poniedziałek, 31 stycznia 2011

Egzorcyzm


       Dotarli na drugi brzeg jeziora, do kraju Gerazeńczyków. Gdy tylko wysiadł z łodzi, zaraz zastąpił Mu drogę człowiek z grobowca, będący w mocy nieczystego ducha. Miał on swoje siedlisko w grobowcu. Nikt nie mógł go związać nawet łańcuchem. Bywał on wielokrotnie zakuwany w dyby i łańcuchy, lecz łańcuchy były przez niego rozrywane, a dyby łamane. Nikt nie mógł dać mu rady. Nocami i dniami wrzeszczał i ranił się kamieniami wśród grobów i gór. Kiedy z daleka zobaczył Jezusa, przybiegł i padł przed Nim w pokłonie. Z wielkim wrzaskiem wołał: "Co się tu do mnie wtrącasz, Jezusie, Synu Boga Najwyższego!? Zaprzysięgam Cię na Boga, nie dręcz mnie!" Rozkazywał mu bowiem: "Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka". Zapytał go też: "Jak ci na imię?" Odpowiedział Mu: "Moje imię Legion, bo wielu nas". I prosił Go bardzo o to, aby ich nie odsyłał poza tę krainę. A pasło się tam na stoku góry wielkie stado świń. Poprosiły Go zatem mówiąc: "Poślij nas w te świnie, abyśmy w nie weszli". Pozwolił im. Wyszły więc duchy nieczyste i wstąpiły w świnie. Wtedy stado - około dwóch tysięcy - rzuciło się ze stromego urwiska do jeziora i w tym jeziorze utonęło. Jego pasterze uciekli i zanieśli wiadomość do miasta i do wsi. Przybyli zobaczyć, co się stało. Przyszli do Jezusa i zobaczyli, że ów opętany siedzi odziany i przy zdrowych zmysłach, ten właśnie, który miał w sobie "Legion". Strach ich ogarnął. Świadkowie opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Zaczęli wtedy Go prosić, aby odszedł z ich kraju. Kiedy wsiadał do łodzi, prosił Go ten wcześniej opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Nie pozwolił mu, lecz mu powiedział: "Idź do swojego domu, do swoich. Opowiedz im, co Pan dla ciebie uczynił i jak okazał ci litość". Odszedł i zaczął rozgłaszać w Dekapolu, co Jezus dla niego uczynił. Wszyscy się dziwili (Mk 5,1-20)

 

Obraz egzorcyzmu dokonanego przez Jezusa pobudza naszą wyobraźnię. Ewangelista Marek sugestywnie pokazuje moc Mesjasza, który posiada władzę nad złymi duchami. To moc samego Boga uwalniającego człowieka spod panowania szatana.

Stan opętanego poganina (prawdopodobnie mieszkańca Gerazy) nie wzbudza wątpliwości co do jego duchowego zniewolenia. To stadium zaawansowanego opętania. Nic dziwnego, zamieszkiwał w nim „Legion”, czyli wiele demonów. Nawet: bardzo wiele. Legion rzymski liczył około czterech tysięcy żołnierzy. Składał się przede wszystkim z ciężkozbrojnej piechoty. Tak nasilone zło musiało więc całkiem opanować opętanego, pustosząc jego wnętrze.

A pomimo tego... już na sam widok (!) Jezusa, zło musi uniżyć się, oddać pokłon i przyznać swoją porażkę w zetknięciu z Bogiem.

Bardzo często doświadczamy rozmaitych pokus, które prowadzą do zła. To podszepty szatańskie, które; gdy im ulegamy, powoli zamieniają pokój w strach, porządek w nieład, piękno w brzydotę, sens życia w rezygnację z życia. To czyni w nas grzech, który jest narzędziem w ręku szatana.

Szatan kusi. Lecz jako wolne istoty, możemy się temu przeciwstawić. Opowiedzieć się przeciwko złu i grzechowi. Oczywiste, że sami nie podołamy w walce ze złem. Lecz przecież jest Boży Syn, który już zło zwyciężył na krzyżu. Im bliższy z Nim kontakt, tym większa pewność, iż nic złego się nam nie przydarzy. Bo na sam dźwięk Jego Imienia drży całe piekło.


niedziela, 30 stycznia 2011

Szczęśliwi


    Zobaczywszy te gromady, wszedł na górę. Gdy usiadł, przybliżyli się do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i uczył ich, mówiąc: "Błogosławieni ubodzy w duchu, bo ich jest królestwo niebieskie. Błogosławieni płaczący, bo oni doznają pocieszenia. Błogosławieni łagodni, bo oni odziedziczą ziemię. Błogosławieni, którzy są głodni i pragną sprawiedliwości, bo oni zostaną nasyceni. Błogosławieni miłosierni, bo oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czyści w sercu, bo oni Boga zobaczą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, bo oni nazwani zostaną dziećmi Boga. Błogosławieni prześladowani z powodu sprawiedliwości, bo ich jest królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy was znieważą, i oskarżą, i kłamiąc powiedzą o was wszelkie zło z mojego powodu. Cieszcie się i weselcie, bo wasza nagroda w niebie wielka. Przecież przed wami tak samo prześladowali Proroków (Mt 5,1-12)


Tajemnicy szczęścia człowieka nie należy szukać na ziemi. Jej pełnia znajduje się w Bogu. Dotyczy więc sfery duchowej. Nie znaczy to, że owego szczęścia człowiek autentycznej wiary nie może kosztować już tu, na ziemi. Życie wieczne i szczęście ma swój początek w naszym ziemskim życiu.

Błogosławiony, z gr. makarios, tzn. szczęśliwy. Błogosławieństwo Jahwe przynosi szczęście. Często jednak owo szczęście pojawia się po okresie trudu i cierpienia. Bóg pragnie szczęścia człowieka bardziej niż czegokolwiek. Bo osoba kochająca tego właśnie życzy i to stara się zapewnić osobie kochanej. Dlatego Chrystus wyjawia nam w ewangelii trudną tajemnicę szczęścia, która jest procesem. Jest drogą, którą trzeba z wysiłkiem pokonywać aby osiągnąć cel. A każdy człowiek, bez wyjątku, chce być szczęśliwym. Tylko, że często szuka swoich własnych dróg do tego. Bywa, że zdradliwych, rodzących jedynie ból oraz kolejne rozterki.

Dla chrześcijan jedynym programem do szczęścia jest Bóg i Jego Słowo, które wskazuje, jak kroczyć w drodze do obietnicy.


sobota, 29 stycznia 2011

Dziesięć w skali Beauforta


      Tamtego dnia późnym popołudniem, powiedział do nich: "Przeprawmy się na drugi brzeg". Zostawili tłum i zabrali Go, tak jak był w łodzi. Były z Nim także inne łodzie. Zerwała się wtedy gwałtowna wichura i fale wlewały się do łodzi, tak że łódź już się napełniała. On tymczasem spał na rufie, oparty na wezgłowiu. Budzą Go więc i wołają do Niego: "Nauczycielu, obojętne Ci to, że giniemy?" Wtedy On wstał, skarcił wicher, a jezioru rozkazał: "Zamilknij, bądź cicho". Uspokoił się wicher. Zrobiło się bardzo cicho. Do nich natomiast powiedział: "Dlaczego tak bojaźliwi jesteście? Nadal brakuje wam wiary?" Bo przerazili się bardzo i mówili jeden do drugiego: "Kimże On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne!?" (Mk 4,35-41)

 

Bóg, jako Stworzyciel wszelkich żywiołów, ma też nad nimi władanie. W widzeniu żydowskim tylko Bóg może mieć taką władzę. Człowiek nie potrafi sam sprostać sile żywiołu. Tak było zawsze. Widać to również i dzisiaj. Pomimo rozwoju technik, zabezpieczeń, systemów ratownictwa, żywioły nadal zaskakują swoją potęgą człowieka i czynią spustoszenie.

Dla Żydów morze było siedzibą demonów. Stąd też uciszenie wód jeziora (zwanego ze względu na swoją wielkość morzem) Tyberiada jest też uciszeniem wycia demonów czyhających na zgubę ludzi. Jezus przedstawia się więc jako Boży Syn, pełen mocy i potęgi. Rozkazuje jezioru, w niepokoju innych zachowuje wiarę i całkowity spokój. To przeraża uczniów. Wzbudza respekt. Ale, co najważniejsze, stawia ważne pytania: Kim On jest?!

W poznaniu Chrystusa jednym z decydujących elementów jest wiara. Taka, która oddala wszelką bojaźń. Kto naprawdę wierzy, nie lęka się niczego. Bo wie, że Pasterz jest przy nim zawsze! A jeżeli tak jest, to czego się obawiać?... Nie ma strachu nawet wtedy, gdy wicher targa żagle łodzi naszego życia, a sztormowe fale zdają się zalewać wszystko, co dla nas cenne. Nie wierzysz?

            „Dlaczego tak bojaźliwi jesteście? Nadal brakuje wam wiary?”

 

piątek, 28 stycznia 2011

Królestwa przybliżanie


       Mówił dalej: "Z królestwem Bożym jest tak, jak kiedy ktoś rzuci siew do ziemi. Czy on śpi czy czuwa, w nocy czy za dnia, ów siew kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Samoczynnie ziemia wydaje plon: najpierw źdźbło, potem kłos, potem pełne ziarno w kłosie. A kiedy owoc się skłoni, zaraz z sierpem posyła, bo żniwo już gotowe". Mówił dalej: "Z czym porównamy królestwo Boże albo z czym je zestawimy? - Z ziarnkiem gorczycy, które, gdy się je posieje w ziemi - jest ono mniejsze od wszystkich nasion na ziemi - otóż gdy się je posieje, ono pnie się do góry i staje się wyższe od wszystkich jarzyn, wypuszcza długie gałęzie, tak że w jego cieniu może ptactwo z nieba zakładać gniazda". W wielu takich przypowieściach głosił im słowo według ich zdolności słuchania. A bez przypowieści nie mówił do nich. Na osobności natomiast wyjaśniał wszystko swoim uczniom (Mk 4,26-34)

 

Rzeczywistość Królestwa jest tajemniczym misterium. Dlatego Chrystus pragnął przybliżyć choć jego istotę, i czynił to przez liczne, obrazowe porównania. Głosił Królestwo, uczniowie pytali o nie, ciekawski tłum wręcz żądał wyjaśnień. Jak zawsze w zetknięciu z niewypowiedzianym misterium, pojawia się pewne ograniczenie w przekazie. Jezus zastanawia się: „Z czym porównamy królestwo Boże?”

W odpowiedzi nie pokazuje, np. obrazu potężnego zamku czy też skrzyni pełnej kosztowności. Przyrównuje je do sieci pełnej ryb, zakwasu chlebowego, figowca. I do... ziarenka. Niewielkiego, które jest niezauważalne, dlatego łatwo je przeoczyć. Przejść obojętnie obok albo nawet podeptać. Lecz wewnątrz tego ziarenka znajduje się ogromna moc wzrostu. Siła życia, które później daje życie innym. Moc ukryta w maleńkości; w pokorze. Oto sekret Królestwa. Owa moc nie pochodzi od człowieka, lecz od Boga. Człowiek ma zasiewać swoim życiem ziarno Królestwa (może też być pojęte jako zbawcze Słowo!), a resztą zajmie się Stwórca. W ten sposób chrześcijanie stają się nie tylko biernymi członkami Królestwa, lecz również jego heroldami.


czwartek, 27 stycznia 2011

Halogen czy Led?


        I mówił im dalej: "Czy lampę wnosi się po to, aby postawić ją pod korcem albo pod łóżkiem? Czyż nie po to, aby postawić na świeczniku? Nie ma niczego tak ukrytego, co by nie miało zostać ujawnione, i nic nie staje się tak tajne, żeby nie wyszło na jaw. Jeśli ktoś ma uszy do słuchania, niech słucha" (Mk 4,21-23)

 

Lampa, jako narzędzie powiązane ze światłem, jest w Biblii symbolem żywej obecności Boga lub człowieka. Tylko Jahwe może dawać światłość i życie. W ewangeliach tym Bożym światłem przybyłym na świat jest Jezus. Swoim życiem ogłasza On dzień pełen tak wielkiej jasności, że nie będzie potrzeba ani lampy ani słońca, gdyż „lampą jego będzie Baranek” (zob. Ap 22,5; 21,23). Można scharakteryzować tę jasność jako blask zmartwychwstania Syna Bożego.

Chrześcijanie mają być lampą dającą światło wiary. Lecz najpierw sami muszą je posiadać w sobie. Światło nadaje sens istnienia lampie. Kiedy go nie przynosi, staje się bezużyteczna.

Światłem odbijającym dla innych Światłość ma stawać się nasze życie. Takie, by się go nie wstydzić przed nikim. Takie, by nie ukrywać niczego przed innymi. Życie czyste, nie skażone brudem grzechu, uczciwe, szczere. Czy może być inne w kimś, kto żyje opromieniony Światłością świata?


środa, 26 stycznia 2011

Posłani z przesłaniem


        Potem wybrał Pan innych siedemdziesięciu dwóch i posłał ich przed sobą po dwóch do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam iść zamierzał. Mówił im: "Żniwo rozległe, robotników mało. Poproście więc Pana żniwa, aby wysłał do swojego żniwa robotników. Idźcie, oto ja was posyłam jak owce między wilki. Nie noście trzosa, ani torby, ani sandałów i nikogo po drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. Jeśli tam będzie człowiek pokoju, wasz "Pokój" spocznie na nim; jeśli nie, wróci do was. W takim domu mieszkajcie, jedząc i pijąc to, co jest u nich, bo robotnik zasługuje na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Gdy wejdziecie do jakiegoś miasta i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą, uzdrawiajcie chorych, którzy w nim są, i mówcie im: "Już blisko was jest królestwo Boże" (Łk 10,1-9)

 

Paradoksalnie żniwo rośnie, a robotników maleje. Dlaczego maleje robotników? Bo brak jest modlitwy o nich. Świat coraz bardziej pogrąża się w chaosie. Człowiek nie wie, dokąd i po co zmierza. Niektórzy zastąpili podstawowe wartości ludzkie (jak choćby miłość, uczciwość, szczerość) jakimiś marnymi substytutami (jak choćby sukces, kariera, bogactwo). Robotnicy są posyłani, by przywracali radość człowiekowi. Głoszą bowiem Radosną, Dobrą Nowinę! Przynoszą shalom (pokój) do serca człowieka.

Świat nie chce robotników Pana, bo są oni dla niego wyrzutem sumienia. Świadectwo ich życia nie jest przyjmowane. Są „jak owce pomiędzy wilkami”. Kto podejmuje misję musi liczyć się z jej trudem. Ale też napotka gościnność oraz radość obecności. Nie tylko innych ludzi, ale przede wszystkim mocy Nauczyciela, która uzdrawia wszystko dookoła.


wtorek, 25 stycznia 2011

O tobie do ciebie


        I rzekł im: "Idźcie na cały świat i ogłoście ewangelię każdemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, otrzyma wyrok skazujący. Tym, którzy uwierzą, takie znaki towarzyszyć będą: w imię moje demonów usuwać będą, językami mówić będą nowymi, węże brać będą do rąk i choćby coś śmiertelnie trującego wypili, nie zaszkodzi im, na chorych ręce położą i oni dobrze czuć się zaczną" (Mk 16,15-18)


Głoszenie przez uczniów Ewangelii ma wymiar ponadczasowy i uniwersalny. Zadaniem ich jest głoszenie zbawczego orędzia Syna Bożego. Podczas tej misji wzrastać będzie wiara, zarówno głosicieli, jak i przyjmujących przesłanie. Obopólna korzyść.  A potem z kolei ci, którzy przyjęli orędzie zbawienia, są wezwani do jego ogłaszania swoim życiem. Przyjęta łaska pomnaża wiarę oraz wzmacnia świadectwo znakami Bożej obecności.

Misja chrześcijan ma stawać się przedłużeniem misji Chrystusa. Stąd znaki jej towarzyszące są takie, jakie czynił Jezus. Kiedy jest w nas chociażby trochę wiary, będziemy świadkami zwycięstwa dobra nad złem dokonującego się w imię Pana. Lecz konieczna jest wiara. Skarb w naczyniu glinianym, o który trzeba prosić, troszczyć się, zabiegać i strzec.

I ciągle pomnażać w sobie. To dokonuje się w codziennym kierowaniu się wskazaniami Ewangelii. Tym jakże istotnym wymiarze naszego życia ludzi, którzy chcą prawdziwie wierzyć.


poniedziałek, 24 stycznia 2011

W tę albo w tamtą


         A uczeni w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy, mówili, że ma Belzebuba i że demony usuwa za sprawą tego przywódcy demonów. Przywołał ich i wyjaśniał im w przypowieściach: "Jak może szatan usuwać szatana? Jeśli jakieś królestwo dopuści do rozłamu w sobie, nie zdoła się ostać takie królestwo; i jeśli dom jakiś dopuści do rozłamu w sobie, ów dom nie zdoła się ostać. I jeżeli szatan wystąpiłby przeciw sobie i dopuściłby do rozłamu w sobie, nie zdołałby się ostać. Koniec z nim! Przecież nikt nie może wtargnąć do domu kogoś mocnego i zagarnąć mu jego rzeczy, jeśli najpierw tego mocnego nie zwiąże. Wtedy dopiero ograbi mu jego dom. Oświadczam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, jak wiele by ich synowie ludzcy popełnili, będą im odpuszczone; kto by natomiast popełnił bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego". To dlatego, że mówili: "Ma nieczystego ducha" (Mk 3,22-30)

 

Przeciwnicy Jezusa wysuwali przeciwko Niemu wiele oskarżeń i zarzutów, mniej lub bardziej absurdalnych. Najbardziej zaskakujące jednak jest oskarżenie Jezusa o konszachty z demonem. Wiele razy wypędzał z opętanych złe duchy, nie kierował się nawet w najmniejszym stopniu złem, nigdy nikogo nie skrzywdził. Przeciwnie, rozdawał ludziom pokorną, służebną miłość zamiast nienawiści, która jest domeną złego ducha.

Chrystus wie, że to bluźnierstwo spowodowane brakiem logicznych argumentów przeciwko Jego osobie. Nie odpowiada złością, lecz rzeczowo tłumaczy o bezpodstawności tego zarzutu. Więcej: odpuszcza oskarżającym ich bluźnierstwo! Już to jest dowodem, iż nie stoi po stronie zła, które domaga się zemsty, odwetu oraz nienawiści.

Miłosierdzie Boże przebacza wszelkie przewinienia człowiekowi, który tego zapragnie w swoim sercu i wkroczy na drogę nawrócenia. Świadome odrzucenie oferty zbawienia ofiarowanej przez Boga jest jednocześnie oznaką zatwardziałości serca. To grzech przeciwko Duchowi: negacja miłości Jahwe do człowieka. Zbawienie już się dokonało i przez ofiarę krzyżową Jezusa spłynęło na każdego człowieka. Jako ponadczasowe wydarzenie, ono trwa nieustannie. Jest zaproszeniem. Kto nie podejmie żadnej próby doświadczenia go, jest winien ignorancji, lenistwa duchowego, zaniedbania, mówiąc językiem potocznym: „olania” miłości Boga wychodzącej naprzeciw nam w osobie swojego Syna. Bóg nie zbawia na siłę. Dlatego stawia przed każdym z nas wybór: zatopienia się w Jego zbawiającej miłości, lub zanurzenia się w wieczny ogień piekła grzechu. 

Jak zawsze, wybór należy do nas. Wolnymi jesteśmy w naszych decyzjach i wyborach.


niedziela, 23 stycznia 2011

Droga z wirażem


      Kiedy usłyszał, że Jan został wydany, wrócił do Galilei. Opuściwszy Nazaret, poszedł i osiadł w Kafarnaum, leżącym nad jeziorem, na terenach Zabulona i Neftalego. Tak spełniło się słowo, wypowiedziane poprzez proroka Izajasza: "Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego, droga morska, Zajordanie, Galilea pogan, lud siedzący w ciemności ujrzał wielkie światło; dla przebywających w cienistej krainie śmierci wzeszło światło". Od tego czasu zaczął Jezus nauczać i mówić: "Nawracajcie się, bo blisko już jest królestwo niebieskie" (Mt 4,12-17)

 

Misja Mesjasza to droga. Ewangelii nie można głosić będąc zasiedziałym w jednym miejscu. Trzeba ją głosić w każdym miejscu! Dlatego tak ważne jest codzienne świadectwo chrześcijan. Świadectwo nawracania się, tj. usłyszenia wezwania Chrystusa do zmiany w nas tego, co nie zmierza ku dobru.

Jezus nie mówi: „Nawracajcie innych!”. Jasno zachęca: „Nawracajcie się (wy, a nie: ich!)”. Powodem do tego jest zbliżające się królestwo niebieskie. Nawracać się, to przybierać weselne szaty na zbliżające się gody Baranka. To wychodzić z ciemności własnego grzechu do światła świętości Bożej. Ów proces nieustannego nawracania się ku myśleniu na sposób ewangeliczny jest również drogą. Tkwiąc w tym samym miejscu, donikąd się nie dojdzie.


sobota, 22 stycznia 2011

Wioskowy głupek


        Przyszedł do domu. Wtedy znowu zebrał się tłum, tak że oni nawet trochę chleba zjeść nie mogli. Kiedy Jego bliscy dowiedzieli się, przyszli, aby Go zatrzymać. Mówiono bowiem, że odszedł od zmysłów (Mk 3,20-21)

 

Sława Jezusa jako cudotwórcy rośnie. Żądne znaku tłumy nie dają Mu odpoczynku. Podążają za Jezusem, śledzą każdy Jego krok, wymuszają uzdrowienia. Chrystus, choć odczuwa zmęczenie i widzi też u niektórych przybyłych jedynie egoistyczne pobudki kroczenia za Nim, nieustannie trwa przy człowieku. Dnie i noce służy, czerpiąc siły z miłości oraz modlitwy.

Faryzeusze i elita polityczno – religijna Izraela nadal knują swoje intrygi. Stawiają zarzuty, słowne pułapki, spiskują. Chcą skompromitować Chrystusa, który w ich oczach staje się niebezpiecznym wrogiem ich tak misternie zbudowanego widzenia świata i człowieka. Rozpuszczają plotkę, że jest szaleńcem. Głupcem, który postradał zmysły.

Kogoś, kto jest od nas różny; inny – ma inny system wartości i go konsekwentnie realizuje w codziennym życiu, łatwo posądzić o pomyłkę, zaliczyć do grona głupców, wyśmiać jego osobę. Czy i dzisiaj świat nie śmieje się z chrześcijan, którzy serio traktują swoją wiarę? Nie żyją według moralności tego świata, co staje się dla wielu kłującym w oczy świadectwem. Najłatwiej wtedy uśmiechać się pod nosem, nazwać kogoś głupkiem albo choć tak o nim pomyśleć.

Tak, chcę być głupcem w oczach świata! Szalonym dla Boga, z miłości. Lepiej nim być w oczach świata, niźli w oczach Boga. Bo wtedy dopiero jest się prawdziwym głupcem, który zagubił się na rubieżach życia.


piątek, 21 stycznia 2011

Miejscówka


        Wszedł na górę i przywołał tych, których sam sobie wybrał. Poszli do Niego. Ustanowił Dwunastu i nazwał ich wysłannikami, [apostołami], aby byli przy Nim i aby ich wysyłać, by głosili orędzie i by mieli władzę wyrzucania demonów. Tak ustanowił Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr, i Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba (nadał im imię Boanerges, to znaczy Synowie Gromu), i Andrzeja, i Filipa, i Bartłomieja, i Mateusza, i Tomasza, i Jakuba, syna Alfeusza, i Tadeusza, i Szymona Kananejczyka, i Judasza Iskariotę, tego właśnie, który Go wydał (Mk 3,13-19)

 

Podobnie jak za innymi nauczycielami z czasów Jezusa, także i za Nim chodziło wielu naśladowców. Niektórzy zwabieni cudami, które działał, inni zafascynowani osobowością Nauczyciela, jeszcze inni mający nadzieję na zrealizowanie przy Nim swoich pragnień. Spośród tej grupy ludzi Jezus wybiera dwunastu. Liczba dwunastu apostołów nawiązuje do dwunastu pokoleń Izraela (por. Mt 19,28). Jest to cała mozaika różnych ludzi. Są tutaj prości rybacy, jest poborca podatków. Są ludzie znad jeziora Genezaret, z Betsaidy, z okolic Kanaanu, z Ptolemaidy, z Kariotu. Różne zawody, różne charaktery: od twardego jak skała Piotra (Petrus – skała; opoka), przez gwałtownych raptusów, braci Jana i Jakuba (Synów Gromu!), aż po zdrajcę Judasza.

Mozaika różnych kolorowych kamieni. Ale tworzy cały obraz, piękny w swojej jedności. Tych różnych ludzi scaliła w jedno wiara w Jezusa Mesjasza. Stąd ich świadectwo, ich misja, ich zaangażowanie w głoszenie Ewangelii. Nie bez podstaw zostali nazwani apostołami, tj. wysłannikami.

W tej mozaice współpracowników Jezusa, tak bogatej w swojej różnorodności osób, jest też miejsce dla ciebie. Jedyne i niezastąpione. Trzeba poczuć się ważnym elementem wspólnoty tej samej wiary. A wtedy już krok do dania prawdziwego świadectwa Temu, który nas powołał jako chrześcijan do głoszenia wielkich dzieł Bożych w naszym życiu.


czwartek, 20 stycznia 2011

Lecząca jedność


        A Jezus odszedł ze swoimi uczniami w stronę jeziora. Poszła za Nim wielka gromada z Galilei, a także z Judei, i z Jerozolimy, i z Idumei, i z terenów za Jordanem, i z okolic Tyru i Sydonu. Wielki tłum przyszedł do niego, bo słyszeli, czego dokonuje. Wtedy ze względu na ten tłum kazał swoim uczniom przygotować sobie łódź, aby nie cisnęli się na Niego. Tak wielu bowiem uzdrowił, że różni cierpiący bóle rzucali się na Niego, aby się Go dotknąć. Nawet nieczyste duchy, gdy Go zauważyły, padały przed Nim i z wrzaskiem wołały: "Ty jesteś Synem Boga!" Surowo je karcił, aby Go nie ujawniały (Mk 3,7-12)

 

Tłumy zawsze zbierają się wokół miejsca lub człowieka naznaczonego niezwykłością. Motywy przybycia do Jezusa poszczególnych ludzi z tłumu były różnorakie. Do miejsca, w którym przebywał, niektórych przyciągnęła zwykła ciekawość, innych żądza sensacji, jeszcze innych chęć sprawdzenia plotek krążących o Mesjaszu. W tłumie byli też ludzie, którzy dopuszczali, iż Jezus jest obiecanym Mesjaszem. Lecz spora grupa ludzi przybyła do Jezusa oczekując od Niego cudu uzdrowienia, uleczenie, ulżenia w chorobie. Ci właśnie najbardziej lgnęli do Jezusa, niektórzy pozbawieni przez lekarzy wszelkiej nadziei na uzdrowienie. W takich chwilach człowiek chwyta się każdej możliwości wyjścia z choroby, zwłaszcza kiedy łączy się ona z bólem.

Owa gromada zebrana nad jeziorem Genezaret składała się zarówno z Żydów, jak i pogan. Uniwersalność zbawienia i solidarność w chorobie oraz bólu, przekracza granice rasowe oraz religijne. W uzdrowieniach Chrystusa dokonuje się więc jedność, i to w różnych aspektach. Poprzez odzyskane zdrowie człowiek odzyskuje jedność ze sobą; swoim ciałem. Widząc sobie podobnych nękanych chorobami ludzi, odczuwa, iż są jego braćmi w tym samym cierpieniu. Jedność w sobie dokonuje się przez wyrzucenie demonów, które zawsze przynoszą rozłam człowieka. 

Odnalezienie takiej jedności jest lecznicze dla wszystkich. A najbardziej na jedności pomiędzy ludźmi, i w pojedynczym człowieku, zależy Bogu. Rozpoznały to nieczyste duchy, uciekając z wrzaskiem już na sam dźwięk imienia Bożego.

Zanurzyć się w Bogu Jahwe to jednocześnie odnaleźć w sobie jedność z otaczającym światem i człowiekiem. A jedność uzdrawia całą naszą osobę, czyniąc zdolną do prawdziwej miłości.


środa, 19 stycznia 2011

Milczenie


       Kolejny raz wszedł do synagogi. Był tam człowiek mający rękę zupełnie drętwą. Obserwowali Go zatem, czy go w szabat uzdrowi, aby móc Go oskarżyć. On odezwał się do tego człowieka, który miał drętwą rękę: "Stań pośrodku". Tamtych natomiast zapytał: "Czy wolno w szabat uczynić coś dobrego lub coś złego, uratować życie lub zabić?" Oni milczeli. Wówczas z gniewem powiódł po nich wzrokiem i zasmucony twardością ich serca, powiedział do tego człowieka: "Wyciągnij rękę". Wyciągnął. Jego ręka znowu stała się zdrowa. A faryzeusze zaraz po wyjściu powzięli ze zwolennikami Heroda przeciwko Niemu postanowienie, że Go zabiją (Mk 3,1-6)

 

Spór o dobro. Jego wynik niby oczywisty – dobro winno być naczelnym punktem programu życia człowieka. Obdarowywać kogoś dobrem, to obdarowywać go jednocześnie miłością. To tak oczywiste, że na zarzut przeciwko tej prawdzie można jedynie milczeć.

Jest jednak milczenie – ucieczka, milczenie – zakłopotanie, milczenie – zażenowanie, milczenie – zrozumienie, milczenie – przyznanie racji. Serca faryzeuszów i herodian milczały niewzruszeniem. Zatwardziałością. Dlatego Jezus gniewnie patrzy w takie serca. Ludzie je posiadający są niebezpieczni, zdolni nawet zabić. Wkrótce przekona się o tym osobiście.

Milczenie ma różne oblicza. Oby te nasze nie musiały płonąć wstydem w dniu ostatecznym, kiedy staniemy przed Ojcem nadzy w prawdzie o nas samych.


wtorek, 18 stycznia 2011

Szabatowe lenistwo


      Kiedyś w szabat przechodził wśród zbóż. Jego uczniowie zaczęli po drodze zrywać kłosy. Faryzeusze pytali Go: "Dlaczego w szabat robią to, czego nie wolno?" Odpowiedział im: "Nigdy nie czytaliście, co zrobił Dawid, gdy znalazł się w biedzie i głodny był on sam i inni z nim? Jak wszedł do domu Bożego za czasów arcykapłana Abiatara i zjadł chleby pokładne, które wolno jeść tylko kapłanowi; a dał je także tym, którzy z nim byli?" Powiedział im jeszcze: "To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Dlatego Syn Człowieczy jest panem także szabatu" (Mk 2,23-28)

 

Szabat to czas uświęcony. Więcej: najświętszy! Żydzi obwarowali ten czas setkami różnych wskazań, nakazów i zakazów. W tym wirze przepisów prawnych tracił on swojego ducha, a wraz w tym swoje prawdziwe znaczenie, głębię i... sens.

Tym, co nadaje sens szabatowi, jest człowiek. „Szabat został stworzony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” – mówi Jezus. Można traktować miłość w sposób biurokratyczny, dopasowywać do swoich potrzeb. Tylko czy wtedy rzeczywiście będzie to nadal miłość?

Szabat nie jest czasem bezwzględności oraz surowej pokuty. To czas radości, odnalezienia pokoju poprzez odpoczynek od pracy. Dla faryzeuszów zaczął on jednak oznaczać również zwolnienie od praktyki miłości, co wskazuje Chrystus. A powinno być wręcz przeciwnie. Do miłości także potrzeba niekiedy wysiłku, trudu, pracy. Święty czas szabatu nie może być zwolnieniem od tego, co najistotniejsze. Jest zachętą do przystanięcia. Właśnie po to, by zobaczyć innego człowieka.


poniedziałek, 17 stycznia 2011

Wino i bukłak


         Uczniowie Jana i faryzeusze pościli. Przyszli wtedy i zapytali Go: "Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?" Jezus odpowiedział im: "Czy mogą pościć drużbowie weselni, gdy pan młody jest z nimi? Jak długo mają przy sobie pana młodego, nie mogą pościć. Lecz przyjdą dni, kiedy pan młody zostanie im zabrany. Wtedy, w owym czasie, będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty ze świeżego sukna do starego płaszcza. W przeciwnym wypadku to nowe uzupełnienie odrywa to, co stare, i rozdarcie robi się jeszcze gorsze. Nikt nie wlewa młodego wina do starych bukłaków. W przeciwnym wypadku wino rozerwie bukłaki: wino się marnuje i bukłaki. Lecz młode wino - do nowych bukłaków" (Mk 2,18-22)          


Życie z Chrystusem nie jest czasem postu, umartwienia, chodzenia ze spuszczoną głową. To wesele! Bo jeśli Jezus to pan młody, to nie może być inaczej. chrześcijanin kroczy w blasku zmartwychwstania, a nawet kiedy na życiu kładzie się złowróżbny cień krzyża, to należy pamiętać, iż to nie okrutne narzędzie śmierci, lecz chwalebny znak nadziei i miłości. Jest też oczywistym, iż wiara nie polega na wiecznej zabawie. By ona była naprawdę radosna, potrzeba czasami chwili refleksji, modlitwy, wyrzeczenia (postu).

Judaizm traktuje wiarę bardzo rygorystycznie, obwarowuje ją setkami nakazów i zakazów. Chrystusowa nowość Ewangelii to wieść, iż zbawienie nie przychodzi przez skrupulatne wypełnianie Prawa, lecz przez znalezienie bliskości Zbawiciela oraz danie Mu możności wejścia w nasze życie. Zbawienie dokonuje się nie przez nasze starania (nasze posty), ale jedynie poprzez Syna Bożego. Nie dzieje się to jednak automatycznie. Wpierw trzeba pozwolić Jezusowi wlać młode wino Jego miłości do nowych bukłaków naszych serc.


niedziela, 16 stycznia 2011

Poznanie


      Następnego dnia ujrzał Jezusa zbliżającego się do siebie. Powiedział wtedy: "Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To On jest Tym, o którym powiedziałem: "Za mną idzie Mąż, który już przede mną się pojawił, bo był wcześniej niż ja". Ale ja Go nie znałem. Ja, udzielający chrztu w wodzie, przyszedłem po to, aby On został objawiony Izraelowi". Jan wygłosił wtedy takie świadectwo: "Widzę Ducha, który zstępuje z nieba jak gołębica. Oto zatrzymał się nad Nim! Ja Go nie znałem. To Ten, który mnie posłał, bym chrzcił w wodzie, rzekł mi: "Gdy zobaczysz, że Duch zstępuje i zatrzymuje się nad kimś, to będzie Ten, który udziela chrztu w Duchu Świętym". Ja to widzę i oświadczam: On jest Synem Boga!" (J 1,29-34)

 

Jan Chrzciciel rozpoznał w Jezusie Mesjasza, kiedy On zbliżył się do niego. Następuje spotkanie. Zawsze, kiedy pozwolimy zbliżyć się do siebie, popatrzeć sobie nawzajem w oczy.

Zbliżenie rodzi poznanie. Im bliżej kogoś jesteśmy, im dłużej przy kimś jesteśmy, tym lepiej go poznajemy. Do momentu bezpośredniego spotkania z Jezusem, Jan sam przyznaje, iż Go nie znał. Sama wiedza o kimś nie świadczy, że już kogoś znamy.

Zdarza się, że zbiór informacji o Jezusie zasłyszany niegdyś na katechezie bądź w kościele, jakiś obejrzany film o Synu Bożym traktujemy jako wiarę. Jakiś zbiór informacji o kimś nie świadczy jeszcze, że znamy kogoś. Bo, by prawdziwie wierzyć, trzeba osobiście oraz namacalnie doświadczyć Jego obecności. Gdzie? W codzienności naszego życia. Czasem w cierpieniu, chorobie, może w radości, weselu. W sakramentach, w Słowie. Nie automatycznie, lecz wyjątkowo. Dopiero wtedy można dać świadectwo. Można zobaczyć (poczuć!) w Duchu prawdę o Baranku gładzącym grzech świata.


sobota, 15 stycznia 2011

Dr House: sezon dla grzesznika


       I znowu wyszedł nad jezioro. Cały lud przybył do Niego. Pouczał ich. Przechodząc zobaczył Lewiego, [syna] Alfeusza, siedzącego przy cle. Powiedział mu: "Chodź ze mną". On wstał i poszedł z Nim. Kiedy był w jego domu przy stole, wielu poborców i grzeszników zajęło miejsce przy Jezusie i Jego uczniach. Bo wielu było takich, którzy chodzili z Nim. A kiedy uczeni w Piśmie z grona faryzeuszów zobaczyli, że je z grzesznikami i poborcami, mówili do Jego uczniów: "To On z poborcami i grzesznikami jada!?" Gdy usłyszał to Jezus, powiedział im: "Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz źle się czujący. Przyszedłem wezwać nie sprawiedliwych, lecz grzeszników" (Mk 2,13-17)

 

Przy stole zasiada się z rodziną i przyjaciółmi. Tworzy się wtedy jakaś więź między ucztującymi. W takich spotkaniach nie chodzi o wspólne jedzenie, lecz wymianę zdań, opowiadań, marzeń.

Grzesznicy w kontekście ewangelii to nie są koniecznie ludzie upadli moralnie (choć i tego wykluczyć nie można), lecz ludzie nie stosujący się do obowiązujących norm religijnych, dyspensujący się od wszelkiego rodzaju nakazów, zakazów, rytualnych oczyszczeń czy postów. Określenie „grzesznik” miało więc wydźwięk społeczny.

Jezus patrzy dalej niźli ustalone niegdyś przez przodków przepisy. Dla Niego liczy się bardziej dobro człowieka niż zimna litera Prawa. Nie potrafią tego przyjąć żydowskie elity, którym zbiory prawnych nakazów oraz przykazów zasłoniły człowieka. Dla nich świętością stało się skrupulatne wypełnianie obowiązków religijnych. I to nie takie, które prowadzi do autentycznej świętości życia, lecz takie, które staje się dążeniem do perfekcji religijnych praktyk. W tym wszystkim czują się sprawiedliwi. Nie potrzebują Zbawiciela, bo myślą, że zbawią się sami przez swoją doskonałość. Czują się zdrową komórką w organizmie społeczeństwa. Dlatego gardzą innymi.

Chrystus jasno mówi, że tylko ludzie, którzy czują na sobie balast grzechu i potrafią oddać go w ręce Mesjasza, będą zbawieni. To oni są wezwani, czyli: powołani. Jak celnik Lewi, i wielu innych, którzy chodzili z Jezusem. Czy i ty jesteś pośród nich?


piątek, 14 stycznia 2011

Paraliż


         Kilka dni później wszedł znowu do Kafarnaum. Dowiedziano się, że jest w domu. Zgromadziło się tak wielu, że nie było miejsca nawet przed drzwiami. Głosił im słowo. Przyszli do Niego jacyś niosący człowieka sparaliżowanego. Podtrzymywało go czterech. Ponieważ z powodu tłumu nie mogli wnieść przed Niego, zdjęli dach tam, gdzie był, zrobili otwór i spuścili nosze, na których leżał sparaliżowany. Kiedy Jezus zobaczył ich wiarę, powiedział do sparaliżowanego: "Synu, odpuszczają się tobie twoje grzechy". Siedzieli tam wtedy niektórzy uczeni w Piśmie i tak w sercach swoich zaczęli myśleć: "Dlaczego On tak mówi? On bluźni! Kto może odpuszczać grzechy poza jedynym Bogiem?" Jezus zaraz rozpoznał swoim duchem, że tak sobie myślą, więc zapytał ich: "Dlaczego tak myślicie w swoich sercach? Co jest bardziej wstrząsające, czy powiedzieć sparaliżowanemu: "Odpuszczają się tobie twoje grzechy", czy powiedzieć: "Wstań, weź swoje nosze i chodź"? Abyście jednak wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów" - tu zwrócił się do sparaliżowanego - "rozkazuję ci: wstań, weź swoje nosze i idź do swojego domu". On wstał, zabrał od razu nosze i odszedł na oczach wszystkich, tak że wszyscy byli zdumieni i wysławiali Boga mówiąc: "Czegoś takiego nigdy nie widzieliśmy" (Mk 2,1-12)

 

„Kto może odpuszczać grzechy?”. To pytanie nie tylko uczonych w Piśmie, lecz również i niektórych współczesnych ludzi. Dzisiaj jednakże ukryte jest pod odpowiedzią na nie: „Po co mi Kościół? Najważniejsze, to samemu sobie wybaczyć, i wszystko gra!”. Dlatego coraz mniej spowiedzi, coraz więcej kreowanej przez siebie i dostosowanej do własnych potrzeb, moralności. Nie ma w niej miejsca dla Bożych przykazań, Ewangelii, Kościoła. „Kto może odpuszczać grzechy?” – to tez zapytanie o sens sakramentu pokuty i pojednania. Judaizm zakładał, iż może to tylko uczynić sam Bóg. Chrześcijanie również w to wierzą, ale jednocześnie wiedząc, iż owo przebaczenie przychodzi przez Jezusa. Bo „Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów”.

Po co więc spotkanie z Jezusem, przebaczającym mocą Miłosiernego Ojca?... Bo inaczej jesteśmy sparaliżowani naszym grzechem. Grzech paraliżuje: nasze relacje z innymi, z sobą i z Bogiem również. Paraliżuje, powoli odbierając smak życia. Czyni z nas zmęczone życiem istoty, nie umiejące samodzielnie uczynić nic konstruktywnego. Grzech nie pozwala powrócić do siebie; swojej prawdziwej radości, do „swojego domu”.

Cóż więc mamy czynić w takiej sytuacji? Może wreszcie trzeba przełamać się i usłyszeć rozkaz Jezusa: „Wstań wreszcie, i powróć do siebie wsparty moją miłosierną miłością!”. Trzeba nam tego zapragnąć ze wszystkich sił.


czwartek, 13 stycznia 2011

Trąd - nie trendi


        Zbliżył się tam do Niego trędowaty, błagał Go, klękał na kolana i mówił do Niego: "Jeśli Ty zechcesz, potrafisz mnie oczyścić". Zdjęty litością wyciągnął rękę, dotknął go i powiedział mu: "Chcę, stań się czysty". Z miejsca trąd go opuścił i stał się czysty. I zaraz surowo mu nakazując, oddalił go. Powiedział mu jeszcze: "Uważaj, nikomu o niczym nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i za oczyszczenie złóż na ofiarę to, co nakazał Mojżesz. [Będzie] dla nich świadectwem". On tymczasem zaczął po odejściu publicznie rozgłaszać i rozpowiadać o tym wydarzeniu, tak że [Jezus] nie mógł już otwarcie wejść do żadnego miasta, lecz zatrzymywał się na zewnątrz w miejscach odosobnionych. Mimo to przychodzono do niego ze wszystkich (Mk 1,40-45)


Trąd był i jest chorobą zakaźną skóry oraz nerwów. Stopniowo powoduje wyniszczenie organizmu. W czasach Jezusa trędowaci byli wykluczani z życia społecznego, oddalani i niechciani. Dla Żydów trąd był powodem wykluczenia ze społeczności. Naturalna odraza znalazła swoje odbicie w surowych nakazach względem trędowatych. Musieli oni pozostawać zawsze poza granicami miast i ostrzegać innych o swojej chorobie poprzez czytelne dla wszystkich znaki: rozerwane szaty, włosy w nieładzie, zasłonięta broda, ciągłe wołanie: „Nieczysty, nieczysty!”. Trąd oznaczał bowiem utratę cielesnej czystości niezbędnej do uczestniczenia w kulcie Jahwe, a niektórzy rabini sugerowali, iż jest karą za grzechy. Wierzono nawet, że sam oddech trędowatego może kogoś skalać.

Potargane włosy i zakryta twarz przywodzą na myśl czas żałoby. Trędowaci byli traktowani jak żywe trupy: skazańcy, którymi nikt się nie zajmował. Nawet wierni synagogi.

Kapłani (mimo, iż nie byli lekarzami) powołani byli jako sędziowie i prawnicy do podejmowania decyzji względem chorych. Jezus, respektując Prawo, nakazuje udać się do kapłanów by ci wyznaczyli rozpoczęcie obrzędu oczyszczania, który był początkiem powrotu do wspólnoty.

       Lecz wpierw sam zauważa problem chorych, nie lęka się przebywać w ich bliskości a nawet dotykać. Takie postępowanie musiało wzbudzać u widzów strach, niedowierzanie, a u przywódców ludu skandal. Chrystus przekraczał bowiem ustalone nakazy społeczne i religijne.

Ponad wszelkie przepisy stawiał on człowieka, jako wartość najwyższą. Takie spotkania przywracają godność. Uzdrawiają. Przywracają sens życia. Są więc na swój sposób zapowiedzią zmartwychwstania!

Nawet, gdy czujesz się odrzucony przez wszystkich, wiedz, że Jezus nigdy cię nie opuści! Więcej: pragnie oczyścić z trądu grzechu, zniewoleń, złych relacji z innymi. Naprawdę. Uwierz, a zobaczysz.


środa, 12 stycznia 2011

Diagnoza i tabletka Ewangelii


       Bezpośrednio po wyjściu z synagogi udali się do domu Szymona i Andrzeja, a z nimi Jakub i Jan. Teściowa Piotra leżała w gorączce. Zaraz Mu o niej powiedzieli. On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę. Gorączka opuściła ją, a ona im usługiwała. Wieczorem, gdy zaszło słońce, znoszono do Niego wszystkich chorych i opętanych. Całe miasto zebrało się u drzwi. Uzdrowił wielu cierpiących na różne choroby i usunął wielu demonów. A demonom mówić nie pozwolił, bo znały Go. Wcześnie rano, gdy jeszcze było ciemno, wyszedł i udał się na miejsce ustronne. Tam się modlił. Szymon i ci, co z nim byli, poszli Go odszukać. Gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: "Wszyscy Cię szukają". Odezwał się do nich: "Chodźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam spełnił posłanie herolda. Po to bowiem przyszedłem". I szedł po całej Galilei, nawołując w ich synagogach i wyrzucając demony (Mk 1,29-39)

 

Siła modlitwy. Tej w synagodze i tej w ustronnym miejscu. Ona rodzi siłę do działania w imię Boga. Bez kontaktu z Bogiem nie stać nas na dawanie świadectwa Jego miłości i zatroskania o człowieka. Modlitwa jest tarczą obronną przeciwko demonom (złu), które nieustannie chcą nami zawładnąć. Tradycja żydowska wprost pojmuje demona jako upadłego anioła.

Uzdrowienie Jezusa jest całościowe: nie tylko leczy ciało i dolegliwości fizyczne ludzi, lecz także sferę psychiczną oraz duchowe słabości. To właśnie te choroby najbardziej ciążą człowiekowi, raniąc jego serce, duszę, wnętrze. Któż z nas jest od nich wolny?

Nic dziwnego, że całe miasto zebrało się u drzwi domu rodziny Piotra, w którym przebywał Jezus. A nawet później „wszyscy Go szukali”. Chrystus nie otwiera jednak żadnej przychodni czy szpitala, nie związuje się z konkretnym miejscem. Pokazuje, że Jego misja ma wymiar uniwersalny.

Dlatego przechodzi tuż obok nas, chcąc uzdrawiać z naszych dolegliwości. Lecz wpierw nawołuje do przyjęcia Ewangelii. Słowo otwiera drogę do nawrócenia i uzdrowienia tego, co w nas jeszcze chore.


wtorek, 11 stycznia 2011

Kontrasty


      Przybyli do Kafarnaum. Tam wkrótce wszedł w szabat do synagogi i uczył. Byli zdziwieni Jego nauką, bo pouczał ich jak ktoś mający władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Nagle w tej ich synagodze pewien człowiek dostał się pod wpływ nieczystego ducha. Zaczął z wrzaskiem wołać: "Co się tu do nas wtrącasz, Jezusie z Nazaretu!? Zniszczyć nas przyszedłeś!? Wiem, ktoś Ty: Święty Boga!!!" Jezus skarcił go mówiąc: "Zamilcz i wyjdź z niego". Rzucił nim duch nieczysty, krzyknął wielkim głosem i wyszedł z niego. Wszyscy byli tym tak zdumieni, że zastanawiali się między sobą mówiąc: "Co to jest? To nowa nauka, oparta na jakiejś mocy! Nawet nieczystym duchom wydaje rozkazy i słuchają Go". I wieść o Nim prędko dotarła do każdego miejsca w całej galilejskiej krainie (Mk 1,21-28)

 

Ewangelia jest księgą kontrastów. Złu przeciwstawiane jest dobro, nienawiści miłość, nieczystości czystość, pokorze pycha, ciemności światło, szatanowi przeciwstawia się Bóg. Skrajne rzeczywistości istnieją obok siebie, lecz nie jest to przebywanie w harmonii.

Głoszeniu Dobrej Nowiny od samego początku towarzyszą znaki potwierdzające prawdziwość słów Chrystusa. Jest to przepowiadanie z mocą i władzą. Nie żonglerka słowami, jakieś psychologiczne manipulacje, lecz głoszenie całym sobą, z pasją i do końca tego, czym Jezus żył. Utożsamił samego siebie z Ewangelią Królestwa.

Przynosząc światło miłości, nie mogło być inaczej, że moce ciemności uciekały z ludzi, którzy byli nimi opętani. Taką moc ma właśnie miłość. Ona nie krzyczy. Lecz niszczy ciemności na drodze do wolności naszej i tych, którzy są obok nas. Wyrzuca z nas wrzeszczące demony egoizmu, który jest głównym źródłem wszystkich grzechów. Jezus – Wcielona Miłość Ojca. Ewangelia żywa, którą i nam trzeba żyć.


poniedziałek, 10 stycznia 2011

Spełnienie


      A kiedy Jan został wydany, Jezus udał się do Galilei, występując jako herold ewangelii Boga. Mówił: "Czas się wypełnił. Już blisko jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie tej radosnej nowinie". Idąc nad Jeziorem Galilejskim, zobaczył Szymona i Andrzeja, Szymonowego brata, zarzucających sieci na jeziorze. Byli bowiem rybakami. Jezus powiedział do nich: "Chodźcie ze mną, a sprawię, że staniecie się rybakami łowiącymi ludzi". Z miejsca zostawili sieci i udali się za Nim. Gdy poszedł trochę dalej, zobaczył Jakuba, [syna] Zebedeusza, i jego brata, Jana. Oporządzali sieci w łodzi. Od razu ich wezwał. Oni więc zostawili w łodzi swojego ojca, Zebedeusza, razem z najętymi robotnikami i poszli z Nim (Mk 1,14-20)

 

Początek ewangelii Markowej jest przedstawieniem Jezusa jako herolda Jahwe. Marek, pisząc swoje przesłanie, chciał pokazać Jezusa jako prawdziwego Syna Bożego, Mesjasza przybyłego by zbawić świat. W tej misji nie jest sam. Gromadzą się wokół ludzie zafascynowani życiem Nauczyciela oraz Jego nauczaniem. Owa pasja sprawia, że zostawiają wszystko i idą za wezwaniem Mistrza. Zostawiają domy, bliskich, swoją pracę. Tak może uczynić człowiek, którego coś urzekło, dotknęło do głębi, przeniknęło.

Jezus w wielkim skrócie streszcza swój program: wypełnienie się oczekiwania na zbawienie – przybliżenie się Królestwa – wezwanie do nawrócenia – wiara. To właśnie jest Dobra Nowina. Kto ją usłyszy i podąży z pasją za głosem Przychodzącego, ten odnajdzie swoje miejsce w życiu; jego sens. A czy nie to właśnie jest szczęściem, że ktoś czuje się spełniony w życiu?

Czy można być tak naprawdę spełnionym bez Boga? Życie wielu ludzi podpowiada, że nie. Jako chrześcijanie nie tylko to wiemy, ale odczuwamy. Jak powiedział św. Augustyn: „Niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu”.


niedziela, 9 stycznia 2011

Chrzestny Ojciec


        Wtedy przybył nad Jordan do Jana Jezus z Galilei, aby od niego przyjąć chrzest. Jan jednak bronił Mu tego, mówiąc: "To ja powinienem przyjąć chrzest od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?" Odpowiadając Jezus rzekł mu: "Zgódź się jednak, bo tak właśnie godzi się nam w pełni wykonać wszystko, co sprawiedliwe". Wówczas się zgodził. Zaraz po chrzcie wyszedł Jezus z wody. I oto otwarły się Mu niebiosa i zobaczył Ducha Bożego, jakby gołębicę, zstępującego na Niego. I nagle z tych niebios głos zaczął mówić: "To jest mój Syn umiłowany. W nim złożyłem swoje postanowienia" (Mt 3,13-17)

 

Chrzest głoszony przez Jana Chrzciciela był chrztem nawrócenia i pokuty. Jezus nie potrzebował go. Stąd Jan dziwi się, kiedy przybywa nad wody Jordanu. Mesjasz chciał jednak pokazać swoją solidarność z człowiekiem grzesznym. I sam nie mając grzechów, wziął na siebie nasze grzechy i przewinienia. W pełni na krzyżu. W wodach Jordanu zapowiada odkupieńczy dar krzyża. 

Prawdę o Jezusie objawia sam Bóg. Zstępujący Duch ukazuje boskość Jezusa, Jego synostwo. Podobnie jak Duch zstępujący na katechumenów w momencie chrztu św. Ukazuje chrześcijaninowi jego przybrane synostwo Boże. Ta godność ma nam przypominać, że i w nas Bóg złożył swe postanowienia, z których największym jest możliwość osiągnięcia świętości. Taka godność niesie ze sobą odpowiedzialność. Przynosi nam ją również świadomość, że ufa nam sam Bóg.

Bóg postanowił nas zbawić. Lecz czy my już postanowiliśmy uczynić wszystko, by być zbawionymi?


sobota, 8 stycznia 2011

Nauka o rozmnażaniu


         Kiedy wysiadł, zobaczył już wielu ludzi. Wzruszył się nimi, bo byli niby owce nie mające pasterza. Zaczął ich długo nauczać. Ponieważ zrobiło się już bardzo późno, podeszli do Niego Jego uczniowie i mówili: "To miejsce jest pustkowiem, a pora już późna. Każ im odejść, aby się udali do okolicznych zagród i wsi i kupili sobie coś do jedzenia". On odpowiadając rzekł im: "Wy dajcie im jeść". Zapytali Go: "Czy mamy iść i za dwieście denarów kupić chleba, aby im dać się najeść?" A On im rzekł: "Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie". Kiedy sprawdzili, odpowiedzieli: "Pięć. I dwie ryby". Wtedy kazał im rozsadzić wszystkich w grupach na zielonej murawie. Rozłożyli się gromadami po stu i po pięćdziesięciu. On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, pobłogosławił i połamał chleby i dawał swoim uczniom, aby podali tamtym. Również te dwie ryby podzielił dla wszystkich. Zjedli wszyscy i nasycili się. Zebrali potem dwanaście pełnych koszy z kawałkami [chleba], a także [resztki] z ryb. A tych, którzy najedli się chlebami, było pięć tysięcy mężczyzn (Mk 6,34-44)

 

Logistyczne rozwiązanie problemu głodnego tłumu przez Jezusa wymyka się matematyce oraz logice. Tak potrafią czynić ludzie zakochani do szaleństwa. Podejmują często działania zaskakujące i nie całkiem normalne. Jezus w swojej ogromnej miłości do człowieka uczynił cud rozmnożenia chleba i ryb. Miłość zawsze pomnaża, przydaje, ofiarowuje. I jeszcze zostawia resztę! Nasyca do pełna.

„Wy dajcie im jeść!” – to prośba, zachęta, wskazanie a nawet swego rodzaju rozkaz. Dla mnie i dla ciebie. Mamy pomnażać w sobie miłość, by stawała się codziennym pokarmem dla innych. Aby nikt jej nie był pozbawiony. Jak wielu jest obok nas zgłodniałych choć jednego miłosnego gestu! Ty daj im jeść. Wtedy i w tobie pomnoży się on wielokrotnie.


piątek, 7 stycznia 2011

Wiza pobytu


       Kiedy usłyszał, że Jan został wydany, wrócił do Galilei. Opuściwszy Nazaret, poszedł i osiadł w Kafarnaum, leżącym nad jeziorem, na terenach Zabulona i Neftalego. Tak spełniło się słowo, wypowiedziane poprzez proroka Izajasza: "Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego, droga morska, Zajordanie, Galilea pogan, lud siedzący w ciemności ujrzał wielkie światło; dla przebywających w cienistej krainie śmierci wzeszło światło". Od tego czasu zaczął Jezus nauczać i mówić: "Nawracajcie się, bo blisko już jest królestwo niebieskie". Obchodząc całą Galileę, uczył w ich synagogach, głosił wśród ludu dobrą nowinę o królestwie i leczył każdą chorobę i każdą słabość. Wieść o Nim poszła po całej Syrii. Przynoszono do Niego wszystkich źle się czujących z powodu różnych chorób: i dręczonych bólami, i opętanych, i epileptyków, i paralityków, i uzdrowił ich. Zaczęły za Nim chodzić wielkie gromady z Galilei, i Dekapolu, i Jerozolimy, i Judei, i Zajordania (Mt 4,12-17.23-25)

 

Na miejsce swojego osiedlenia Jezus wybrał Kafarnaum. Było to miejsce strategiczne. Miasto wpisane było w handlowy szlak zwany „Drogą morską”. Tutaj przejeżdżały karawany z Damaszku do Cezarei Palestyńskiej, leżącej na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Ziemia ta była pełna otwartości, ale była to ziemia pogańska. Mnóstwo wierzeń obcych narodów, wiele języków mieszało się ze sobą. Była to ziemia „cienista”, ze względu na tę destrukcyjną mozaikę różnorakich moralności, wypaczeń i grzechu.

Na tym tle Jezus pokazuje się jako światło. Jego słowa są światłem dającym nadzieję na wyzwolenie. Z chorób, z mocy zła, z bólu i wszelkich innych dolegliwości nękających człowieka. To jest owa Dobra Nowina (Ewangelia) przyniesiona przez Mesjasza. Chrystus nie ogranicza się do pięknych zapewnień. On leczy wszystkich! Nic dziwnego, że podążają za Nim tłumy. 

Nasze serce to teren, który musi być wypełniony. Jeżeli nie zaprosimy tam Jezusa, może zamieszkać Zło. Może to być teren kamienisty, cienisty, pogański (i taki często jest), lecz Mesjasz nie lęka się tam wejść i przynieść dobrą nowinę o zbawieniu. Trzeba nam jednak dać zezwolenie na osiedlenie się tam Nauczyciela. Resztą zajmie się On sam. Orędzie Jezusowe jest zawsze zaproszeniem, które można przyjąć lub odrzucić.