czwartek, 16 września 2010

Poprzez łzy


      Prosił Go któryś z faryzeuszów, aby zechciał zjeść u niego obiad. Wszedł więc do domu tego faryzeusza i zajął miejsce przy stole. A oto kobieta, która w tym mieście znana była z grzechów, dowiedziała się, że je w domu faryzeusza. Przyniosła alabastrowy flakonik olejku, podeszła od tyłu do Jego stóp i płacząc zaczęła łzami zraszać Jego stopy. Włosami swej głowy wycierała i całowała Jego stopy i namaszczała olejkiem. Kiedy to zobaczył faryzeusz - ten, który Go zaprosił - myślał sobie: "Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, kim jest i co to za kobieta, która się Go dotyka; że to grzesznica!!!" (Łk 7,36-39)        

 

Odwaga kobiety zadziwia. Doskonale wiedziała, że przekracza wszelkie dozwolone przez tradycje zwyczaje. Wdziera się do domu faryzeusza wiedząc, że wszyscy ją znają jako grzesznicę. Przeszkadza w obiedzie. Ośmiela się dotknąć nieznanego Rabbiego z Nazaretu, w dodatku robiąc spektakl z płaczem i całowaniem nóg w tle.

Co pchnęło tę kobietę do takiego poświęcenia oraz ryzyka? Może miała już dość swojego życia i postawiła wszystko na jedną kartę? Może na siłę szukała u kogoś ratunku? Pragnęła choć raz być przez kogoś potraktowana nie jak wyrzutek, lecz człowiek?

Faryzeusz nadal widział w niej tylko godnego pożałowania grzesznika. Jezus dostrzegł determinację kobiety, której podłożem była wiara i miłość. Ta zawsze zawiera w sobie ryzyko. Chrystus dostrzega zawsze potrzebę miłości człowieka. Jednocześnie napełnia swoją ogromną miłością, która odpuszcza grzechy i przywraca do nowego, godnego życia. To nie jest miłość, która oskarża o cokolwiek, lecz taka, która wybacza. Któż z nas nie pragnie takiej właśnie miłości?

Ona czeka na każdego z nas. Wystarczy zobaczyć swoją pustkę serca, upaść do stóp Jezusa i zapłakać nad sobą. Prawdziwa miłość do Boga to taka, która potrafi również zapłakać nad sobą.


3 komentarze:

krysia pisze...

w tym wersecie można zauważyć wyraźną różnicę między tym, który miłuje Jezusa /grzesznica/ a tym, który, zna Jezusa ale nic poza tym /uczeni w piśmie, w tym przypadku faryzeusz/.. Miłośc zawsze jest gorąca i popycha człowieka do desperackich czynów... poznanie zaś nadyma /1Koryntian8-1/. Pozdrawiam

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Poznanie niekoniecznie musi nadymać... Poznanie potrafi zrodzić miłość, albo ją spotęgować. Oczywiście, nie chodzi o WIEDZĘ o kimś, ale o jego POZNANIE, czyli przybliżenie się do kogoś, fascynacja czyimś światem. Dziękuję za cenne komentarze! Z Bogiem!

krysia pisze...

Tak, to prawda, można i tak na to słowo "poznanie" spojrzeć.. Pozdrawiam..