W tym czasie uczniowie podeszli do
Jezusa i zapytali: "Kto należy do większych w królestwie niebieskim?"
On przywoławszy dziecko, postawił je wśród nich i powiedział: "Oświadczam
wam: jeśli się nie zmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do
królestwa niebieskiego. Kto zatem uniży się jak to dziecko, ten będzie należał
do większych w królestwie niebieskim. A kto przyjmie jedno takie dziecko ze
względu na moje imię, mnie przyjmuje. Uważajcie, by nie gardzić żadnym z tych
małych; bo zapewniam was, że ich aniołowie patrzą bez przerwy w niebie na
oblicze mojego Ojca, Tego w niebie. Tak samo nie jest wolą waszego Ojca, Tego w
niebie, aby zginęło choćby jedno z tych małych (Mt 18,1-5.10.14)
Wejście do królestwa zależy od wielkości; a raczej:
małości tych, którzy chcą się tam dostać. Bo wąska jest droga tam wiodąca i ciasna
jest brama przejściowa. Ma wymiary małego dziecka.
Nie chodzi o to, by przejmować wszystkie cechy
dziecka, które z natury jest też egoistyczne. Nie chodzi też o swoistą naiwność
dzieci oraz infantylizm w zachowaniu. Jezus akcentuje kilka cech, jakie posiada
dziecko: zaufanie wobec prowadzenia tych, którzy je właściwie wychowują;
otwartość i szczerość swoich zachowań; bezbronność, która jest ofiarowana w
opiekuńcze dłonie rodziców; nie udawana radość i nie wyuczony dla swoich
potrzeb uśmiech.
Te cechy sprawiają wrażenie, iż z nimi człowiek nie
odnajdzie się w świecie, gdzie dominują wszelkiego rodzaju kombinacje, fałsz,
przemoc, układy. Człowiek pragnący żyć uczciwie jest wzgardzony, wyśmiany,
odepchnięty, uznany za dziwaka. Chrystus jasno mówi: nie tylko macie stawać się
jak dzieci, lecz też macie „uważać, by nie gardzić żadnym z tych małych; bo
zapewniam was, że ich aniołowie patrzą bez przerwy w niebie na oblicze mojego
Ojca, Tego w niebie”. To jest wola Ojca, który nie chce zepsucia, ale czystości
i naturalności dziecięcej każdego człowieka. Adam i Ewa, nasi prarodzice, byli
w raju jak dzieci, wolni i czyści. Grzech pierworodny spowodował zbrukanie owej
ludzkiej godności, pięknej dziecięctwem. Mesjasz odnowił ją, obmył nas ze zmazy
krwią przelaną na krzyżu. Śmiało więc nie tylko możemy, ale mamy prawo, nazywać
się dziećmi Bożymi.
Lecz najtrudniejsze, że mamy się też nimi stawać w
naszym codziennym życiu. Nie coraz mniej (jak to często bywa), lecz coraz
bardziej (jak to wskazane i pożądane).
4 komentarze:
Powoli zaczynam rozumieć istotę „bycia dzieckiem”. Trzeba w sobie przełamać strukturę bycia niezależnym i uznać, że dzieckiem być w Jego oczach to w pełni Mu zaufać. Nawet w chwilach całkowitego niezrozumienia czy też wręcz negacji wewnętrznej otaczających nas zdarzeń i świata. Podobnie jak nasze dzieci całkowicie ufają nam, nawet gdy zabraniamy im czegoś co może im zagrażać. Dziecko nie zawsze dostrzeże zagrożenie. Dla niego zabawa zapałkami jest jedynie igraszką a nie ryzkiem czy niebezpieczeństwem. I podobnie jest z nami. To nam się czasem wydaje, że coś jest dla nas dobre. Z czasem dopiero stajemy się świadkami jak wielkim to dla nas było zagrożeniem. Poza tym dziecko nie udaje, bo nie ma takiej potrzeby. Jest sobą i nie żyje życiem innych. I tacy właśnie powinniśmy być. Powinniśmy, bo często zdarza się, że nie jesteśmy. Bardziej udajemy dorosłych i chcemy sami wybrać maskę na dany dzień. Łatwiej nam udawać niż być szczerym, nawet wobec siebie samego.
Pozdrawiam wtorkowo i pracowicie
Kasia
Święta Teresa z Lisieux wręcz chciała być jak najmniejszym dzieckiem. Bo im dziecko mniejsze, mniej samodzielne, tym bardziej zależne i tym bardziej może liczyć WE WSZYSTKIM na pomoc Rodzica.
Ania Karczemska
Paradoksalnie trzeba nam "dorosnąć" do bycia dzieckiem. To czasem trudne bo w nas siedzi mocno zakorzenione przekonanie o naszej samodzielności i niezależności.
Pozdrawiam Aniu i cieszę się z naszego spotkania tutaj.. a być może wkrótce w świecie realnym.
Kasia
Czekam Kasiu na spotkanie i już bardzo się cieszę. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Ania
Prześlij komentarz