Gdy Jezus zobaczył tłum wokół siebie, kazał odpłynąć do drugiego brzegu. Wtedy pewien uczony w Piśmie podszedł do Niego i powiedział: "Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz". Jezus mu odpowiedział: "Lisy mają nory i ptaki z przestworzy - gniazda, a Syn Człowieczy nie ma na czym głowy oprzeć" (Mt 8,18-20)
Wszystkie religie obiecują swoim wyznawcom wspaniałe życie: Buddyzm stan słodkiej nirwany, Zen stan idealnej harmonii, Judaizm powodzenie bogobojnych w doczesnym życiu… A chrześcijaństwo? Jezus nie obiecuje złotych gór, ale przeciwnie: trudy, krzyż, cierpienie. Sam jest tego przykładem. Nie mami tych, którzy rozważają pójście za Nim, ale informuje o trudach tejże drogi. Chce świadomej decyzji za którą kryje się konsekwencja wyboru. Łatwo jest rzucać słowne deklaracje a znacznie trudniej trwać przy nich, zwłaszcza kiedy przyjdzie czas próby. Nie znaczy to wcale, że chrześcijaństwo to jakaś religia wiecznej udręki i męczarni. Bo z Chrystusem każde brzemię jest słodkie a ciężar lekki.
Można deklarować się pójść za Jezusem kierując się emocjami. Lecz emocje szybko przemijają. Entuzjazm ustępuje miejsca codzienności życia. Pojawiają się pytania o sens drogi za Panem, o jej kształt. Jeżeli uczeń Chrystusa nie posiada osadzonej na wierze tożsamości, jego życie staje się obłudą lub sprzeniewierzeniem się deklarowanym wcześniej wartościom.
Jezus mówi, że najpierw trzeba zbadać dobrze swoje intencje podjęcia Jego drogi. Chodzi o dojrzałą decyzję. Kandydat na ucznia musi zweryfikować swoje oczekiwania oraz gotowość do służby.
Jeśli Syn Człowieczy nie ma miejsca w którym mógłby złożyć głowę, to podobny los czeka Jego uczniów.
Jest w tym jednak pociecha: głowa ucznia będzie spoczywać tuż obok głowy Mistrza. Więc w rezultacie nie ma się czego obawiać ani o co zamartwiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz