wtorek, 30 listopada 2010

Razem na rybki


      Idąc nad Jeziorem Galilejskim, zobaczył dwóch braci: Szymona, nazywanego teraz Piotrem, i Andrzeja, jego brata, gdy zarzucali sieci na jeziorze. Byli bowiem rybakami. Powiedział im: "Chodźcie ze mną, a uczynię was rybakami łowiącymi ludzi". Od razu zostawiwszy sieci, poszli za Nim. Idąc stamtąd dalej, zobaczył innych dwóch braci: Jakuba, [syna] Zebedeusza, i Jana, jego brata, którzy wtedy z Zebedeuszem, swoim ojcem, szykowali w łodzi sieci. Ich także wezwał. I oni od razu zostawiwszy łódź i swego ojca, poszli za Nim (Mt 4,18-22)

 

Pan Bóg jest Tym, który zawsze poszukuje człowieka. Na ścieżkach ogrodu Eden nawołując poszukuje Adama, który schował się ze wstydu w krzakach. Poprzez proroków poszukuje Izraela, jak ojciec swoje ukochane dziecko. Wreszcie w Chrystusie poszukuje człowieka, nie tylko nawołując, lecz powołując do bliskości!

Wspaniała jest pokora Boga, który zniża się do nas, staje człowiekiem. Poszukuje właściwego języka oraz drogi do każdego z nas. Niezależnie, czy ktoś jest prostym rybakiem z zapadłej wioski, czy bogatym celnikiem zdzierającym z ludzi pieniądze w komorze celnej.

Do rybaków mówi jak prosty rybak. Nie obiecuje złotych gór. Jedynie swoistą zmianę, która polega na uduchowieniu ich dotychczasowego życia; nadaniu nowego sensu oraz kierunku. Wielkość pierwszych uczniów Jezusowych polega nie na tym, że byli supermenami świętości. Ich zasługą jest to, że „od razu” zostawili wszystko, co było dla nich cenne (rodzinę, pracę, swoje rybackie „firmy”) i „poszli za Nim”.

Dwa pierwsze i najważniejsze, wynikające z siebie punkty programu życia powołanych: zostawić wszystko i pójść za Mistrzem. Dalej On sam poprowadzi.


poniedziałek, 29 listopada 2010

Żołnierska wiara


        Kiedy wszedł do Kafarnaum, zbliżył się do Niego pewien centurion i prosił mówiąc: "Panie, mój sługa leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi". Odpowiedział mu na to: "Uzdrowię go, kiedy przyjdę". A centurion powiedział: "Panie, nie jestem godny, abyś wszedł pod mój dach, lecz tylko słowem rozkaż, a mój sługa stanie się zdrowy. Bo i ja, choć jestem człowiekiem pod władzą, mam pod sobą żołnierzy. Temu rozkazuję: "Odmarsz", i odmaszerowuje; innemu: "Przystąp" - i przystępuje; a swojemu słudze: "Zrób to" - i robi". Gdy Jezus [to] usłyszał, wyraził swe uznanie i powiedział do tych, którzy [Mu] towarzyszyli: "Tak, mówię wam, takiej wiary nie znalazłem u nikogo w Izraelu. I oświadczam wam, że wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu i zasiądzie w królestwie niebieskim razem z Abrahamem, z Izaakiem i Jakubem (Mt 8,5-11)

 

Centurion, dowódca rzymskiego wojska, jest w głębi człowiekiem dobrym. Martwi się o swojego sługę, z szacunkiem zwraca się do Jezusa o pomoc. Zapewne słyszał o mocy Mesjasza, o kontrowersjach jakie budził pośród Żydów. Chrystus odkrywa wiarę żołnierza. Konkretną, dosłowną, i szczerą. Do tego pokorną: „... nie jestem godny, abyś wszedł pod mój dach!”. Pomimo, iż był poganinem. Przez tą wiarę wyprzedził w drodze do Królestwa wielu tych, którzy uważali się za nieskalanych grzechem (przywódców religijnych Izraela).

Centurion uwierzył, że Jezus może nawet na odległość leczyć choroby. Dopuścił w Nim więc istnienie mocy Boga – Zbawcy. W przeciwieństwie do tych, którzy uważali, że jest jakimś szarlatanem mającym konszachty z Belzebubem.

Niektórzy chrześcijanie nie tyle oczekują Jezusa, co cudów z Jego ręki. Nie tyle chcą odkryć twarz Jezusa – Zbawcy, co Jezusa – Cudotwórcy. I to z czysto egoistycznych pobudek. Rzymski centurion może stać się nauczycielem naszej wiary. Jeżeli tylko tego zechcemy.


niedziela, 28 listopada 2010

Czuwaj wiarą, wiaro!


          Podobnie jak za dni Noego, tak będzie przy pojawieniu się Syna Człowieczego. Jak mianowicie w tamtych czasach, przed potopem, jedli i pili, żenili się i za mąż były wydawane, aż do dnia, gdy Noe wszedł do arki, i nie pojęli, aż przyszedł potop i zaczął gubić wszystkich, tak samo będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie na polu: jeden zostanie wzięty, a jeden odrzucony; dwie będą mełły na żarnach: jedna zostanie wzięta, a jedna odrzucona. A zatem czuwajcie, nie wiecie bowiem, o której godzinie Pan wasz przyjdzie. A to zauważcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której straży przyjdzie złodziej, czuwałby i nie pozwoliłby włamać się do swojego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo Syn Człowieczy przyjdzie o takiej godzinie, kiedy wy nie będziecie się spodziewać (Mt 24,37-44)

 

Czuwanie można by określić jako: bezsenne trwanie. Znaczy to, że aby czuwać, trzeba być trzeźwym, świadomym rzeczywistości. Czyli kierować się świadomością oraz przytomnością umysłu. Pod jednym słowem „czuwanie” kryje się więc konkretne wezwanie i trud do usuwania z siebie opieszałości, tak charakterystycznej dla człowieka sennego.

Chrześcijańskie czuwanie to przytomne zawierzenie swojego życia Bogu. Nie polega na statycznym trwaniu w nieruchomej pozie przed świętymi obrazkami. Chrześcijańskie czuwanie to dynamika, napięcie, działanie motywowane przybliżaniem się spotkania z przychodzącym Panem. Syn Człowieczy przyjdzie o niespodziewanej porze. Dlaczego? Zapewne jest to kolejny, przemyślany i wspaniały zamysł wychowawczy naszego Ojca. Nie znając godziny paruzji, musimy czuwać w każdej chwili życia. Żyć Słowem, które właściwie kształtuje oczekujące serce. Trzeba więc być stale gotowym na owo przyjście Zbawiciela. Będzie to piękne spotkanie. Także w swojej niespodziewaności. Dla człowieka wiary przybycie Pana nie będzie przykrym zaskoczeniem, lecz wspaniałą niespodzianką.


sobota, 27 listopada 2010

Modlitwociąg


        Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie stały się ociężałe przez opilstwo, obżarstwo i starania o życie, aby nie zaskoczył was ów dzień niespodziewany jak potrzask. Bo on nagle przyjdzie na wszystkich, którzy znajdują się na obliczu całej ziemi. Czuwajcie każdej chwili, modląc się o to, abyście byli zdolni wyjść cało z tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym" (Łk 21,34-36)

 

Czuwanie to oczekiwanie w gotowości; bycie przebudzonymi. Każde czekanie jest pełne napięcia. To przygotowanie na to, co ma nadejść. Oczywiście, wydarzenie oczekiwania przybiera różny charakter w zależności od tego, czy radośnie oczekujemy przybycia ukochanej osoby bądź jakiegoś fascynującego przeżycia, czy też oczekujemy jakiejś kary lub smutnego wydarzenia.

Oczekiwanie chrześcijan jest oczekiwaniem radości. Ale tylko tych, którzy traktują Jezusa jako ukochanego Oblubieńca, który się zbliża z każdą chwilą. W sercach tych, którzy traktują Boga jako surowego, bezlitosnego sędziego, nie ma miejsce na radość, gdyż mieszka w nich trwoga, strach, niepewność i lęk.

Ewangelista Łukasz poucza o owocnym czekaniu. To takie, w którym każda chwila życia staje się modlitwą. Modlitwa oddala lęk i pozwala spojrzeć dalej; poza niego. A tam promienieje oblicze Boga - Miłości.


piątek, 26 listopada 2010

Już tuż, tuż!


        I opowiedział im przypowieść: "Spójrzcie na drzewo figowe i na wszystkie drzewa. Gdy już wypuszczają pąki, widząc to sami wiecie, że blisko już lato. Tak również wy, kiedy zobaczycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest królestwo Boże. O tak, oświadczam wam: nie przeminie to pokolenie, aż wszystko się stanie. Niebo i ziemia przeminą, a moje słowa nie przeminą (Łk 21,29-33)

 

Drzewo figowe jest biblijnym symbolem spełnienia i obfitości; słodkości błogosławieństwa. Dlatego Kościół, jako drzewo rodzące owoce zbawienia przyniesione przez Chrystusa, jest znakiem przybliżania się Królestwa Bożego. To we wspólnocie wierzących można rozpoznawać znaki czasów, które zapowiadają ponowne przyjście Jezusa w swojej chwale. Jest ono bliższe niż nam się wydaje.

Może dlatego, że ów czas uprzywilejowany (kairos) już trwa? Istotne więc wydaje się zapytać o nasze przygotowanie do spotkania z Oblubieńcem.

Paruzja – to nie koniec. To początek.


czwartek, 25 listopada 2010

Oblężenie - wyzwolenie - zbawienie


         Gdy zobaczycie, że Jeruzalem otoczone jest wojskiem, wtedy wiedzcie, że już blisko jest jego spustoszenie. Wtedy ci, którzy [będą] w Judei, niech uciekają w góry; ci w jej stolicy, niech wyjdą; ci na polach, niech do niej nie wchodzą, bo będą to dni pomsty, tak że spełni się wszystko, co napisane. Biada brzemiennym i karmiącym w te dni. Nastanie bowiem wielka przemoc na ziemi i gniew przeciw temu ludowi. Padać będą od ostrza miecza, do niewoli zostaną poprowadzeni między wszystkie ludy, poganie będą deptać Jeruzalem, aż dobiegną kresu czasy pogan. Pojawią się znaki na słońcu, i księżycu, i gwiazdach, a na ziemi udręka narodów z powodu bezradności wobec szumu morza i naporu fal. Ludzie mdleć będą ze strachu i z oczekiwania na to, co przyjść ma na ziemię, bo moce niebieskie zakołyszą się. Wtedy zobaczą Syna Człowieczego, jak przybywa w obłoku z mocą i wielkim majestatem. Gdy to zacznie się dziać, wyprostujcie się i podnieście swoje głowy, bo zbliża się wasze odkupienie" (Łk 21,20-28)

 

Jeruzalem stanowiło centrum życia Żydów. Było to centrum nie tylko religijne, ale też kulturowe. Jezus swoim przepowiadaniem potwierdza starożytne proroctwa prorockie. Taki obraz zniszczenia oraz degradacji świętego miasta jest skutkiem grzesznych działań ludzi. To konsekwencja zatwardziałości ich serc. Jeruzalem zostanie zrehabilitowane wraz z ponownym przyjściem Syna Człowieczego. Wraz z Nim przybędzie odkupienie. Nastanie Nowe Jeruzalem, gdzie jedynym prawem będzie miłość.

Jerozolima nieustannie, poprzez wieki jest nękana wojnami (czyli jest otoczona wojskiem). Bo odrzuciła Księcia Pokoju, mordując Go poza miastem. Wraz z tym, zamordowała w sobie pokój.

Podobnie z człowiekiem. Odrzucając Jezusa i Jego Ewangelię, nie zazna on prawdziwego pokoju serca.


środa, 24 listopada 2010

Prześladowanie na śniadanie


         A najpierw, przed tym wszystkim, użyją przeciw wam swojej siły i prześladować będą. Wydawać was będą zgromadzeniom i strażom, doprowadzać przed królów i namiestników z powodu mojego imienia. Stanie się to dla was okazją, aby dać świadectwo. Połóżcie to sobie dobrze w swoich sercach, żeby się zawczasu nie przygotowywać do obrony. Ja bowiem dam wam takie słowo i mądrość, jakim wszyscy wasi przeciwnicy nie będą zdolni się przeciwstawić ani im zaprzeczyć. Wydawani będziecie nawet przez [swoich] rodziców, i braci, i krewnych, i przyjaciół i do śmierci doprowadzą niektórych z was. Będziecie znienawidzeni przez wszystkich z powodu mojego imienia. Lecz nawet włos wam z głowy nie spadnie. Przez swoje wytrwanie zapewnijcie sobie życie (Łk 21,12-19)

 

Wiara często była i jest nadal motywującym czynnikiem dla prześladowań. I to mających różne oblicze. Niekoniecznie musi być to krwawe prześladowanie, można bowiem przeładować kogoś psychicznie czy też duchowo. U podłoża leży jednak zawsze nienawiść, fanatyzm, zaślepienie. Co więc czynić w obliczu prześladowań?

Nie własną siłą człowiek zwycięża. Pomimo, że Jezus zapowiada prześladowania, jednocześnie obiecuje swoją obecność jako pomocną w przeżyciu trudnego czasu próby. Ten czas nie musi być traumą. Może być okazją do dania świadectwa wierze. Poza tym, kto żyje blisko Pana, nie spadnie mu włos z głowy.

Wytrwanie w nauce Jezusa oraz Jego bliskości zapewnia życie. Wytrwanie – to stałość oraz wierność przyjętym wcześniej założeniom. Wierność wobec osoby to konsekwencja zaufania komuś. Chrystus zapewnia idących drogą wiary w Mesjasza asystencję swojego słowa i mądrości.

Dla chrześcijan musi być ona większa aniżeli strach. Nie tyle chodzi, by bronić religii, lecz by ochronić wiarę w sobie. Momenty próby są dobrą weryfikacją, ile jej w nas jest.


wtorek, 23 listopada 2010

Jezus czy Nostradamus?


      A kiedy niektórzy mówili o świątyni, że tak pięknymi kamieniami i darami wotywnymi jest ozdobiona, powiedział:"Co do tego, na co z podziwem patrzycie, to przyjdą takie dni, kiedy kamień na kamieniu tu nie zostanie, który by nie uległ ruinie". Zapytali Go potem, mówiąc: "Nauczycielu, a kiedy to będzie i co będzie znakiem, że to już się stanie?" On odpowiedział: "Uważajcie, byście nie dali się zwieść. Bo wielu przyjdzie pod moim imieniem i mówić będzie: "To JA JESTEM", oraz: "Ta chwila już blisko!" Nie idźcie za nimi. Gdy usłyszycie o wojnach i przewrotach, nie przeraźcie się, bo trzeba, aby to najpierw przyszło, ale nie tak szybko koniec". Wtedy też mówił im: "Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą wielkie trzęsienia ziemi, a w różnych miejscach głód i zaraza, straszne zjawiska wystąpią i wielkie znaki na niebie (Łk 21,5-11)

 

Jaki będzie koniec świata? Nie wiadomo. Kiedy nadejdzie? Nie wiadomo. Lecz jedno jest pewne: że nadejdzie. Świat zmierza ku temu wydarzeniu. W tej drodze jest wiele domysłów, przepowiedni, proroctw. A wraz z nimi wiele matactw, krętactw, niejasności, niedomówień. To rodzi niepokój w ludzkim sercu.

Można żyć Słowem i z radością oraz pokojem serca oczekiwać przyjścia Pana (oczekiwanie chrześcijan). Lecz można też ze strachem wsłuchiwać się w przepowiednie Nostardamusa, będąc przekonanym o ich spełnianiu się (oczekiwanie pogan). Znam wielu, którzy mienią się chrześcijanami, na pamięć znają słowa Nostradamusa, a nie znają Biblii. Niektórzy próbują łączyć jedno z drugim, ułudnie wmawiając sobie sens takiego działania.

Paruzja nadejdzie, a nawet już się realizuje. Jej pełnia nadejdzie niespodzianie. I oby Przychodzący zastał nas na spotkaniu ze Słowem, a nie na fantastycznej lekturze apokaliptycznej kupionej w kiosku na rogu ulicy.


poniedziałek, 22 listopada 2010

Wesoła wdówka


        Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki, i rzekł: Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie(Łk 21,1-4)

 

Nie chodzi, żeby dać wiele. Chodzi o to, by dać wszystko. To znaczy: postawić wszystko na Boga, który troszczy się o człowieka. dosłownie wszystko; całego siebie. Zaufać do samego końca i bez reszty.

Czy jest to jeszcze możliwe w świecie, gdzie liczą się jedynie zimne kalkulacje: opłaca się, czy nie? Warto zainwestować, czy nie? Czy zyskam na tym, czy też stracę? Polityka rzekomego odnajdywania się w życiu.

Wdowa wraz z dwoma pieniążkami wrzuciła całe swoje życie. Sytuacja wdów w czasach Jezusa nie była sytuacją wesołą. Nie miały żadnych rent, uposażenia, były odrzucone na margines, nieprzydatne z punktu widzenia społeczności.

W takiej sytuacji można albo popaść w depresję, załamać się i lamentować nad swoim losem. Lecz można też zaufać prowadzeniu Opatrzności, ofiarowując swój los w ręce Ojca. Ludzie ze świata, zapytają: - A cóż to przyniesie? Nie wiem. Spróbuj, a zobaczysz! Ja przynajmniej nie żałuję tych chwil, w których potrafiłem do samego końca zaufać.


niedziela, 21 listopada 2010

Królewski full


        Lud stał, aby się przyglądać. Starszyzna drwiła sobie, mówiąc: "Innych ratował, niech siebie uratuje, jeżeli On jest Mesjaszem od Boga, tym Wybranym!" Wyśmiewali Go także żołnierze. Podchodzili, podawali Mu ocet i mówili: "Skoro Ty jesteś królem Judejczyków, uratuj się!" A nad Nim był napis: "To król Judejczyków". Również jeden z powieszonych złoczyńców urągał Mu mówiąc: "Czyż Ty nie jesteś Mesjaszem? Uratuj siebie i nas!" Na to ten drugi, ganiąc go, powiedział: "Czy ty nawet Boga się nie boisz? Przecież temu samemu wyrokowi podlegasz! My - słusznie, bo otrzymaliśmy, co godne naszych czynów, a On niczego niestosownego nie zrobił". I jeszcze mówił: "Jezusie, wspomnij na mnie, kiedy wejdziesz do swojego królestwa". Odpowiedział mu: "O tak, oświadczam ci, dziś będziesz ze mną w raju" (Łk 23,35-43)        

 

Można zwątpić w siebie, swoją misję, prawdę, kiedy ze wszystkich stron słyszy się urągania otaczających ludzi. Nieustannie atakujące słowa, oskarżenia bez pokrycia, drwiny, szyderstwa, cynizm. Nie było to oszczędzone Jezusowi nawet w momencie Jego śmierci. Czynili to wszyscy dookoła: inteligencja (starszyzna żydowska ludu; elita narodu), żołnierze, ludzie z marginesu społecznego.

Zadziwiające, że pośród oskarżających, uważających siebie za sprawiedliwych, jedynym prawdziwie sprawiedliwym był jeden ze złoczyńców ukrzyżowanych nieopodal Jezusa. W obliczu końca staje w prawdzie o sobie oraz wierze (ostatniej desce ratunku) w Mesjasza. Jest to wiara usprawiedliwiająca, która otwiera bramy raju. Złoczyńca wyznaje z pokorą swoją winę, podczas gdy ludzie pyszni mienią się jedynie sprawiedliwymi w swoich oczach. Uważają więc, że sami siebie mogą zbawić przez swoją sprawiedliwość. Złoczyńca wie, że jego czyny nie mogą tego zagwarantować i całe swoje zbłąkane życie powierza w ręce Boga. Kolejny raz wypełnia się stwierdzenie Jezusa: „Prostytutki i złodzieje wchodzą przed wami do królestwa!” (Mt 21,31).

Patrząc na nasze krzyże, które niesiemy, można tak się w nie wpatrzyć, że nie widzieć na nim Chrystusa. Wtedy człowiek wierzy, że jego cierpienia, jego bieda go zbawią. Czy nie jest to myślenie, że jest się sprawiedliwym?

Ofiarowanie prawdy o sobie Jezusowi jest znakiem zaufania, który otwiera bramy królestwa.

 

sobota, 20 listopada 2010

Stawka większa niż życie


         A to, że umarli zmartwychwstają, nawet i Mojżesz ujawnił przy krzaku, gdy mówi: Pan, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba. Nie jest Bogiem umarłych, lecz żyjących. Przy Nim bowiem wszyscy żyją" (Łk 20,37n)

 

To nie jest kolejna bajka, kiedyś wymyślona przez kogoś, by bojącym się śmierci dodać odwagi. To nie jest kolejny mit, jak ten o Feniksie ciągle rodzącym się na nowo z popiołów. Prawda o zmartwychwstaniu jest faktem popartym powstaniem z martwych Jezusa. Zapowiadana wielokrotnie w Pierwszym Testamencie, ostatecznie zyskała swój właściwy kształt oraz wymiar w wydarzeniach paschalnych.

Kiedy Biblia mówi o śmierci, często przenosi ją w wymiar duchowy. Martwym jest ten, kto trwa uparcie w grzechu. Faktycznie, ludzie tkwiący w źle, stają się zimni i niezdolni do jakichkolwiek dojrzałych relacji z ludźmi. Tracą swoją przyszłość, która umiera wraz z nimi.

Przy Bogu, który jest Dawcą życia, człowiek może odnaleźć prawdziwy sens swojego istnienia. Odnajdując go, nawet śmierć fizyczna go nie przeraża (więcej: nie waha się obumierać dla swojego egoizmu by bardziej być dla Boga i innych ludzi!). Więcej, staje się ona okazją do pełnego zanurzenia w miłości. Przy Bogu wszyscy żyją! Nie może być inaczej, jeśli jest Bogiem żyjących.

Chcesz żyć? Teraz i później?... Po prostu zbliż się do Niego.

Chrześcijanin obumiera dla siebie, by przy Życiu znajdować życie.


piątek, 19 listopada 2010

Handelek


         Po wejściu na teren świątyni zaczął wyrzucać sprzedawców, mówiąc im: "Napisane jest: "Mój dom będzie domem modlitwy", a wy uczyniliście z niego jaskinię grabieżców". Potem uczył codziennie na terenie świątyni. Arcykapłani tymczasem, uczeni w Piśmie i przywódcy ludu pragnęli Go zabić, lecz niczego takiego nie wymyślili, co by mogli zrobić, bo cały lud z wielką uwagą Go słuchał (Łk 19,45-48)


Świątynia jest miejscem modlitwy, miejscem zamieszkanym przez Świętego; Kadosz. Czymś zupełnie przeciwnym jest jaskinia grabieżcy, miejsce zamieszkane przez złodzieja. Świątynia to miejsce kultu żywego Boga. Jaskinia to miejsce kultu zagrabionego bogactwa. 

Nasze wnętrze winno stanowić świątynię, ponieważ zamieszkuje w nim Duch Święty, dany na chrzcie, przyjęty w gościnę w bierzmowaniu, przybywający w Eucharystii. Lecz często serca ludzi wierzących są miejscem handlu z Bogiem. Stosując filozofię „coś za coś” kupczy się z Bogiem (także w kościołach), usiłując przekupić, kupić, wykupić Jego łaskę. Zwłaszcza, jeśli nam na czymś bardzo zależy. Wtedy miernik modlitwy wzrasta ponad normę. Handel z Bogiem. Byle tylko utargować to, co przecież się nam należy: zdrowie, pomyślność, szczęście, sukces, powodzenie... W zamian pielgrzymka, jakaś zdrowaśka, świeczka przy obrazie.

Interesowność naszych relacji z Bogiem zabija możliwość nawiązania z Nim prawdziwej relacji i dialogu. Wyrzucenie kupców ze świątyni było nie znakiem odrzucenia, lecz utworzeniem dla nich szansy do przemyślenia swojego postępowania, zmiany i zwróceniu się ku Ojcu.


czwartek, 18 listopada 2010

Miasto nie-Pokoju


          Kiedy był już blisko i zobaczył miasto, zaczął płakać nad nim. Powiedział wtedy: "O, gdybyś tak ty poznało w tym dniu, co służy pokojowi. Niestety zakryte jest dla twoich oczu. Przyjdą na ciebie dni; twoi wrogowie staną przy tobie obozem, otoczą cię i zaatakują ze wszystkich stron; zniszczą doszczętnie ciebie i twoje dzieci w tobie; nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu, bo nie poznałoś czasu nawiedzenia swojego" (Łk 19,41-44)


Chrystus płacze nad miastem. Nie tyle nad miejscem, w którym często bywał, lecz nad jego mieszkańcami. Nazwę „Jerozolima” tłumaczyć można jako: Pokój; miasto pokoju. Jezus zapłakał, bo miejsce to utraciło swój pokój poprzez obłudne, pełne brudu interesy rządzących przywódców religijnych. Przyjście Mesjasza było okazją do wprowadzenia pokoju, szalom. Zaprzepaszczoną przez ludzką pychę oraz zatwardziałość serc. 

Brak pokoju prowadzi do systematycznego wyniszczenia. Prorocka zapowiedź Jezusa ma swoją realizację już czterdzieści lat po Jego śmierci, kiedy to Rzymianie oblegli i częściowo zniszczyli święte miasto (40 po Chr.). Lecz owo niszczenie trwa do dziś dnia. Zamiast miastem pokoju, Jerozolima nadal jest miejscem ciągłych waśni oraz sporów na tle politycznym i również religijnym. Chrystus nadal płacze nad umiłowanym przez siebie miejscem. Kolejny raz umiera wraz z dziećmi izraelskimi i palestyńskimi, rozrywanymi minami na ziemi, której imię winno brzmieć Pokój.


środa, 17 listopada 2010

Ewangeliczna mina saperska


          Kiedy słuchali tego i ponieważ był już blisko Jeruzalem - oni sądzili, że już wkrótce ukaże się królestwo Boże - dodał jeszcze przypowieść. Tak powiedział: "Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się do dalekiego kraju, aby otrzymać urząd królewski i potem wrócić. Najpierw jednak przywołał dziesięciu swoich sług, dał im dziesięć min i powiedział im: "Obracajcie tym, aż wrócę". A jego krajanie nienawidzili go. Wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: "Nie chcemy, żeby on został naszym królem". Kiedy po otrzymaniu królewskiej władzy powrócił, kazał wezwać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, ile zarobili. Przybył pierwszy i powiedział: "Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min". On mu powiedział: "Znakomicie, dobry sługo. Ponieważ w tak bardzo małej rzeczy byłeś wierny, bądź rządcą dziesięciu miast". Przyszedł drugi i powiedział: "Panie, twoja mina przyniosła pięć min". Temu rzekł: "A ty stań nad pięciu miastami". Inny przyszedł i powiedział: "Panie, oto twoja mina. Trzymałem ją odłożoną w chustce, bo bałem się ciebie, gdyż jesteś człowiekiem surowym. Bierzesz, czego nie położyłeś, i kosisz, czego nie zasiałeś". Odpowiedział mu: "Na podstawie twoich słów oceniam ciebie, zepsuty sługo. Wiedziałeś, że ja jestem człowiekiem surowym, że biorę, czego nie położyłem, i koszę, czego nie zasiałem? Dlaczego nie oddałeś moich pieniędzy do banku? Ja po powrocie pobrałbym je z procentem". Potem rozkazał przybocznym: "Weźcie od niego tę minę i dajcie temu, który ma dziesięć min". Powiedzieli mu: "Panie, ma już dziesięć min". Oświadczam wam: każdemu, kto ma, będzie dane, a temu, kto nie ma, nawet co ma, zabrane zostanie. A tych moich wrogów, którzy nie chcieli, żebym został ich królem, przyprowadźcie tu i zabijcie ich przy mnie"". Gdy skończył swoje słowa, szedł dalej, podążając prosto do Jerozolimy (Łk 19,11-28)

 

Opowieść o gospodarności. O właściwym rozporządzaniu dobrami, które posiadamy. Nie są nasze, mamy je w depozycie od Stwórcy, hojnego Dawcy wszelkich łask.

Gospodarz znał dobrze swoje sługi. Nie dał im pod opiekę więcej min, niż byliby w stanie nimi gospodarować. Wiedział, na co kogo stać. Pragnął jedynie jakiejś, choćby niewielkiej, kreatywności swoich sług.

Jesteśmy obdarowani tyloma darami do Ojca! Każdy dar jest również konkretnym wezwaniem, pomimo iż jest całkowicie darmowy. Pomnażanie w sobie darów Bożej miłości jest odpowiedzią na wspaniałomyślność Boga; Jego zaufanie dla nas. Mnóstwo zobowiązań do strzeżenia darów Bożej łaski niesie ze sobą sakrament chrztu św. Wierność przyrzeczeniom chrzcielnym, sukcesywne pogłębianie wiary, wyrzekanie się grzechu oraz zła – to wszystko przynosi wzrost owoców duchowych; owych ewangelicznych min danych każdemu z nas. Jak nimi gospodarujemy, zależy od nas. Kiedyś przyjdzie nam stanąć przed Stwórcą i rozliczyć się z nich, naszych codziennych min. Choćby jedna pomnożona mina miłości ewangelicznej eksplodując, wyważa bramy nieba.


wtorek, 16 listopada 2010

Bóg w dom


        Na to Jezus mu rzekł: "Dzisiaj zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Bo Syn Człowieczy przyszedł odszukać i ocalić to, co zginęło" (Łk 19,9n)

 

Chrystus – to wcielone Zbawienie, które może zagościć w domu naszego serca. Kiedy? Kiedy staniemy się ludźmi wiary, do której jesteśmy wezwani jak Abraham, ojciec zaufania jedynemu Bogu Jahwe. Dlaczego? Bo Bóg na to właśnie zesłał swojego Syna, by nas odszukać pośród naszych pokręconych historii życia, niewierności, zapatrzenia we wszystko inne, tylko nie w obraz miłującego Ojca. W ten sposób jesteśmy zagubieni. Zadziwia mnie ta troskliwa, czuła relacja Boga do nas. Zamiast dawać nauczkę, troskliwie przygarnia w osobie swego Syna. Niepojęte są dzieła tego, kto naprawdę kocha!


poniedziałek, 15 listopada 2010

Cudowny okulista


       Gdy już zbliżał się do Jerycha, siedział tam przy drodze pewien niewidomy i żebrał. Usłyszawszy przechodzący tłum, pytał, co jest. Powiedziano mu, że to przechodzi Jezus z Nazaretu. Wtedy zaczął wołać: "Jezusie, Synu Dawida, zlituj się nade mną". Idący przodem strofowali go, żeby był cicho. On jednak jeszcze głośniej krzyczał: "Synu Dawida, zlituj się nade mną". Przystanął Jezus i kazał go do siebie przyprowadzić. Kiedy podszedł, zapytał go: "Co chcesz, abym dla ciebie zrobił?" On odpowiedział: "Panie, abym wzrok odzyskał". Jezus mu rzekł: "Odzyskaj wzrok, twoja wiara przywróciła ci zdrowie". Zaraz odzyskał wzrok i szedł za Nim, wielbiąc Boga. I cały lud, gdy to zobaczył, oddał chwałę Bogu (Łk 18,35-43)


Oczy są światłem duszy. Człowiek ociemniały przebywa w ciemnościach, czyli bez światła. Ewangeliczne opisy ślepoty dotyczą bardziej ślepoty duszy niż ciała. Osoby niewidome w sposób zaskakujący potrafią widzieć niekiedy więcej niźli osoby widzące. Gorzej jest ze ślepotą duchową. Kto na nią choruje, bez przerwy potyka się, upada, chodzi poraniony. Kto jest ociemniały duchem, jest żebrakiem wołającym o pomoc szeregiem swoich życiowych błędów.

Chrystus wychodzi naprzeciw głosowi potrzebujących. Tych, którzy nie idą za Nim drogą ewangelicznych wskazań, ale siedzą przy niej. Nie są w stanie wstać i pójść. Są zniewoleni.

Jezus oferuje spotkanie przywracające zdrowie. Minimum wiary nie tylko przywraca na nowo wzrok jednemu człowiekowi, lecz i całemu jego otoczeniu. Po uzdrowieniu niewidomego, cały lud „zobaczył” i zaczął wielbić Boga. Trzeba nam prosić o odzyskanie wzroku. Wtedy widzi się dużo więcej, niż oczekiwało by się zobaczyć.


niedziela, 14 listopada 2010

Czarnowidz?


         A najpierw, przed tym wszystkim, użyją przeciw wam swojej siły i prześladować będą. Wydawać was będą zgromadzeniom i strażom, doprowadzać przed królów i namiestników z powodu mojego imienia. Stanie się to dla was okazją, aby dać świadectwo. Połóżcie to sobie dobrze w swoich sercach, żeby się zawczasu nie przygotowywać do obrony. Ja bowiem dam wam takie słowo i mądrość, jakim wszyscy wasi przeciwnicy nie będą zdolni się przeciwstawić ani im zaprzeczyć. Wydawani będziecie nawet przez [swoich] rodziców, i braci, i krewnych, i przyjaciół i do śmierci doprowadzą niektórych z was. Będziecie znienawidzeni przez wszystkich z powodu mojego imienia. Lecz nawet włos wam z głowy nie spadnie. Przez swoje wytrwanie zapewnijcie sobie życie (Łk 21,12-19)

 

Niezbyt wesołe perspektywy przyszłości daje Jezus swoim uczniom. Potwierdziły się one zresztą w męczeńskiej śmierci większości z nich. Chrystus był przyczyną sporów oraz nienawiści u wielu sobie współczesnych. Dlatego i dzisiaj Jego wyznawców czeka taka sama droga. Wie o tym Chrystus. Przeczuwają to również uczniowie.

Lecz Chrystus nie zostawi swoich naśladowców samych. A czy obok Niego może wydarzyć się coś złego? W Nim nawet śmierć traci swój oścień. W końcowym więc rezultacie wierni (wytrwali) zatriumfują. Mądrość i słowo obiecane są nie jako odwet, lecz jako obrona; tarcza przed atakiem zła. Adwokatem bowiem jest sam Duch Święty, który jest hojnym Dawcą darów mądrości, odwagi oraz tego, co niezbędne w walce o miłość, nawet w czasie prześladowań.

Prześladowania różnego rodzaju, niezrozumienie ze strony innych – to konsekwencja wyboru Jezusa. Lecz to też okazja do świadectwa, pomnażania siły swojej wiary, a w końcu zapewnienie sobie życia.

Myli się ten, kto myśli, że chrześcijaństwo jest łatwą drogą. Jest codziennym zmaganiem się o dobro i miłość, w imię Pana. Chrześcijanin nawet podczas prześladowania potrafi składać dziękczynienie Ojcu. Bo wie, że ostatecznym zwycięzcą jest właśnie On!


sobota, 13 listopada 2010

Trwaj


        Opowiedział im przypowieść, aby pouczyć, że zawsze powinni się modlić i nigdy nie ustawać. Mówił: "W pewnym mieście żył sędzia. Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. I żyła w tym mieście wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: "Obroń mnie przed krzywdą ze strony mojego przeciwnika". Przez pewien czas nie chciał. Jednak później pomyślał sobie: "Chociaż Boga się nie boję i nie liczę się z ludźmi, jednak ponieważ męczy mnie ta wdowa, obronię ją przed krzywdą, aby przychodząc bez końca, nie dręczyła mnie"". I Pan dodał: "Słuchajcie, co mówi ten niesprawiedliwy sędzia. A czy Bóg nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego? Czy będzie zwlekał z ich sprawą? Oświadczam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Czy jednak, gdy przyjdzie Syn Człowieczy, znajdzie wiarę na ziemi?" (Łk 18,1-8)

 

Jeżeli ktoś nas szanuje, słucha naszych słów. Nie trzeba więc powtarzać ich bez przerwy. Jak to więc jest z Bogiem, który kocha i szanuje człowieka, a mimo to modlitwy zostają wysłuchane po długim procesie modlitwy? Albo czy słucha wtedy, kiedy wszystko wskazuje na to, że nas nie wysłuchuje?

Owa ciągłość i nieustanność modlitwy jest pewnie potrzebna nam, w naszym dojrzewaniu do wiary. Bóg dopuszcza ów proces oczyszczania naszego serca, myśli, intencji właśnie poprzez modlitwę. Ona zmienia człowieka. Tylko... trzeba zacząć się modlić. W żywym kontakcie ze Stwórcą zyskujemy światło, które pozwala właściwie spojrzeć, z pokojem i rozsądkiem, na nasze prośby kierowane do Ojca.

Potrzeba jednak wiary, że Bóg słyszy nasz głos, jest zawsze blisko, nie pozostaje obojętny oraz pragnie przyjść nam z pomocą. Bo wiara – to kwestia zaufania.


piątek, 12 listopada 2010

Za-sępiony chrześcianin


         Bo jak było za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli, pili, żenili się, za mąż wychodziły aż do tego dnia, w którym Noe wszedł do arki i nastał potop. Zniszczył wszystkich. Podobnie jak było za dni Lota: jedli, pili, kupowali, sprzedawali, sadzili, budowali, a w tym dniu, w którym Lot wyszedł z Sodomy, ogień i siarka spadły z nieba i zniszczyły wszystkich. Tak samo będzie w tym dniu, w którym pojawi się Syn Człowieczy. Kto w owym dniu będzie na tarasie, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, aby je zabrać; kto na polu, niech tak samo nie odwraca się do tego, co za nim. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Jeśli ktoś będzie zabiegał o to, aby zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, odrodzi je. Oświadczam wam: tej nocy dwóch będzie na jednym łożu, jeden zostanie wzięty, a drugi odrzucony; dwie będą razem mełły, jedna zostanie wzięta, a druga odrzucona". Wtedy odzywając się, zapytali Go: "Dokąd, Panie?" A On im odpowiedział: "Gdzie padlina, tam zbiorą się także sępy" (Łk 17,26-37)

 

Historia lubi się powtarzać. Za czasów Noego, za czasów Lota żyli ludzie nie przejmujący się Bogiem. Tak było też za czasów Jezusa. No i nie jest wielkim odkryciem dla nikogo, że tak jest i w dzisiejszym świecie. 

Cała prawda o tym w pełni ujawni się w dniu przyjścia Pana. Zniknie misternie tkana przez niektórych woalka pięknych deklaracji, opadną wszelkie maski, stawiając nas wobec Prawdy: o nas samych, naszych relacjach z Bogiem i innymi ludźmi. Będzie to swego rodzaju oczyszczenie.

Po nim, patrząc w lustro historii swojego życia, będziesz mógł ujrzeć w nim obraz człowieka, lub też gnijącą padlinę, wokół której szybują drapieżne sępy. To zależy od nas już teraz: czy w codzienności stajemy się bardziej ludzcy czy też bardziej zwierzęcy (kierujący się popędami, a nie sercem oraz rozumem).

czwartek, 11 listopada 2010

O Królestwie


        Zapytany przez faryzeuszy, kiedy przyjdzie królestwo Boga, tak im odpowiedział: "Królestwo Boga nie przyjdzie w sposób zauważalny. Nie będą też mogli powiedzieć: "Oto tu", albo: "Oto tam", bo królestwo Boga jest w was". Do uczniów powiedział: "Przyjdą dni, kiedy zapragniecie zobaczyć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: "Patrz, tam!", albo: "Patrz, tu!". Nie idźcie tam, nie pędźcie. Jak bowiem błyskawica rozbłyskuje i świeci pod niebem od krańca do krańca, tak pojawi się Syn Człowieczy w swoim dniu. Najpierw jednak trzeba, aby On doznał wielu cierpień i aby zniósł odrzucenie ze strony tego plemienia (Łk 17,20-25)

 

Królestwo Chrystusa to królestwo duchowe. Więc: niewidzialne w swojej istocie. Ma jednak uwidaczniać się we wspólnocie uczniów, a zwłaszcza w braterskich relacjach pomiędzy nimi.

Ludzie mają tendencję do kierowania się ku rzeczom materialnym, tj. zauważalnym. Zupełnie tak, jakby jedyną wartością było to, co można dotknąć. Dlatego na przestrzeni wieków tyle było przeróżnych spekulacji co do obrazu oraz przyjścia Królestwa.

Uczniowie mają nie pędzić za sensacyjnymi doniesieniami o rzekomym nadejściu Królestwa. Dlaczego? Bo ono JUŻ jest obecne w sercu człowieka wierzącego.

Kiedy kochasz szczerze i prawdziwie, serce staje się wypełnione obecnością Boga, który jest Miłością. Staje się pałacem; Jego królestwem. Kto naśladuje Chrystusa, równocześnie odczuwa bliskość Królestwa i nie potrzebuje poszukiwać innego. Wtedy już tylko pozostaje zapytać o to, w jaki sposób przybliżyć je innym, którzy w pogoni życia przebiegają obok, nie widząc go.


środa, 10 listopada 2010

Swąd, trąd i On


       W drodze do Jeruzalem także On przechodził przez teren graniczny Samarii i Galilei. Gdy wchodził do jakiejś wsi, wyszło Mu naprzeciw dziesięciu trędowatych. Stanęli z daleka i podnosząc głos zawołali: "Jezusie, Mistrzu, zlituj się nad nami". Gdy ich spostrzegł, powiedział: "Idźcie i pokażcie się kapłanom". I właśnie wtedy, kiedy tam szli, zostali oczyszczeni. Gdy jeden z nich zauważył, że wyzdrowiał, zawrócił wychwalając Boga wielkim głosem. Upadł na twarz u Jego stóp i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Wtedy Jezus odezwał się mówiąc: "Czy nie dziesięciu dostąpiło oczyszczenia? Gdzie dziewięciu? Żaden się nie znalazł taki, żeby wrócić i oddać chwałę Bogu z wyjątkiem tego obcoplemieńca?" A do niego powiedział: "Podnieś się i idź. Twoja wiara cię wyzwoliła" (Łk 17,11-19)

 

Z punktu widzenia medycznego, trąd jest chorobą zakaźną nerwów i skóry. Z powodu możliwości zakażenia, od zawsze budziła strach. Trąd skazywał na izolację od ludzi. A raczej – to ludzie skazywali trędowatego na skrajną samotność. Był skazany, naznaczony, niechciany, odrzucony na margines życia społecznego. Chorzy na leprę cierpieli więc nie tylko męczarnie fizyczne, lecz również psychiczne. Z daleka od wszystkich skazani byli na powolne umieranie.

Nie mniej straszny niż kiedyś jest współczesny trąd, którego źródłem jest grzech. Trąd grzechu jest straszniejszy niż trąd ciała.

W Ewangelii Chrystus ukazuje, że pragnie wyzwalać od wszelakich chorób. Kiedy wdzięcznym sercem pragnie się oczyszczenia. Nie jest ważne, że do tej pory było się cudzoziemcem, straceńcem w oczach świata. Ważne jest dostrzec w Jezusie nie narzędzie, którego można użyć do osiągnięcia jakiejś łaski, lecz Kogoś, z kim można spotkać się; nawiązać bliską relację. To ona uzdrawia, przywraca nowe relacje z innymi ludźmi, podnosi. Daje nowe życie: nieskażone setkami ropiejących, rozdrapywanych ran, lecz kwitnące wolnością.


wtorek, 9 listopada 2010

Świątynia


          Blisko już była Pascha u Judejczyków, więc Jezus udał się do Jerozolimy. Na terenie świątyni zastał sprzedających woły, owce i gołębie, a także tych, co siedząc tam, wymieniali pieniądze. Zrobił więc sobie bicz z postronków i wyrzucił wszystkich z terenu świątyni, także owce i woły; pieniądze wymieniających rozsypał, a ich stoły poprzewracał. Do sprzedawców natomiast gołębi powiedział: "Usuńcie to stąd i nie róbcie targowiska z domu mojego Ojca". Przypomnieli sobie wtedy Jego uczniowie, że jest napisane: "Gorliwość o Twój dom rozpala mnie". Judejczycy zapytali Go: "Jaki znak nam pokażesz, że to czynisz?" Jezus w odpowiedzi rzekł im: "Zburzcie tę świątynię, a w trzy dni ją odbuduję". Na to Judejczycy powiedzieli: "Już czterdzieści sześć lat, jak zaczęto budować tę świątynię, a Ty w trzy dni ją postawisz?" On jednak mówił o świątyni swego ciała. Kiedy powstał z martwych, przypomnieli sobie Jego uczniowie, że o tym mówił, dlatego uwierzyli Pismu i każdemu słowu, które Jezus wypowiedział (J 2,13-22)


Jezus nie był lukrowatym, słodkim produktem swoich czasów, lecz mężczyzną o silnej woli, który potrafił ostro sprzeciwić się temu, co niegodne oraz nieuczciwe. Zwłaszcza jeżeli chodziło o sprawy najważniejsze. A jedną z nich była sprawa świątyni jerozolimskiej.

Świątynia to coś więcej niż tylko miejsce kultu. Za nią stało misterium żywego, jedynego Boga Jahwe. Było to miejsce święte, uświęcone obecnością Boga. Uprzywilejowane do spotkania z Nim. Chrystus, jako Bóg – Człowiek, miał więc z nim szczególne relacje, gdyż był to Jego dom.

Nie dziwi więc, że miał prawo zrobić w nim akcję porządkową, wyrzucając kupczących świętością Boga. To przeciwstawienie się legalizmowi religijnemu, który nabijając kiesy przywódców religijnych narodu, nie tylko ogałacał kieszenie pielgrzymów, lecz również przysłaniał to, co ważne.

Niektórzy twierdzą, że prawdziwej wierze nie jest potrzebna świątynia (Kościół). Chrystus nigdy nie zanegował potrzeby jej istnienia. Więcej: utożsamił ją całkowicie ze sobą! Obraz zburzonej świątyni to Jego uśmiercone ciało. Trzy dni spoczywało w grobie, by potem powstać z martwych. Tak dokonało się odbudowanie nowej świątyni. Tym razem na kamieniu węgielnym, jakim jest Chrystus Pan. Odrzucając więc Kościół, odrzuca się jednocześnie samego Chrystusa.

Wielkie dzieło budowy świątyni jerozolimskiej rozpoczął Herod Wielki ok. 20 roku przed narodzinami Jezusa. Prace nad jej wykończeniem trwały do roku 64 po narodzinach Chrystusa. Czyli świątynia była budowana aż 84 lata. Została zniszczona przez Rzymian w roku 70. Więc Żydzi chlubili się nią zaledwie przez sześć lat. Niewiele, wziąwszy pod uwagę czas jej budowy.

Można całe życie poświęcić budowie jakiegoś wielkiego monumentu w swoim życiu, który potem okazuje się kolosem o glinianych nogach, mogącym w każdej chwili może runąć. A można swoje życie budować na Chrystusie (Kościele). Wtedy przetrwa ono wszelkie zawirowania i burze. 

Nie wiem, jak wy. Ja wybieram Jezusa!


poniedziałek, 8 listopada 2010

O zgorszeniu, przebaczaniu i wierze


       Powiedział do swoich uczniów: "Niemożliwe jest, żeby nie przyszły zgorszenia, jednak biada temu, za którego sprawą przychodzą. Korzystniejsze by było dla niego, gdyby kamień od żaren zawisnął u jego szyi i by strącony został do morza, niż żeby miał zgorszyć jednego z tych małych. Czuwajcie nad sobą. Jeśli zgrzeszy twój brat, upomnij go, a jeśli będzie żałował, przebacz mu. Jeśliby nawet siedem razy dziennie zgrzeszył przeciw tobie i siedem razy żałował, mówiąc ci: "Żałuję", przebaczysz mu". Apostołowie zwrócili się do Pana: "Dodaj nam wiary". Pan odpowiedział: "Gdybyście mieli wiarę [choćby taką] jak nasienie gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij się i zasadź się w morzu", i posłuchałaby was (Łk 17,1-6)

 

Zgorszenie, to inaczej: antyświadectwo; nieprawość. To skazanie kogoś na duchowe, wewnętrzne wzburzenie mogące poważnie zachwiać jego wiarą. Takie zgorszenie może dokonać się zwłaszcza u ludzi prostych, szczerych; tych, którzy usiłują żyć wg konkretnego programu wartości.

Takiego zgorszenie chrześcijanin może dokonywać poprzez niezgodne z Ewangelią życie, także (co uwypukla Jezus) poprzez nie praktykowanie braterskiego przebaczenia, które w najgłębszym swoim wyrazie jest kwestą miłości bliźniego. A ta stoi w centrum życia chrześcijańskiego. Jeśli jej zabraknie w życiu codziennym wierzącego, pośród otoczenia może stać się to powodem do zgorszenia.

Uczniowie proszą Pana o dar wiary. Wiedzą, iż sami nie zdołają osiągnąć doskonałości. Ludzkie siły nie wystarczą. Też do tego, by przebaczać szczerze i bez odwetu. Proszą o dar wiary również w to, iż można do końca przebaczyć komuś, kto zrobił coś złego przeciwko nim.

Umiejętność przebaczania jest sztuką. Trzeba nam więc prosić o pomoc miłosiernego oraz przebaczającego Ojca. Tylko ucząc się przebaczać w miłości nie staniemy się zgorszeniem dla świata. Bo albo jest się świadkiem albo gorszycielem Ewangelii. Weryfikuje to codzienne życie, a nie piękne deklaracje o swojej wierze.


niedziela, 7 listopada 2010

Jak to będzie?


       Podeszli też jacyś spośród saduceuszy, którzy zaprzeczają zmartwychwstaniu, i postawili Mu takie pytanie: "Nauczycielu, Mojżesz napisał nam tak: "Jeśli umrze czyjś brat, mając żonę, i był on bezdzietny, niech tę żonę weźmie jego brat i wzbudzi potomstwo swojemu bratu". Otóż było siedmiu braci. Pierwszy, gdy wziął żonę, umarł bezdzietny. Drugi i trzeci ją pojął, i jednakowo siedmiu nie zostawiło potomstwa i umarło. Na końcu zmarła także ta kobieta. Po zmartwychwstaniu zatem którego z nich żoną będzie ta kobieta? Przecież siedmiu miało ją za żonę". Na to Jezus im odpowiedział: "Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą, ci natomiast, którzy zostaną uznani za godnych dostąpienia udziału w tamtym świecie i w zmartwychwstaniu, ani się nie żenią, ani za mąż nie wychodzą. Bo przecież już umrzeć nie mogą, lecz są równi aniołom. Jeśli są synami zmartwychwstania, są synami Boga. A to, że umarli zmartwychwstają, nawet i Mojżesz ujawnił przy krzaku, gdy mówi: Pan, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba. Nie jest Bogiem umarłych, lecz żyjących. Przy Nim bowiem wszyscy żyją" (Łk 20,27-38)

 

Zarówno zmartwychwstanie, jak i życie po nim, są misterium. Nie można więc z pomocą słów ukazać tej rzeczywistości ani jej zrozumieć. Jezus nie tłumaczy więc, jakie to życie będzie. Powołując się na przykład dany przez saduceuszów informuje, że będzie ono całkiem równe od tego na ziemi. Dlatego nie można go nawet porównywać ze zwyczajami i zasadami życia, które znamy.

Bardziej istotne jest pytanie o zmartwychwstanie. Wiara w ten fakt, objawiany przez Chrystusa, a w końcu ukazany poprzez Jego powstanie z martwych. Zamiast zastanawiać się, jakie będzie życie po śmierci, trzeba wpierw uwierzyć w zmartwychwstanie; poczuć jego sens, oświecić życie doczesne jego blaskiem. A tego tak bardzo często brakuje nawet chrześcijanom!

Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 991) ujmuje wiarę w fakt naszego zmartwychwstania jako będący od początku „istotny element wiary chrześcijańskiej”, powołując się na pisma Tertuliana: Fiducia christianorum resurrectio mortuorum; illam credentes, sumus – "Zmartwychwstanie umarłych jest ufnością chrześcijan; ta wiara nas ożywia" (De resurrectione carnis, 1,1)

Jak będzie po zmartwychwstaniu?... Nie wiem. Ale znając Ojca po prostu wiem, że piękniej niż mogę sobie wyobrazić. To mi wystarczy. Kwestię szczegółów zostawiam Jemu.


sobota, 6 listopada 2010

Panowie dwaj


      I ja wam mówię: zdobywajcie sobie przyjaciół mamoną niesprawiedliwości, aby gdy już się ona skończy, przyjęto was do namiotów wieczności. Wierny w najdrobniejszym i w wielkim jest wierny, a w najdrobniejszym nieuczciwy i w wielkim jest nieuczciwy. Jeżeli zatem nie okażecie się wierni w związanej z nieuczciwością mamonie, kto wam powierzy to, co związane jest z prawdą? Jeżeli z cudzym nie okażecie się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może służyć dwom panom, bo jednym gardzić będzie, a drugiego lubić; o jednego dbał będzie, a drugiego zlekceważy. Nie możecie służyć Bogu i mamonie". Słuchali tego wszystkiego faryzeusze, którzy lubią pieniądze, i wyśmiewali Go. Wtedy rzekł im: "Wy wobec ludzi robicie z siebie sprawiedliwych, Bóg jednak zna wasze serca. Co u ludzi wyniosłe, przed Bogiem odrażające (Łk 16,9-15)

 

Rozdwojenie siebie w służbie Bogu i temu, co ziemskie (a co staje się często bożkiem) prowadzi do hipokryzji, utraty tożsamości, zdrady. Droga za Chrystusem musi być daleka od kompromisów na korzyść radykalizmu ewangelicznego. Słowo „mamona” odnosimy do słowa: pieniądz; bogactwo. Lecz w języku aramejskim oznacza ono również bóstwo aramejskie. Źródłosłów ma`mon oznacza pewność, zaufanie, bezpieczeństwo, a więc: owo bóstwo miało zapewnić oddającym mu cześć bezpieczeństwo. Pewnie słusznie więc mamonę utożsamia się z pieniędzmi, gdyż tak wielu tylko w nich szuka zabezpieczenia swojego życia.

Nie chodzi jednak jedynie o pieniądze, lecz o to wszystko, co staje się w naszym życiu ważniejsze od Boga. Przeważnie jest to konsumpcyjny stosunek do życia, poddawanie się rezygnacji z prowadzenia życia duchowego i praktykowania cnót ewangelicznych.

Uczeń Jezusa to ten, kto upodabnia się do swojego Nauczyciela. Czyni swoje życie miłosną służbą dla innych ludzi. Nie udaje sprawiedliwego religijnie na zewnątrz, podczas gdy wewnątrz swoimi pożądaniami służy innym bożkom.

Być wiernymi do końca; uczciwym w najdrobniejszym. Oto program życia dla tych, którzy chcą stawać się bardziej ludzcy. Tak, jak Bóg stał się człowiekiem w osobie Chrystusa, wskazując poprzez Niego, co znaczy prawdziwe człowieczeństwo. Że nie znosi ono kompromisów i w pełni dojrzewa w miłości.


piątek, 5 listopada 2010

Kilogram rozumu


        Mówił również do uczniów: "Był pewien bogaty człowiek. Miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego dobra. Wezwał go zatem i rzekł mu: "Cóż to słyszę o tobie? Rozlicz się ze swojego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą". Rządca zaczął się zastanawiać: "Co mam zrobić, skoro mój pan odbiera mi zarząd? Do kopania ziemi nie mam sił, żebrać się wstydzę. A!!! Już wiem, co zrobić, żeby po odsunięciu mnie od zarządu przyjęto mnie do swoich domów". I zaczął pojedynczo przywoływać każdego z dłużników swojego pana. Pytał pierwszego: "Ile jesteś winien mojemu panu?" On odpowiedział: "Sto baryłek oliwy". Rzekł mu: "Weź swój rachunek, siadaj tu zaraz i napisz: pięćdziesiąt". Potem drugiego zapytał: "A ty ile jesteś winien?" On odpowiedział: "Sto korców pszenicy". Rzekł mu: "Weź swój rachunek i napisz: osiemdziesiąt". Pan pochwalił tego nieuczciwego zarządcę, bo przezornie postąpił. Synowie bowiem tego świata roztropniejsi są w stosunku do sobie podobnych niż synowie światła (Łk 16,1-8)

 

Nieuczciwość nie jest pochwalana przez Ewangelię. Natomiast zaradność, bezkompromisowość, czy jak mówi Ewangelia – „roztropność”, jest tą cechą, jaką należy się kierować w życiu ucznia Jezusa. Ogólnie określić ją można jako „cnotę moralną, która wyraża się umiejętnością dobierania właściwych środków prowadzących do celu. Jest zasadą doskonalenia postępowania człowieka. Człowiek roztropny korzysta z rozumu, który powinien dostarczać elementów osądu czy też kryteriów oceny. Potrafi też zasięgnąć rady u innych. Roztropność jest jedną z czterech cnót kardynalnych w chrześcijaństwie. O jej potrzebie mówili już starożytni filozofowie”.

Roztropność nie jest więc podyktowana instynktem samozachowawczym. Jest rozumowym rozwiązywaniem zaistniałych problemów. A chrześcijaństwo nie jest jedynie sentymentalnym egzystowaniem w świecie, lecz także zakłada twarde stąpanie po ziemi; racjonalność działania.

Do takiego więc życia zachęca Chrystus. Nie naiwnego i ckliwego, lecz roztropnego i opartego na miłości Bożej. Wiara nie jest bezrozumnym aktem, lecz choć nie możliwa do zgłębienia przez rozum, opiera się na pewnych przesłankach rozumowych.