środa, 20 października 2010

Czekam, raduję się i nie szczekam


       A to zauważcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjdzie złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swojego domu. Tak i wy bądźcie gotowi, bo Syn Człowieczy przyjdzie o takiej godzinie, kiedy wy nie będziecie się spodziewać" (Łk 12,39-40)

 

Każde oczekiwanie jest w swojej istocie trudem. Ma w sobie pewien niepokój, czasem niecierpliwość, troskę, zamartwianie się, nieustanne wyglądanie przez okno, nasłuchiwanie pukania do drzwi.

Ale oczekiwanie może też być radością, bo zawiera w sobie wydarzenie spełnienia, kiedy nadejdzie moment wypełnienia się oczekiwania. I im było ono trudniejsze, tym bardziej radosne jest nadejście jego kresu. Oczekiwanie jest nieodłączne od tego, co ma po nim  nastąpić.

Jako chrześcijanie, oczekujemy ponownego przyjścia Chrystusa na ziemię. Już w pierwszych wiekach wierzący pierwszych wspólnot pozdrawiali się przywołaniem tego faktu, w którym trwa Kościół: „Marana tha!”: Przyjdź, Panie Jezu! Nie było to smutne przypominanie o końcu świata (jak dzisiaj niektórzy z trwogą to pojmują), lecz radosny oraz pełen nadziei wyraz oczekiwania nadejścia ukochanego Oblubieńca.

Jezus zwraca uwagę na to, jak ważne jest należyte przygotowanie uczniów do paruzji. Trwając w miłości nie musimy lękać się niczego. Czy jednak w niej trwamy? Jeżeli tak, to nie jest ważne, kiedy przyjdzie Pan. Bo w każdej chwili jesteśmy na to gotowi, radośnie oczekujący i zarazem już (!) uczestniczymy w tym przychodzeniu naszego Oblubieńca.


2 komentarze:

krysia pisze...

Właśnie to jest najważniejsze abyśmy byli gotowi i to juz dziś.. Pozdrawiam cieplutko..

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Gotowi, i to bez trudu pakowania plecaka, martwienia się o to co wziąć... Tylko z rękoma pełnymi miłości, które są biletem wstępu do Nieba:) Pozdrawiam również!