poniedziałek, 26 września 2011

Dwie drogi



Powstała w nich myśl, który z nich będzie większy. Ponieważ Jezus znał tę myśl w ich sercu, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł im: "Kto przyjmie takie dziecko ze względu na moje imię, mnie przyjmuje; a kto mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który mnie posłał. Kto jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki" (Łk 9,46-48)


Poszukiwanie wielkości jest oznaką niedojrzałości, oznaką bycia niedocenionym, nasyconą kompleksami próbą postawienia się wyżej niż inni. Taka jest filozofia świata, który przekonuje, że im więcej osiągniesz; im masz wyższe stanowisko, lepszą pracę, wyższy status społeczny – jesteś bardziej wartościowy, wielki, ważniejszy. To jest przyczyną tzw. wyścigów szczurów, zdemoralizowanego pędu do pierwszych miejsc. To wszystko rodzi odczłowieczenie. Oddala nas od siebie.

Chrystus proponuje inną drogę do szczęścia. Jedyną, która tam prowadzi. Drogę nie w blasku jupiterów, ale w cieniu służebnej miłości. Taką, jaką przebył nasz Pan. Pomimo trudu była to droga szczęścia. Wiodąca przez krzyż, ale do ostatecznego zwycięstwa. Droga zachowania godności ludzkiej, miłości do samego końca. Niepopularna, odrzucana przez świat. Dlatego, że nierozumiana przez niego, całkiem przeciwna do tej, którą preferuje i reklamuje.

Dwie drogi. Ta świata i ta Jezusa. Niemożliwe do pogodzenia. Albo kroczy się jedną, albo drugą. Droga pozornego wywyższenia, która tak naprawdę jest drogą małości zakompleksionego człowieka. I droga pozornego umniejszenia, która jest drogą wzrostu człowieczeństwa w całej jego godności. Wybór jak zawsze nam zostawiony.


16 komentarzy:

Ela pisze...

Robię dziś trzecie podejście i czytam i w koncu wiem co mam i chcę napisać.
Tyle jesteś wart ile dobrego w sercu masz i innym go dasz....:)

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

:)

Anonimowy pisze...

W zasadzie nie powinnam dzisiaj pisać żadnego komentarza. Pod powiekami doskwiera brak snu….a w środku pełno emocji. Chyba tych złych emocji. Sama już nie wiem. Są dwie drogi do Boga.. jak i dwie drogi do ludzi. O drogach do Boga mówi się dużo. O drogach do ludzi.. zbyt mało chyba. A przecież wiemy, że do Niego droga prowadzi właśnie przez drugiego człowieka. Nie mam już chyba sił walczyć i tłumaczyć, że od samej rozmowy o głodzie człowieka… on sam (głodny człowiek) sytym się nie stanie. Napisano dziś w komentarzu o godności, o wywyższaniu się… I dużo w tym prawdy…ale trzeba dostrzec również godność tych, którzy są obok nas. Może są inni…może bardziej pokaleczeni fizycznie.. ale czy to znaczy.., że zdrowi mają prawo ich szufladkować? Mają prawo decydować za nich…i mówić jak powinni się czuć? Czy mamy prawo nazywać ich ludźmi drugiej kategorii? Ludźmi.. którzy wypadli z obiegu?? Czy mamy prawo rozmawiać jedynie o ich samotności… nie podejmując istoty problemu?? Czy mamy prawo wywyższać.. się ?? czy aby jesteśmy od nich lepsi? W czym? W czym.. zdrowi są lepsi ??
Czy wydaje wam się, że pomoc niepełnosprawnym ogranicza się jedynie do przeciągnięcia niewidomego na druga stronę ulicy?? Czy tylko tak pojmowana jest pomoc?? Gdzie jest akceptacja? Gdzie jest tolerancja? Gdzie jest dostrzeżenie CZŁOWIEKA ???? gdzie jest zwykłe BYĆ ??
Pytam się.. gdzie ??? Czy potrafimy tylko kochać zdrowych??
Czy wiecie.. co to jest bezsilność?? Znacie jej smak? Czy kiedykolwiek.. poczuliście na sobie wzrok odrzucenia? Czy kiedykolwiek zabiło w was serce mocniej… gdy ktoś krzywi wasze dziecko.. ???
Tak.. są dwie drogi do Boga.. i dwie drogi.. do ludzi… A może to te same drogi ???

więc proszę Was o jedno... Nie szufladkujmy ... nie oceniajmy.. i nie wywyższajmy się poprzez stwierdzenie.. że wiemy lepiej co ktoś czuje i co ktoś powinien robić.

Niech wszyscy żyją swoim życiem... ale w pełnej akceptacji drugiej istoty.. drugiego człowieka..

Kasia

Ela pisze...

Ja wiem jaki smak ma bezsilność.Kiedy w żaden sposób nie można nic zrobić.Ludzie niepełnosprawni w zadnym stopniu nie są ludzmi gorszej kategorii.Tak samo czują jak ludzie których nie ogranicza w niczym kalectwo.Prawo do szczęścia ma każdy.Droga so szczęścia często prowadzi przez krzyż którego nie rozumiemy.Tak dalej sobie myślę że ta niemoc fizyczna jest jest bardzo i to bardzo trudna choć czasami wydaje się łatwiejszą od tej niemocy którą ma się w sercu.Nauczyłam się kiedy sił braknie jeszcze bardziej przylgnąć do serca Jezusa a przekonuję się o tym ze nie zostawi bez pomocy stawiając na naszej drodze ludzi,zdarzenia którzy dodają sił ale i odpowiedzi na pytania które możemy uzyskać dzięki temu.
Kasiu nie znam twojej sytuacji.Czuję potworny żal i gniew i bunt w tym co piszesz.Jest niekiedy tak że wydaję się ze mamy wciąż pod górkę.Wystarczy jednak czasami choćby mały gest zrozumienia czy dobroci ze strony innych zeby dostrzec ze nie wszystko jest takie czarne.Zaufać Bogu jak dziecko.To wcale nie oznacza ze stajemy się naiwni.Oznacza to naszą wiarę ze dzieje się to co docelowa będzie dla nas lepsze.Pomyślisz wymądrzam się...:)Nie ja przedstawiam jak to widzę.Siły życzę w pokonywaniu wydających się spraw nie do przeskoczenia..A jednak.

Anonimowy pisze...

@ Ela
Bo jestem wściekła. I nie ukrywam tego. Najwięcej i najmądrzej wypowiadają się ludzie, którzy nie mają z niepełnosprawnością nic wspólnego. Dyktują swoje prawa...i nie widzą w tych ludziach... człowieka...
Nie umiem stać spokojnie, gdy sami ludzie świat dzielą na "my" i "oni". Nie trzeba dużo.. wystarczy żyć normalnie... a nie przeginać albo w jedną albo w drugą stronę.

Nie ma znaczenia Elu jaka jest moja sytuacja. Problem jest większy.. my ludzie.. nie akceptujemy inności.. I to mnie boli.. i stać spokojnie nie mogę.
Nie chodzi tylko o osoby niepełnosprawne.. chodzi o szeroko rozumianą inność.

Kasia

Ela pisze...

I o to chodzi kasiu zebyś cicho nie siedziała!!bo ja tez bym nie siedziała:))))Czasami co wykrzyczysz to twoje:))))A jak ulży:)))jak widać słuch mam dobry bo słyszę nie dość ze Marty kichanie to i twoje wołanie:)))Kurcze a moze jednak mam cos z czrowwnicy?:)))))

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

@Kasiu: na drodze do Boga na pewno spotkasz człowieka... To oczywiste.

Segregacja dróg to nie segregacja ludzi. A mówiąc o człowieku, przecież nie rozróżniam kto chory, chorszy a kto zdrowy i zdrowszy. Człowiek to człowiek. Piękny w swoim człowieczeństwie.

Anonimowy pisze...

@ Ela,
Krzyczę, bo inaczej mnie nie słychać. Ale mój krzyk nie jest tylko hałasowaniem. Cały zapas emocji energii zawartej w złości, przekierowuję na działanie. Nie krzyczę żeby sobie ulżyć.. bo to ulgi nie przynosi. Głośno informuję świat o problemie….bo problem ten w Polsce jeszcze istnieje.


@ ks. Tomasz

W Polsce jest troszkę inaczej. Tu się wciąż rozróżnia dwie grupy ludzi. Wciąż funkcjonuje „my” i „oni”. Wciąż używamy zwrotu „druga kategoria”. Wciąż niepełnosprawni….. postrzegani są niepełnosprawnie….
Tylko, że ja czasem jestem już zmęczona, mam dość i emocje zbyt mocno podgrzewają moją krew. Wiem, gdzie skierować siłę i energię… ale ja również jestem człowiekiem…

Gdybyśmy podchodzili do sprawy prosto.. człowiek to człowiek…”piękny w swoim człowieczeństwie”.. to nie było by problemu, który jednak wciąż jest.

Kasia

Ela pisze...

Wiem doskonale o jaki krzyk tobie Kasiu chodzi.Ja go słyszę.A mi mimo wszystko przynosi ulgę jak głosno krzyknę-choć najczęściej słuchaczami tego są ściany domu:))Zapewniam cie ze mimo to z moją głową wszystko w porządku:))To prawda ze czasami braknie słow na zachowania innych ludzi.

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

no, to faktycznie problem. Wszelkiego rodzaju segregacja ludzi jest nieporozumieniem. Wszędzie to obecne, ale myślałem, że marginalnie a nie w skali masowej. Tym bardziej to straszne.

Anonimowy pisze...

Problem inności w Polsce nie jest problemem marginalnym. O tym problemie się w zasadzie zbyt głośno nie mówi. Jeśli chodzi o niepełnosprawnych, to oni są dostrzegani, ale często nie tak jak potrzeba. Albo z zaciekawieniem się gapimy… albo odwracamy głowę. Boimy się pomagać, nie chcemy ich zrozumieć. A co gorsza ….nie traktujemy ich normalnie.. co powinniśmy robić i co w wielu krajach zachodnich jest na porządku dziennym. Szkoły nie nazbyt jeszcze chętnie przyjmują dzieci niepełnosprawne. Jest bardzo duży problem z pracą dla tych osób.
Niezrozumienie…i brak akceptacji.. to boli zarówno tych niepełnosprawnych jak i ich najbliższe otoczenie.
Nie ważne czyje dziecko zostało skrzywdzone… nie ma to dla mnie znaczenia. Stać bezczynnie nie będę.
Wiem co to znaczy inność nawet w bardzo prozaicznej sprawie. Jak się było małą dziewczynką…. Płomienno rudą….piegowatą … w okularach…w wiecznie zabandażowanych dłoniach….i z rozbitej rodziny… tej marginalnej, gdzie na stole zawsze szkło było… to się zna.. smak upokorzenia…. Jak się w życiu usłyszało.. oooo? Nie jesteś dziwką ani narkomanką???? Ale jak to ??? To się zna smak.. odrzucenia. Zawsze byłam inna… może i nadal jest inna. Ale.. ja to ja. Dla mnie nie ma podziału w kwestii inności… „my” i „oni”….
Ja wiem, że mentalności w Polsce nie zmienię… ale to nie oznacza spokojnie będę stać z boku… i uważać, że mnie problem nie dotyczy.

Kasia

Anonimowy pisze...

Niestety każda inność jest piętnowana. Obserwuję to na codzień w szkole. I to wcale nie musi być inność fizyczna. Niemodna jest dobra nauka, grzeczne odnoszenie się do otoczenia. To okrucieństwo, bo tak bym to nazwała zaczyna się już w szkole. Wierze jednak, że można wypracować pewne rzeczy z młodzieżą. Podam przykład. Miałam w klasie chłopca, który był kozłem ofiarnym klasy. Słabo się uczył, pochodził z rozbitej rodziny, nie umiał się bronić. Wszyscy do niego zwracali się po nazwisku, jakby nie miał imienia. Po rozmowie z matką okazało się, że ta sytuacja trwała prawie całą podstawówkę. Nie mogłam się z tym pogodzić. I co się okazało. Moje rozmowy z klasą (bez obecności tego chłopca)i konsekwencja zaowocowały ku mojej ogromnej radości zmianą sytuacji. Chłopak poczuł się wreszcie normalnie. Okazało się, że młodzi pewne rzeczy robili nie tyle ze złośliwości co z głupoty i przyzwyczajenia. Ale o tym trzeba mówić.
Marta

Anonimowy pisze...

Marta .... :)))))))

kasia

Ela pisze...

moi znajomi mają niepełnosprawnego syna mam bardzo często kontakt z chłopakiem.Skończył Podstawówkę pozniej gimnazjum oczywiscie miał tez indywidualne nauczanie w domu.teraz jezdzi do odległego o 30 miasta na zajęcia codziennie oprócz piatków i sobót.jego rodzice tak załatwili sprawę ze i inne dzieci i młodzież jeżdzą z nim.bus zbiera wszystkich i zawozi i przywozi.Dużo zalezy od samych rodziców.W tej chwili jest znaczna pomoc z urzedów.Trzeba jednak jeszcze tego chcieć dla swoich dzieci .poniewaz niekiedy sami rodzice nie dbaja o edukację i o to by ich fizyczne upośledzenie nie było odtrącone.Nigdy nie rozmawiam z nim w inny sposób niz z innymi osobami.ostatnio nawet tanczyłam z nim na wózku ze cho cho:))dorosli powinni dzieciom tłumaczyć ze są ludzie których choroba przykóła do wózka ale tak samo czują,tak samo kochaja ,tak samo sie ciesza i tak samo jest im smutno kiedy ktos wyśmiewa sie z ich innosci.Najpierw rodziców wszystkich dzieci należałoby poniewaz to dorośli wyededukowac ponosza wine ze dzieci dostrzegają różnice w negatywnym znaczeniu.
W szkole zawsze była różnica miedzy uczniami.Zawsze byli lepsi i gorsi.Pamiętam w podstawówce miałam obniżone zachowanie za to ze wypłacałam innych często starszych od siebie.Nikt z nauczycieli nie zapytał dlaczego to robię?Od dziecka nie mogłam patrzeć jak znęcaja i wyżywają sie nad słabszymi.Zawsze stawałam w ich obronie.To nie było dobre ale jedyny sposób zeby dali im spokoj.Przyjażń miedzy tymi których broniłam przetrwała do dziś a hałasu w szkole narobiła moja mama ze nauczyciele nie zwracają uwagi ze dręczone sa dzieci słabsze ,biedniejsze przez tych z "lepszych" domów.Teraz przypomiały mi sie piękne szkolne lata:)))

Anonimowy pisze...

Dzięki za podzielenie się przeżyciami. Tak dużo również zależy od rodziców i uczulania swoich pociech, że inność nie oznacza "gorszy".

Kasia

Anonimowy pisze...

To Elu z tej samej bajki chce coś dodać. Moja szkoła współpracuje a Domem Pomocy Społecznej opiekującym się niepełnosprawnymi. Mniej więcej co miesiąc organizowane są wyjścia młodzieży do DPS. Uczniowie bardzo chętnie przygotowują scenki z bajek, bawią z niepełnosprawnymi kolegami i koleżankami. Uczy ich to poszanowania dla inności oraz szacunku dla chorych ludzi. W tym domu przebywają bowiem ludzie o różnym stopniu niepełnosprawności. Młodzież bardzo chętnie włącza się w pracę na rzecz DPS. Systematycznie chodzimy też z uczniami do Krzysia, chłopca który nie mówi, nie siedzi, nie chodzi. Ma 17 lat i jest pod i opieką rodziców w domu.
Wszystkie te działania mają młodych uwrażliwić na inność drugiego człowieka. I myślę, że to działa.
Marta