czwartek, 17 marca 2011

Wysłuchuje, czy też nie?


      Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; pukajcie, a zostanie wam otworzone. Bo każdy, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a pukającemu zostanie otworzone. Czyż jest wśród was taki człowiek, który, gdy syn o chleb go poprosi, poda mu kamień? Albo gdy o rybę poprosi, czy poda mu węża? Jeśli zatem wy potraficie, choć zepsuci jesteście, dawać swym dzieciom dobre dary, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, proszącym Go. Tak wszystko ludziom czyńcie, jak chcielibyście, aby wam czynili. Bo to jest właśnie Prawo i Prorocy (Mt 7,7-12)

 

Wytrwałość w dobru jest tym, czego powinni szukać chrześcijanie. Związane jest to z naszą wolą i chceniem. Cecha ta wzrasta wraz z naszym zaangażowaniem w dana sprawę. Jeżeli faktycznie na czymś zależy człowiekowi, jest wytrwały w swoich dążeniach do realizacji tego. Dlatego; ażeby odczuć miłosną opiekę Ojca, trzeba kształtować w sobie bez udawania, postawę proszącego dziecka. Nie kapryśnego, lecz wiedzącego, jak wiele zależy od rodzica.

Od wielu ludzi możemy usłyszeć zarzut wobec Boga, że tyle się modliliśmy i to o tak ważną rzecz, a Bóg nie pomógł, pozostał głuchy na prośby. Oskarżenie. Dlaczego tak czyni?!...

Odpowiedź daje nam Ewangelia: Ojciec niebieski daje co dobre (!) proszącym Go. więc... może to, o co prosiliśmy tak usilnie nie jest dobre? Może nie służy dobru? Może z tego pozornego dobra w końcu wyniknęłoby jeszcze większe zło?

Pan Bóg chce budować z nami bliskie relacje, które nie polegają na tym, że będzie spełniał nasze wszelkie zachcianki. Bo nie jest magicznym pudełkiem do którego wrzucać możemy nasze potrzeby, lecz Bogiem osobowym, żywym i dialogującym.

Szatan często ukrywa swoje działanie pod pozorem dobra. Bóg zna u podstaw, co jest dobre dla nas i do prawdziwego dobra prowadzi. Jak dobrze, Ojcze, że nie spełniasz wszystkich naszych próśb!


21 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Do pierwszego wątku :Nasuwa się mi się skojarzenie z imperatywem kategorycznym (kantyzm). Wedle moich obserwacji i rozmów czynienie dobra staje szczególnym „stopniem” do wieczności czy też wiary. A chyba właśnie jest na odwrót. To wiara jest czynnikiem czynienia dobra – zgodnie ze wskazówkami Słowa.
„tak czyńcie jak chcielibyście aby wam czynili”- piękne zdanie.
A modlitwa? Wiem, że modlitwa nie powinna być jedynie formą prośby. Podejrzewam, że są różne jej formy (dialog, rozmowa, dziękczynienie czy też forma „przeprosin” ?). Temat – zagadka jak dla mnie jeszcze, zupełnie tak samo jak dobro i dobro pozorne. Jak je rozróżnić…a może wystarczy jedynie zaufać Bogu?
ks

Anonimowy pisze...

Zaufać Bogu, to odlot totalny. Pokładać ufność w Duchu, a nie w materii i rozumie. :)

Anonimowy pisze...

Wezwanie do wytrwałości w modlitwie - na pewno tak. Ale w tym Słowie odczytuję również wezwanie do aktywności w dążeniu do świętości, wezwanie do działania. Szukajcie, kołaczcie, proście, tak wszystko ludziom czyńcie, jak chcielibyście, aby wam czynili. Wezwanie aby nie być biernym. Wezwanie aby mieć rozpalone serce.
Ania

Anonimowy pisze...

@ks
Są różne formy modlitwy. Podobnie jeśli mamy Przyjaciela, możemy z nim rozmawiać na ważne tematy, dyskutować, zwierzać się, może czasem poprosić o pomoc albo podziękować za coś. A chwilami milczenie jest szczęściem przebywania wspólnego. Różne też są "formy" spotkania ale chodzi przede wszystkim o relację przyjaźni pomiędzy ludźmi, o budowanie tej relacji, to jest najważniejsze.
Podobnie jeśli chodzi o relację pomiędzy mną a Bogiem. Mogę modlić się na różańcu, medytować, odmawiać brewiarz, dziękować, prosić albo po prostu milczeć i trwać w Jego Obecności. Forma modlitwy może się zmieniać, najbardziej liczy się Miłość i szczerość. I żeby po prostu zacząć się modlić! Tak to rozumiem.

Jak odróżniać dobro od dobra pozornego? Moim zdaniem po owocach. Czyli w oparciu o szczerą refleksję nad swoją przeszłością, nad skutkami moich wyborów i czynów w przeszłości, mogę zauważyć czy wyniknęło z nich dobro czy nie. W oparciu o to doświadczenie można lepiej odróżniać w teraźniejszości, z Bożą pomocą. Wystarczy zaufać Bogu i pytać Go co jest prawdziwie dobre. Polecam ignacjański rachunek sumienia (naprawdę warto poznać, święty Ignacy był mistrzem rozeznawania duchowego), chociaż przyznam szczerze, że mi się nie udało jeszcze go wdrożyć do swojej modlitwy codziennej, jest to moim pragnieniem wielkim ale jest to trudne.

Ania

Anonimowy pisze...

@Ania. Rozumiem co to znaczy rozmawiać z innym człowiekiem, znam formy i sposoby dialogu z przyjacielem. Ale żadną miarą nie umiem rozmawiać z ...
Trudno nawet wsłuchać się w ciszę by ją usłyszeć a co dopiero nawiązać dialog.
Piszesz, że dobro pozorne poznamy po owocach... czyli jak źle wybierzemy i się zorientujemy, że popełniliśmy błąd? Trudno przewidzieć, że to co myślimy w danej chwili. że jest dobre.. będzie w efekcie owocowało złem.
Masz słuszność co do doświadczenia. Człowiek uczy się na błędach... ale czy aby rozpozna kiedyś dobro pozorne?
Zaufać Bogu.. ale jak? Nie mam łaski wiary...żeby wierzyć, więc i nie bardzo potrafię zaufać.
Ignacjańskie rekolekcje czy rachunek sumienia.. to raczej formy dla osób bardziej wtajemniczonych w tajemnicę Boga. Ja dopiero "uczę" się i poznaję wartość sakramentów i wciąż nie zawsze wszystko rozumiem. Raczej się zapętlam coraz bardziej niż rozwiązuje dane zawiłości wiary.
Ale dziękuję za wyjaśnienia i dobre słowo.
ks

Anonimowy pisze...

@Ania... i tak sobie myślę.. żeby modlić się na różańcu czy odmawiać inne modlitwy... to trzeba je rozumieć. Świadomie wypowiedzieć mogę jedynie Pater noster... bo ktoś kiedyś mi zdanie po zdaniu "wytłumaczył". Nie umiem "klepać" aby "klepać" .. muszę rozumieć to co mówię i wypowiadać słowa świadomie. Wolę już własnymi słowami. Koślawo, niemrawo i jakoś tak nieskładnie jeszcze. Próbuję, ale nie wiem czy dobrze robię w sumie.. choć z drugiej strony przecież ja dopiero uczę się tej rozmowy. Chodzić się od razu człowiek też nie nauczył. Zaliczyć musiał kilka upadków, kilka potknięć czy zawirowań z utratą równowagi.. Podobnie z modlitwą... chyba.
Ale Twoje słowa i uwagi są dla mnie bardzo cenne. dziękuję.
ks

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Modlitwa, jako rzeczywistość żywa, i jako że każdy z nas jest jedyny, powinna wpasowywać się w nas. Pewne jej formy odpowiadają jednym, a innym nie. Najpiękniejsza modlitwa, to ta życiem. A jeśli słowami, to swoimi. Jak w rozmowie, bo Bóg jest osobowym Bogiem (ba, nawet w 3 Osobach!), a więc pragnie dialogu. Przy czym, jak powiedziałem, niekiedy wpasowujemy się ze swoją duchowością w ogólnie powszechne formy modlitwy. Obydwa elementy, ten nasz osobisty i ten społecznościowy, są ważne. Najważniejsze jednak to... by się modlić!

Anonimowy pisze...

To co ksiądz napisał można zawrzeć w jednym zdaniu, które wypowiedział kiedyś Mahatma Gandhi:
Modlitwa jest kluczem rano i zasuwą wieczorem.
Niedościgniony ideał zamknięty w jednym zdaniu.
Udanego piątku wszystkim życzę.
ks

Anonimowy pisze...

@ks
Wiesz, ja myślę, że przeżywasz w tej chwili niesamowity czas łaski w swoim życiu. Szukasz... to jest bardzo związane z tym Słowem. Szukajcie a znajdziecie. Bóg już Cię odnalazł. Idzie obok Ciebie, trzyma Cię za rękę i daje Ci dobre natchnienia w Twoich poszukiwaniach. Ja kiedyś przeżywałam podobny czas. Szukałam ale wszystko mi się wydawało skomplikowane. Nie potrafiłam zrozumieć wielu rzeczy, nie rozumiałam Słowa, nie umiałam się modlić. Trafiłam na Mszę Świętą młodzieżowej wspólnoty modlitewnej przy kościele ojców jezuitów w Łodzi, to było wiele lat temu. I tam ujrzałam, że każde słowo na Mszy świętej jest ważne, ten jezuita tak tę Mszę odprawiał. A ci młodzi wierzyli naprawdę w obecność Jezusa na Eucharystii. Gdybyś słyszał w jaki sposób mówili do Jezusa. To było dla mnie odkrycie. I ja, kiedy przez wiele miesięcy szukałam i toczyła się w mojej duszy walka, bo z jednej strony pragnęłam Boga, a z drugiej strony bałam się powiedzieć mu TAK... Ja po raz pierwszy w życiu zaufałam Bogu i powiedziałam Mu TAK. TAK Panie, powierzam Ci moje życie, Ty jesteś moim Bogiem. I to był moment mojego nawrócenia. Doświadczyłam wielkiego pokoju, Bóg mnie przytulił, no i doświadczyłam takiej spokojnej radości. Przez wiele tygodni byłam jak zakochana po prostu, tę zmianę widzieli moi najbliżsi. Po prostu fruwałam. Ale stało się też coś niesamowitego. To było tak, jakby spadły z moich oczu i uszu jakieś łuski. Czytałam Biblię i wreszcie rozumiałam! Modliłam się i nie chciało mi się skończyć! Szłam na przystanek autobusowy i mówiłam coś do Jezusa, który wiedziałam, że jest przy mnie. Ja wierzę, że po prostu Duch Święty sprawił, że to czego wcześniej nie rozumiałam, co było skomplikowane, w jednej chwili odkrył przede mną.

Bóg jest Miłością. On kocha Ciebie takiego jakim jesteś w tym momencie, bezwarunkowo, nie dlatego że coś robisz ale dlatego, że jesteś Jego dzieckiem. On Cię już odnalazł, widzę to z tego co piszesz, i z tego że czytasz ten blog. To jest piękne. Obiecuję się modlić w Twojej intencji (Ty też módl się za mnie proszę).

A jeśli chodzi o modlitwę to trzeba zacząć. Można mówić do Boga swoimi słowami, szczerze, o tym co przeżywasz. Zadawaj Mu pytania, mów o trudnościach. Po moim nawróceniu przeżywałam Seminarium Odnowy w Duchu Świętym w mojej wspólnocie (takie rekolekcje, wdrożenie w modlitwę można powiedzieć). I tam była taka rada któregoś dnia, żeby mówić do Boga nie w myślach ale głośno, normalnie, jak do osoby, która jest obok mnie. To uzmysławia, że On naprawdę jest blisko. Możesz spróbować...

Dobrego dnia!
Ania

Anonimowy pisze...

@Ania. Tak. Szukam. Lecz nic nie znajduję. To, że czytam Słowo o niczym jeszcze nie świadczy. Słowo czytane było i wcześniej, tylko że z innej perspektywy. Teraz czytam inaczej. To prawda. Czytanie Słowa po „nowemu” jest dla mnie obecnie ogromnym przeżyciem, więc trzymam się tego kurczowo. Ja już nie liczę i nie łudzę się, że kiedyś ugną się moje kolana „same z siebie” przed… Cóż wydaje mi się, że przegrana została nie jedna bitwa..lecz cała wojna. Podejmowane są jeszcze próby w świecie realnym ale z bardzo nikłym rezultatem. Dziś już raczej mam świadomość, że nie zahamuję piętami przed bramą piekieł. Pozostaje jedynie blada nadzieja, że ci bez łaski wiary dostąpią choć krótkiej rozmowy o tym co zaprzepaścili czy przegapili. Jezus ….Nauczyciel…Ojciec. yē sū 耶 稣 – (gdzie Ye - znaczy "ojciec" "nauczyciel", "su" - oznacza - tchnąć w kogoś nowe życie/ wskrzeszać). Często ten jeden wyraz, to jedno Słowo powtarzam w duchu… taka moja mała modlitwa.
To piękne co opisałaś. Takie pełne miłości nawrócenie. W chwili zwrotu nie było u mnie spokoju. Do dnia dzisiejszego targa mną niepewność, wzburzenie. Nie czuję się dobrze w waszym świecie, nie pasuje do niego mimo, że się staram i każdego dnia próbuję. Może już nie jestem Judaszem, lecz z pewnością jestem Piotrem. I niech tak już pozostanie. To co przeżywam jest dalekie od Twoich doświadczeń. Wspólnota..? O nie… to nie dla mnie. Nie odnajduję się wśród tłumów, grup, zgromadzeń czy zrzeszeń wszelkiego rodzaju.
Nie obiecuję, że każdego dnia będę się modlić za Ciebie…nie obiecuję, że raz w tygodniu…nie obiecuję, że kiedyś…. bo to tylko słowa… choć jak powiedział Demokryt.. „słowa są cieniem uczynku”…. więc mogę jedynie powiedzieć … postaram się choć raz to zrobić, postaram się ten cień słowa zamienić w czyn..może i więcej razy, ale nie wiem czy podołam.
Dziękuję za modlitwę za mnie…. choć lepiej będzie pomodlić się za tych co trwają w swoim nawróceniu..im bardziej potrzebne wsparcie.
Miłego piątku… i wytrwałości piątkowej życzę.
ks

ps. a czytam ten blog... bo jest znakomity, wyjaśnia coś w sposób ludzki a nie teologiczno - zawiły. i co najważniejsze.. nie toczy tu się żadna walka..każdy może powiedzieć to co myśli i nie jest za to wytykany palcem. Nawet ci z tej drugiej strony mają szanse wypowiedzi. A to już dużo.:-)

Anonimowy pisze...

@ks

Każdy ma swoją drogę. Wiesz, mój mąż też nie odnajduje się we wspólnotach, dla niego sztuczne jest podnoszenie rąk, wspólny śpiew przy gitarze itp. Ale ostatnio widzę, że też przeżywa nawrócenie, chociaż jeszcze niedawno był daleko... Teraz planuje wyprawę motorem na beatyfikację JP2 (co przyprawia mnie o zawał serca). ;)

Widzę, że z jakiegoś powodu jesteś zasmucony sobą. Tak odebrałam to co napisałeś. I smutno jakoś mi się zrobiło bo w tych codziennych Twoich komentarzach odkrywam wspaniałego człowieka, prawdziwego, szukającego Prawdy. Życzę Ci z całego serca, żebyś odnalazł to czego szukasz, a właściwie Tego kogo szukasz.

Uwierz w jedno, że Bóg Cię kocha i pragnie Twojego szczęścia.

"Czyż może niewiasta
zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała,
Ja nie zapomnę o tobie."
(Iz 49, 15)

Nawet jeśli matka zapomni o swym niemowlęciu, to Bóg nigdy nie zapomni!
Dalej mówi "Oto wyryłem Cię na obu dłoniach" - odbierałam to zawsze, nie wiem czy słusznie, jako rany na dłoniach Jezusa.

Ściskam Cię mocno i pozdrawiam bardzo serdecznie, cieszę się, że możemy się spotykac z naszymi przemyśleniami na tym blogu.

Ania

Anonimowy pisze...

@Ania
Dziękuję za dobre słowo.
Wbrew pozorom nie jestem zasmuconym człowiekiem. To raczej przemawia mój realizm danej sytuacji. To co mam mi wystarczy :-) To takie moje małe szczęście.
Czy Bóg mnie kocha? Nawet jeśli tak.. to ta druga strona (czyli ja) stosuje jeszcze manewr ucieczki. Przyjęcie miłości wiąże się z odpowiedzialnością na którą mnie jeszcze nie stać. Jest dobrze jak jest. Zdecydowanie wolę być agnostykiem z opcją - być może Bóg jest ...niż chrześcijaninem z opcją "pseudo wiary".
Też się bardzo cieszę, że można się tak swobodnie dzielić przemyśleniami mając jako bazę Słowo. Przecież my...ludzie ... też potrzebujemy dialogu.
Czy znajdę to czego/kogo szukam? A może to już zostało odkryte tylko tego nie dostrzegam? Nie wiem.
Wiem, że bardzo sympatycznie się z Tobą rozmawia a Twoje przemyślenia i dialog ze mną jest dla mnie osobiście świadectwem Twojej wiary. A to szalenie podnosi na duchu.
dzięki
pozdrawiam
ks

btw ... wypowiadam się raczej "bezosobowo". W każdym razie staram się. Ale "k" w moim podpisie jest zdecydowanie rodzaju żeńskiego. Przepraszam, jeśli moje wypowiedzi wprowadziły w błąd. Zresztą nie ma tu znaczenia płeć. Ważne jest porozumienie, dialog i przemyślenia wspólne.

Anonimowy pisze...

Jasne, że tak. Przepraszam za pomyłkę. ;)
Ania

Anonimowy pisze...

Aniu , nie masz za co przepraszać. Lubię być "bezosobowa" i wolę być "bezosobowa". Zbyt często bowiem słyszałam durnowate poglądy na temat kobiet. Zupełnie jakbyśmy były gorsze. Dotyczyło to zarówno spraw większych jak i tych mniejszych. Nie raz słyszałam " z babą nie gram w szachy" czy " inżynier baba? to ci dopiero parodia".
Dostałam kiedyś super prezentację na temat kobiet..szkoda, że nie można jej tu jakoś zamieścić. Chętnie bym się nią z Tobą podzieliła :-)
ks

brat_czeremcha pisze...

bezosobowo! aaa, cierpię czytając coś takiego! jak możesz sama z siebie pozbawiać się swojej kobiecości, tego co jest w Tobie najpiękniejsze! jak piszesz, 'durnowate poglądy' - one będą pojawiały się zawsze ze strony hipersamców błędnie postrzegających istotę różnic między kobietą i mężczyzną; pamiętaj o tym, że Pan Bóg jest Duchem, więc płeć jest, jak sądzę, przede wszystkim kwestią duchową


co do kwestii modlitwy, wiary. miałem pewną trudność w czytaniu tego co pisałaś - choć było to na pewno ubogacające. powód jest prosty - szukanie wiary w skomplikowanych systemach, teoriach i rozwiązaniach nigdy nie przyniesie efektu choćby zbliżonego do oczekiwanego. żeby wejść do Królestwa, żeby uwierzyć, potrzebna jest dziecięca prostota - i to jej brak był widoczny w Twoich poszukiwaniach, czegoś na zasadzie: Panie Boże, nie rozumiem, ale akceptuję - to co mi dajesz jest dla mnie NAJLEPSZE. bardzo ciekawi mnie jak się do tego ustosunkujesz

Anonimowy pisze...

Oj oj oj…. Bracie Cz. To nie ja siebie pozbawiam swojej kobiecości lecz to wy pogardzacie naszą kobiecością. Takie „durnowate poglądy” zdarzały się nawet świętym czy wielkim mędrcom tego świata. Czy mi się tylko zdaje, że są dowcipy o blondynkach lecz nie ma o blondynach? Dla mnie osobiście nie ma znaczenia płeć, lecz w świecie mnie otaczającym rozróżnienie płci .. jest pierwszym kryterium czy rozmowę z daną osobą w ogóle podjąć. Cieszę się, że nie jesteś jednym z „hipersamców”. Doświadczenie nauczyło mnie jednak, żeby ukrywać swoją płeć..jeśli tylko jest to możliwe. Teraz już przepadło. Napisałeś, że Bóg jest Duchem… tak, przed Bogiem nie ukrywam, że jestem kobietą.. ale nie wiem z kim przyjdzie mi tu rozmawiać w rozumieniu ludzkim…i nie wiem jakiej reakcji mogę się spodziewać. Przepraszam, jeśli kogoś tym uraziłam.

Co do kwestii modlitwy i wiary. Zgadzam się, że szukanie wiary w skomplikowanych systemach może nie przynieść skutku.. czy wręcz – czego jestem dowodem – skutku nie przyniesie. Mówisz, że brak mi „dziecięcej prostoty”. Zgadzam się. I być może jest to powodem, że nie umiem powiedzieć sobie „Panie Boże, nie rozumiem, ale akceptuję”. Raczej mówię sobie „Panie Boże nie rozumiem, więc nie mogę tego w pełni zaakceptować, wybacz”. Szukam po swojemu i na oślep, bo tylko tak umiem. Moja filozofia życia była dotychczas przesiąknięta agnostycyzmem szeroko rozumianym i nie odnoszącym się jedynie do strefy „religijnej”. Wiem, że wiara to nie wiedza. Ale chcę chociaż zbudować sobie jakiś mały fundament na którym być może uda mi się zbudować maleńką miłość do Boga. Abstrakcja? Być może. Dlatego staram się czytać Słowo. Staram się coś zmienić w swym życiu w oparciu o Ewangelię. Popełniam błąd? Wielce prawdopodobne. Ale od czegoś muszę zacząć. Zadajesz sobie zapewne pytanie co w takim razie skłoniło mnie to zmiany poglądów i szukania. Odpowiem. Tak naprawdę to nie wiem co było powodem bezpośrednim ani pośrednim. Wiem, że wbrew pozorom trudno mi się z tym tak do końca pogodzić. To tkwi we mnie i nie chce mnie opuścić. Nie wiem co to jest i dlaczego tak się stało. Ale to , że nie wiem.. nie oznacza jeszcze że mogę obudzić w sobie dziecko. Nie dojrzałam do tego jeszcze. Podziwiam i w pewien sposób zazdroszczę Twojego podejścia do kwestii wiary. A może potrzebuję jeszcze czasu? Nie wiem.
A swoją drogą… zamiast rozważać Słowo… zaczynamy rozważać moją krętą drogę powrotną. Nie wiem czy to aby dobre miejsce na tego typu rozmowy. Nie wiem czy ksiądz Tomasz „nie przeklnie” nas za to, że zamiast koncentrować się na Słowie … koncentrujemy się na osobie, która być może popełnia kolejny błąd i szuka tam gdzie nie znajdzie, na osobie, która nie potrafi być dzieckiem w obliczu Boga.
Aczkolwiek, wasze zdania są dla mnie cenną wskazówką i są bardzo wartościowe. Dziękuję wam za każdą wypowiedź. Szczególnie jednak ważne jest dla mnie wasze postrzeganie Słowa i to w jaki sposób je "realizujecie".

ks

Anonimowy pisze...

@ks
Jeśli masz ochotę to prezentację o kobietach możesz mi przesłać (ale nie musisz!) na anna.karczemska73@gmail.com :-)
Ania

Anonimowy pisze...

@Ania
wysłane :-)

ks

brat_czeremcha pisze...

ks. Tomasz na pewno nie zrobi Ci nic za to, że skupiasz się na sobie;) pamiętasz - widzisz drzazgę w oku bliźniego, a swoim belki już nie? to powinno rozwiać Twoje wątpliwości

cytat: "Staram się coś zmienić w swym życiu w oparciu o Ewangelię. Popełniam błąd? Wielce prawdopodobne"

jeśli szukasz w Słowie, jesteś tak bardzo blisko jak tylko możesz być! ma ono wartość egzorcyzmującą, są to przecież SŁOWA BOGA WCIELONEGO! zapewniam Cię o stałej modlitwie

PS. prezentację również chętnie obejrzałbym: yuootoo@gmail.com

Anonimowy pisze...

@ BCz
dziękuję

prezentacja wysłana
ks

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Tak, brat czeremcha słusznie zauważył: nikogo nie zamierzam kamienować za nic. Odmienne zdania wyrażone w dostępny i nieagresywny sposób są pozytywne. Nie muszą się zgadzać w stu procentach z moim. Nie kamienuję więc, spokojnie:))) Wystarczy, że Słowo nas bombarduje swoją mocą. Musi czasem, by skruszyć głaz serca. Mnie przynajmniej tak.