środa, 15 lutego 2012

Niewidomi ku widzeniu zdążający


Przyszli do Betsaidy. Przyprowadzono do Niego jakiegoś niewidomego i proszono Go, aby go dotknął. Wziął za rękę tego niewidomego, wyprowadził go poza wieś i tam splunął w jego oczy. Potem położył na nim ręce i zapytał go: "Czy widzisz coś?" Rozglądnąwszy się odpowiedział: "Dostrzegam ludzi; że jak drzewa... Widzę! Chodzą!!!" Wtedy jeszcze raz położył ręce na jego oczy i tamten przejrzał całkowicie. Został uzdrowiony i widział wszystko wyraźnie. Odesłał go do jego domu mówiąc: "Do tej wsi nie wchodź" (Mk 8,22-26)

Droga za Jezusem to stopniowe odzyskiwanie pełnego widzenia otaczających spraw. A zwłaszcza droga Ewangelii powoli odsłania przed jej adeptami nowe widzenie relacji z innymi ludźmi. Z początku dla osób zamkniętych w swoim egoizmie ich po prostu nie ma. Potem widzi się ich, ale zaledwie ich zarys; jakby drzew. By wreszcie ujrzeć w każdym człowieku brata.
W niewidomym z Betsaidy każdy uczeń powinien odnaleźć siebie. Zachętę do niestudzonej drogi za Nauczycielem. Teraz widzimy jak przez mgłę, niewyraźnie. Ale nadejdzie czas, gdy ujrzymy w pełni wszystko wyraźnie (zob. 1Kor 13,12). Dojrzewając bowiem w codziennej miłości, Chrystus otwiera nasze oczy coraz szerzej.


12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

PIERWSZE CZYTANIE
(Jk 1; 19-27)
Czytanie z Listu św. Jakuba Apostoła.
Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Gniew bowiem męża nie wykonuje sprawiedliwości Bożej. Odrzućcie przeto wszystko, co nieczyste, oraz cały bezmiar zła, a przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze.
Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo.
Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata.

Anonimowy pisze...

Jezus kolejny po raz okazuje delikatność i empatię . Okazać empatię to jakby na moment postawić siebie i swoje reakcje po stronie słuchanej osoby. Niewidomy był pewnie niewidomym od długiego czasu (jeśli nie od urodzenia) czyli odzyskanie wzroku mogło być dla niego szokiem. Jezus chce mu tego oszczędzić. Posługuje się prostym gestem poślinienia chorych oczu. Starożytni wierzyli w moc śliny. Gest na miarę prostego człowieka. Jezus zawsze zniża się do poziomu człowieka, aby sobą nie onieśmielać. Dzisiejszy cud jest nietypowy, bo dzieje się jakby na raty. Chory widzi najpierw zarysy świata, a dopiero potem świat w całej pełni. To też ma swoją wymowę. Boga poznaje się etapami. To proces, a nie jednorazowe wydarzenie.
Pozdrawiam cieplutko :)
Marta

Anonimowy pisze...

Nasuwa mi się jeszcze jedna refleksja. Odnosi się to słów z pierwszego dzisiejszego czytania mszalnego, którego fragment ktoś dziś zamieścił w komentarzu.

„Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw” (Jk 1,26).
Za dużo mówimy, za dużo oceniamy. Często nawet nie widzimy w tym swojej winy, bo we własnym odczuciu mówimy prawdę. To budzi nieufność w relacjach międzyludzkich. Boimy się mówić o sobie, żeby ktoś tego nie wykorzystał przeciwko nam.

Problem mówienia o swoich doświadczeniach porusza również dzisiejsza Ewangelia.

"Do tej wsi nie wchodź" (Mk 8, 26)

Nie wstępuj, nie wchodź czyli nie opowiadaj o tym cudzie. On był dla ciebie, inni zrozumieją go opacznie. Najważniejsze stanie się odzyskanie wzroku fizycznego, a ten nie daje przecież życia wiecznego.

Marta

Anonimowy pisze...

Z dzisiejszego pierwszego czytania, to mogłoby być dla nas motto na tym blogu: "przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze"!
Pozdrawiam
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

To prawda. Jesteśmy jeszcze niewidzący lub słabo widzący. Nasz wzrok musi powoli przyzwyczajać się… do światła by móc potem spojrzeć na Niego. Naszym wzrokiem omiatamy każdego dnia rzeczywistość. Dużo nie widzimy. Może czasem jakieś zarysy? Czasem wręcz mocniej zaciskamy powieki.. by nie widzieć.
Dobrego wzroku.. na dziś.. i na każdy następny nam życzę
Kasia

Anonimowy pisze...

Tak Kasiu, też siebie dzisiaj pytam na jakim etapie jestem? Na ile wyraźnie widzę drugiego człowieka obok mnie? Czy w ogóle wiem na jakim etapie jestem?
Ania Karczemska

Anonimowy pisze...

Aniu,
To jedno z wielu pytań jakie zadawać sobie powinniśmy. I to jest właśnie owo ostrze Ewangelii. Czasem odnoszę wręcz wrażenie, że Słowo jest w pewnym sensie.."niewygodne" dla nas, bo zmusza do refleksji kształtujących nasze człowieczeństwo.
Nie tyle, że rozmyślamy.. ale, że tak naprawdę zmieniamy nasze życie.
Dobrego wieczoru
Kasia

Ela pisze...

Tak myslę sobie jak łatwo oceniać nam że ktos drugi gubi sie w mroku bo zle widzi.Pojąć prawdziwośc swego wzroku.Pojąć wszystko to co się robi żle często wcale nie celowo.Zakręty bywają niebezpieczne nawet dla tych co dobrze widza co dopiero mówić o krótkowzrocznych.Sa chwile kiedy bardzo sie boje swojej drogi trwania przy Jezusie.Omijam,przeskakuję żeby było prosciej i łatwiej dobrze wiedząc o tym ze i tak musze wrócić do miejsca w którym zaczęłam to robić.Dobrej nocy życzę:)

Anonimowy pisze...

Droga Elu,
Pobrzmiewa w twoich słowach ukryty smutek. Każdy z nas czasem błądzi.. czasem wzrok mu słabnie lub opada z sił. Ale liczy się czas powrotu. Pamiętaj , że nie jesteś sama. Stanowimy tutaj małą wspólnotę i wspieramy się tak jak potrafimy.
Jesteśmy z Tobą Elu
Kasia

Anonimowy pisze...

Ostrze Ewangelii - dobrze powiedziane. To ostrze Ewangelii sprawia, że prawda o mnie samej coraz bardziej do mnie dociera. A ta prawda często boli niestety. To co Elu piszesz to jest nasza rzeczywistość bo niestety grzech jest czymś co istnieje w naszym życiu. Uznaję prawdę, że jestem grzesznikiem i wiem, że grzech sprawia często, że widzę niewyraźnie albo nawet ślepnę. I to jest moja ułomność. Uznając to ubóstwo, tę ułomność, mogę pozwolić Bogu aby to On był moją siłą. Bardzo potrzebuję Boga, "jak zeschła ziemia" jak mówi psalm.
Ania Karczemska

Ela pisze...

Nie ma dnia żebym nie wspomniała was w moich myślach.Tak ciepło zrobiło mi sie na serduchu jak przeczytałam wasze słowa:)

Anonimowy pisze...

Dziękujemy Elu.
Kasia