Powiedział do swoich uczniów:
"Niemożliwe jest, żeby nie przyszły zgorszenia, jednak biada temu, za
którego sprawą przychodzą. Korzystniejsze by było dla niego, gdyby kamień od
żaren zawisnął u jego szyi i by strącony został do morza, niż żeby miał
zgorszyć jednego z tych małych. Czuwajcie nad sobą. Jeśli zgrzeszy twój brat,
upomnij go, a jeśli będzie żałował, przebacz mu. Jeśliby nawet siedem razy
dziennie zgrzeszył przeciw tobie i siedem razy żałował, mówiąc ci:
"Żałuję", przebaczysz mu". Apostołowie zwrócili się do Pana:
"Dodaj nam wiary". Pan odpowiedział: "Gdybyście mieli wiarę
[choćby taką] jak nasienie gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij
się i zasadź się w morzu", i posłuchałaby was (Łk 17,1-6)
Brak przebaczenia jest zgorszeniem dla ludzi, wobec
których chrześcijanie deklarują się wierzącymi, a nie chcą przebaczyć. Siedemdziesiąt
razy po siedem. Zawsze.
Przebaczenie jest procesem, więc nie może być
pochopnym przymuszeniem się do przebaczenia, lecz przemyślanym procesem serca
wychodzącego ku każdemu człowiekowi, w tym także temu, który zbłądził,
skrzywdził, zawiódł.
Zaraz po kwestii przebaczenia, ewangelia Łukaszowa porusza
tematykę wiary. Może uczniowie nie wierzyli, że faktycznie można do końca
przebaczyć nawet wrogom? Może wiara ma być motywacją do przebaczenia? Jeśli wierzymy,
że Bóg przebacza nam nasze grzechy, to i my powinniśmy przebaczać. Uczniowie
proszą o przymnożenie wiary. Więc po części ją utracili. I to nie tylko wiarę w
Boga, ale wiarę w człowieka. Kto ją bowiem straci, nie potrafi z serca
przebaczyć innym.
3 komentarze:
Znów te ohydne literówki (oczy gorsze, palce niezgrabne), które mogą zmieniać sens, a których nie jestem w stanie dostrzec prze opublikowaniem. Przepraszam. Poprawiam się:
Zastanawiam się w którym miejscu jestem. Bo, z jednej strony "Niemożliwe, żeby nie przyszły zgorszenia..." i przychodzą. Nazwałem je nawet w liście otwartym "deprawacją publiczną". To o innych, o świecie zewnętrznym.
Z drugiej strony, mam czuwać nad sobą i to nie tylko, by być szybkim do przebaczania, ale i do "nie dawania" zgorszenia. Pewnie wczoraj nie jednego zgorszyłem, zbyt szybko wychodząc z kościoła, wyłączając się ze świętowania.
To (w ten sposób zrodziło się) po trzecie - "Dodaj mi wiary". Zwątpiłem wczoraj, że jestem komukolwiek i do czegokolwiek potrzebny i wyszedłem.
Sobie muszę powiedzieć "Wyrwij się i zasadź się w morzu" idąc dzisiaj jednak do ludzi (do szkoły). Spróbuję - tylko mocą spotkania Ciebie - zasadzić się w morzu milczenia i niewiary.
Mam uwierzyć, że i mnie ktoś przebaczył? "Musisz" przymnożyć mi w to wiary :)
czasem trzeba WYJŚĆ, ale warto zbadać w sobie wcześniej, jakie jest tego podłoże: ambicje, uraz, obrażenie się,,,? w sumie wyjście może być uzasadnione jedynie nic nie wnoszącym (po próbach oczywiście) takim czy innym dialogiem. tak myślę.
no, a weryfikacja wiary... zawsze potrzebna! by zobaczyć, czy wierzy się bardziej sobie, czy Jemu.
pozdrawiam, niech Pan prowadzi!
Pokusy są i będą. Nie ma świata bez pokus. Ale chyba gorsze jest to, że my sami siebie zwodzimy. Namawiamy innych do tego by poszli za nami. A przecież nasze drogi nie zawsze są dobre. Zapominamy, że za to jesteśmy przecież odpowiedzialni. Wiemy, że grzech jak rykoszet odbija się na innych. Ale gorszym jest świadome namówienie kogoś do czynów niezgodnych z Jego Słowem.
pozdrawiam
kasia
Prześlij komentarz