Był pewien człowiek bogaty. Ubierał się w purpurę i cienki len. Każdego dnia wiódł życie wesołe i wystawne. A przy jego bramie leżał pewien żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął nasycić swój głód odpadkami ze stołu tego bogacza, lecz tylko psy przychodziły i lizały jego rany. No i wreszcie umarł ten żebrak. Aniołowie przenieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i pogrzebano go. Będąc na mękach w otchłani, podniósł swoje oczy i zobaczył daleko Abrahama i Łazarza na jego łonie. Zawołał wtedy: "Ojcze Abrahamie, zlituj się nade mną. Wyślij Łazarza, żeby zanurzył w wodzie czubek swojego palca i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Abraham odpowiedział: "Przypomnij sobie, synu, że za swojego życia odebrałeś to, co dobre, a Łazarz w takim samym stopniu to, co przykre. Teraz natomiast on tutaj doznaje pociechy, a ty cierpisz. A poza tym wszystkim między nami i wami umieszczona jest na stałe ogromna czeluść, aby chcący przejść stąd do was nie mogli i aby też stamtąd do nas nie przedostali się" (Łk 16,19-26)
Dwie całkowicie odrębne rzeczywistości, ziemska i ta pośmiertna. I całkowicie odwrócony porządek: to, co według świata stanowi wartość, po śmierci jest niczym. To, co jest beztroskim weselem na ziemi jest ryzykiem utraty życia wiecznego. Natomiast ziemskie udręki są niejako kluczem do nieba. To nie jest tania pociecha. Tak bowiem realizuje się sprawiedliwość Boża.
Opowieść Jezusa nie potępia posiadania bogactwa, lecz potępia nieumiejętność jej właściwego wykorzystania. Właściwego, tzn. z uwzględnieniem innego człowieka. bogactwo (wszystko jedno, jakiego rodzaju ono jest) skutecznie potrafi przesłonić innych. Rodzi obojętność, zimno, pogardę. Ewangelia sugeruje, że bogacz musiał jednak znać ubogiego Łazarza. Być może nawet przeganiał go sprzed swojej bramy, by nie psuł jego dobrej zabawy. Bogactwo bowiem sprawia, iż innych uważa się za życiowych nieudaczników.
Takie ziemskie zachowanie buduje już tu, na ziemi, otchłań; czeluść między ludźmi jaka na stałe będzie istniała po śmierci. To nie jest otchłań zbudowana przez Boga, lecz przez człowieka prowadzącego beztroskie życie bez miłości bliźniego.
Trzeba nam tak bardzo modlić się o oczy widzące oraz serce czujące, by nie dopadła nas pustka, przeradzająca się po śmierci w nieprzebytą otchłań osamotnienia.
3 komentarze:
Tak, to prawda.. Bardzo potrzebujemy oczu, które by widziały i serca, które by było czułe... Pozdrawiam..
Potrzeba więc nieco starania i ogrom łaski Bożej. To drugie mamy w obfitości, natomiast z tym pierwszym różnie bywa... Dzięki za komentarze.
Dziękuję za odkrywczą (dla mnie) myśl o otchłani. :)
Prześlij komentarz