czwartek, 30 września 2010

Pokój


      Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. 6 Jeśli tam będzie człowiek pokoju, wasze "Pokój" spocznie na nim; jeśli nie, wróci do was (Łk 10,5n)   

 

Misja uczniów Jezusa polega na głoszeniu Dobrej Nowiny o zbawieniu. Już samo jej obwieszczenie przynosi ludziom pokój. Spotykając człowieka pełnego pokoju odczuwamy, że w jakiś sposób jego pokój udziela się również i nam. Uczniowie Chrystusa mają więc być ludźmi pokoju Bożego, w ten sposób realizując w sobie Ewangelię o Królestwie.

To królestwo św. Paweł nazwał stanem duszy człowieka: „Albowiem Królestwo Boże, to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym” (Rz 14,17).

Pozdrowieniem „Pokój” (Shalom) pozdrawiają się członkowie narodu wybranego. Jest to zarazem pewien znak, iż od pozdrawiającego można będzie spodziewać się okazji do rozmowy o Bogu. Iż jest otwarty do dialogu na tym gruncie.

Dzisiejszy człowiek kształtowany jest do życia w ciągłym napięciu i niepokoju. Ciągłe walki o byt rodziny, spłaty kredytów, pracę, itd. Nie służą zyskaniu wewnętrznego pokoju serca. Dodatkowo mass-media podsycają taki jego stan. Nikt nie jest w stanie przynieść pokoju serca oprócz Boga. Żadne techniki relaksacyjne, egzotyczne wczasy, wschodnie medytacje... Bo to Bóg jest źródłem prawdziwego pokoju!

Widzimy więc, jak bardzo potrzeba światu obecności uczniów (chrześcijan). Jak ważne jest zadanie zaniesienia ludziom wieści o darmowej możliwości zyskania pokoju, który chce dać Bóg. Tak realizuje się wspaniały plan zbawienia pośród tych, którzy uwierzą, zaryzykują oraz przyjdą do Chrystusa, jedynego Dawcy pokoju i zbawienia.

A więc.... Szalom, drogi blogowiczu!


środa, 29 września 2010

Anielskie tango wokół Słowa


         Zobaczył Jezus Natanaela, jak zbliża się do Niego, i tak o nim powiedział: "Oto szczery Izraelita, w nim nie ma podstępu". Natanael zapytał Go: "Skąd mnie znasz?" Jezus odpowiadając rzekł mu: "Widziałem ciebie pod figowcem, nim cię Filip zawołał". Na to Natanael powiedział: "Rabbi, Ty jesteś Synem Boga, Ty Królem jesteś Izraela!" A Jezus w odpowiedzi rzekł mu: "Czy wierzysz, bo ci powiedziałem, że cię widziałem pod figowcem? Więcej niż to zobaczysz". I jeszcze mu rzekł: "O tak, zapewniam was: zobaczycie, jak niebo się otwiera i jak aniołowie Boży wstępują i zstępują na Syna Człowieczego" (J 1,47-51)

 

Historię spotkania Natanaela z Jezusem ewangelista Jan umieszcza na początku, w pierwszym rozdziale swojej księgi. Cała jej dalsza treść jest niejako potwierdzeniem Jezusowego zapewnienia, iż zobaczymy „jak niebo się otwiera i jak aniołowie Boży wstępują i zstępują na Syna Człowieczego”. Ilekroć więc spotykamy się z żywym Słowem o Mesjaszu Jezusie, winniśmy z zadziwieniem widzieć niebo otwarte miłością Nauczyciela, poprzez które aniołowie potwierdzają Jego boskość.

Spotkanie ze Słowem jest spotkaniem z samym Jezusem, który właśnie w Słowie pokazuje, że nas doskonale zna: nasze problemy, radości, rozterki, nadzieje. Tak, jak znał Natanaela.

Patrząc na siebie wiem, że w Słowie odnajduję życie. Moje życie. Ale też życie Kogoś, kto oddał je za mnie. Odnajduję również oddech życia wiecznego, na które czekam i które czeka na mnie. Tam już bezpośrednio będę wpatrywał się w otoczonego chórami aniołów mojego Zbawcę.


wtorek, 28 września 2010

Yerushalayim


          Gdy zbliżały się dni Jego odejścia, postanowił i On udać się do Jeruzalem. Przed sobą wysłał gońców. Podążyli przodem i weszli do jakiejś wsi samarytańskiej, aby Mu tam przygotować. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ szedł w kierunku Jeruzalem. Jakub i Jan, którzy tego doświadczyli, rzekli: "Panie, chcesz, abyśmy rozkazali, by ogień spadł z nieba i strawił ich?" Odwróciwszy się do nich, upomniał ich. Poszli do innej wsi (Łk 9,51-62)

 

Jezus zmierza do Jerozolimy, tj. zbliża się do miejsca swojej śmierci. Jakby wychodził naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Jest to też Jego decyzja (postanowił). Już w tej drodze doświadcza przedsmaku swojego krzyża. Zostaje odrzucony z jakiejś wsi (bezimiennej; a więc może to być też miejsce w którym my żyjemy). Czyli jest niechciany, niemile widziany, niepotrzebny, kłopotliwy.

Uczniowie Chrystusa reagują raptownie. Dwaj bracia, Jakub i Jan, chcą przekląć miejsce. Jakby nie słuchali nauczania Jezusa odnośnie nie szukania prawa odwetu oraz ojcowskiego miłosierdzia Boga.

Nasze życie jest również zmierzaniem ku śmierci. Jak mówił Heidegger, jesteśmy „bytami ku śmierci”. Możemy szamotać się z tą myślą, oddalać ją, zagłuszać. Ale możemy też godnie przejść przez życie, jak Chrystus. Czyniąc dobro, nie chcąc zemsty za doznane przykrości, kochając. To najlepszy sposób na przejście z Jerozolimy naszego przemijania i cierpienia do wiecznego, niebieskiego Jeruzalem.


poniedziałek, 27 września 2010

Miniaturyzacja ku wielkości


         Powstała w nich myśl, który z nich będzie większy. Ponieważ Jezus znał tę myśl w ich sercu, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł im: "Kto przyjmie takie dziecko ze względu na moje imię, mnie przyjmuje; a kto mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który mnie posłał. Kto jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki" (Łk 9,46-48)

 

Myślenie o osiągnięciu wielkości jest obsesją wielu współczesnych ludzi. Być lepszym od innych, poczuć się choć przez moment na szczycie. U niektórych ludzi takie dążenia stają się wręcz chorobą, która stopniowo rozwija się, czyni pustki w organizmie, zakaża otoczenie a w końcu prowadzi do śmierci. Co gorsza, jest uzależnieniem. Nieprzeparta chęć dominowania nad innymi wzrasta, wkorzenia się w serce, pozbawia widzenia czegokolwiek poza tą chęcią dominacji.

Znając te wszystkie zagrożenia dla człowieka, Chrystus stawia przed swoimi naśladowcami inny program życia: postawę dziecka. Przyjmować innych bez szukania swoich interesów jest jednoczesnym odnajdywaniem Boga. Potrzeba do tego pokory. Uznania, iż choćby posiadło się wszelką wielkość w pojęciu świata, ale bez autentycznej miłości bliźniego – jest się niczym. Jest się pustobrzmiącym cymbałem. Wielcy w oczach Bożych są ci, którzy potrafią uniżyć się do służby innemu człowiekowi. W imię Jezusa – Sługi. Tylko służąc w miłości stajemy się na jego wzór. I wtedy wzrasta w nas dziecięctwo Boże.


niedziela, 26 września 2010

A między nami...


         Był pewien człowiek bogaty. Ubierał się w purpurę i cienki len. Każdego dnia wiódł życie wesołe i wystawne. A przy jego bramie leżał pewien żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął nasycić swój głód odpadkami ze stołu tego bogacza, lecz tylko psy przychodziły i lizały jego rany. No i wreszcie umarł ten żebrak. Aniołowie przenieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i pogrzebano go. Będąc na mękach w otchłani, podniósł swoje oczy i zobaczył daleko Abrahama i Łazarza na jego łonie. Zawołał wtedy: "Ojcze Abrahamie, zlituj się nade mną. Wyślij Łazarza, żeby zanurzył w wodzie czubek swojego palca i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Abraham odpowiedział: "Przypomnij sobie, synu, że za swojego życia odebrałeś to, co dobre, a Łazarz w takim samym stopniu to, co przykre. Teraz natomiast on tutaj doznaje pociechy, a ty cierpisz. A poza tym wszystkim między nami i wami umieszczona jest na stałe ogromna czeluść, aby chcący przejść stąd do was nie mogli i aby też stamtąd do nas nie przedostali się" (Łk 16,19-26)

 

Dwie całkowicie odrębne rzeczywistości, ziemska i ta pośmiertna. I całkowicie odwrócony porządek: to, co według świata stanowi wartość, po śmierci jest niczym. To, co jest beztroskim weselem na ziemi jest ryzykiem utraty życia wiecznego. Natomiast ziemskie udręki są niejako kluczem do nieba. To nie jest tania pociecha. Tak bowiem realizuje się sprawiedliwość Boża.

Opowieść Jezusa nie potępia posiadania bogactwa, lecz potępia nieumiejętność jej właściwego wykorzystania. Właściwego, tzn. z uwzględnieniem innego człowieka. bogactwo (wszystko jedno, jakiego rodzaju ono jest) skutecznie potrafi przesłonić innych. Rodzi obojętność, zimno, pogardę. Ewangelia sugeruje, że bogacz musiał jednak znać ubogiego Łazarza. Być może nawet przeganiał go sprzed swojej bramy, by nie psuł jego dobrej zabawy. Bogactwo bowiem sprawia, iż innych uważa się za życiowych nieudaczników.

Takie ziemskie zachowanie buduje już tu, na ziemi, otchłań; czeluść między ludźmi jaka na stałe będzie istniała po śmierci. To nie jest otchłań zbudowana przez Boga, lecz przez człowieka prowadzącego beztroskie życie bez miłości bliźniego.

Trzeba nam tak bardzo modlić się o oczy widzące oraz serce czujące, by nie dopadła nas pustka, przeradzająca się po śmierci w nieprzebytą otchłań osamotnienia.


sobota, 25 września 2010

Jego, czy moje?


        Gdy wszyscy byli pełni podziwu dla wszystkiego, co czynił, powiedział do swoich uczniów: "Przyjmijcie uważnie te oto słowa: Syn Człowieczy odda się w ręce ludzi". Oni nie rozumieli tej wypowiedzi; była dla nich zasłonięta, tak że jej nie pojęli, lecz bali się Go zapytać o tę rzecz (Łk 9,43b-45)

 

Nie pierwszy raz Jezus przepowiada swoją mękę i śmierć. Zapewne przezywa te chwile jeszcze przed zaistniałą sytuacją. Wie, że Jego ziemskie życie zmierza ku Golgocie. Czuje gorzki smak bólu, który otrzyma z rąk ludzi. Lecz te słowa o męce są też słowami mającymi przygotować uczniów na chwilę odejścia Mistrza.

Nie chcieli oni nawet dopuścić myśli o smutnym końcu ich Nauczyciela. Bo w głębi liczyli na to, że kolejny raz wywinie się od zasadzek prześladowców. Ma w sobie przecież potężną moc od Boga. To przesłania im rozumienie słów Jezusa. Nie pojmują, jak to możliwe, iż wszechmocny Mesjasz ma cierpieć i haniebnie zginąć na krzyżu.

Na drodze wiary również my nie pojmujemy wszystkiego, co się wydarza. Może dlatego, że patrzymy zbyt po ludzku na sprawy Boże? Może nie potrafimy albo nie chcemy spojrzeć inaczej; głębiej. Bo wtedy można ujrzeć wszystko inaczej. A nam tak wygodnie tkwić w tym, co sami sobie wymyśliliśmy dla siebie.

Czasem jednak trzeba wreszcie porzucić siebie i zacząć wpatrywać się w Niego. Słuchać nie siebie, lecz Słowa. Dopiero kiedy to uczynisz, zaczyna się prawdziwa droga wiary.


piątek, 24 września 2010

Tożsamy


         Gdy kiedyś modlił się sam i byli przy Nim uczniowie, zapytał ich: "Co ludzie o mnie mówią? Kim jestem?" Oni na to odpowiedzieli: "Janem Chrzcicielem, a inni, że Eliaszem, a jeszcze inni, że wstał któryś z dawnych proroków". Zapytał ich: "A wy co mówicie? Kim jestem?" Piotr odpowiedział: "Mesjaszem Bożym". On upomniał ich i nakazał, aby nikomu o tym nie mówili, bo powiedział, że trzeba, aby Syn Człowieczy doświadczył wielu cierpień, aby doznał odrzucenia ze strony starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie, aby przyjął śmierć i aby trzeciego dnia zmartwychwstał (Łk 9,18-22)

 

Modlitwa pomaga odkryć własną, prawdziwą tożsamość. Jezus po osobistej modlitwie objawia stopniowo, delikatnie swoją osobę. Pokazuje, że wie o swojej misji. Ma świadomość tego, kim jest.

Odkrycie więc własnego znaczenia w oczach Boga, odnalezienie sensu swojego życia dokonuje się nie inaczej, jak tylko poprzez głębokie relacje ze Stwórcą. Modląc się, zbliżamy się nie tylko do Ojca, odczuwamy Jego miłość, lecz również poznajemy samych siebie. Wtedy nie jest ważne, za kogo ludzie nas uważają; kim chcieliby nas widzieć. Bo wtedy rodzi się pokusa dostosowywanie do ich widzenia, z jednoczesnym udawaniem i tłumieniem swojej prawdziwej tożsamości. Istotne jest to, kim naprawdę jesteśmy w swoim sercu.

Jako chrześcijanie odnajdujemy swoją tożsamość w Jezusie. On nie zabiera nam tego, kim jesteśmy – ale pozwala odkryć swoją wartość. Wzmacnia nas, byśmy potrafili być sobą. Do końca. W radości i w bólu codzienności. Tak, jak On był wierny do śmierci Ojcu, sobie, wyznawanym wartościom, człowiekowi. Tylko w taki sposób można zmartwychwstawać do nowego życia.


czwartek, 23 września 2010

Sumienie na misie


        Meldunek o tych wszystkich wydarzeniach otrzymał tetrarcha Herod i był zaniepokojony, bo niektórzy mówili, że Jan powstał z martwych, niektórzy, że Eliasz się pojawił, a niektórzy, że wstał któryś z dawnych proroków. Herod powiedział: "Janowi Ja ściąłem głowę. Więc kim jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?" I pragnął Go zobaczyć (Łk 9,7-9)

 

Herod był zaniepokojony, gdyż dręczyły go wyrzuty sumienia. Wiedział, że ścięcie Jana Chrzciciela było czynem pozbawionym wszelkich podstaw. Spowodowane było polityczną rozgrywką, niechęcią jego konkubiny do Jana a w bezpośrednim odniesieniu wynikiem kaprysu tańczącej małolaty. Herod był zaniepokojony faktem, że być może Jan Chrzciciel, który bez wątpienia był wielkim prorokiem – powstał z martwych i będzie szukał odwetu za swoją śmierć. Tetrarcha drżał więc wewnątrz siebie ze strachu. Próbuje uspokajać swoje sumienie, przekonywać sam siebie, iż to niemożliwe. Był świadkiem śmierci Jana, widział jego ściętą głowę na misie.

Wielu ludzi niejako odruchowo odczuwa niechęć do Chrystusa, religii, Kościoła. Wrogo reagują na wszelkie sprawy związane z Bogiem. Jest to wynikiem tego, że są zaniepokojeni obecnością Boga, który znajduje się tuż obok nich. Stanowi zagrożenie, bo w Jego obliczu trzeba stanąć w prawdzie o sobie. A to nie zawsze jest przyjemne. Wobec Stwórcy sumienie wyrzuca to, co uczyniliśmy złego innym.

Jezus, Bóg – Człowiek, wzbudził sumienie Heroda jeszcze wtedy, gdy ten Go nie poznał. Nasze przebywanie w bliskości Jezusa ma kształtować nasze sumienia. Nie po to, by niepokoiło nas, lecz by mobilizowało do budowania szczerych, głębokich relacji z innymi.


środa, 22 września 2010

Studia medyczne w drodze


     Zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi demonami i chorobami, żeby z nich leczyli, i wysłał ich, aby nieśli wiadomość o królestwie Bożym i aby uzdrawiali chorych. Powiedział im: "Niczego nie bierzcie na drogę: ani laski, ani torby, ani chleba, ani srebra, i żebyście nie mieli na sobie dwóch sukien. Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, tam się zatrzymujcie i stamtąd wychodźcie. Jeśli jacyś nie przyjmą was, odchodząc z owego miasta, strząsajcie pył ze swoich stóp jako świadectwo przeciw nim". Wybrali się zatem i chodzili po wsiach, głosząc wszędzie ewangelię i uzdrawiając (Łk 9,1-6)

 

Misja uczniów Jezusa niesie w sobie charakter uzdrowicielski. Może właśnie światu potrzeba takich autentycznych świadków; szaleńców Bożej miłości, by chore mechanizmy tego świata mogły zyskać uzdrowienie? Owo bezgraniczne zaufanie prowadzeniu Boga, zostawienie wszystkiego ze względu na Królestwo, jest najpiękniejszą formą głoszenia Ewangelii. Nie słowa, lecz postawa życiowa ukazuje to, w co się wierzy i za czym się w życiu podąża.

Dla wątpiących jest to wyraźny znak, że możliwe jest życie oddane Bogu. Nawet w świecie, który chce Go usunąć ze swojej moralności, któremu wielokrotnie Bóg zawadza. Dlatego misja chrześcijan jest tak ważna dla świata. Bo autentyczni świadkowie wiary w imię Chrystusa przynoszą uzdrowienie. Relacji między ludźmi i tymi ze Stwórcą również.

Nasza misja więc to nie tylko wyraz miłości do Ojca, lecz również do naszych braci. Także ze względu na ich dobro nie można ustawać w niesieniu im propozycji uzdrowienia.


wtorek, 21 września 2010

Wybieraj


      Odchodząc stamtąd zobaczył Jezus człowieka, imieniem Mateusz, siedzącego przy cle. Powiedział mu: "Chodź ze mną". On wstał i poszedł z Nim. Kiedy był w domu przy stole, przyszło wielu poborców i innych grzeszników i zajęli miejsce przy Jezusie i Jego uczniach. Faryzeusze zobaczywszy [to], mówili do Jego uczniów: "Dlaczego wasz nauczyciel je z poborcami i grzesznikami?". Gdy On [to] usłyszał, powiedział: "Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz źle się czujący. Idźcie i nauczcie się, co znaczy: "Miłosierdzia chcę, nie ofiary". Bo przyszedłem wezwać nie sprawiedliwych, lecz grzeszników" (Mt 9,9-13)

 

Wielokrotnie faryzeusze, jako stróże wszelkiego porządku religijnego Izraela, oburzali się faktem, iż Jezus zadaje się z ludźmi, którzy uważani byli przez nich za grzeszników. Część z nich rzeczywiście grzeszyła. Jezus nie neguje tego faktu i również tego, iż potrzeba im zwrócenia się ku Bogu. Natomiast sprzeciwia się stanowczo relacjom, jakie mieli faryzeusze w stosunku do tych zagubionych ludzi. Izolowali się od nich, separowali, odsuwali na margines życia społecznego. Po prostu – gardzili nimi. W ten sposób chcieli pokazać swoją wyższość nad nimi.

Chrystus wie, iż często tkwienie w grzechu spowodowane jest tym, że obok grzesznika nie ma kogoś, kto wyciągnąłby do niego pomocną dłoń i pomógł wydźwignąć się z problemów. Uczniowie Jezusowi w imię Boga mają nieść innym Dobrą Nowinę; wieść o Bogu, który jest miłosierny w swojej przebaczającej miłości. Który przyszedł na ziemię i oddał swoje życie za nasze przewinienia.

Zdumiewająca jest miłość Boga, który nie odrzuca nikogo ze swojego planu zbawienia ludzkości. To zaproszenie. Można więc je przyjąć (wstać i pójść za Chrystusem, jak to uczynił celnik Mateusz) lub odrzucić. Jako osoby wolne, mamy również możliwość wolnego wyboru.


poniedziałek, 20 września 2010

Halogen


      Nikt, gdy zapali lampę, nie zasłania jej naczyniem ani nie umieszcza pod łóżkiem, lecz na świecznika ją stawia, aby wchodzący widzieli światło. Nie ma niczego tak ukrytego, co by nie stało się jawne, ani tak tajnego, co by nie stało się dostępne poznaniu i nie wyszło na jaw. Uważajcie, jak słuchacie. Bo kto przyjmuje, temu jeszcze dadzą; a kto nie przyjmuje, nawet co ma, zabiorą mu" (Łk 8,16-18)

 

Podstawowym zadaniem lampy jest oświetlanie jakiegoś miejsca. Nawet, gdy pełni funkcję dekoracji, jej budowa jest przystosowana do tego zadania. Rzec można, w istocie lampy jest świecenie.

Dlatego nielogiczne jest zasłanianie jej czymś; skrywanie jej światła. W czasach Jezusa małe, gliniane kaganki oświetlały mieszkania. Ich przykrycie powodowało zgaśnięcie. Wtedy taka lampka stawała się bezużyteczna, aż do następnego jej zapalenia.

Obraz ten przytacza Chrystus chcąc pokazać, jak ważne jest autentyczne świadectwo Ewangelii dawane przez uczniów. Światłem, które mają nieść swoim życiem dla innych jest Jego Słowo. To Słowo oświeca człowieka, sprawia iż wie, dokąd ma iść. Światło rozprasza ciemności. Słowo więc (światło Jezusa) oddala od nas królestwo ciemności, a więc szatańskie pomieszanie w ludzkim sercu.

Jeżeli uczniowie nie będą nieść swoją codziennością światła nauczania Mistrza, nie staną się świadkami wobec świata, który spragniony oczekuje Dobrej Nowiny. Życie, w którym nie odbija się blask słów oraz czynów Jezusa, staje się bezużyteczne. Zupełnie, jak wygasła lampa. „Uważajcie, jak słuchacie!”.

Mamy więc świecić przed światem blaskiem Chrystusowego Słowa wcielonego w praktykę codziennego życie. Oby tak było. Bo inaczej, dając fałszywe świadectwo, możemy świecić przed światem tylko oczami. Ze wstydu.

 

niedziela, 19 września 2010

Celownik: komu? czemu?


       Wierny w najdrobniejszym i w wielkim jest wierny, a w najdrobniejszym nieuczciwy i w wielkim jest nieuczciwy. Jeżeli zatem nie okażecie się wierni w związanej z nieuczciwością mamonie, kto wam powierzy to, co związane jest z prawdą? Jeżeli z cudzym nie okażecie się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może służyć dwom panom, bo jednym gardzić będzie, a drugiego lubić; o jednego dbał będzie, a drugiego zlekceważy. Nie możecie służyć Bogu i mamonie" (Łk 16,10-13)

 

Bycie wiernym, to wyraz szacunku dawanego wyznawanym prawdom. To też wytrwałość w tym, co się sobie bądź komuś wcześniej przyrzekło. Jest to więc rzeczywistość niezwykle dynamiczna, niosąca ze sobą weryfikację każdego nowego dnia.

Jezus wskazuje, że wszelka; nawet najmniejsza, dwulicowość w zakresie służby Bogu jest wyrazem niewierności. Nie można służyć Bogu i mamonie (tj. temu, co świat uważa za bogactwo). Bo te służby wzajemnie się wykluczają. W mamonie nie ma nic z Boga i w Bogu nie ma nic z mamony.

W świecie pełnym zdrad, oszustw oraz niewierności, wierność wydaje się czymś archaicznym i nieopłacalnym. Lecz Ewangelia nie patrzy na to, co łatwe i modne, lecz na to, co służy człowiekowi. Wierność wpisana w ludzkie serce w oczach Boga ma wielką wartość. Być wiernym – to służyć uczciwie Bogu. Służyć mamonie – to egoistycznie służyć sobie, a więc zaprzeczać Bogu, który jest Miłością.


sobota, 18 września 2010

Słuchać by usłyszeć


        Gdy zebrała się wielka rzesza i jeszcze dochodzili do niej z każdego miasta, przemówił w przypowieści: "Wyszedł siewca, aby zasiać swoje ziarno. Kiedy siał, jedno padło przy drodze i zostało podeptane, a ptactwo z przestworzy wyjadło je. Inne padło na skałę, lecz gdy wzeszło, zaraz uschło z braku wilgoci. Inne znowu padło wśród ostów. Osty rozrosły się i zagłuszyły je. Jeszcze inne padło na ziemię dobrą i gdy wzeszło, wydało plon stokrotny". To mówiąc, wołał: "Kto ma uszy do słuchania, niech słucha". Jego uczniowie pytali Go, co ma znaczyć ta przypowieść. On rzekł: "Wam dane jest poznać tajemnice królestwa Bożego, a innym - w przypowieściach, aby patrząc nie zobaczyli, a słuchając nie pojęli. Ta przypowieść znaczy to: Ziarnem jest słowo Boga. Tymi przy drodze są ci, którzy usłyszeli, lecz potem przychodzi diabeł i wyrywa słowo z ich serc, aby, jeśliby uwierzyli, nie zostali zbawieni. A tymi na skale ci, którzy, gdy tylko usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz brak im korzenia. Do czasu wierzą, a w porze próby odstępują. Tym, które padło między osty, są tacy, którzy usłyszeli, lecz ponieważ idą za różnymi pożądaniami, za bogactwem, za przyjemnościami życia, duszą się i nie wydają dojrzałego plonu. A tym w dobrej ziemi są tacy, którzy, gdy usłyszeli, przyjmują słowo w sercu dobrym i szlachetnym i wytrwale wydają owoc (Łk 8,4-15)

 

Przypowieść to opowiadanie mające zmusić słuchacza do refleksji. Posiada więc w sobie konkretne przesłanie, które należy odkrywać. Zakłada więc pewien wysiłek myślowy. Zwłaszcza, że przypowieść często posługuje się metaforą.

Nauka Jezusa jest jasna dla Jego słuchaczy. Aby nie było nieporozumień dodatkowo tłumaczy ją, naprowadza na właściwy tok rozumienia. Tak, by nie było żadnych wątpliwości, o czym naucza.

Cztery różne postawy w relacji do zasłyszanego Słowa. Cztery reakcje po usłyszeniu orędzia zbawienia. Widać, że samo automatyczne słuchanie nie wystarczy, by uwidoczniła się moc Słowa. Potrzeba słuchać Boga bardziej niż kogokolwiek innego.

W życiu człowieka wierzącego również może się zdarzyć złe słuchanie słowa Bożego. Bez gotowości odpowiedzi na Jego zaproszenie i wezwanie. Zdarzyć się może niestałość wynikła z rozmaitych pokus albo lenistwo czy opieszałość w stosunku do Słowa.

Uważne słuchanie to słuchanie ze zrozumieniem, intencją wcielenia w codzienne życie, wytrwałe dążenie do realizacji w sobie Ewangelii. Ludzie tak słuchający Boga przynoszą trwałe owoce wyższych wartości duchowych.

Nie bez przyczyny pierwszym przykazaniem ludu wybranego jest zaproszenie – wskazanie – rada: Shema Israel: Słuchaj Izraelu! To zaproszenie dla każdego z nas, którzy na mocy chrztu św. jesteśmy ludem wybranym, Izraelem.


piątek, 17 września 2010

Sponsorki


        A potem i On obchodził miasta i wsie, nauczał publicznie i rozgłaszał wiadomość o królestwie Boga. Przy Nim było Dwunastu, a także niektóre wyleczone ze złych duchów i z chorób kobiety: Maria, nazywana Magdaleną, z której wyszło siedmiu demonów, Joanna, żona Chuzy, Herodowego zarządcy, Zuzanna i wiele innych. Troszczyły się one o nich ze swoich zasobów (Łk 8,1-3)

 

Jezus przekracza wszelkie bariery podziału budowane przez ludzi. Czy jest rewolucjonistą? W pewnym sensie tak. Nie walczy jednak o jakieś swoje idee, lecz chodzi Jemu tylko o to, by przywrócić normalność ludzkiego życia. Czyli życie bez sztucznych podziałów, granic, schematów.

We wzorcu społecznym Żydów było nie do pomyślenia, żeby kobiety stawały się uczniami ówczesnych wędrownych nauczycieli duchowych. Miały bowiem swoje konkretne miejsce w kulturze: jako matki i strażniczki domowej harmonii. Nie do pomyślenia było, żeby z ich datków utrzymywali się mężczyźni. Z pewnością więc wybór kobiet do grona uczniów, budził nie tylko zgorszenie, kontrowersje i skandale, ale ostry sprzeciw.

Owa bezinteresowna pomoc kobiet była ich reakcją oraz formą wdzięczności za wielkie rzeczy, jakich doświadczyły z ręki Jezusa. Jezus przyjmuje ją jako miłosną odpowiedź na Jego miłość. Dlatego wykracza poza utarte schematy kulturowe. W ten sposób ukazuje też formę istnienia Jego wspólnoty, w której każdy, bez względu na płeć czy pochodzenie może odnaleźć swoje miejsce. Służba Bogu nie jest zarezerwowana dla niektórych. Jest zaproszeniem dla wszystkich. 

Mogą ją podjąć ci, którzy potrafią służyć całym sobą Bogu; swoimi zasobami, czasem, poświęceniem. Po prostu – całym życiem. Inaczej tylko udajesz, że jesteś wierzącym.


czwartek, 16 września 2010

Poprzez łzy


      Prosił Go któryś z faryzeuszów, aby zechciał zjeść u niego obiad. Wszedł więc do domu tego faryzeusza i zajął miejsce przy stole. A oto kobieta, która w tym mieście znana była z grzechów, dowiedziała się, że je w domu faryzeusza. Przyniosła alabastrowy flakonik olejku, podeszła od tyłu do Jego stóp i płacząc zaczęła łzami zraszać Jego stopy. Włosami swej głowy wycierała i całowała Jego stopy i namaszczała olejkiem. Kiedy to zobaczył faryzeusz - ten, który Go zaprosił - myślał sobie: "Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, kim jest i co to za kobieta, która się Go dotyka; że to grzesznica!!!" (Łk 7,36-39)        

 

Odwaga kobiety zadziwia. Doskonale wiedziała, że przekracza wszelkie dozwolone przez tradycje zwyczaje. Wdziera się do domu faryzeusza wiedząc, że wszyscy ją znają jako grzesznicę. Przeszkadza w obiedzie. Ośmiela się dotknąć nieznanego Rabbiego z Nazaretu, w dodatku robiąc spektakl z płaczem i całowaniem nóg w tle.

Co pchnęło tę kobietę do takiego poświęcenia oraz ryzyka? Może miała już dość swojego życia i postawiła wszystko na jedną kartę? Może na siłę szukała u kogoś ratunku? Pragnęła choć raz być przez kogoś potraktowana nie jak wyrzutek, lecz człowiek?

Faryzeusz nadal widział w niej tylko godnego pożałowania grzesznika. Jezus dostrzegł determinację kobiety, której podłożem była wiara i miłość. Ta zawsze zawiera w sobie ryzyko. Chrystus dostrzega zawsze potrzebę miłości człowieka. Jednocześnie napełnia swoją ogromną miłością, która odpuszcza grzechy i przywraca do nowego, godnego życia. To nie jest miłość, która oskarża o cokolwiek, lecz taka, która wybacza. Któż z nas nie pragnie takiej właśnie miłości?

Ona czeka na każdego z nas. Wystarczy zobaczyć swoją pustkę serca, upaść do stóp Jezusa i zapłakać nad sobą. Prawdziwa miłość do Boga to taka, która potrafi również zapłakać nad sobą.


środa, 15 września 2010

Wziąć Ją do siebie


        Przy krzyżu Jezusa stała matka Jego oraz siostra matki Jego, Maria, [żona] Kleofasa, i Maria Magdalena. Gdy Jezus zobaczył matkę i stojącego obok ucznia, którego lubił, rzekł do matki: "Niewiasto, oto syn twój". Z kolei rzekł do ucznia: "Oto twoja matka". Od tego więc czasu uczeń wziął ją do siebie (J 19,25-27)

 

Jezus jest zatroskany o swoją matkę. W momencie, kiedy umierał dobiegała pięćdziesiątki, była wdową a On był jedynakiem. Jej sytuacja społeczna była więc tragiczna. Jako kobieta praktycznie nie mogłaby utrzymać się sama. Dlatego opiekę nad nią powierza umiłowanemu uczniowi, Janowi.

Lecz wpierw – poleca swojego ucznia opiece matki. A wraz z tym, w swoim duchowym testamencie: całą wspólnotę uczniów, cały Kościół oraz każdego wierzącego.

Matka. Z tym słowem wiąże się ciepło, oddanie, opieka, troska. I taka właśnie jest Maryja, nasza Opiekunka i Wspomożycielka.

Każdy z nas pod krzyżem został ofiarowany pod opiekę Maryi. Jednak trzeba również zaprosić Ją do siebie; wziąć Ją do siebie. Biorąc Maryję za przewodniczkę, z pewnością przybliżysz się do Zbawiciela.


wtorek, 14 września 2010

Krzyżowiec


        Nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba zstąpił: oprócz Syna Człowieczego. A jak Mojżesz na pustyni umieścił wysoko węża, tak trzeba, aby Syn Człowieczy został umieszczony wysoko, aby każdy wierzący w Niego otrzymał życie wieczne. Bo tak Bóg umiłował świat, że Syna jednorodzonego wydał, aby każdy wierzący w Niego nie zginął, lecz otrzymał życie wieczne. I nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził ten świat, lecz aby świat dzięki Niemu został zbawiony (J 3,13-17)

 

Jezus wprost wyjaśnia Nikodemowi centralny sens swojej zbawczej misji. Obraz wywyższenia Mesjasza to prorocki znak oraz zapowiedź krzyżowej śmierci Chrystusa, poprzez którą przychodzi życie wieczne. Niezrozumiała miłość Boga, który z miłości do każdego z nas pozwolił na śmierć swojego jedynego Syna. I nie szuka odwetu, że to z naszych rąk zginął. Przeciwnie; kto przyjmie do serca tę prawdę zanurzy się w zbawieniu. Czyli: wstąpi do nieba wraz ze swoim Zbawicielem. Tak realizuje się obietnica Pierwszego Testamentu – lecz teraz nie trzeba patrzeć na węża, ale na znak naszego zbawienia: Jezusa Chrystusa, Jego Krzyż, Jego Ewangelię.

Nie trzeba walczyć krzyżem. Nie trzeba walczyć o krzyż. Trzeba go kochać i szanować. Oraz wpatrywać się w ten znak, nie jako znak walki, lecz przeogromnej, pokornej miłości Ojca do każdego bez wyjątku człowieka. Bo krzyż to nie znak sądu, lecz zbawienia.


poniedziałek, 13 września 2010

Rozkaz


        Gdy skończył wszystkie swoje nauki, wygłaszane dla przyjęcia przez lud, wszedł do Kafarnaum. Sługa pewnego centuriona, bardzo mu drogi, był w ciężkim stanie i miał już umrzeć. Kiedy [ten centurion] usłyszał o Jezusie, posłał do Niego starszyznę izraelską z prośbą, aby przyszedł i uratował jego sługę. Posłani przybyli do Jezusa i prosili Go żarliwie, mówiąc: "Zasłużył sobie, abyś mu to wyświadczył. Kocha nasz naród i sam zbudował nam synagogę". Jezus udał się z nimi. Gdy był już niedaleko domu, centurion przysłał przyjaciół, aby Mu powiedzieli: "Panie, nie trudź się, bo nie jestem na tyle wielki, abyś wszedł pod mój dach. I dlatego również nie uznałem się za godnego, żeby przyjść do Ciebie osobiście. Rozkaż tylko słowem i niech mój chłopak stanie się zdrowy. Przecież i ja jestem człowiekiem umieszczonym pod władzą i mającym pod sobą żołnierzy. Temu rozkazuję: "Odmaszerować", i odchodzi; innemu: "Przystąp", i przybliża się; a swojemu słudze: "Zrób to", i robi". Gdy Jezus to usłyszał, wyraził mu swoje uznanie i zwróciwszy się do towarzyszącego sobie tłumu, powiedział: "Mówię wam, takiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu". Kiedy posłani wrócili do domu, znaleźli sługę zdrowego (Łk 7,1-10)

 

Wiara centuriona była w jakiś sposób osadzona na wierze Izraela. Służąc w wojsku okupanta rzymskiego, poznał oraz przybliżył się do religijnych idei judaizmu. Dla Żydów był jak poganin, lecz doceniali jego wkład w ich interesy. Jednak nie traktowali go jako jednego ze swoich. Stąd jakby nie widzą jego wiary, tylko jakieś elementy dobra istniejące w centurionie.

Chrystus dostrzega wielką wiarę żołnierza. Autentyczną, osobistą – opartą na jego osobowości. Wpisał ją w swoją codzienność. Świadczy o tym jego styl rozmowy z Jezusem. Pełen wojskowego konkretu, a zarazem pokory. Uznaje wielkość mesjańską Rabbiego z Nazaretu.

Jakże ważne jest, by i nasza wiara, nasza modlitwa nie była szeregiem wyuczonych gestów oraz słów, lecz była autentycznie wyrażana naszym życiem. Nie musimy udawać przed Bogiem innych niż jesteśmy. On pragnie nas takimi, jakimi jesteśmy.

Odnalezienie w sobie autentycznej wiary nie tylko jest dla innych pomocą, lecz uzdrowieniem. Jej świadectwo uzdrawia i nas, i tych, co obok nas. Autentyczna wiara to taka, która jest wpisana doskonale w nasze codzienne życie.


niedziela, 12 września 2010

Poczuć się zagubionym by zostać znalezionym


         Przychodzili do Niego wszyscy poborcy opłat i grzesznicy, aby Go słuchać. Szemrali na to faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: "On przyjmuje grzeszników i jada z nimi". Wtedy opowiedział im taką przypowieść: "Czy jeśli ktoś z was ma sto owiec i jedną z nich zgubi, nie zostawi na pustyni dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie pójdzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A kiedy znajdzie, bierze z radością na swoje ramiona 6 i po powrocie do domu zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem tę swoją zgubioną owcę". Zapewniam was, że taka radość będzie w niebie z powodu jednego grzesznika, gdy się nawraca, i to bardziej niż z powodu dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie czują potrzeby nawrócenia. Albo czy któraś kobieta, gdy mając dziesięć drachm, zgubi jedną, nie zapala lampy, nie wymiata domu i nie szuka dokładnie, aż znajdzie? Kiedy znajdzie, zwołuje przyjaciółki i sąsiadki mówiąc: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam". Taka radość, zapewniam was, pojawia się u aniołów Boga z powodu jednego grzesznika, gdy się nawraca" (Łk 15,1-10)

 

Z jednej strony poborcy opłat oraz grzesznicy, z drugiej faryzeusze oraz uczeni w Piśmie. A pomiędzy Jezus. Tak samo pragnący wolności płynącej z nawrócenia dla jednych, jak i drugich. Tak naprawdę obydwie grupy ludzi potrzebują łaski nawrócenia serca. Grzesznicy od swoich licznych przewinień, faryzeusze od zadufania w sobie, hipokryzji, obłudy i egoizmu. Nie można porównywać, które grzechy są cięższe, bowiem każdy grzech zabiera szczęście oraz stanowi podwaliny mnóstwa późniejszych problemów w relacji do Boga, innych i siebie samego również.

W kochającym sercu Ojca gości radość z nawrócenia grzesznika. Bo pragnie szczęścia dla swoich dzieci. Szuka ich na rubieżach świata, zaprasza, zachęca na różne sposoby do przyjęcia darmowej łaski wybawienia od zła. Nikt nie jest Mu obojętny. Każdy (ty również!) jest jak jedyna owca warta żmudnych poszukiwań, czy jak zagubiona drachma której znalezienie jest warte ucztowania.

Kiedy stajemy w prawdzie o sobie, nie możemy nie czuć się grzesznikami. Ale jednocześnie nie możemy też nie odczuwać miłosiernej miłości Ojca, który z największego naszego upadku może i chce wyprowadzić nas ku weselu wspólnego ucztowania. Jednak w dużej mierze to zależy też od nas. Bóg wychodzi jako pierwszy naprzeciw człowieka. Lecz i człowiek musi chcieć wyjść z grzechu, by paść w kochające ramiona Miłości.


sobota, 11 września 2010

Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom...


       Nie jest dobre drzewo, które wydaje zagrzybiony owoc, i podobnie nie jest zagrzybione drzewo, które wydaje owoc dobry. Każde drzewo poznaje się po jego własnym owocu. Przecież z cierni fig nie zbierają ani nie zrywają winogron z jakiegoś kolczastego krzaka. Dobry człowiek wydaje z dobrego składu [swojego] serca dobro, a zepsuty wydaje z zepsutego zepsucie. Bo przecież jego usta wydają słowa z tego, co wypełnia serce. Dlaczego wołacie do mnie: "Panie, Panie", a nie wykonujecie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo jest podobny każdy, kto przychodzi do mnie i słucha moich słów. Podobny jest do człowieka budującego dom. Wykopał fundament, pogłębił i położył na skale. Gdy przyszła powódź, przedarła się rzeka do owego domu, lecz nie zdołała go poruszyć, bo on dobrze został zbudowany. A kto usłyszał i nie wykonał, podobny jest do takiego człowieka, który dom postawił na ziemi, bez fundamentów. Rzeka przedarła się do niego i prędko się zawalił. Ruina tego domu stała się wielka" (Łk 6,43-49)

 

Po owocach można poznać drzewo. Owoce dobra czynione przez uczniów Jezusowych mają być ich znakiem rozpoznawczym w świecie. Nie słowne deklaracje i wielkie uniesienia, lecz tylko sukcesywne uprawianie ziemi własnego serca przyniesie owoce strawne dla innych. A ziemię tę użyźnia Słowo.   

Chrystus w ewangelii nazwał się krzewem winnym z którego wyrastają latorośle. On stał się kamieniem węgielnym odrzuconym przez budujących. Czyli fundamentem. Dla uczniów Jezusa to oczywiste, iż ich życie musi być budowane tylko na Ewangelii swojego Mistrza. Tylko w ten sposób żadna; nawet najstraszliwsza burza nie zniszczy domu ich serca.

Nauka jasna. Człowiek ze swej skażonej grzechem natury jest słaby. „Beze Mnie nic uczynić nie możecie” (J 15,5). Bo jedynie dobry jest Bóg, źródło wszelkiego dobra. Będąc blisko Niego uczymy się być dobrymi.


piątek, 10 września 2010

Belką w oko


       I opowiedział im przypowieść: "Nie może ślepy prowadzić ślepego. Czyż obaj nie wpadną do dołu? Uczeń nie jest ponad nauczycielem; każdy natomiast, kto się wydoskonali, będzie jak jego nauczyciel. Dlaczego patrzysz na ość w oku twojego brata, a we własnym oku drąga nie zauważasz? Jak możesz swojemu bratu mówić : "Pozwól, bracie, że usunę tę ość, która jest w twoim oku", gdy ty nie patrzysz na drąg w twoim oku? Obłudniku, najpierw wyrzuć ten drąg ze swojego oka i wtedy przejrzysz do tego, by usunąć ość, która jest w oku twojego (Łk 6,39-42)

 

Obłuda niszczy wzajemne relacje pomiędzy ludźmi. Pozbawia je miłości zastępując ją przekonaniem o własnej doskonałości. Jest wielu ludzi, którzy lubią dawać wspaniałe rady innym a sami borykają się z tymi samymi problemami. Jest wielu, którzy napominają oraz uczą jak dobrze żyć, a sami nie potrafią ułożyć swojego życia na fundamencie dobra.

Uczeń Jezusa ma być sumieniem dla otoczenia, ale nigdy nie może stawać się sędzią innych. nauczać nie tyle słowami, co własnym życiem. Do tego potrzeba jasnego przykładu wiary i miłości. Mając belkę w oku nie można ani ujrzeć, ani usunąć ości z oka innego człowieka. Usuwając przeszkodę w ujrzeniu nie tylko ości, ale i innego człowieka – dostrzec można prawdziwe kolory życia. Dokonuje się podwójne uwolnienie: siebie samego i poprzez to również innych. I to właśnie w takiej kolejności.

Wszelakie odnowy i rewolucje trzeba zaczynać od samych siebie. Nie odwrotnie. Świadectwo chrześcijan jest nade wszystko świadectwem własnego nawrócenia, które później dla innych stanowi impuls do podjęcia drogi oczyszczenia ku dobru.


czwartek, 9 września 2010

Traktat o miłości


Lecz mówię wam, słuchającym: miłujcie swoich wrogów, dobrze czyńcie tym, którzy wami gardzą, błogosławcie tych, którzy wam złorzeczą, módlcie się za tych, którzy was krzywdzą. Jeśli ktoś uderzy cię w policzek, nadstaw również drugi. I nie broń nawet sukni, gdy ktoś zabiera twój płaszcz. Dawaj każdemu proszącemu cię i nie dopominaj się o zwrot u tego, kto zabiera twoje. Jak chcecie, aby ludzie wam czynili, tak samo wy im czyńcie. Jeśli miłujecie tylko tych, którzy was miłują, jakaż to dla was chwała? Przecież i grzesznicy miłują tych, którzy ich miłują. Jeżeli wyświadczacie dobrodziejstwa tym, którzy wam dobrodziejstwa wyświadczają, jakaż to dla was chwała? Również grzesznicy to czynią. Jeżeli pożyczacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż to dla was chwała? Również grzesznicy pożyczają grzesznikom, aby tyle samo otrzymać z powrotem. Miłujcie swoich wrogów, wyświadczajcie im dobrodziejstwa i udzielajcie pożyczek, niczego się nie spodziewając, a wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego, bo On jest dobry dla niewdzięcznych i dla zepsutych. Stawajcie się miłosierni, jak wasz Ojciec jest miłosierny. Nie osądzajcie, a nie będziecie osądzeni. Nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni. Przebaczajcie, a będzie wam przebaczone. Dawajcie, a wam będzie dane. Dadzą wam w wasz fartuch miarą dobrą, ubitą, potrząśniętą, przelewającą się. Jaką miarą mierzycie, podobnie wam zostanie wymierzone (Łk 6,27-38)

 

Zasady postępowania wobec innych są gwarancją szczęścia. Bo tylko człowiek czysty sercem, uczciwy w życiu w relacji do drugich, nie mający na sumieniu i nie przechowujący w sobie agresji, jest wolny. Zewsząd słychać krzyki o wolność. A ją sprawia nic innego, jak właściwie przeżywane kontakty z ludźmi.

Nauczanie Chrystusowe nie ogranicza się do dania innym niezbędnego minimum dobra. Wzywa do przekroczenia własnych uprzedzeń, walki o siebie, wyjście z nawet najmniejszej formy egoizmu. Zasady miłości wzajemnej są bezinteresowne. Lecz również stają się szansą na zobaczenie w drugich człowieka. I w ten sposób do bycia bardziej ludzkim.

Czy jest możliwe życie według ewangelicznych zasad miłości? Odpowiedzią jest życie Jezusa, Boga, ale także prawdziwego Człowieka. Z punktu widzenia świata przegrał swoje życie. Nie osiągnął sukcesu i marnie zginął na krzyżu. Lecz poprzez to ukazał, że można godnie umierać dla innych, spalając się całkowicie w służbie im, oddawać swoje życie dla nich.

Jezus nie kryje tajemnicy swojego życia. Można ją streścić w jednym słowie: miłość. Słowie, które dzisiaj przeinacza się, dostosowuje do swoich potrzeb, czasami odsuwa. Czasem staje się niewygodna i zaczyna uwierać, jak niedopasowany but. Czasem jest tylko zewnętrznym pokazem dla innych, a wewnątrz puste serce. Uczyniliśmy się specjalistami od takich pseudo-miłości.

Miara miłości, to miłość bez miary. I tak właśnie mamy kochać. Jak Jezus kocha nas.


środa, 8 września 2010

Imię


         A z narodzeniem się Jezusa Chrystusa było tak: Gdy matka Jego, Maryja, była już poślubiona Józefowi, okazała się brzemienną za sprawą Ducha Świętego, zanim oboje się zeszli. Józef, jej mąż, ponieważ był sprawiedliwy i chciał jej oszczędzić niesławy, postanowił skrycie ją oddalić. Gdy już to obmyślił, anioł Pana ukazał mu się we śnie i powiedział: "Józefie, synu Dawida, nie bój się przyjąć Maryi, twojej żony, bo Poczęte w niej jest z Ducha Świętego. Urodzi Syna i nazwiesz Go imieniem Jezus, bo On wybawi swój lud z ich grzechów". A to wszystko się stało, aby spełniło się słowo, wypowiedziane przez Pana poprzez proroka: "Oto dziewica pocznie i urodzi Syna, i nazwą Go imieniem Emmanuel", to znaczy "Bóg z nami" (Mt 1,18-23)

 

Piękne i bardzo wymowne imię Jezusa: Emmanuel, Bóg z nami. W Biblii imię odsłania jakąś charakterystykę osobową albo misję, którą noszący ją człowiek miał pełnić w życiu. Jeszua, pochodzący z rodu Dawida, przybrany syn Józefa, całe życie realizował właśnie to, co przepowiadało Jego imię. Był blisko człowieka. Każdego człowieka, a szczególnie blisko tego, który wzywał pomocy swoja niemocą, zagubieniem, zbłądzeniem. Znajdował się zawsze pośród elity odrzuconych na margines świata, uważanych za życiowych nieudaczników. W oczach Jezusa każdy człowiek stanowi niepowtarzalną wartość. Jest cenny. Najcenniejszy! Również ty... W sercu Jezusowym jest jedyne, niezastąpione miejsce dla każdego z nas. Nawet gdy dźwigasz na sobie jakieś dawne błędy, grzechy, trudy, poplątaną historię życia. Emmanuel, Bóg jest z tobą!

To imię stanowi też wyzwanie dla każdego chrześcijanina. Bo przecież imię „chrześcijanin” – znaczy „należący do Chrystusa”. Mamy więc kontynuować misję naszego Nauczyciela – być tymi, którzy są blisko innych, wskazując na Boga, który jest jedynym wyzwolicielem oraz Dawcą szczęścia dla człowieka.


wtorek, 7 września 2010

Lista obecności


        W tych dniach udał się na górę, aby się pomodlić. Całą noc spędził na modlitwie z Bogiem. Gdy nastał dzień, przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu. Nazwał ich apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem, i Andrzeja, jego brata, i Jakuba, i Jana, i Filipa, i Bartłomieja, i Mateusza, i Tomasza, i Jakuba, [syna] Alfeusza, i Szymona nazywanego Zelotą, 16 i Judę, [syna] Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Po zejściu z nimi zatrzymał się na miejscu równinnym. [Była tam] liczna gromada Jego uczniów i wielka rzesza ludzi z całej Judei, i z Jeruzalem, i z nadmorskiego Tyru i Sydonu. Przyszli, aby Go posłuchać i aby zostać uleczonymi ze swoich chorób. Uzdrowienia dostępowali także dręczeni przez duchy nieczyste. Cały tłum starał się Go dotknąć, bo moc z Niego wychodziła i uzdrawiała wszystkich (Łk 6,12-19)

 

Apostoł, znaczy po grecku „wysłannik”. Czyli: delegat, ambasador, pełnomocnik. Od razu widać tutaj, że nie on jest najważniejszy. Za delegatem stoi ktoś wyższy; ten, który wysyła na misję. Siła apostołów jest więc fakt, iż idą w imię Jezusa do świata, by nieść mu uzdrowienie.

Zadaniem apostołów nie było zdobywanie siły, lecz umniejszanie się, by w pokorze serca napełniać się mocą Jezusa i w ten sposób wskazywać nie siebie, lecz Bożego Syna. Nie było to proste zadanie. Nie wszyscy temu podołali (Judasz), a na pewno wszyscy mieli z tym problemy (Piotr, Tomasz, Jakub i Jan, i wszyscy pozostali).

Poczucie bycia wybranym wzmacnia tożsamość ucznia. Poprzez swoją wyraźną tożsamość można być dla świata pełnomocnikiem Chrystusa, wcielonego Boga – Miłości uzdrawiającej wszystkich (!) pragnących się Go dotknąć. Poprzez dotknięcie naszej szczerej miłości, wielu może doznać uzdrowienia. Bo nasza miłość wysłanników ma w sobie znamiona ocalającej miłości Boga.


poniedziałek, 6 września 2010

Drętwa sprawa


        W inny szabat wszedł do synagogi i nauczał. Był tam człowiek, jego prawa ręka była drętwa. Uczeni w Piśmie i faryzeusze pilnie Go obserwowali, czy w szabat uzdrawia, aby znaleźć powód do oskarżenia Go. A On znał ich myśli. Odezwał się do tego człowieka, który miał drętwą rękę: "Podnieś się i stań pośrodku". Podniósł się i stanął. Do tamtych powiedział: "Pytam was: czy wolno w szabat uczynić coś dobrego czy coś złego, uratować życie czy zniszczyć?" Powiódł wzrokiem po nich wszystkich i powiedział do niego: "Wyciągnij swoją rękę". Uczynił to. I jego ręka znowu stała się zdrowa. Tamtych opanowało szaleństwo i debatowali między sobą, co można by zrobić Jezusowi (Łk 6,6-11)

 

Szabat dla pobożnych Żydów ma wymiar mistyczny. Uświęcony czas, w którym należy oddać chwałę Bogu Jahwe. Faryzeusze przestrzegali skrupulatnie wszelkich przepisów odnośnie świętowania szabatu. I zarazem pilnowali innych, by stosowali się do przepisanych norm oraz zasad.

W tym wszystkim nie zauważyli, że Jezus oddał właśnie hołd Najwyższemu poprzez uzdrowienie człowieka z paraliżu dłoni. Odtąd ten człowiek mógł wznieść ją w geście uwielbienia do swojego Stwórcy. Cuda czynione przez Jezusa są oddaniem chwały Ojcu, który uzdrawia.

Przepisy religijne mogą przesłonić to, co istotne w wierze: dobro innego człowieka. Mogą przesłonić nawet Boga. Bycie człowiekiem religijnym nie oznacza jeszcze, iż jest się człowiekiem wierzącym. Zaciekła obrona ludzkich tradycji może doprowadzić obrońców do postradania zmysłów (szaleństwa), a stąd już blisko do zagubienia się. Może dojść nawet do tego, że w imię religii zabija się w sobie Chrystusa. I nie tyle ręce, co serce staje się nieczułe, obojętne, drętwe.


niedziela, 5 września 2010

Radykał


        Szły z nim wielkie tłumy. Odwróciwszy się powiedział do nich: "Jeżeli ktoś przychodzi do mnie, a nie wzgardzi swoim ojcem, matką, żoną, dziećmi, braćmi, siostrą, a jeszcze i swoim życiem, nie może być moim uczniem. Kto nie niesie swojego krzyża, a idzie za mną, nie może być moim uczniem. Jeżeli ktoś z was chce zbudować wieżę, czy nie usiądzie wpierw i nie obliczy wydatków, czy ma na wykończenie całości? Bo inaczej, gdyby założył fundament, a nie dałby rady skończyć, wszyscy, widząc to, zaczęliby śmiać się z niego. Mówiliby: "Ten człowiek zaczął budować, a nie dał rady skończyć". Albo jeśli jakiś król wyrusza, aby z drugim królem stoczyć bitwę, czy najpierw nie usiądzie i nie rozważy, czy jest na tyle silny, żeby z dziesięcioma tysiącami stanąć przeciw tamtemu, który idzie na niego z dwudziestoma tysiącami? Jeśli nie, wysyła poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak zatem żaden z was nie może być moim uczniem, jeśli nie wyrzeknie się wszystkiego, co jest jego (Łk 14,25-33)

 

Chrystus daje jasne i zarazem trudne wskazania dla swoich uczniów. Droga za Nim to krzyż. Droga za Nim to postawienie Jego Osoby na pierwszym miejscu w hierarchii życia. Ponad innymi wartościami. To decyzja, którą musi podjąć każdy naśladowca Jezusa. Nie oparta na sentymentach, pięknych deklaracjach, uniesieniach chwili, lecz będąca wynikiem świadomego wyboru Ewangelii jako jedynego programu życia. Decyzja rozważna oraz przemyślana, bo przecież na niej opierać się będzie całe życie ją podejmującego.

Nie jest łatwo wyrzec się wszystkiego; ogołocić siebie z tego, co uważamy za nasze i tylko nasze. Jednak właśnie to pokazuje, na ile ważny jest dla nas Jezus. Radykalizm?... Też. Ale niekoniecznie. Bardziej logiczna, oczywista konsekwencja podjętego wyboru: „Chcę należeć jedynie do Jezusa!”.

Gdy postawimy wszystko na Niego, również pozostałe wartości staną się jeszcze bardziej wartościowe. Patrząc przez pryzmat Boga, nabiorą głębszego sensu. Musimy więc stale na nowo przywracać właściwą chrześcijanom hierarchię wartości. Tę, w której Syn Boży stoi na pierwszym miejscu. Wtedy wszystko inne też znajdzie się na swoim miejscu.