środa, 13 lipca 2011

Prostym sercem



W tym to czasie Jezus, kolejny raz przemawiając, powiedział: "Uwielbiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś to przed uczonymi i mądrymi, a odsłoniłeś małym. Tak, Ojcze, bo tak Ci się podobało. Ojciec mój wszystko mnie przekazał. A nikt nie zna Syna z wyjątkiem Ojca, ani Ojca nikt nie zna z wyjątkiem Syna i tego, komu Syn zechce odsłonić (Mt 11,25-27)


Mali są w stanie więcej zrozumieć (a przynajmniej przyjąć) niźli ci, którzy uważają się za mądrych. Mądrość bowiem szybko może zmienić się w przemądrzałość. A ta z kolei zasłania wszystko, co naprawdę istotne. Boża ekonomia zbawienia nie kieruje się ludzkim widzeniem. Ludzka logika zaciemnia życiowe prawdy. Tylko łaska Boża odsłania Jego poznanie.

Co takiego zostało zasłonięte przed mądrymi a odsłonięte przed małymi? To Ewangelia. Bogaci (też w swojej mądrości) nie są w stanie przyjąć w pokorze programu ewangelicznego. Stawiają się poza nim, albo też ponad nim. Chrześcijańskie objawienie ukazuje Ojca, który w Synu objawia swoją ogromną miłość do człowieka. To ważne. Zwłaszcza, kiedy możliwość poznania Pana jest tuż obok mnie, na wyciągnięcie ręki. Wystarczy rozejrzeć się uważnie jeszcze raz dookoła.


15 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Wiara a rozum to nie to samo, co wiara a przemądrzałość. Rozum powinien wspierać wiarę a wiara rozum. Napomykał już o tym św. Augustyn w powiedzeniu „zrozum byś uwierzył, uwierz być zrozumiał”. Ale rozum powinien niejako poddać się wobec wiary a w zasadzie wobec Prawdy, którą On nam objawia. Taki jest choćby sens encykliki (fides et ratio). Czemu? Bo cały człowiek powinien uznać Go a nie tylko nasza duchowość czy mała cząstka nas. Nie oznacza, to, że rozum należy wysłać na daleki Sybir. Powstaje inny problem z nadmiernością rozumową. Zbyt często gubi nas pycha. Stajemy się zarozumiali i wydaje nam się, że pomysł na życie niekoniecznie musi iść w parze z Nim. Odnosimy złudne wrażenie, że wiedza jest najważniejsza. Wtedy już tylko krok do odsunięcia się od Niego, błędnego rozumienia pewnych kwestii i a w efekcie zatracenia. Budujemy sobie wówczas sami kolejną wieżę Babel. Karmimy się iluzjami, doszukujemy się bardziej realnych autorytetów i w konsekwencji w wierze upatrujemy jedynie mnogość zakazów, nakazów, sprzeczności czy utrudnień czy wymagań. Inaczej mówiąc wiara traci na swojej wartości i jako taka intelektualnie staje się bezwartościowa. Dzisiaj człowiek, staje często na tak zwanym pograniczu rozumu i wiary. Szczególnie ten młody człowiek. Wiara często niestety staje w opozycji do wiedzy… lub w zasadzie odwrotnie. Bardzo trudno przełamać w sobie pewne schematy. Stajemy oko w oko z nierozumieniem treści zawartych choćby w Starym Testamencie. Mam tu na myśli choćby stworzenie świata czy człowieka. Proszę się nie martwić, nie będę tutaj rozwijać dalej tego tematu.
Zastanawiam się jedynie czy jest jakiś złoty środek, żeby z jednej strony móc wierzyć i wspierać się określoną dawką wiedzy… a z drugiej, żeby nie doszło do przeciwwagi .. i żeby rozum nie stał się małym „bożkiem”.
Poznać Go możemy na wiele sposobów. Najlepiej uczynić to sercem. Oczywiście warto również nadmienić, że o Jego istnieniu można się przekonać nawet na sposób naukowy. Ale czy to będzie wiara pełna miłości i zaufania? No raczej nie. To będzie zwykłe przeświadczenie oparte na naukowych dedukcjach.
Co trzeba zrobić by być pokornym, małym i w pełni otworzyć się na Jego Słowo? Ale nie tak…”naukowo”…, ale tak z głębi serca? Jak uwierzyć?
kasia

Marta pisze...

Do osobistego spotkania z żywym Bogiem nie potrzebne są uczone wywody i wiedza teologiczna. I to nie tak, że Bóg nie chce naszego zdobywania wiedzy i takiej zwyczajnej ludzkiej mądrości. Wprost przeciwnie. Chce jednak prostoty naszego życia czyli odnoszenia wszystkiego do Pana Boga. Chce, aby nasze decyzje, plany, myśli słowa, przeżywanie rzeczywistości odnoszone były własnie do Niego. Taki człowiek jest w oczach Bożych mądry i roztropny. Takim ma się stać każdy z nas.

Marta pisze...

@Kasia
Myślę, że sami tego nie jesteśmy w stanie zrobić. Potrzebna jest do tego łaska. Mamy nieustannie prosić Jezusa "Uczyń serca nasze według Serca Twego". On doskonale wsłuchiwał się swoim Sercem w Słowo. I jest w stanie nas tego nauczyć.

Anonimowy pisze...

@ Marta
Trudna sprawa. Szczególnie w moim przypadku. Nie wiem, nie wiem. Tak mało poza mną a tak wiele przede mną.
Ładnie to napisałaś...On wsłuchiwał się sercem.
Nie bardzo wiem, co mam zrobić z tym balastem, który sobie uzbierałam przez tyle czasu.

Dobrej środy życzę
kasia

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Człowiek prawdziwie mądry wg Biblii, to ten, który żyje w bojaźni Bożej, krocząc drogą Jego wskazań. Człowiek, który kieruje się Słowem. A nawet: wg spojrzenia prawosławnych ojców wiary, np. prawdziwy teolog to nie człowiek, który przeczytał góry książek i dużo wie o religii, Bogu... ale ten, który się modli.

Prawdziwą mądrość zdobywa się więc na modlitwie. Stąd też rodzi się posłuszeństwo woli Ojca, i tutaj rozpoczyna się mądrość człowieka.

Pięknego dnia! Niech Was błogosławi dobry nasz Pan!

Anonimowy pisze...

Dziękuję:) Anna

Anonimowy pisze...

Mamy być mali jak dzieci. Czyli pełni zaufania i prostoty, miłości do Boga Ojca (a może lepiej powiedzieć Tatusia). To jest na przykład mała droga świętej Tereski od Dzieciątka Jezus, która chciała być małym dzieckiem, zależnym całkowicie od Boga i kochającym Go całym sercem, pokazującym Mu swoją Miłość w każdej najdrobniejszej rzeczy w swoim życiu, w swojej codzienności. To jest droga dostępna również dla nas, chociaż trudna ale piękna, droga do świętości.
Ania

Marta pisze...

@ x.Tomek
to co napisałeś pięknie wyjaśnia dlaczego teolodzy nie mają monopolu na wiarę. Teologia to tylko wiedza. Myślę, że nie każda osoba duchowna jest człowiekiem modlitwy. Może odmawiać "przepisowe pacierze", ale sercem być daleko. Może się mylę, ale tak to odbieram. I nie jest to krytyka :)

miłego dnia :)

Anonimowy pisze...

Jezu, cichy i pokornego Serca uczyń serce moje według Serca Twego
Nika

Anonimowy pisze...

@Ania
Otóż to...być malusim. Podziwiam Was za to, że potraficie wypowiedzieć słowo "Tatuś". Dla mnie to słowo w ogóle nie ma brzmienia i nie istnieje w moich słowniku. Na sam dźwięk tego słowa odrzuca mnie na kilometry.
Ojciec - przełknę.. ale nic ponad to.
To co mi Aniu opowiadałaś o św. Teresie zaległo mi w sercu i może kiedyś przyniesie plony. Próbuję, ale ani drgnę. Zupełnie jakbym była z marmuru. I dziękuję Aniu za tekst. Masz rację ... z tego tekstu więcej Miłości wypływa niż z całego mojego życia.

@ Marta
Masz rację czasem "teologia" zabije w człowieku resztki miłości.

Mam nadzieje, że rozmowa z Nim. Nieustanna rozmowa, w końcu rozkruszy to co zostało do rozkruszenia.

pozdrawiam
kasia

Marta pisze...

@Kasia
rozkruszy, rozkruszy :)

Anonimowy pisze...

Kasiu Zranienia z przeszłości, chodzi o ojca, mogą być przyczyną twojej niemożności otwarcia się na Boga jako Kochającego Ojca, Tatusia. Sugeruję tylko. W takich sytuacjach osoby zranione mają możliwość uzdrowienia przez Maryję. Zranienia każdy w sobie nosi. Mogą być z dzieciństwa, małżeństwa ..
Nika

Anonimowy pisze...

@ Nika
Nie zawsze muszą to być zranienia. Czasem są wyrazy..., których się nie używa.
kasia

Anonimowy pisze...

Kasiu Można być poranioną przez kogoś innego i to w nas siedzi. Piszę, bo taką drogę uzdrowienia przechodziłam a Twoje poszukiwania Boga trochę przypominają moje.
Nika

Anonimowy pisze...

@ Nika
Dziękuję. Ja wiem, że chcesz dobrze i zapewne masz rację.
Chwilowo nie jetem w stanie zrobić kolejnego dużego kroku. Małymi kroczkami idzie mi się lepiej :)
Jeszcze raz dziękuję
kasia