Ja jestem szlachetnym krzewem winnym, a mój Ojciec jest gospodarzem. Jeśli jakakolwiek gałązka we mnie nie wydaje owocu, usuwa ją, a każdą, która owoc wydaje, oczyszcza, aby jeszcze obficiej owocowała. Wy już jesteście czyści dzięki nauce, którą wam przekazałem. Wytrwajcie we mnie, jak ja w was. Jak gałązka sama z siebie nie może wydać owocu, chyba że trwać będzie w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy gałązkami. Gdy ktoś trwać będzie we mnie, a ja w nim, taki wyda owoc obfity, bo beze mnie nie jesteście zdolni niczego uczynić. Jeśli ktoś we mnie trwać nie będzie, jak ta gałązka odpadnie i uschnie. Zbierają je i wrzucają do ognia. I palą się. Jeśli we mnie będziecie trwać i jeśli moje słowa w was będą trwały, to poprosicie, o cokolwiek zechcecie, i stanie się wam. Mój Ojciec przez to będzie doznawał chwały, że obfity owoc będziecie wydawać i tak będziecie dla mnie uczniami (J 15,1-8)
„Ja Jestem” – pod takim imieniem objawił się Bóg Mojżeszowi. W ewangelii Janowej, Chrystus potwierdza swoją boskość, mówiąc: Ja jestem. Kim On jest? Odpowiedź jednoznaczna dla wierzących (jedyny Pan, Syn Boży), aczkolwiek zawiera w sobie szereg innych sformułowań, i to wychodzących z ust samego Jezusa. Jest On: drogą, prawdą i życiem, bramą owiec, dobrym pasterzem, zmartwychwstaniem. Przedstawia się też jako krzew winny. Nie byle jaki, nie dzika szczepka rosnąca w polu, ale szlachetna winorośl w winnicy samego Boga. Szlachetna (pochodzi z królewskiego rodu Dawida) i płodna (jest kamieniem węgielnym Kościoła, który stale rodzi nowe dzieci).
Na mocy chrztu jesteśmy wszczepieni w Chrystusa, tworząc wspólnie braterską wspólnotę ludzi kochających Ojca. Kochać, to też przebywać blisko, jak najbliżej. Kochać, to wpatrywać się miłośnie w ukochaną osobę. Kochać, to też oddawać chwałę poprzez konkretne owoce codziennego życia.
Można spalać się w ogniu egoizmu czy egocentryzmu jako nieużyteczne, uschłe gałązki. A można spalać się w ogniu miłości, dla Ojca i dla innych, i tak przynosić obfity owoc swojego życia. Wszczepieni w Jezusa mamy nie tylko doskonały tego przykład w Jego życiu i śmierci, ale też mamy Jego wsparcie. Wszak jesteśmy Jego uczniami.
3 komentarze:
Kościół stale rodzi nowe dzieci, ale często papierkowe. Czasem gałązki próbują odrosnąć i wydać z siebie owoc. Początkowo mizerny, ale może z czasem, …kto wie, lepszy i bardziej dorodny? Potrzeba jednak na to czasu, cierpliwości, miłości ogrodnika i wiary w nas. Jak czytam ten fragment, wciąż w pamięci delikatnie daje znać o sobie historia pewnego drzewka figowego [Mt 21,18-22 ]. Chciałabym być kiedyś drzewem, ale nie jedynie pełnym liści zielonych i bez owoców. Boję się tak fałszywie pojętej pobożności i wiary jedynie w kogoś, kto był, lecz Go dziś nie ma. Pragnieniem moim jest odszukać Go, uczyć się Go poznawać i pokochać z całą mocą zaufania.
Próbuję znaleźć swoje miejsce na wielkim krzewie winnym. Próbuję odnaleźć siebie wśród innych gałązek. Staram się karmić Jego Słowem by móc w końcu trwać w Nim i dla Niego. On daje mi siłę, ale i wsparcie mam od innych gałązek. Z pozoru wydawałoby się odległych a jednak mi bliskich. Czy dam radę i nie uschnę ponownie? Bo dużo z nas usycha. Nie modne jest dziś owocowanie. Ilu z nas udaje jedynie, że wierzy. Ale udaje, przed kim? Przed sobą czy przed innymi, bo przed Nim się nie da udawać? Ilu z nas łudzi się, że skoro wierny jest tradycji to i Jemu? Ilu z nas ma świadomość, że sam z siebie nie może wydać owocu, lecz trzeba być mocno złączonym z Nim? Ale z Nim, który żyje, bo trudno próbować wydać owoc będąc gałązką martwej gałęzi, w której nie płyną życiodajne soki.
Ja wiem, że żeby wydać owoce nie wystarczy samo Słowo i próba (nawet ta nieudolna, ale próba) wplecenia Go w życie codzienne. Trzeba też innego pokarmu. Pokarmu, o którym mówi się ostatnio, ale w kontekście formy Jego przyjmowania a nie w kontekście Prawdy, jaką w sobie zawiera. To smutne. Zupełnie jakby opakowanie było ważniejsze, niż Prawda w nim schowana dla nas.
Ale to dla mnie jeszcze za trudne i nie możliwe do wykonania. Choć pragnienie.. wciąż w sobie noszę. Może.. kiedyś.. Nie wiem.
Tymczasem… życzę nam byśmy wzrastali i obficie owocowali..od świtu po zmierzch, ale i od zmierzchu po świtanie.
kasia
PS.… a w głowie wciąż brzmią dźwięki, które ktoś, kiedyś, gdzieś zamieścił ..”… ahora que eres cuerpo y sangre, vives en mí…” No właśnie? Si vive en mi? I chciałby się rzec.. chciałoby się głośno powiedzieć ..”tak.. On żyje we mnie”..
dobranoc
Dla tych którzy chcieliby posłuchać.. lecz nie mieli jeszcze okazji..
CANTO DE COMUNION
kasia
Bóg w Trzech Osobach: Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty wzajemnie obdarzający się miłością. Gdyby Bóg był Jeden, nie w Trzech Osobach to nie byłoby relacji wzajemnej miłości, a BÓG JEST MIŁOŚCIĄ. Jest to moje ostatnie odkrycie poprzez książkę Williama P.Yunga "Chata". Jeśli dobrze to przekazałam. Przepięknie, obrazowo zostało to przez Younga przedstawione. Niby to wiedziałam, ale teraz inaczej odebrałam tę Bożą mądrość.
Autor ukazuje niezwykłego Boga. Ludzkiego Boga. Bohater zaczyna mówić do Niego Tato. Od książki trudno się oderwać, łzy kapały mi z oczu.
Nika
Prześlij komentarz