Faryzeusze po wyjściu powzięli przeciwko Niemu postanowienie, że Go zabiją. Jezus jednak, wiedząc [o tym], odszedł stamtąd. Za Nim poszło bardzo wielu. Uzdrowił ich wszystkich. Lecz upominał ich, żeby Go nie ujawniali. Tak spełniło się słowo, wypowiedziane poprzez proroka Izajasza: "Oto mój Sługa, którego wybrałem, umiłowany mój, w którym dusza moja złożyła swoje oczekiwania. Położę na Nim Ducha mojego i wyrok narodom ogłosi. Nie będzie się spierał ani głosu podnosił i nikt na ulicach Jego krzyku nie usłyszy. Trzciny uszkodzonej nie dołamie i tlącego się knota nie dogasi, zanim wyroku nie pośle po zwycięstwo. W Jego imieniu narody znajdą nadzieję" (Mt 12,14-21)
Mordowanie nie musi być krwawe. Można zabijać w sercu. To początek zbrodni na kimś. Taki mord może być spowodowany zaślepieniem. Wtedy nie widzi się wartości, którą stanowi inny człowiek. Jakaś idea (polityczna, społeczna, religijna) staje się najważniejsza.
Chrystus uczynił wiele znaków potwierdzających Jego misję Mesjasza. I nie tylko znaki, lecz i święte księgi to wskazywały. A pomimo tego, faryzeusze nie uznali w Nim obiecanego Mesjasza. Nie pasował do ich wizji, sprzeciwiał się dobru ich interesów. Również w takich przypadkach neguje się niewygodną rzeczywistość, rozmijając się w ten sposób z prawdą.
Jako chrześcijanie wierzymy w Jezusa jako Mesjasza. Lecz jaki Jego obraz nosimy w sobie? Może jest to obraz stworzony przez nas dla naszych potrzeb? Cukierkowy Jezus, który zawsze głaszcze po głowie i nie wymaga niczego; Jezus – obecny jedynie, kiedy na drodze trud i choroba, a w czasie spokojnym taktownie nieobecny; Jezus – magiczna skrzynka na życzenia oraz prośby…
Patrząc w taki sposób na Jezusa zabijamy w sobie Jego prawdziwy obraz. Ten przekazany nam w żywym słowie.
3 komentarze:
A jaki jest prawdziwy obraz? Tego nie wiemy. Każdy w sobie nosi jakiś Jego obraz. I nie jest to obraz statyczny, lecz wciąż podlegający zmianom. Każdego dnia kształtujemy w sobie Jego obraz.. i po części jest ten wizerunek cukierkowy, magiczno skrzynkowy, nieobecnościowy czy też pełen trwogi.
Wizerunek, jaki w sobie kreujemy nie jest jednoliniowy. To bardzo złożony obraz. Zawiera w sobie wiele emocji i chwil naszych codzienności. Raz jawi nam się On, jako Ojciec..raz, jako Przyjaciel, raz, jako powiernik naszych skarg i narzekań. Raz, jako Miłość, innym razem, jako Miłosierdzie. Ale czasem jawi nam się On, jako wróg i ktoś, kto jest odpowiedzialny za nasze niepowodzenia, czasem, jako iluzja czy też urojenie. Zdarza się, że i nam, On nie pasuje do naszego postrzegania świata. Jego obraz kłóci się z tym, co nas otacza.
Każdy nosi w sobie indywidualny Jego obraz, ukształtowany daną chwilą i emocjami. Nie ma jednego prawdziwego obrazu.
W każdym razie, ja nie mam jednego obrazu. Można by rzec, że każdego dnia dokładam nowy mały element do wizerunku, jaki mam w sobie. Nie zawsze „dobry” element. Przecież tak tworzy się właśnie określona więź, określona relacja. Tak kształtuje się emocjonalny poziom relacji prowadzący do Miłości. Mylę się?
Czasem trudno pogodzić mi sprzeczności w sobie. Uczucia i wyobrażenia o Nim są płynne, zmienne i wrażliwe na zmiany poprzez dane zdarzenia, myśli, uczucia czy roztargnienia świadomości. Niekiedy mam wrażenie, że On jest, ale mnie nie ma…i na odwrót…ja jestem, lecz gdzie On się wówczas skrywa? Obraz zanika by powrócić zmieniony o jakiś nieznaczny ton czy odcień. Jeszcze rzadko w tym obrazie współistniejemy razem. A tak bardzo by się chciało nałożyć oba obrazy na siebie by się uzupełniły… Czy to w ogóle jest możliwe?
Sobotnie pozdrowienia
kasia
Trudno jest jednoznacznie scharakteryzować osobę. A cóż dopiero Jezusa, który jest pełnią człowieczeństwa. Był podobny do nas we wszystkim, oprócz grzechu.
Lecz jednocześnie podczas kolejnych spotkań obraz Jezusa staje się w nas pełniejszy, choć zawsze nowy. Ważne, by CHCIEĆ Go poznać, być otwartym na działanie łaski, która jest pomocna w odkrywaniu piękna Boga-Człowieka: Mesjasza Jeszuy z Nazaretu.
Jeśli tak będzie, dla uczniów nigdy nie będzie w Nim obrazu wroga, okupanta, bezdusznego ciemiężcy... A Słowo daje nam najbardziej adekwatny obraz Mesjasza. To też miejsce z Nim spotkania, w którym możemy dotknąć Go, przebywać z Nim i w ten sposób stopniowo Go poznawać. Uprzywilejowanym miejscem objawienia jest również wspólnota Kościoła, twarz innego człowieka. Tutaj weryfikuje się obraz przychodzący do nas w codziennych sentymentach, emocjach, przeżyciach, wrażeniach.
Niech światło Ducha Was prowadzi!
Jezus jest zawsze przy mnie, tylko czasem ja o Nim zapominam. Zawsze ten sam. Kochający i wymagający - przykazania, a także surowo upominający ( dobry ziemski ojciec też to czyni) np.poprzez cierpienia.
Jezus powiedział do G. Bossis
"Gdybym miał inny sposób zbliżania cię do Mnie iż przez cierpienie, dałbym ci go".
Kochający Tatuś.
Nika
Prześlij komentarz