wtorek, 5 lutego 2013

Ostatnia deska ratunku




A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: "Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa". Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: "Kto dotknął się mojego płaszcza?" Odpowiedzieli Mu uczniowie: "Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»" On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: "Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości" (Mk 5,25-34)

Dotyk Jezusa ofiarujący wyzwolenie. Z choroby i zimnych objęć śmierci. Z kobiety cierpiącej na krwotok również uchodziło życie, którego krew (według przekonań żydowskich) była nośnikiem. Przez długie lata kobieta tkwiła w niepewności, w cieniu śmierci, i w odrzuceniu, gdyż w oczach całej społeczności była nieczystą (co sprawiało nieustanne krwawienie). Sytuacja wręcz tragiczna. Prowadzi do desperacji. Ona jednak niekoniecznie musi rujnować. Kobieta w desperackim kroku, który jest zarazem krokiem jej wiary, dotyka Jezusa. Zazwyczaj to Mistrz dotyka człowieka, ofiarowując mu uzdrowienie, wskrzeszenie, przebaczenie. Tutaj jest odwrotnie. Kobieta chwyta się Nazareńczyka, jak ostatniej deski ratunku. Nie ma nic do stracenia. Cierpienie, bieda (wszystko wydała na lekarzy), pogarszający się stan zdrowia, odrzucenie, samotność, strapienie.
Słyszała o Jezusie. Zapewne różne opinie, plotki, oceny. Jednak spośród nich musiała wybrać tę właściwą, która przynosi wyzwolenie: wiarę w moc Zbawiciela. W to, że znajduje się pod płaszczem Jego opieki i może zaradzić jej problemowi.
Chrześcijanin to nie ten, kto wie mniej czy więcej na temat Chrystusa. Kto słyszał coś tam na katechezie, słyszy w kościele, od czasu do czasu coś przeczyta o Nim. To ten, kto osobiście doświadczył mocy Chrystusa w swoim życiu. Kto za wszelką cenę uchwycił się rąbka płaszcza Mesjasza, jak ostatniej deski ratunku, zamiast po swojemu układać życie. Do tego potrzebne jest jednak zaufanie; wiara. A ona, wraz z miłością w nią wpisaną, wyzwala nawet od śmierci.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zgadzam się. Poznać Nauczyciela to nie tyle czytać o Nim, studiować życie i słowa Jego. Poznać to znaczy spotkać się z Nim w zaciszu swojego życia choćby na zewnątrz tłumy ludzi nas ściskały. Poznać to znaczy być z Nim w określonej relacji. Można dużo czytać, można chodzić do kościoła a tak naprawdę nigdy nie być blisko Niego.
Pozdrawiam.. dzisiaj leniwie okrutnie
Kasia