Wtedy opowiedział im taką
przypowieść: "Czy jeśli ktoś z was ma sto owiec i jedną z nich zgubi, nie
zostawi na pustyni dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie pójdzie za zgubioną, aż
ją znajdzie? A kiedy znajdzie, bierze z radością na swoje ramiona i po powrocie
do domu zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc im: "Cieszcie się ze mną, bo
znalazłem tę swoją zgubioną owcę". Zapewniam was, że taka radość będzie w
niebie z powodu jednego grzesznika, gdy się nawraca, i to bardziej niż z powodu
dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie czują potrzeby
nawrócenia (Łk 15,3-7)
Zostawiając stado owiec na pustyni, pasterz ufa, iż
się nie rozproszą. Iż będą wierne głosowi pasterza, jego prowadzeniu. Nawet,
gdy będzie wydał się odległy, czy nieobecny. Jakież to wielkie zaufanie! Dodatkowo
pasterze ufa, że pozostałe owce będą radowały się tak samo jak on, z tej
zagubionej, która się odnalazła.
Chrystus przekłada to zdarzenie na język ewangeliczny,
na wymiar duchowy. Bo radość, nawrócenie, ufność mają przecież taki wymiar. Doświadczając
przejrzenia (po wcześniejszym błądzeniu – czyli sytuacji, gdy oczy serca są z
jakichś przyczyn na uwięzi), możemy jednocześnie przekonać się, jak bardzo
Jezusowi na każdym z nas zależy, jak bardzo nam ufa. Jak kocha. I w tej miłości
nie chce być zaborczy, i szanując ludzką wolność i wybór, dlatego… zezwala
nawet na błądzenie. Lecz jednocześnie nieustannie szuka nas na rubieżach
naszych grzechów, na końcu naszych światów.
Dlatego z naszej strony pozostaje tak niewiele, a jednocześnie
jakże to trudne: pozwolić dać się odnaleźć Miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz