś chce wiedzieć więcej na temat "błogosławieństw" - odsyłam do encyklopedii katolickiej. Temat ciekawy zaiste.
Pozdrawiam
Kasia