
Do tego, który Go zaprosił, powiedział: "Gdy urządzasz obiad lub kolację, nie zapraszaj swoich przyjaciół, ani swoich braci, ani swoich krewnych, ani bogatych sąsiadów, aby może i oni z kolei nie zaprosili ciebie i już miałbyś zapłatę. Ale gdy urządzasz przyjęcie, zapraszaj biednych, inwalidów, okaleczonych, niewidomych, a będziesz szczęśliwy, bo oni nie mają jak ci się odwzajemnić, więc otrzymasz zapłatę przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych" (Łk 14,12-14)
Słowa te wygłosił Jezus patrząc na uczestników uczty w domu faryzeusza, gdzie był zaproszony. Patrzył przede wszystkim w serca ludzkie. Radował się znajdując w nich ludzkie odruchy, wiarę, miłość. I smucił widząc hipokryzję, podstęp, zamknięcie, brak miłości.
Judejczycy pogardzali ludźmi, którym w życiu się nie powiodło. Powodzenie, bogactwo, wielkość społeczna była bowiem znakiem Bożego błogosławieństwa. Wszyscy więc nieuleczalnie chorzy, trędowaci, ubodzy, niewidomi, chromi odrzucani byli na margines społeczny. Uznawano ich za nieudaczników pokaranych przez Jahwe.
Jezus naucza, że takich ludzi nie można odrzucać, lecz okazać im pomoc. To jak zaproszenie na wspólną ucztę, która jest znakiem gościnności dla innych, akceptacji, solidarności w ludzkiej niedoli. Ale i sprawiedliwości, do której wzywa Bóg.
Człowiek sprawiedliwy to człowiek szczęśliwy. Gromadzi skarby w niebie, a nie na ziemi. Szczęście z kolei przynosi bezinteresowna miłość. Jest ona wolna od jakichkolwiek oczekiwań oraz zapłaty. Dzięki niej człowiek zmartwychwstaje, budząc się do nowego życia. A przecież ku temu życiu zmierzamy. Już teraz możemy kosztować jego szczęścia. Zawsze wtedy, kiedy okazujemy się braćmi dla innych ludzi. Zwłaszcza tych potrzebujących naszego braterskiego wsparcia.