wtorek, 27 grudnia 2011

Duecik



Pobiegła zatem i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus lubił, i powiedziała im: "Zabrali Pana z grobowca i nie wiemy, gdzie Go złożyli". Wyszedł więc Piotr i ten drugi uczeń i udali się do grobowca. Obaj biegli razem. Ten jednak drugi uczeń pobiegł szybciej niż Piotr i pierwszy przybył do grobowca. Pochylił się i zobaczył leżące płócienne pasy, jednak nie wszedł tam. Nadszedł potem Szymon Piotr, który za nim podążał. Wszedł on do grobowca i obejrzał leżące płócienne pasy oraz chustę, która była na Jego głowie. Była ona nie razem z płóciennymi pasami, lecz leżała osobno, zwinięta, w jednym miejscu. Dopiero wówczas wszedł także ten drugi uczeń, ten, który pierwszy przybył do grobowca. Zobaczył i uwierzył (J 20,2-8)


Aby prawdziwie uwierzyć, trzeba zobaczyć. Ale błogosławieni też ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Więc trzeba odczuć; przeżyć, dotknąć swoim życiem. I potem uwierzyć. Nie ślepo. Wiara rozjaśnia mroki naszej drogi.

Dwaj uczniowie. Biegną, nie w poszukiwaniu sensacji, lecz zaniepokojeni tym, co według relacji Magdaleny wydarzyło się w miejscu pochówku Mistrza. Najpierw „wychodzą więc” ze swojego lęku i żałoby, które podszyte emocjami przysłaniają oczy. Ale zaraz potem raz jeszcze wchodzą do grobowca swoich najgorszych snów. Decydując się na to, dopuszczają do siebie misterium. Nie ma w nich zbyt wiele wiary – potem bowiem zobaczyli i uwierzyli.

Czasami najgorsze z możliwych scenariusze goszczą w naszych sercach, odnośnie naszego życia. Wchodząc w nie choćby z okruchem zaufania Bogu, odnajdziemy łaskę wiary. Światło zmartwychwstania rozpromieni puste groby naszych ciemności.


12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Choćby z okruchem zaufania Bogu….
Czasami zdarza się nam chwila zwątpienia. Ta chwila trwać może raz dłużej raz krócej. Czasem nas to będzie uwierać a czasem poddamy się chwili i odsuniemy się dalej niż nam się zdaje. W takich momentach najtrudniej być samemu. Bez wspólnoty, bez kogoś kto nas wysłucha. W samotności można uschnąć i nie wydać owocu Jego miłości. To prawda, że niekiedy potrzebujemy wejść do grobowca by uwierzyć. Ale czy samemu sobie poradzimy? Czy nie lepiej, żeby z nami był ktoś jeszcze? Żebyśmy nie ulegli pokusie wytłumaczenia sobie pewnych zjawisk poprzez obłęd naszych zmysłów.
Wejść do grobowca naszych ciemności z kagankiem naszej wiary…a jeśli ona jest zbyt słaba to wiara osób nam towarzyszących rozświetli każde ciemności.
I tego dzisiaj nam życzę. Aby w chwilach zwątpienia ktoś zawsze przy nas był a swoim świadectwem rozświetlał wszelkie półcienie naszej codzienności.
Dobrego dnia
Kasia

Anonimowy pisze...

Jezus zmartwychwstał. To dzisiejsze Słowo, czytane dwa dni po urodzinach Jezusa brzmi dla mnie dosadnie. Jezus po to przyszedł na świat, po to się urodził i stał się człowiekiem, aby nas zbawić - uratować. Jego przyjście na świat, całe życie, a na końcu śmierć i zmartwychwstanie, wydarzenia zbawcze, przynosi nam wielką nadzieję. Jezus pokonuje grzech, zwycięża śmierć. Jezus zmartwychwstał więc my z Nim razem zmartwychwstaniemy. Jezus zmartwychwstał więc żyje, jest prawdziwie obecny w naszym życiu, w dzisiejszym świecie.
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

Księdza komentarz stanowi idealną odpowiedź na moje ostatnie niepokoje. :)

AniaS.

Anonimowy pisze...

Często czarnowidztwo przesłania nam to co w życiu najważniejsze. Magdalena bardzo ukochała i wydawać by się mogło, że jej wiara jest tak silna, że nic nią nie zachwieje. Pan wprawdzie nie żyje, ale POWIEDZIAŁ, że zmartwychwstanie. Kochanej osobie wierzy się i ona wierzyła, ale JAK wierzyć w coś, co po ludzku jest niemożliwe???
I masz rację Kasiu, że w takich chwilach bardzo pomaga wiara i świadectwo innych osób. Nawet, gdy ta wiara nie jest jakaś mocarna. Wiara Jana i Piotra nie była przecież zbyt mocna. Dlaczego tak myślę? Gdyby niezachwianie wierzyli w Zmartwychwstanie, to nie potrzebowaliby oglądać jego śladów. Dla mnie cała ta scena jest obrazem naszych zmagań z wiarą w to co wydaje się niemożliwe, tak po ludzku niemożliwe. I Jezusowi wcale to nie przeszkadza. Mógłby wymagać od Piotra wiary bez żadnego sprawdzania faktów, ale pozwolił mu na wejście do swojego grobu, bo wiedział, że Piotr tego potrzebuje.
Ciekawe jest połączenie dzisiejszej sceny z całym ostatnim czasem. Boże Narodzenie i Zmartwychwstanie. To dzieje się równocześnie. Dla Boga nie ma czasu i przestrzeni.
Miłego wieczoru :)
Marta

Ela pisze...

Myślę że decyzja o całkowitym zaufaniu Bogu przychodzi w wraz z wzrastaniem naszej wiary w niego.Najpierw chyba się próbuje tz.wypróbowuje czy żeczywiście zaufanie nasze może byc całkowite i pełne.Kiedy doświadczymy tej pewności nawet nie zastanawiamy się że mogłoby być inaczej.Najdziwniejsze jest to że dopiero wtedy w człowieka wchodzi przedziwny spokój nawet mając świadomość że czeka nas jakiś trudny okres.Jednak pewność że on będzie zawsze z nami w ten sposób ginie obawa że z czymś sobie nie poradzimy.Kiedys nie było we mnie tego spokoju który jest teraz.

Anonimowy pisze...

Tak się Elu zastanawiam.. czy zaufanie jest decyzją.. czy też przychodzi samo?? Oczywiście mam na myśli zaufanie do Niego. Zaufanie do ludzi ma nieco innych odcień. jest w pewien sposób ograniczone i jest naszą decyzją. To my bowiem sami decydujemy komu zaufać i na ile zaufać.
A do Niego? Jeśli ufamy...to ufamy Mu bezgranicznie. Może się mylę, ale nasza wiara jako dar od Niego to wiara w Niego i Jemu. Po części to nasza decyzja, czy otwieramy się na Jego miłość czy też nie. Jeśli się jednak otwieramy to On obdarza nas miłością jak również zaufaniem. A może się mylę ??? Twój wpis Elu, sprowokował mnie do zastanowienia się czy ja ufam Jemu. Nie odczuwam bowiem wewnętrznego spokoju... ciągle coś się we mnie szarpie a lęki codzienności są nadal.
Kasia

Anonimowy pisze...

Kasiu,
zaufanie Bogu to chyba też wyzwanie, ja to tak rozumiem. Czy ufam Mu bezgranicznie? Widzę, że nie umiem tak Mu ufać. Uczę się tego zaufania. Ponawiam próby. Mówię "Jezu ufam Tobie" a to oznacza też moje pragnienie, żeby Mu ufać. Mam nadzieję, że ufam coraz bardziej ale dopiero życiowe doświadczenia to weryfikują. Przy kolejnym upadku okazuje się, że ciągle brak ufności. Zresztą właśnie gdy zły duch nas kusi to stara się, żebyśmy przestali Bogu ufać, grzech jest też związany z nieufnością tak jak w raju Ewa przestała ufać Bogu, wkradło się w jej serce zwątpienie, że Bóg chce dla niej dobra, zaczęła myśleć, że Bóg chce coś ukryć przed człowiekiem, coś człowiekowi zabrać.
Także myślę że ufności dopiero uczymy się krok po kroczku...
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

Aniu,
Czyli każdy z nas ma szansę.. powoli i z czasem zaufać ? Czyli nie ma co się "załamywać" a trwać dalej.. To cenna uwaga. Dziękuję.

Tyle mam dziś w głowie do przemyślenia.. że chyba nocy zabraknie :)))
Ale to dobrze... bo szukanie Go wbrew pozorom wzmacnia to co wydaje nam się już skruszone.

oczywiście.. pamiętam... umiar wskazany. :)))
Kasia

Anonimowy pisze...

Myślę, że są też pewne momenty w życiu, które tego zaufania uczą. Dla mnie był to na przykład moment ok. 20 lat temu kiedy po raz pierwszy powiedziałam Bogu moje TAK. Miałam przed tym wielkie opory, bałam się, że Bóg za wiele będzie wymagał coś mi może zabierze... I byłam na Mszy świętej w młodzieżowej grupie modlitewnej. I zaufałam, powiedziałam to moje TAK. Powiedziałam "Panie Boże daję Ci moje życie". To było dla mnie jak skok z trampoliny do pustego basenu. Ale gdy już skoczyłam Bóg wypełnił ten basen wodą. I chwilę później doświadczyłam wielkiego pokoju, takiego Bożego przytulenia spotkania z Nim w moim życiu. To jest dla mnie nauka zaufania.
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

czyli droga do zaufania.. jest drogą do wiary i drogą wiary równocześnie. to codzienność wpisana w nasze życie. A życie weryfikuje wszystko.
Kasia

Anonimowy pisze...

Ja tak to rozumiem jak podsumowałaś Kasiu.
Ania

Ela pisze...

Kasiu ja dopiero teraz przeczytałam.Powiem ci ze nie od razu miałam zaufanie do Niego!!Oj nie od razu.to trwało i to nawet dość długo!!Kiedy przekonałam się że tak to nazwe na własnej skórze że problem który po ludzku wydawał się nie do przeskoczenia przeskoczony został!!!I od tego momentu nie ma we mnie już żadnej wątpliwości czy jest dobrze czy gorzej czy nawet żle wiem że nigdy nie zostanę z tym sama!!!!Dlatego przestałam się martwić o sprawy które kiedys spędzały mi sen z powiek.Kiedy naprawdę uwierzyłam w Prawdę nie ma we mnie obawy i lęku.Pewnie że są jakieś niepewności ale one powstaja tylko w momencie kiedy moja wiara w Nigo słabnie.