piątek, 17 sierpnia 2012

O małżeństwie



Podeszli wówczas do Niego faryzeusze. Wystawiając Go na próbę, zapytali: "Czy wolno mężowi oddalić swoją żonę z jakiegoś powodu?" On w odpowiedzi zapytał: "Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? Powiedział też: "Z tej racji opuści mężczyzna ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną. I będą oboje jednym ciałem". Tak nie są już dwoje, lecz jedno ciało. Co zatem Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela". Zapytali Go: "Dlaczego więc Mojżesz polecił dać dokument rozwodowy i oddalić ją?" Odpowiedział im: "Ze względu na zatwardziałość waszego serca pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz na początku tak nie było. Oświadczam wam zatem: kto oddali swoją żonę - nie w przypadku cudzołożnego związku - i poślubi inną, ten dopuszcza się cudzołóstwa" (Mt 19,3-9)

Bóg w swojej miłości nie jest tyranem, narzucającym bezlitośnie swoje prawa. Patrząc na historię zbawienia widać, jak pochyla się nad człowiekiem, widząc jego ułomności. Wręcz uniża się do niego. Przykładem tego może być choćby sprawa rozwodów, o której wspomina Chrystus: „Ze względu na zatwardziałość waszego serca pozwolił wam (…)”.
Wraz z przyjściem Jezusa nastała pełnia objawienia Bożej miłości, która ze swej natury, jak każda miłość, niesie ze sobą odpowiedzialność i konkretne wymagania. Miłość Boga przenika miłość chrześcijan, którzy mają upodabniać się w kochaniu do Boga – Miłości. Dotyczy to też miłości małżeńskiej. Jej zasadniczą cechą jest wierność. Istotowo małżonkowie tworzą jedno ciało (gwarantem tego nierozerwalnego związku jest sam Bóg), nie można więc rozrywać go na poszczególne członki, bo to sprowadza kalectwo lub śmierć.
Małżeństwo jest podstawowym powołaniem człowieka. To droga, na której realizuje się zbawienie ludzi. Może stać się błogosławieństwem, pomimo przeżywanych kryzysów i trudów. To zależy od obydwu stron związku. Jeżeli oparty jest na Bogu i Jego wskazaniach, nawet kryzysy stają się pozytywnym aspektem umacniającym więź kobiety i mężczyzny. Jeżeli w związku nie ma miejsca dla Boga, bardzo łatwo z czasem może utracić swój smak, wypalić się, zniekształcić, stać się karykaturą prawdziwego małżeństwa. Tak rodzą się tragedie rozbitych rodzin. 

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Temat wbrew pozorom skomplikowany. Ale czy tak rodzą się tragedie rozbitych rodzin? Nie do końca jest to prawda.
Pozdrawiam
Kasia

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

moim zdaniem, pominąwszy całe mnóstwo szczegółowych przyczyn, u źródeł często jest brak najpotężniejszego fundamentu miłości, jakim jest Bóg (który jest Miłością!) i wartości, które przynosi wiara.

Anonimowy pisze...

A moim zdaniem, przyczyną jest mała dojrzałość osób zawierających związek małżeński, „motywacja” ślubu oraz zderzenie „wyobrażenia” z rzeczywistością. Nie neguję, że w tym wszystkim może brakować również i Jego. Tak mi się czasem wydaje, że nie jesteśmy „gotowi” zarówno na wiarę jak i na małżeństwo. Może po prostu nie chcemy być odpowiedzialni? Nie wiem.
Wiem, tylko, że coraz mniej małżeństw dobiega wspólnie do mety. Czemu tak się dzieje? Czy główna przyczyna jest w tym, że nie wierzymy i nie ma Boga w naszym życiu? Jesteśmy zatem religijni.. ale nie wierzący?
Tomek, czasem w życiu bywa tak, że właśnie z miłości odsuwasz się w cień. Nie chcę się kłócić i nie jest to moim zamiarem. Mamy na chwilę obecną inne zdanie.
Pozdrawiam
Kasia

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

odsuwanie się w cień nie jest tylko zwykłą ucieczką? o miłość trzeba walczyć do końca. i to... miłością. wierzę, że w sakramencie Bóg daje dostatecznie wiele łaski do tego. a nie współpracowanie z nią może przynieść takie a nie inne konsekwencje. jasne, jak napisałem, przyczyn bezpośrednich może być wiele: niedojrzałość i inne. to jednak przykrywka dla najistotniejszego, jakim jest brak współpracy z Bogiem (mówimy o małżeństwach mieniących się chrześcijańskimi...) i wzajemnie ze sobą na tym polu, dla rozwoju miłości. nie musimy się zgadzać, Kasiu. dobrze, że nad tym przystajemy bo to ważne.

Anonimowy pisze...

myślę że można śmiało i wprost powiedzieć że tak jest..że tam gdzie fundamentem nie jest Bóg tam dom się rozleci...kryzys w małżenstwach to właśnie kryzys duchowy..brak więzi z Bogiem...nie wierzę ze ktoś kto kocha Boga bedzie miał problemy małżenskie.niestety nie wszyscy rozumieją ewangelię jak Pan zapowiedział..dla wielu bedzie to nauka gorsząca..ale CI którzy wierzą są szczęsliwsi..bo poznają czym jest miłość..że jej źródło jest w Bogu..

GrasOne pisze...

Zapraszam na - http://kamiennyblok.blogspot.com
Naprawdę nie pożałuje ksiądz!

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

no, nie pożałowałem;) wytrwałości w prowadzeniu bloga, z Bogiem!

Anonimowy pisze...

Przystajemy, bo jest nad czym. A za wpis dziękuję. Wrócę do przemyśleń jak będę gotowa na nie.
Kasia