Był pewien człowiek bogaty. Ubierał się w purpurę i cienki len. Każdego dnia wiódł życie wesołe i wystawne. A przy jego bramie leżał pewien żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął nasycić swój głód odpadkami ze stołu tego bogacza, lecz tylko psy przychodziły i lizały jego rany. No i wreszcie umarł ten żebrak. Aniołowie przenieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i pogrzebano go. Będąc na mękach w otchłani, podniósł swoje oczy i zobaczył daleko Abrahama i Łazarza na jego łonie. Zawołał wtedy: "Ojcze Abrahamie, zlituj się nade mną. Wyślij Łazarza, żeby zanurzył w wodzie czubek swojego palca i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Abraham odpowiedział: "Przypomnij sobie, synu, że za swojego życia odebrałeś to, co dobre, a Łazarz w takim samym stopniu to, co przykre. Teraz natomiast on tutaj doznaje pociechy, a ty cierpisz. A poza tym wszystkim między nami i wami umieszczona jest na stałe ogromna czeluść, aby chcący przejść stąd do was nie mogli i aby też stamtąd do nas nie przedostali się" (Łk 16,19-26)
Opowiadanie w którym musimy zweryfikować swoje życie, tzn. utożsamić się z osobą żebraka lub z osobą bogacza. Żebrak ma swoje konkretne imię (Łazarz), można by stwierdzić, iż jest dobrze znany w oczach Boga. Bogacz natomiast nie ma imienia (może należałoby tutaj podstawić swoje własne imię?). Być może jego ziemskie zachowanie rozmyło jego imię, którego poznanie w kulturze żydowskiej oznacza znajomość głębi osoby je noszącej. Niemniej, Ewangelia przybliża, jakie było jego doczesne życie. Stawia je w kontraście do życia ubogiego, poranionego, głodnego biedaka Łazarza. Tragedią jest też fakt, że obie postaci są wyznawcami tej samej wiary (rozpoznają ojca wiary, Abrahama), ale ta wiara nie wpłynęła na relacje pomiędzy nimi.
Ewangelia odwraca porządek świata, który od zawsze dzieli ludzi na bogatych i biednych, na potężnych i tych nic nie znaczących, wielkich i małych, wpływowych i nie mających u nikogo „pleców”. Wielokrotnie Jezus naucza, że kto się uniża będzie wywyższony, kto chce być pierwszym niech będzie ostatnim. To kwestia służby innemu człowiekowi, niekoniecznie posiadanych pieniędzy. Bogactwo nie jest grzechem, jeżeli umie się nim dobrze gospodarować; jeżeli umie się nim służyć; jeżeli nie staje się bożkiem wokół którego kręci się całe życie; jeżeli nie przesłania spraw ducha.
Ziemskie bogactwo być może ułatwia komuś życie, lecz jednocześnie odbiera szczęście i pokój. Odbiera życie. Nie tylko wieczne. Jak śpiewał mój przyjaciel: „w błyszczących mieszkaniach zawsze było zimno”. Jak nie w domu, lecz w kostnicy. Płomienie piekła nasycone są zimnem ludzkich serc.
8 komentarzy:
Ciekawe spostrzeżenie, że żebrak jest znany z imienia a bogaty już nie. Czy obie postaci są wyznawcami tej samej wiary ? Tego nie wiemy. Lub też każdy z nich inaczej tę wiarę pojmował. Widzę w tym Słowie kontekst filozoficzny. Dla mnie to swoisty krótki traktat o szczęściu.
Warto jednak zatrzymać się i zastanowić do której postaci nam bliżej i z którą możemy się utożsamić w większej części. I bynajmniej nie mam tu na myśli szeroko pojętego materializmu. Większy oddźwięk mają u mnie refleksje z dni poprzednich. Nie odbieram dosłownie tego Słowa. Dla mnie „ żebrak” to uosobienie osoby silnie wierzącej i nie skarżącej się na los ziemski. Przyjmującej z pokorą zdarzenia dnia codziennego. Natomiast „bogaty” to osoba zabiegająca o dobra doczesne, błędnie pojmująca „szczęście”. Każdy z nas dąży do szczęścia. Lecz czy aby wiemy co to jest? Przykre jest to, że wielu ludzi nie umie sprecyzować swojego szczęścia lub też upraszcza je w sposób zdecydowanie niewłaściwy. Wynika to zapewne z niezrozumienia tematu lub braku przemyśleń w tej materii. Zbyt często słyszę zdanie „ nie bawisz się, nie żyjesz”. Aczkolwiek nie traktowałabym takiego sformułowania jako schemat pojmowania szczęścia ani motta na ciąg zdarzeń od narodzin po grób. To zakamuflowanie prawdy o samym sobie. To raczej (według mnie) zgubne pojmowanie chwili. Błąd w rozumowaniu… pomylenie chwili ze szczęściem. A chwila to nie szczęście. Chwila z definicji jest… krótka… a szczęście jest pewnym okresem lub nawet stanem. Skoro dążymy do szczęścia… to raczej nie do „11 minut” :-).
Podsumowując … osobiście w tym Słowie kształtuje mi się definicja „szczęścia”, które może być wymiarem naszej „służebności” wobec drugiego człowieka i Boga. Być może źle to widzę…nie wiem. Może to nadinterpretacja? Może za głęboko drążę? Ale wiem też, że błędne pojmowanie niektórych pojęć jest przyczyną upadku człowieka. Nasunęła mi się jeszcze jedna refleksja….mająca wbrew pozorom dużo wspólnego z podjętym przeze mnie tematem…… życie zgodne ze Słowem jest trudne, ale być może właśnie takie życie jest ścieżką wiodącą ku szczęściu.
A swoją drogą ………to nie wyposażenie czyni z domu kostnicę… to chyba brak miłości.
ks
Myślę, że właśnie tak. Życie zgodne ze Słowem jest trudne ale prowadzi ku szczęściu.
Bogacz żył bez ducha służebności i miłości i to do szczęścia go nie doprowadziło. Może warto czasem spojrzeć z perspektywy wieczności na pewne moje działania.
Jeśli bezdomny, żebrak o coś mnie prosi, zwykle daję. Nawet wracam czasem do sklepu, żeby kupić coś do jedzenia dla tej osoby. Staram się tak potraktować tego człowieka, żeby poczuł się pełnowartościową osobą. Czasem się uśmiechnę albo coś zapytam. Akurat zdarzyło mi się ze dwa czy trzy razy pojechać z siostrami od Matki Teresy do bezdomnych w Londynie (trzy lata tam studiowałam). I to zmieniło w ogóle moje podejście do tego problemu. Zobaczyłam tam bardzo różnych ludzi, często inteligentnych, chyba wykształconych (takie wrażenie sprawiali), którzy wylądowali na ulicy. Jakieś burze życiowe ich tam usytuowały. Spotkałam też ludzi, którzy tak chcieli żyć, nie chcieli zmiany. Był to dla mnie szok, rozmowa z tymi ludźmi. I wspaniała miłość sióstr, służba.
Ostatnio przeczytałam książkę pt."Obcy element". To wspomnienia byłego KGB-isty, nazywa się Oleg Zakirov. On zrobił wiele dla Polaków w sprawie wyjaśnienia Katynia, narażał siebie i swoją rodzinę, dostał nawet podziękowania i jakiś medal ze strony polskiej. Wyrzucony w końcu z KGB. Ponieważ jego córka studiowała w Łodzi, również wyjechał z żoną do Łodzi (mojego miasta). I tutaj NIKT mu nie pomógł z wielkich polityków, którzy wcześniej tę pomoc obiecywali (ani łódzkich ani krajowych). Pracował na czarno. Później wylądował na Piotrkowskiej jako żebrak. W końcu jakaś dziennikarka napisała artykuły o jego losie i w końcu dostał pomoc. Ale tak mi to przychodzi na myśl w ostatnich dniach. Że mogłam przechodzić koło niego gdy żebrał na Piotrkowskiej i potrzebował czyjejś pomocy. Czuję wyrzuty sumienia i wstyd w imieniu Polaków, którzy się nie sprawdzili w tym przypadku. Przechodzimy koło żebraka a każdy z tych ludzi nosi w sobie jakąś historię życia. Czasem może byśmy się zdziwili... Naprawdę mi smutno jak o tym myślę. Myślę, że trzeba patrzeć na ten problem trochę z wyrzutem sumienia właśnie.
Dlatego pięknie jest widzieć w każdym człowieku Jezusa i uczyć się miłości coraz bardziej.
Ania
A to też jest ciekawe, że w tym czytaniu jest odwrotnie niż w życiu. Zwykle znamy imiona i nazwiska naszych bogaczy a żebracy są bezimienni. Bóg ma inną optykę.
Ania
A to dzisiejsze PIERWSZE CZYTANIE: Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza. To mówi Pan Bóg: "Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną.
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją! Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. Także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców.
Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne. Któż je zgłębi? Ja, Pan, badam serce i doświadczam sumienie, bym mógł każdemu oddać stosownie do jego postępowania, według owoców jego uczynków".
Jr 17, 5-10
Uderzyły mnie słowa w dzisiejszym pierwszym czytaniu: "Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście." Obyśmy dostrzegali gdy przychodzi szczęście!
Ania
Pomagać też trzeba umieć. To bardzo delikatna "substancja" wbrew pozorom. Nie każdy też chce pomocy lub oczekuje pomocy innej niż ta która jest mu oferowana.
Tu na ziemi rzeczywiście (w ujęciu ludzkim) żebracy są bezimienni, lecz w oczach Boga znani z imienia.
Sama się zastanawiam czy potrafię zdefiniować co dla mnie oznacza szczęście. Jeśli nie wiem czym ono jest... to z pewnością go nie dostrzegę.
ks
@Ania
Gnebi mnie jeszcze jedna kwestia. Czy bede mogla napisac do Ciebie maila z tym pytaniem? Tu na forum to ja go raczej nie zamieszcze.
ks
Kostnice czyni zimno relacji między ludźmi. Właśnie to miałem na myśli. A traktatów o szczęściu wiele jest. Ewangelia przedstawia swój. Trudna droga, lecz nikogo nie zawiódł, kiedy go realizować. Pozostaje zapytać: czym jest sczzęście?... Nie chcę używać tutaj oklepanych schematów i sloganów jako odpowiedzi. Niemniej, Ewangelia to droga do szczęścia. Potwierdza to wielu, a i ja się dołączam do nich całym sercem i życiem.
Prześlij komentarz