niedziela, 17 lipca 2011

Ziarna i chwasty



Inną przypowieść im przedstawił. Powiedział: "Królestwo niebieskie stało się podobne do człowieka, który na swoim polu zasiał dobre ziarno. Kiedy wszyscy spali, przyszedł jego wróg, nasiał chwastu w pszenicę i oddalił się. Gdy źdźbła się rozwinęły i zaczęły zawiązywać owoc, wtedy także ów chwast się ujawnił. Przyszli słudzy gospodarza i powiedzieli mu: "Panie, czy nie dobre ziarno posiałeś na swoim polu? Skąd więc te chwasty?" A on im odpowiedział: "Ktoś nieżyczliwy to zrobił". Słudzy zapytali go: "Czy chcesz, byśmy poszli i usunęli je?" On odpowiedział: "Nie, byście przypadkiem usuwając chwasty, nie wyrwali wraz z nim pszenicy. Pozwólcie obu rosnąć aż do żniw. W czasie żęcia powiem żniwiarzom: 'Zbierzcie najpierw chwasty i zwiążcie je w snopy, by spalić, a pszenicę zwieźcie do mojego spichlerza'"" (Mt 13,24-30)


Rzeczywistość Królestwa jest tak tajemnicza i niepojęta, że Jezus używa przypowieści, aby ją przybliżyć. Obrazów z życia codziennego, które mają ukazać istotę Jego królestwa. To nieuniknione, gdyż jest to królestwo nie z tego świata; królestwo mające charakter wybitnie duchowy – choć przecież uobecniany już ba ziemi wśród wierzących.

Przypowieść o pszenicy i chwastach jest odpowiedzią na często stawiane pytanie o sprawiedliwość Boga: dlaczego Pan Bóg nie zrobi porządku ze złymi ludźmi; dlaczego milczy?

Pan Bóg jest tak wielki w swojej miłosiernej miłości, że do samego końca wierzy w człowieka, który jest ze swojej natury dobry. Wierzy, że wcześniej czy później, zatriumfuje w nim dobro. Że chwast… przemieni się w pszenicę! W tych, których my dawno skreślamy z listy ludzi dobrych, On dostrzega ukryte dobro. I może nadejść czas, gdy ono zakiełkuje. Z nadzieją więc, jak dobry ogrodnik, wypatruje choćby najmniejszych owoców.

Bóg zasiał w sercu człowieka ziarno dobra. Niektórzy w swojej słabości (w nocy; ciemności swojego życia) poddali swoje serce działaniu zasiewu „nieżyczliwego”. W każdym człowieku z pomocą jego chcenia i woli, może dokonać się jednak zwrot na inną drogę. Bóg nikomu nie skąpi w tym łaski oraz swojej pomocy. Tylko trzeba tego chcieć. Tak niewiele, a jakże wielki krok ku zbawieniu.

Nie chciejmy wyręczać Boga w Jego sprawiedliwości. Nadejdzie czas, gdy ona zatriumfuje. W miłości, która jest przebaczająca i miłosierna, ale zarazem nie głupia i naiwna.


13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czytając dzisiejsze Słowo nie sposób pominąć inne fragmenty ściśle nawiązujące do tematu. Z pozoru tematem jest Królestwo Boże, sąd ostateczny, paruzja, czy też jak to napisał ksiądz Tomasz odpowiedź na pytanie, czemu wciąż funkcjonuje zło w otaczającym nas świecie. Ale ten fragment mówi również o innych sprawach (delikatnie podpowiedzianych i wspomnianych przez autora blogu). To Miłość, Miłosierdzie i Sprawiedliwość. To przypowieść o dawaniu szansy wszystkim, bo przecież jak pamiętamy (Mt -5,45) „słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”. Nawiązanie do przykazania miłości bliźniego, miłowania wroga. Trudne wyzwanie. Jak bowiem można pokochać kogoś, kto skrzywdził nas? Jak można kochać tych, co są po przeciwnej stronie? Czysta analogia do mojego życia. Jak mogliście kochać mnie, ci, z którymi toczyłam walki słowne? Czy kochaliście mnie w chwili, gdy podnosiłam na Was swój głos? Czy widzieliście we mnie chwast? Czy tylko jawiła się wam moja agnostyczna postać? Czy wyrwalibyście mnie nie dając mi szansy? Ilu z was tak naprawdę nie spaliłoby mnie w dobrej wierze? Prawda jest okrutna, gdyż wśród tak licznej wspólnoty..tak niewielu we mnie wierzyło i wierzy nadal. Dlaczego? Nie mi to oceniać. W ludzkim poczuciu sprawiedliwości, człowiek wyrwałby chwasty, by jedynie pszenica mogła wzrastać. Sami byśmy chętnie dokonali sądu, wbrew słowom „Mt 7,1: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.
I nie chodzi mi o jakieś wyrzuty czy wskazywanie błędów w rozumieniu Jego nauki. Rozumiem tych, co już dawno mnie skreślili. To ludzkie. Dbali po ludzku o pole. Usuwając mnie, inni mieli by przecież większe szanse. Czy mam żal do nich? Nie. Dzisiaj odczytuję to, jako swoistą naukę skierowaną prosto w moje sumienie. Odwracam pytanie kierując je do siebie. Czy ja, dzisiaj, potrafię wierzyć w innych, że się zmienią? Czy pomagam innym znaleźć drogę? A może patrzę tylko biernie ciesząc się egoistycznie, że mi się powoli udaje z chwastu przemienić w pszenicę? Kochać wroga to również wiara w to, że on kiedyś opuści swój miecz i zmieni swoje zachowanie i postrzeganie świata. Zadaję sobie dziś pytanie… czy jeszcze jestem chwastem? Czy nie jestem jednak wciąż „zizanion”-życicą, złudnie przypominającą pszenicę a w głębi wciąż jestem chwastem, zwykłą trawą? Jaka jest moja postawa, po przejściu swojej drogi i swoich doświadczeń, wobec innych? Tolerancja, obojętność, miłość, wiara w innych? Czy to, co przeszłam nauczyło mnie czegoś?
To bardzo trudne pytanie. Dzisiejsze Słowo zmusiło mnie do refleksji..jakich się w zasadzie nie spodziewałam. Zostały dopuszczone do mojej świadomości wnioski i myśli, których tak naprawdę nie bardzo chcę dostrzec, bo docierają zbyt głęboko w moje ja.
I tylko nurtuje mnie jedno pytanie… Aniu, Marto, Bracie Cz, Zbigniewie..i inni blogowicze.. i ks. Tomaszu.. dlaczego rozpoczęliście ze mną dialog zamiast mnie spalić jak to czynili inni? Co Wami kierowało? Przecież nie jestem z Waszej wspólnoty. Jak nauczyć się tak wielkiej miłości do wroga? Jak?
Bo ja chyba nie potrafię. Sama dostałam szansę...a mimo wszystko tak trudno dać mi szansę innym? Czemu nie umiem odpowiedzieć sobie dzisiaj na pytanie... czy miłuje tych co nie są ze mną a przeciwko mnie? Chodzi mi o szczerą odpowiedź a nie o zafałszowaną identyfikację z Jego uczniami. Czy blokuje mnie prawda, którą mogę usłyszeć? Czy obawiam się, że jestem taka sama jak ci, co nie dostrzegli we mnie możliwości zmiany na lepsze? Czy chrześcijaństwo nie jest dla mnie? To może lepiej spalić mnie? Nie chcę otrzymywać szansy, nie mogąc samemu dać jej innym. Nie chcę tak! Lepiej być mi szczerym i prawdziwym agnostykiem niż pseudo katolikiem gotowym do spalenia innych. To straszne i okrutne...być takim człowiekiem.
kasia

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

@Kasiu: przecież istotą niesienia Ewangelii jest miłość braterska, która nikogo nie odrzuca. To nie ideologia, a strategią ewangelizacji wg mnie, nie są słowne czy inne potyczki, jakieś manipulacje psychologiczne słowami... Tak więc, gdy ktoś słucha tego, co mówię i ewentualnie zmienia swoje życie, nie mam z tego powodu żadnej (!) satysfakcji, ale jest we mnie radość i mówię: Dzięki Bogu! Bo... jestem przekonany, że to ON, a nie ja. I autentycznie, nigdy o nikim nie pomyślałem, jak o chwaście - tylko dlatego, że np. inaczej myśli, odczuwa, przeżywa. To nie jest tolerancja (czyli: dopuszczenie, przyzwolenie), lecz chyba coś więcej.
We mnie też żywym jest pytanie: na ile jestem w sobie chwastem? - czyli: czymś, co przeszkadza wzrastać we mnie Bogu? I podziwiam, jak On jest miłosierny, że daje kolejną szansę.

Błogosławionej niedzieli!

AniaS pisze...

Dzięki Ci Panie za kolejny dzień i kolejną szansę na wydanie (może wreszcie) dobrych owoców!

Ty nie jesteś wrogiem Kasiu. :)

Anonimowy pisze...

Miłość braterska – dużo się o niej mówi, mało się o niej wie a jeszcze mniej jest osób wprowadzających ją w życie. Sama chyba należę do takich osób. Nie bardzo radzę sobie nie tyle z wybaczeniem co chociażby z wiarą w innych, z wiarą na zmianę – zarówno zmianą we mnie czy zmianą mi podobnych. Targa bowiem mną zbyt wiele wątpliwości dotyczących mojej osoby, mojej szczerości i tego czy właściwe jest to czego pragnę. To wszystko w zderzeniu z rzeczywistością nabiera mocy i poddaje w wątpliwość sens uczynionego kroku.
On wybacza i pozwala chwastom żyć wśród pszenicy mając nadzieję na powrót syna marnotrawnego. On kocha nas bardziej niż my sami. Co do tego wątpliwości nie mam. Obiekcje mam do siebie samej. I nie chodzi mi o doskonałość ale mam na myśli swoistą wybiórczość. Nie chcę być osobą, która podda się Ewangelii tylko w znikomej części. Ułamki są zjawiskowe, ale w matematyce a nie w wierze. Albo się przyjmuje całość i próbuje wytrwać albo nic. A co zrobić gdy ma się świadomość, że z pewnymi kwestiami człowiek sobie nie poradzi i nie bardzo może je przyjąć?
kasia

Anonimowy pisze...

Gdyby tak większość czytało i rozumiało Ewangelię nie było by tyle nieporozumień na świecie.
Ja nigdzie nie napisałam, że ksiądz Tomasz lub ktoś z blogu jest mi wrogiem. Wprost przeciwnie. I nie uważam tego za zwykłą tolerancję czy zgodę na wypowiedź osoby spoza określonego kręgu. Zostałam nie tylko wysłuchana przez wiele osób, ale również dopuszczona do dyskusji.
Wiem, że ewangelizacja to nie jest ideologia czy walka słowna. I nie chodzi o jakaś satysfakcję, że się kogoś przerobiło lub przeciągnęło na swoja stronę. Podobnie, jak nie chodziło mi o satysfakcję z wygranej w rozmowach z katolikami. Szukałam odpowiedzi a nie potwierdzenia na iluzję. Pozorne zwycięstwo było tak naprawdę przegraną i klęską.

I wiem, że wiele osób jest tutaj tego świadomych. Niejednokrotnie już podkreślałam wcześniej, że blog ten to miejsce ciszy i spokoju. Niestety inaczej ma się rzecz w rzeczywistości. W realnym świecie wiele jest nacisków i potyczek słownych. Tutaj nie jestem dla nikogo z Was wrogiem, ale w świecie w którym oddycham powietrzem niestety jestem. A na pytanie czy dalej jestem chwastem odpowiedzieć sobie nie jestem w stanie. I to mnie martwi. Nie mam bowiem odwagi usłyszeć prawdy. Lub co gorsza… nie dopuszczam do siebie możliwości zaakceptowania tegoż przykazania. Powstaje więc pytanie.. i co dalej?
kasia

Marta pisze...

@Kasia

Dialog z Tobą podjęłam spontanicznie. Nie wiedziałam jakie są Twoje poglądy. Spodobała mi się Twoja szczerość i dociekliwość w stawianiu pytań. Kiedy dowiedziałam się, że określasz się jako agnostyk nic to nie zmieniło w moim stosunku do Ciebie. No może jedno się jednak zmieniło, ale to zmieniło się we mnie. Nabrałam szacunku do łaski wiary, bo uświadomiłam sobie, że można pragnąć wierzyć i nie móc. Za to Ci dziękuję. Nigdy nie traktowałam Cię jako chwastu. Czym niby jetem lepsza od Ciebie? Czasem mi wstyd, że nie potrafię tak jak Ty precyzyjnie podawać cytatów z Biblii. Wiem, że zaraz odpowiesz: agnostyk tam już ma.
Z wybaczaniem krzywd każdy ma problem. Łatwo powiedzieć wybaczam, gdy tak na prawdę nie doznało sie krzywdy. Tak jak łatwo kochać tak ogólnie anonimowych ludzi. W konkretnych sytuacjach naszego życia jest to dużo trudniejsze. Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Głębokie rany zawsze pozostawiają blizny.
Jeśli chodzi o wybaczenie to musisz wybaczyć przede wszystkim sobie. Myśląc o sobie jako o osobie skrzywdzonej czasem zapominamy, że może i i my jesteśmy w jakiś tam sposób winni. Nie dopuszczamy jednak tego do siebie, bo poczucie skrzywdzenia nas jest silniejsze. W podświadomości zbierają się wszystkie nasze złe emocje. Musisz uzdrowić swoją pamięć. W każdym z nas tkwi chęć wymierzania sprawiedliwości po swojemu. To normalne.
Piszesz, że chodzi Ci o Twoją wybiórczość w wierze. Za dużo naraz od siebie wymagasz. Za bardzo liczysz na swoje siły. Zaufaj Mu i pozwól przemienić swoje serce i myślenie.

Anonimowy pisze...

@ Marta
Staram się Mu zaufać i powierzyć swoje życie w całości. Ale paradoksalnie odpowiedź mam podaną w dzisiejszym Słowie. Odpowiedź w formie pytania. Ile we mnie jest chwastu a ile pszenicy? Widzisz dzisiejsze Słowo można odczytać na dwa sposoby. Pierwszy – inni i ja.. a drugi .. ja i moje pole w sercu. Te chwasty mogą być odczytane jako grzechy lub też jako miejsca i chwile w moim życiu bez Niego. Czy ja Go wszędzie zapraszam do siebie? Czy tylko jestem z Nim w świątyni? Potrafię z Nim słuchać swojej muzyki albo zjeść z Nim śniadanie?
Masz rację…. więcej powinnam oddawać Mu siebie. Do tego dążę. I dziękuję, że moje poglądy nie odstraszyły Cię. Właśnie wśród takich ludzi jak ty można poczuć się człowiekiem.
kasia

Marta pisze...

@Kasia
mam takie same wątpliwości jak Ty. I myślę, że już ich samo pojawienie się świadczy o naszym poważnym podejściu do wiary. Każdy z nas jest i ziarnem i chwastem. Tak będzie do końca naszego życia. Bóg wie o tym doskonale i czeka na nasze codzienne decyzje. Na codzienne oddawanie Mu siebie i to w stopniu na jaki nas aktualnie stać. I to Mu wystarczy.

Dlaczego Twoje poglądy miałyby mnie odstraszyć? Szczerze poszukujesz Boga i możemy to po prostu robic razem :)

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

A tak na marginesie: Chrystusowi raczej nie chodziło o segregację: chwasty i dobre ziarno. Bo tak naprawdę każdy z nas jest po trosze i tym, i tym... Problem, co w nas ostatecznie przeważy? Dając szansę Bogu, dajemy szansę na wzrost w nas dobra. Zgadzam się w tym z Martą.

Kasiu: zawsze znajdzie się ktoś, kto nas nie przyjmuje. Wszystko jedno, jak żyjemy i w co wierzymy. Nie o to jednak chodzi, by żyć tak, aby wszystkim dogodzić. To niemożliwe, bo byłoby to życie bez żadnego wyrazu; dopasowywane (często przeciw sobie) do otoczenia. Jezus tak nie żył. Miał oddanych uczniów, ale i miał zażartych wrogów.

Słonecznie pozdrawiam,,,

Anonimowy pisze...

Ksiądz mnie dzisiaj w ogóle nie zrozumiał. Ale nie szkodzi. Nie mam bowiem zamiaru dopasować się na siłę do jakiejkolwiek społeczności. Gdyby tak było już dawno śmiało nazwałabym się osobą wierzącą, choćby pod publiczkę. Mam swoje zdanie i o nie potrafię zawalczyć. Oczywiście jeśli jestem do tego wewnętrznie przekonana a nie tylko na przekór komuś. Dostaje za to czasem po tyłku, bo tak już jest stworzony ten świat.
Ja poruszyłam zupełnie inną kwestię. Zupełnie zresztą odwrotną do tego co ksiądz zasugerował. Ja postawiłam pytanie co zrobić w sytuacji gdy poznając chrześcijaństwo i znając wskazówki zapisane w Słowie , człowiek nie bardzo może się na nie zgodzić. Co innego bowiem próbować zaznając porażki a co innego nie podejmować trudno uznając z góry swoją przegraną.
Odpowiedzi udzieliła mi już Marta. I dalej udziela, bo "fasolkowa" rozmowa wciąż trwa.
kasia

Marta pisze...

@Kasia
no to kontynuujmy :)

Anonimowy pisze...

Ten rodzaj złych duchów wyrzuca się modlitwą i postem Mt 17,21
O post o chlebie i wodzie w środy i piątki prosi Matka Boża w objawieniach w Medziugorju. Taki post jest łaską i powinien być poprzedzony modlitwą, by przyniósł owoce.
Nieprzyjaciel jest wszędzie i czasami to jedyna broń by go pokonać.
Ks. Tomaszu: Czy mieszkańcy ziemi włoskiej często używają jej do walki?
Nika

TOMASZ J. CHLEBOWSKI pisze...

Trudno to określić. Byłaby to jakaś generalizacja. Włochy (a więc i Włosi) są bardzo różnorodne. Inna też jest religijność na południu i północy, w miastach i we wioskach, w górach i nad morzem. Inna jest religijność młodych, inna starszych. Niesprawiedliwym jest chyba oceniać wszystkich jednoznacznie. W ogóle źle jest oceniać. Niekoniecznie ktoś, kto nie żyje wskazaniami z Medjugorie, jest człowiekiem mniej duchowym od tych, którzy żyją tymi wskazaniami.