środa, 11 stycznia 2012

Gorące czoło


Bezpośrednio po wyjściu z synagogi udali się do domu Szymona i Andrzeja, a z nimi Jakub i Jan. Teściowa Piotra leżała w gorączce. Zaraz Mu o niej powiedzieli. On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę. Gorączka opuściła ją, a ona im usługiwała (Mk 1,29-31)

Gościnność względem Jezusa przynosi uzdrowienie. Przywraca do pionu. Wystarczy, żeby nie uciekając, dać się przybliżyć oraz dotknąć Nauczycielowi. Uzdrowiona teściowa Piotra od razu powstaje i służy, co świadczy o całkowitym, kompletnym uzdrowieniu. Trzeba pamiętać, iż w czasach Jezusa, gorączka była chorobą nawet śmiertelną. Dotknięcie Chrystusa przynosi wybawienie od chorób, problemów, śmierci.
Marek nadał (co uwypuklił jeszcze bardziej tekst Łukaszowy) gorączce charakter osobowy (gorączka opuszcza chorą), co wskazuje iż za nią stoi działanie szatana. Misja Jezusa jest misją uleczającą ludzkość z przerażającej choroby zła. Kolejny raz wskazuje On, iż bliskość Zbawiciela leczy w nas to, co powinno być uleczone; co powoduje to, iż leżymy bezsilni wobec życia.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tak się zastanawiam... I proszę mi wybaczyć, ale stwierdzenie, że gorączce nadano wymiar niejako osobowy jest dla mnie nadinterpretacją. Dzisiaj, gdy już wiemy czym jest "gorączka" również nadajemy jej pewne kształty osobowe. Język jest bardzo plastyczny przecież.
Natomiast fakt, że zbliżenie do Niego, próba zaistnienia w Nim nas leczy jest w całej swej rozciągłości (według mnie) prawdziwy.
Warto wykorzystywać wszelkie momenty w naszym życiu, które nas do Niego zbliżają.
Wielu z nas (w tym ja sama) bagatelizujemy między innymi uczestnictwo we Mszy. Słyszy się głosy, że modlitwa w domu więcej komuś daje niż Msza.
Absolutnie nie neguję modlitwy w ciszy własnej. Mam tylko na myśli fakt, czy też spostrzeżenie, że unikanie Mszy oddala nas od wiary.
Nie rozumiem na czym to polega, ale wręcz fizycznie odczuwam, że brak Mszy (choćby tej niedzielnej) powoduje swoiste oziębienie.
To co zapisane jest w katechiżmie wyjątkowo wyraziście staje się odczuwalne.
Poprzez ową gorączkę nasza wiara blednie. Czegoś szukamy, ale nasz stan nie ulega poprawie.
Innymi słowy to szczególne zbliżenie do Niego ma miejsce właśnie podczas Mszy.
Niby nic szczególnego. To przecież tylko krótkie spotkanie z Nim wraz że wspólnotą. Ale może właśnie w tym tkwi siła? We wspólnej modlitwie?
Ważna jest nasza osobista relacja, ale myślę sobie, że ważne jest także nasze wspólne zaangażowanie.
Co nas jeszcze leczy? Co przybliża nas? Myślę, że jest to sakrament spowiedzi.

Dobrego dnia życzę
Kasia