czwartek, 27 października 2011

Czy już?



Właśnie wtedy podeszli jacyś faryzeusze i powiedzieli Mu: "Odejdź, usuń się stąd, bo Herod chce Cię zabić". Odpowiedział im: "Idźcie i powiedzcie temu lisowi: "Oto wyrzucam demony i uzdrawiam dziś i jutro, a trzeciego dnia dojdę do celu. Jednakże dziś, jutro i pojutrze muszę mieć czas na drogę, bo nie uchodzi, aby jakiś prorok zginął poza Jeruzalem". O Jeruzalem, Jeruzalem zabijające proroków i kamieniami obrzucające posłanych do ciebie, ileż to razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto właśnie porzuca się wam wasz dom. I oświadczam wam: odtąd już mnie nie zobaczycie, aż przyjdzie czas, gdy powiecie: "Błogosławiony Przybywający w imię Pana"" (Łk 13,31-35)


Faryzeusze, chcąc usunąć ze swojej drogi problem kontrowersyjnego Rabbiego z Nazaretu, radzą Mu uciekać. W dodatku winą za taką sytuację obarczają nie siebie, lecz wrogą im partię herodian. A może faktycznie wśród faryzeuszów znaleźli się jacyś życzliwi Jezusowi i zależało im, by ukrył się przed prześladowcami?

Chrystus kolejny raz wskazuje, iż jest obiecanym Mesjaszem, pełniącym w imię Jahwe wielkie dzieła, znaki królestwa. Zmierza do celu, jakim jest zbawienie człowieka. Oczekiwane przez lata oraz wielokrotnie zapowiadane w Biblii. Jego misja przypomina misję proroków, z których wielu zostało zabitych w świętym mieście Jerozolimie. Ich misja nie była rozumiana, zupełnie tak samo jak mesjańska misja Jezusa. Z serca Chrystusa wydobywa się żal nie tyle do, co nad mieszkańcami miasta, odrzucających osobę Mesjasza wraz z ofertą zbawienia. Długo oczekiwana szansa spotkania Zbawiciela zostaje przez wielu zaprzepaszczona. W miłości Boga nie ostatnia: pozostaje jeszcze moment Paruzji, który ostatecznie dokona dzieła zbawienia wypełnionego już w śmierci i zmartwychwstaniu paschalnego Baranka.

Żyjemy w przestrzeni ludzi już odkupionych, ale ciągle jeszcze oczekujących na powtórne przyjście Pana. Błogosławiony Ten, który przybywa w imię Boże! Ale też i błogosławieni ci, którzy zostali wezwani na Jego ucztę; którzy wiernie oczekują Jego przyjścia i w każdym momencie życia są na nie gotowi.


74 komentarze:

Anonimowy pisze...

My nie wiemy co mieli na myśli Faryzeusze… nie nam ich oceniać, ale co my mamy na myśli mówiąc często do Niego „Idź sobie” ? Czekamy na Paruzję a przecież tak często wyganiamy Go z naszego dnia. Przestawiamy nasze myśli, budujemy ciągi zdarzeń i tylko czasem, gdzieś przez małą chwilę mignie nam Jego postać. Usprawiedliwiamy siebie, że dziś, że potem, że zmęczenie, że inne sprawy. Ja osobiście nie umiem zaprosić Go do każdego zakamarka mych czynności. Świat zaprząta mi myśli. Gnam przez korytarze tygodni, kręcę się po labiryncie miesięcy, cos przewrócę, coś podniosę, coś zapiszę…i dopiero gdy zmarzniętą dłoń wsuwam do kieszeni swej kurtki dnia, wyczuwam drobne paciorki ręki Boga. Chciałabym się wtedy zatrzymać na dłużej, odetchnąć, coś przemyśleć. Ale póki wiatr istnieje póty i my z nim gnamy. Czy czekam? Czy może oddalam ten moment…mimo, że nie mam na niego wpływu? Czy trwam w gotowości.. czy tylko w bezsensownym napięciu? Czy wiernie oczekuję.. czy tylko przetapiam czas udając, że czekam??
Czwartku w wierności Jemu zapisanego życzę
Kasia

Ela pisze...

Miłośc ma to do siebie źe trzeba się nią DZIELIĆ ,dawac ja innym a przez to robi się jej wciąz więcej i więcej w naszym sercu ktore jest wypełnione radoscią ktorą jest Bóg.Nie mozna a nawet nie wolno nam zatrzymywac tego tylko i wyłacznie dla siebie!

Anonimowy pisze...

Miłość jest też Elu wymagająca…..a czasem nasza miłość jest wielkim sprawdzianem naszego człowieczeństwa.Miłość to nie tylko radość.

Kasia

Ela pisze...

Kasienko nie ze czasem jest sprawdzeniem ale zawsze!w słowie miłosc zawartych jest bardzo wiele okreslen a radosc w szczegolnosci.

Anonimowy pisze...

A ja znowu znalazłam chwilę , żeby zrobić sobie przystanek i zatrzymać się w tej gonitwie dnia codziennego .Z przyjemnością jak co dzień przeczytałam werset z Pisma i treść komentarza zamieszczony przez autora bloga i wasze piękne komentarze kochane koleżanki. Poczułam wdzieczność i do właściciela i do Was kochane , za to ,że mogę co dziennie z przyjemnością tutaj pobyć .Dzisiaj ja nie mam weny twórczej, ale jestem tutaj i jest mi dobrze i właśnie odczuwam to dawanie miłości , przez Was , dokładnie Elu tak jak napisałaś: "dzielić się i dawać innym .." pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie .Anna

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

warto kochać. trzeba przystawać w Słowie, by dostrzec to. Bo i w miłości łatwo się pogubić. A trzeba nam zanurzać się w niej i przebywać. dzięki za komentarze, dla mnie też one cenne są. Niech dobry Ojciec Was prowadzi!

Anonimowy pisze...

Oczywiście, że warto kochać i warto zatrzymywać się nad Słowem. Ale często bywa tak, że to się jakby rozbiega w dwóch różnych kierunkach. Wystarczy spojrzeć jaka miłość być powinna a jaka on jest w nas naprawdę. Miłość winna być uniwersalna a jest wybiórcza, winna być bezinteresowna a jest „skalkulowana”, winna być stała, a jest zmienna.
Czym tak naprawdę się dzielimy? Miłością czy tylko jej fałszywym obrazem? Do czego zmierzam? Do dwoistości natury ludzkiej. My jedynie wiemy co i jak należy czynić, ale nie jesteśmy w stanie w pełni tego dokonać. Tylko dlaczego?
Potrafimy pragnąć, umiemy chcieć kochać, umiemy wyrazić to słowami lecz nie umiemy tego w czyn przemienić. Kochamy połowicznie i powierzchownie.
Więc czym my się dzielimy ?? co pomnażamy ?? i warto kochać….bo…. ??

Kasia

Anonimowy pisze...

a może.... chodzi po prostu o zmaganie się? o staranie się? o podejmowanie prób? To ma chyba większą wartość niż sama "idealna" miłość....oczywiście w obszarze ludzkim a nie boskim.

Kasia

Ela pisze...

A co my tu niby robimy kasiu?Dla mnie osobiscie to tez pewien rodzaj miłosci!!

Ela pisze...

Kasiu:) Czasami mam wrazenie moze mylne ale wydaje mi sie ze ty KONIECZNIE chcesz miec pod gorkę.

Anonimowy pisze...

Elu... dobre pytanie. Co my tu robimy ? Rozważamy Słowo.. ale co dalej ???

Kasia

Anonimowy pisze...

Elu,
jest to wielce prawdopodobne. tylko nie pytaj mnie czemu wolę mieć pod górkę, bo nie znam odpowiedzi.

Kasia

Ela pisze...

a nie wydaje ci się ze nawet nasza gaestka robi cos wielkiego dla siebie nawzajem?To ze znajdujemy dla Boga czas i dzielimy go miedzy sobą to dla ciebie nic?dla mnie to juz bardzo duzo znaczy a pomysl o tych ktorzy tu zaglądaja nie zostawiajac komentarza myslisz ze dla nich tez nic nie robimy?

Ela pisze...

Jestes ,słuchasz ,rozmawiasz to tez sposob na dawanie siebie innym.W ten sposob jakby powiększa sie ogniwo i idziemy z tym w nasze zycie .no ja tak przynajmniej robię.

Anonimowy pisze...

oczywiście Elu, że robimy tutaj dla siebie coś wielkiego i że dzielimy się sobą.
Ale ja pisząc komentarz miałam na myśli miejsca bardziej rzeczywiste. Miałam na myśli te obszary, w których jesteśmy obsadzeni w całym swym wymiarze, czyli biuro, dom, spotkania ze znajomymi.

Kasia

Ela pisze...

No to jest własnie TO!Umiec przeniesc to co tu czytamy rozwazamy w zycie nasze !!

Anonimowy pisze...

a no widzisz Elu. A mi się nie zawsze to udaje. Nie chodzi mi o podejmowanie próby, ale o to, że wiem jak należy postępować ale tego nie czynię w życiu normalnym. Z przyczyn? Bo to bywa czasem nierealne.
Rozumiesz o co mi chodzi ??
Mam na myśli to, że często Słowo rozmija się ze światem realnym.

Kasia

Ela pisze...

Nie mozna mowic czy pisac a robic zupełnie co innego bo to byłoby fałszem nie dosc ze wobec siebie samego to wobec innych i wobec samego BOGA

Ela pisze...

Pewnie ze nie zawsze mozna!To byłoby za proste!!>Masz ufac Bogu jak nikomu innemu a on tak pokieruje twoim zyciem ze bedzie mu sie to spodobało.Nie koniecznie tobie.

Anonimowy pisze...

I to jest ta dwoistość Elu.
Ja WIEM, ale na tym się kończy. Nie wprowadzę czegoś w życie, bo... nie da się tego wprowadzić.

Oczywiście nie dotyczy to wszystkiego. Staram się Słowo w życie wprowadzać. Ale są często sytuacje, które w pewien sposób wymagają ode mnie ich nie stosowania. I teraz pytanie (skierowane do mnie), czy szukam usprawiedliwienia? czy czegoś się boję? czy moja wiara nie jest szczera?, czy wiem co to znaczy kochać??
Rozumiesz o co mi chodzi Elu??
[nie chodzi o doskonałość !!, chodzi o "sens" wprowadzania czegoś w życie, wiedząc, że w pełni się z tym nie zgadzam]

Kasia

Anonimowy pisze...

"Nie mozna mowic czy pisac a robic zupełnie co innego bo to byłoby fałszem"

.. i dlatego ja piszę to co odczuwam.. a nie to co powinnam odczuwać. Stąd.. dla niektórych moje wypowiedzi mogą być herezjami lub mogą być niezrozumiałe w swej treści.

Kasia

Ela pisze...

Zobacz ja w tej chwili jestem ma krotkiej ręcie.Zeby nie zwariowac w domu postanowiłam zaopiekowac sie dwuletnim dzieckie.matka i ojciec tego dziecka pracują.Troche sie bałam ale nie pracy z dzieckiem tylko odpowiedzialnosci za nie.Dziecko tak bardzo sie przyzwyczaiło do mnie ze kiedy matka przychodzi je odebrac ono dostaje normalnie histeri bo nie chce z nią pojsc.Chce u mnie zostac.Bardzo trudne to jest dla wszystkich poniewaz matce peka serce z zalu ze jak to ona je tak kocha a ono nie chce do niej pojsc.Ja sie zle czuje bo ja rozumie ale i rozumie to dziecko poniewaz ja przez te wszystkie godziny zajmuje sie nim .tancze spiewam czytam ksiazki ,chodze na spacery na plac zabaw a głownie cały czas z nim rozmawiam!Na to wszystko matka niestety nie ma czasu!Poniewaz jak wraca z pracy musi zrobic wszystko inne procz zajmowaniem sie dzieckie.Matka dzwoni do mnie czy moze predzej je przyprowadzic bo ono płacze ze chce do eli.Kiedy uznałam ze to zaczyna byc juz niezdrowe powiedziałam matce ze MUSI wziąsc bezpłatny urlop i uspokoic w swoim dziecku te emocje bo ono nie potrafi sobie z tym poradzic!Czasy sa ciezkie ale nie moze tak przeciez byc ze ja zastąpię i za przeproszeniem odwalę całą robotę za matkę.Dziecku trzeba nieustannie tłumaczyc całą zaistniałą sytuacje bo pomimo ze jest małe ono zrozumie jesli w odpowiedni sposob bedzie się mu tłumaczyc.Bardzo jestem przywiązana do tego dziecka i tak naprawdę i ja jej potrzebuję i ona mnie.Ale muszą byc jakies okreslone granice co nalezy do rodziców a co do opiekunki.To tez jest rodzaj miłosci.Mogłabym na wszystko machnąc ręką i nie zauwazac cierpienia własciwie nas wszystkich ale tak poprostu nie mozna!

Anonimowy pisze...

Myślę, że chodzi o nasze staranie, aby kochać. Życie jest bardzo skomplikowane.
Marta

Ela pisze...

Rozumię cię Kasiu rozumię.Tyle ze ja zawsze staram sie rozumiec w kierunku prostym nie zachaczac pytania pytaniem:)))

Anonimowy pisze...

Dzielić się miłością, gdy wszystko cię wkurza jest bardzo trudne, a nawet nie wiem czy możliwe.
Marta

Ela pisze...

Pewnie ze trudne bo kazdy bez wyjątku ma takie chwile ze sam z sobą nie moze dojsc do ładu a co dopieru pomagac i wychodzic na przód trudnosciom innych.

Ela pisze...

A czy Bog obiecywał i zapewniał ze bedzie pięknie miód cud i malina.?

Anonimowy pisze...

czasem trudno opanować negatywne emocje, które w nas się rodzą :(
Marta

Anonimowy pisze...

No własnie nigdy nie obiecywał i dlatego nie wierzę, że każdy jest zawsze i wszędzie na maxa szczęśliwy.
No ale wiara nie zależy od emocji, na szczęście :)
Marta

Ela pisze...

Marta kłamałby gdyby mowił ze cały czas jest szczęsliwy!!!Szczesliwi prawdziwie to moze bedziemy jak uda nam się zasłuzyc na niebo:0

Ela pisze...

Ja niestety musze zmykac:(Buziaki dla was:))

Anonimowy pisze...

zasłużyć chyba się nie da, bo to nie transakcja handlowa :)ale wiem Elu o co Ci chodzi :)
pozdrawiam również
Marta

Anonimowy pisze...

Tak.. trzeba się starać kochać, bo życie jest a i owszem szalenie skomplikowane.

pozdrawiam wszystkich

Kasia

Ela pisze...

Kasiu a jak bys to inaczej nazwała?

Anonimowy pisze...

w pewnym sensie zasługujemy sobie na niebo, ale to nie tak, że po "dobrym życiu" ono się nam należy.
Marta

Anonimowy pisze...

ale co Elu?? Co miałabym nazwać inaczej ?

Ela pisze...

no słowo zasługiwac/

Anonimowy pisze...

"Bóg stworzył nas bez nas, ale nie może zbawić nas bez nas". My tylko swoim życiem wyrażamy chęć przebywania z Nim.. To słówko "tylko" ... to bardzo wiele.

tak Marta. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Ba..nawet wydaje mi się (proszę się nie obrazić), że nikt z nas nie zasłużył na owo niebo. Tylko On nam je daje, jeśli się staramy być z Nim.

Kasia

Anonimowy pisze...

o to mi właśnie chodziło, Kasiu :)
Marta

Ela pisze...

Jezus obiecał wyraznie ze jesli bedziemy w swoim zyciu kierowac się jego przykazaniami i według nich zyc czeka nas nagroda.Czy nie tak jest?Teraz nie chodzi o to czy zasługujemy ale o sam fakt OBIETNICY.

Anonimowy pisze...

Mi się Elu wydaje, że nie my nie zasługujemy na niebo. jesteśmy zbyt słabi, zbyt zmienni. Nie jesteśmy wierni i nie potrafimy w pełni kochać. Nikt z nas nie "zasługuje" na niebo, ale każdy z nas jest kochany przez Ojca. On nam je da, jeśli tylko będziemy tego pragnąć i starać się żyć zgodnie z Jego prawdą.

czyli.. my nie zasługujemy, ale jest nam ono dane.

Ja osobiście tak to widzę.

Kasia

Anonimowy pisze...

zasłużyć w sensie "bez łaski idę do nieba", bo na to zapracowałem. Tak na pewno nie.
Marta

Ela pisze...

To pytanie było do Marty .przepraszam pomyliłam imiona:(

Anonimowy pisze...

czyli zgadzam się z Tobą Kasiu :)
Marta

Anonimowy pisze...

@Ela
tak myślałam, ale nie chciałam sie wymądrzać :P i wyszło bardzo fajnie :)
Marta

Anonimowy pisze...

Elu,
Ale nie ma ani jednego człowieka, który ZAWSZE kierował by się przykazaniami Boga. Tym JEDYNYM człowiekiem był Chrystus. My Go tylko staramy się naśladować.
Owa obietnica to nic innego jak obdarowanie nas niebem, jeśli takie jest nasze pragnienie.
Niebie według mnie...nie jest nagrodą w ludzkim rozumieniu. To wielki dar dla nas.

Kasia

Ela pisze...

No o to to i mi nie chodzi ze mozemy w ten sposob mowic do boga.bo zasługi nie nam oceniac ale mysle ze mozemy je czuc.Człowiek ktory nie okłamuje siebie samego wyraznie widzi czy postepuje dobrze czy zle.

Anonimowy pisze...

oj... to przepraszam. Ale mam nadzieję, że Marta się nie obraziła :)))

Kasia

Anonimowy pisze...

Niebie według mnie...nie jest nagrodą w ludzkim rozumieniu. To wielki dar dla nas. TAK :) a na dar nie jesteśmy w stanie zasłużyć, jego po prostu dostajemy :)
Marta

Ela pisze...

Tu pragnienie nie ma nic do tego bo moge pragnąc zyc wiecznie a zyc zupełnie inaczej

Anonimowy pisze...

jesteście super dziewczyny :)
biegnę na aerobik :)
buziaki :)
Marta

Anonimowy pisze...

Może powinnam... powtórzyć deklinację ???
Powinno być
"Niebo według mnie....."

Kasia

Ela pisze...

A czy Bog nie znał ludzkich serc dajac tę obietnicę?Znał a mimo to obiecał.Wiedział o słabosci ale wierzył w przemianę ludzkich serc.

Anonimowy pisze...

Ela,
Według mnie pragnienie jest istotnym elementem. Od pragnienia się zaczyna. Jeśli pragniesz i się starasz.... to Jemu to wystarczy. On przecież zna cie lepiej niż ty sama.

Kasia

Ela pisze...

Kasienko twoje zdanie jest jak najbardziej na miejscu:))

Ela pisze...

no a ja z areobiku wróciłam:)))

Anonimowy pisze...

Kasia, spoko, tak dokładnie wiem o co Ci chodzi, że nawet nie zauważyłam tego "niebie"
Marta

Anonimowy pisze...

a ja lecę, bo sie spóźnię :P
Marta

Ela pisze...

Kasiu no to napisałam wyzej:)Zna nas lepiej niz my sami a mimo tego daje obietnicę

Anonimowy pisze...

Ale przecież owa obietnica jest dotrzymywana. Jak traktuję to jako dar. Obietnica, która jest darem.

Kasia

Anonimowy pisze...

Aniu Czytając Twoje wczorajsze, piękne, ciepło napisane świadectwo przypomniałam sobie dzień śmierci bł. Papieża Jana Pawła II. Ja tego dnia uczestniczyłam we mszy ślubnej właśnie w tym kościele. Też jestem łodzianką.

Elu Czytając Twój komentarz poczułam straszny ból tego maleńkiego dziecka. Pomyślałam, że Ty możesz wiele zdziałać, by dziecko tak nie cierpiało. Spędzając czas z dzieckiem należałoby myśleć też o tej zabieganej mamie. Możesz go zostawiać samego z zabawkami, tak jak zostawia go mama, mówiąc mu o tym. Nakierowywać jego myślenie na rodziców. Podczas spaceru można nazbierać kolorowych liści właśnie dla mamy, taki prezent dziecko wręczy mamie jak po niego przyjdzie. Kupić cukierki. W kieszeni niech czekają jako prezent dla rodziców itd. Mówić mu, że rodzice bardzo je kochają.
Najważniejsze to prosić Matkę Bożą by była przy Was i pomagała Ci opiekować się tym dzieckiem.
Najważniejsza jest miłość.
Nika

Ela pisze...

Uwazam ze musimy wręcz wierzyc i według mnie to tez jest motorem ktory pozytywnie nas do tego ukierunkowuje.On daje swa miłosc za darmo mimo wszystko ale my MUSIMY starac się zeby na nia jednak zasłuzyc.

Ela pisze...

No Nika witaj dziewcze drogie serdecznie!!!

Anonimowy pisze...

Widzisz. Elu,
ja nie staram się jako tako o niebo... bo wiem i mam tego świadomość, że na owo niebie nie zasłużę sobie. Bo niby czym?? Dobre uczynki są tylko dodatkiem do mojego życia w Nim. One same wypływają, podobnie jak dobro czy miłość.... jeśli żyję zgodnie z Jego Słowem. Nie liczą się dobre uczynki same w sobie. To znaczy..nie czynię dobrych uczynków aby iść do nieba. Dobre uczynki są jakby już efektem mojego życia w Nim i z Nim.. I wiem, że ani ilość ani jakość owych czynów.. nie jest w stanie "zagwarantować" mi nieba.

Bóg mnie kocha taką jaką jestem. Moje starania i pragnienia się liczą. I wierzę w to, że kochający Ojciec zabierze mnie do siebie. Ale nie dlatego, że 389 razy pomogłam staruszce, ale dlatego że mnie kocha. I dlatego dla mnie to jest dar.
Kasia

Anonimowy pisze...

Witaj Nika,
Miło Cię znowu czytać :))

Kasia

Ela pisze...

Niki a ty myslisz ze co ja robię .Cały czas tłumaczę ze mama bardzo ja kocha ale musi pracowac zeby mogła wybudowac dla niej dom.robimy piekne laurki dla mamy i taty .dzwonie jesli wiem ze moge to zrobic.Bez przerwy tłumacze jak wazna jest mama i tata!Ani myslę zagarnąc sobie jej uczuc dla siebie.Wiem dobrze jak to jest bo sama miałam małe dzieci.Ale czasami trzeba im poswiecic wiecej czasu.Ja to dziecko bardzo kocham ale ono ta miłosc MUSI dostawac od rodziców a nie tylko piekne zabawki ktore ona ma gdzies bo woli jak z nia rozmawiam lub chodzimy po lesie i rozmawiamy o bardzo waznych rzeczach.Uwazam ze sa pewne rzeczy ktore nikt inny tylko rodzic musi zrobic nie chcąc stracic ufnosci małego dziecka

Ela pisze...

Nie wiem ..to nie chodzi o to zeby robic cos dobrego i odrazu sobie myslec acha to zrobiłam dobrze to juz mam cos na koncie.Nie tedy droga.Robie dobrze bo tego chce i dzieki temu czuje sie dobrze.Ale kierunek wszystkich moich staran jest z myslą o Bogu o tym ze moze kiedys dane bedzie mi sie z nim spotkac nie tylko w Eucharysti

Ela pisze...

Niki ja nie moge tego dziecka zostawic samego sobie bo ona nawet nie da się zostawic.Ona ze mną robi dosłownie wszystko nawet idzie do piwnicy i rozpala ogien w piecu pomagajac mi podawajac drewno.Ona potrzebuje obecnosci drugiej osoby i daje siebie całą w tym.nawet jesli sa czynnosci ktorych jej nie wolno robic to ona mi asystuje przy nivch.Zupełnie we wszystkim uczestniczy.To dziecko przez to bardzo duzo sie uczy.Jest rzeczą bardzo dziwna ze bedac u mnie dwa tygodnie nauczyłam ja wołania ze chce na nocnik.Dziwne bardzo dziwne ze matka poł roku probowała i jej sie nie udało?

Anonimowy pisze...

Tak, Elu masz rację. Tylko ja w tym wszystkim widzę tylko ból tego dziecka.
Kiedyś kobieta, rozeszła się z mężem, powiedziała, że woli mieć psa, ma dwa, niż mieszkać z człowiekiem. Jak jest zdenerwowana to na psa nakrzyczy, a on nic się nie odezwie. Tak ułatwiamy sobie życie. Zamiast pomóc finansowo biednym dzieciom dają na schroniska dla psów, bo o dzieci to państwo powinno się troszczyć. Słyszałam osobiście. Dla mnie to znieczulica, egoizm tych ludzi.
Z drugiej strony patrząc to dziecko ma wiele szczęścia, bo ma wspaniałą nianię.

Anonimowy pisze...

i coś mi się zdaje Elu, że my o tym samym mówimy tylko troszkę inaczej :))

nasze bowiem dobre uczynki nie są czymś oderwanym, ale wypływają z miłości naszej do Niego. Przecież On jest w drugim człowieku. Trzeba to umieć dostrzec.

Kasia

Ela pisze...

Ale to nie jest tak ze tylko ona mnie potrzebuje.Ja baaardzo potrzebuję jej!!Mam wrazenie ze we mnie sa tak wielkie pokłady ciepła i miłosci ze az zal tego marnowac.Corka moja studiuje nie ma jej w domu .syn rano wyjezdza wraca poznym popołudniem a ja potrzebuję okazywac swoje uczucia .przeciez nie wyjde na ulice i kazdego bede sciskac bo odwioza mnie do psychiatryka.Mysle ze to dziecko jest czyms najlepszym co mogło mi sie w zyciu trafic ale nie zastapie jemu miłosci rodzicow

Ela pisze...

tez tak myslę kasiu ze myslenie nasze ma ten sam kierunek tylko inne tory:)))

Anonimowy pisze...

Witaj Nika! Fajnie spotkać Łodziankę na blogu. Kościół ojców jezuitów jest mi bardzo, bardzo bliski, czuję się tam u siebie. Byłam tam kilka lat we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym. Tam też do przedszkola do sióstr chodziły moje dzieci (teraz już są w szkole).

Kasiu, wyobraź sobie, że dzisiaj jeden mój znajomy z politechniki, z którym rozmawiamy czasem o sprawach Bożych (a on jest w Neokatechumenacie) powiedział mi niemalże to co ja wczoraj Tobie, hehe. Że nie trzeba podchodzić infantylnie do tego jak mam być dzieckiem.
Powiedział coś bardzo trafnego więc przytaczam. Stwierdził, że najważniejsze w dziecku nie są jakieś wyidealizowane cechy dziecka bo dziecko też jest skażone grzechem pierworodnym więc nie jest doskonałe. Ale najważniejsze w dziecku jest to, że wie, że jest zależnie od rodziców, że bez nich sobie nie poradzi, dziecko jest świadome, że nie jest autonomiczne. I że nawet jak zrobi coś złego to rodzice je kochają i będzie miało ich pomoc.
Taka postawa jest nam niezbędna aby przejść przez ciasną bramę. Nie mogę sama, o własnych siłach przejść przez ciasną bramę. Muszę poprosić Tatusia, żeby mnie wyratował i przeprowadził i żeby mi przebaczył moje grzechy. On mnie przecież kocha.

Ania

Anonimowy pisze...

i do takich też wniosków Aniu dzisiaj doszłam. Że nie dam sobie rady sama, ale jestem kochana i akceptowana przez Niego. Jeśli tylko Go poproszę .. to On mi pomoże.

dziękuję Aniu za słowa. To bardzo cenne, trafne i piękne słowa.

Kasia