wtorek, 13 września 2011

Puste mary, czyli czary-mary



Niedługo potem udał się do miasta zwanego Nain. Zebrali się przy Nim uczniowie i wielki tłum. Gdy zbliżał się do bramy tego miasta, wynoszono właśnie zmarłego, jedynego syna jego matki. Była wdową. Towarzyszyła jej znaczna gromada ludzi z miasta. Kiedy Jezus ją ujrzał, wzruszył się nad nią i odezwał się do niej: "Nie płacz". Potem podszedł i dotknął się mar. Niosący zatrzymali się. On rzekł: "Młodzieńcze, rozkazuję ci, wstań!" Zmarły usiadł i zaczął mówić. Wtedy oddał go jego matce. Lęk wszystkich ogarnął i oddawali chwałę Bogu, mówiąc: "Wielki prorok powstał wśród nas", oraz: "Wejrzał Bóg na swój lud". Taka opinia o Nim poszła po całej Judei i po wszystkich okolicznych krainach (Łk 7,11-17)


Śmierć jest rzeczywistością nieznaną, dlatego wzbudza u niektórych wielki lęk. Chrystus wielokrotnie stawał twarzą w twarz z tajemnicą śmierci. Nie lęka się, lecz raczej skupia się na sytuacji matki zmarłego, odczuwając głębokie wzruszenie. To gest bliskości oraz empatii Jezusa wobec niewesołej sytuacji kobiety. Była wdową, która utraciła jedynego syna – po jego śmierci skazana więc była na poniewierkę, głód i społeczną obojętność.

Chrystus „oddał syna matce”, wyciągając go z objęć śmierci. A niedługo potem Boży Syn odda swoje życie za każdego z nas, by wyrwać nas spod władzy śmierci. „Zmarły usiadł i zaczął mówić”. Jakie pierwsze słowa wypowiedział młodzieniec, gdy wrócił do życia? Czy były to słowa dziękczynienia za owo „powstanie” na rozkaz Mesjasza?

W Chrystusie już powstaliśmy do nowego życia. Mając świadomość tego wielkiego daru życia wiecznego, czy i my umiemy każdym słowem, każdą myślą błogosławić Pana, który jest Bogiem żywych a nie umarłych?


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

My nie tylko boimy się śmierci….sami na własne życzenie żywcem zakopujemy się w grobie. A potem nie potrafimy samodzielnie z niego się wydostać. Potrzebujemy Jego pomocy. Człowiek biega po życiu szukając prawdziwej miłości i jednocześnie tę prawdziwą potrafi odrzucić. Czasem wydaje mi się, że łatwiej nam iluzję uznać za fakt, a to co prawdziwe ukryć w szufladzie ballad i bajek. Powinniśmy umrzeć dla świata by w Nim się narodzić. I bywa czasem tak, że umieramy wobec Niego…ale nie dla świata. I gdy powstajemy z martwych przy Jego pomocy warto zastanowić się.. czy słowa podziękowania nie powinny paść jako pierwsze.. nie tylko w takiej sytuacji (naszego ożywienia).. ale każdego dnia….na początek dnia…i na zakończenie.. Rano – bo jesteśmy i trwamy a wieczorem..- bo przeżyliśmy.. by jutro z nowymi siłami podejmować trud codzienności.
A najlepszą formą takich podziękowań.. mogą być nie słowa wypowiadane, ale czyny wykonywane.
Pozdrawiam
Kasia

Anonimowy pisze...

"Zmarły usiadł i zaczął mówić". Co powiedział, co powiedziała jego matka. Ciekawe. Jezus nie pytał matki o wiarę, nie zapytał czy czegoś od Niego oczekuje. Wiedział, że jej ból jest tak ogromny, że nawet pewnie nie zauważyła przechodzącego obok Jezusa. On jednak zauważył ją w tłumie. Ulitował się. Może zobaczył siebie i swoją Matkę? Wiedział, że Jej wtedy nikt nie pomoże i będzie musiała pogodzić się ze śmiercią Syna. Tego nie wiemy.
marta

Ela pisze...

Najpierw dziękuję a resztę zawierzam Bogu ponieważ od bardzo dawna juz wiem że nie przypadek kieruje moim życiem ale Bóg.A kiedy "zachciewa"mi się robić po swojemu skutkiem tego jest mój grzech.Pozdrawiam was wszystkich uśmiechając sie do was:)