poniedziałek, 11 lipca 2011

Interes



Wtedy Piotr odezwawszy się, zapytał: "Oto my zostawiliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Co więc będziemy mieli?" Jezus odpowiedział im: "Zapewniam was, że ponieważ poszliście za mną, przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie swojej chwały, zasiądziecie i wy na dwunastu tronach, by sądzić dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto zostawi dom, czy braci, czy siostry, czy ojca, czy matkę, czy dzieci, czy pola dla mojego imienia, sto razy tyle otrzyma i odziedziczy życie wieczne (Mt 19,27-29)


Interesowność Piotra i jego kolegów, którzy zapytują o korzyści wynikające z kroczenia za Jezusem. Czego oczekiwali? Sławy, sukcesu, przywilejów, honorów, uznania, kariery? To ludzkie skażenie, które widać u wielu. Pytanie: co ja z tego będę miał? Czy to się opłaca? Tak, jakby bezinteresowność przestała być w cenie, jakby była zapomniana.

Chrystus cierpliwie rozumie te ludzkie słabości. Pragnie oczyszczać intencje uczniów w tyglu swojej miłości. Tłumaczy, że najwyższą wartością do odziedziczenia nie są te wartości, które świat uznaje za ważne. Jest nią bowiem królestwo; życie wieczne. To uczestnictwo w życiu Jezusa. Czy dla osoby, która kocha, może być coś cenniejszego niźli bycie blisko ukochanego? I to jeszcze na zawsze.

Aby doświadczyć tego, trzeba nam porzucić to, co odciąga od miłości Chrystusowej. A na pewno tym czymś jest też nasza interesowność. Bo przecież „miłość nie szuka swego”, jak napisał św. Paweł (zob. 1Kor 13,5)


6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

CZĘŚĆ I
Altruizm jest bardzo rzadkim, ale bardzo drogocennym kamieniem. Gdyby się tak głębiej zastanowić, to można wysnuć wniosek, że altruizm w czystej postaci raczej nie występuje. Niestety w człowieku siedzi zarówno świadomość jak i podświadomość. Nawet, jeśli świadomie komuś chcemy bezinteresownie pomóc, nasza podświadomość, mniej lub bardziej da o sobie znać. Nie jest to jednak istotne z punktu widzenia patrzenia na świat przez pryzmat Jego nauk. Według bowiem, Słowa, wystarczy kochać i Jemu zawierzyć a bezinteresowność ( w jakiejkolwiek postaci) sama z nas wypłynie. On obiecuje wiele…, ale czy właśnie, dlatego wierzymy? Jaki wymiar ma taka wiara? W takim rozumowaniu tkwi niezmordowanie „zakład Pascala”. Opłacalność wiary… zysk- strata lub strata-zysk. Wszystko precyzyjnie policzone. Tylko, że wtedy nasza wiara nie jest szczera, bo oparta na kalkulacji. Co ciekawe do podobnych wniosków doszedł R. Dawkinson [pomijam milczeniem myśl przewodnią jego książki o znaczącym tytule]. A mianowicie [Dawkinson] uznał, że człowiek sam z siebie uwierzyć nie jest w stanie. To prawda. Do tego potrzeba łaski. Ba! Nawet uznał, że wiara ma ogromny wpływ na człowieka i kształtuje jego życie. Oczywiście przedstawił to w sposób inny niż nam by się zdawało. Świetną ripostą i odpowiedzią jest książka Alistera Mc Gratha (polecam!). Dawkinson tak po prawdzie skrytykował „zakład Pascala” uznając zresztą jednoznacznie, że Bóg jest jedynie marną projekcją naszych ludzkich pragnień. Wierzymy, bo pragniemy jedynie pocieszenia. Uprzedmiotowujemy nasze tęsknoty i pragnienia sumując je pod nazwą „bóg”. Inaczej mówiąc wiara widziana jest w dwóch aspektach- psychologicznym i społeczno- ekonomicznym. Można tu chociażby wspomnieć Marksa i jego tezę głoszącą – Bóg jest złudzeniem…będzie socjalizm to i Bóg okaże się zbędny.

Anonimowy pisze...

CZĘŚĆ II
Domyślam się, że czytając to, co napisałam powyżej srogo marszczycie brwi i kiwacie mi palcem. Zgoda. Ale, po co to napisałam? Chyba po to, żeby zadać sobie pytanie. Bardzo trudne pytanie, wymagające dużo odwagi.
To pytanie brzmi, „Dlaczego chcę wierzyć?”. Czy moja wiara ma jakieś ukryte podłoże? Czy mi się to opłaca? Jak dokończyć zdanie „wierzę, ponieważ…..”? Przyznam się, że zadając to pytanie pewnym…[zresztą wielu osobom] … usłyszałam albo milczenie.. albo wzruszenie ramion.. albo obelgi…albo „wierzę i już”. Ta ostatnia odpowiedź najbardziej mi pasowała… Zawiera, bowiem w sobie… swoistą bezinteresowność. Może nie jest zbyt precyzyjna…, ale jest odpowiedzią w sumie trafną.
Więc.. czemu chcę wierzyć? Moja odpowiedź dzisiaj brzmiałaby mniej więcej następująco:
„Chcę wierzyć, bo On jest. Bo dał mi Słowo, jako nić prowadzącą do Niego. Mój Bóg nie jest psychologicznym uzasadnieniem. Dowód? Bo tylko dzięki Niemu na moim biurku stanęło dziś pewne zdjęcie, na które śmiało spoglądam, bez obaw, lęku i strachu. Nie uporałam się z tym problemem lat ponad…20. A z Jego pomocą uporałam się i miałam odwagę stanąć z małym fragmentem przeszłości twarzą w twarz pokonując schodki wiodące na strych. Chcę wierzyć, bo On realnie mnie słucha i daje możliwość poznania samego siebie. Czasami w sposób dość zaskakujący. Chcę wierzyć, bo mam wewnętrzną potrzebę stać się innym człowiekiem. Dlaczego? Proste…, bo chcę w końcu poznać smak prawdziwej miłości. Miłości Jego, ale i miłości do bliźniego. Pragnę Go poznać i być blisko Niego by On nauczył mnie jak pokonywać codzienne trudy naszego istnienia. Chcę wierzyć, bo wówczas moje istnienie nabiera lekkiego odcienia sensu. Chcę wierzyć nawet wtedy, gdy zdaję sobie sprawę, że do końca nie jestem tak czysto bezinteresowna. Dlaczego? Bo On to akceptuje i kocha mnie taką, jaką jestem. Wie, że staram się i On to docenia. Wiara jest piękna sama w sobie, poprzez choćby Jego najważniejsze dwa przykazania, wiara w Niego znosi wszelkie różnice społeczne, jesteśmy przecież równi sobie, wiara to wspólnota… wspieramy się wzajemnie, prowadzimy dialog. On pomaga mi w sposób tylko Jemu wiadomy. Ale ta pomoc jest realna. Wiara nie polepsza mi „samopoczucia”. Czasem bywa ciężko, ale warto podjąć pewien trud by zrozumieć samego siebie i pokonać to, co w środku nas boli. Chcę wierzyć, bo On oddał życie.. i za mnie…, bo warto umrzeć by żyć. Chcę wierzyć by poczuć się kochaną, kochać i nie być samotnym…Czemu wiara..? bo socjalizm i tak nie wypalił… to, co ludzkie marne jest w porównaniu z tym, co On oferuje i daje”.

Anonimowy pisze...

CZĘŚĆ III
Wiem, że moja wiara nigdy doskonałą nie będzie. Zawsze będzie w niej ukryty jakiś odcień interesowności czy egoizmu. Od tego nie ucieknę. Jestem przecież człowiekiem. Ale nie chcę wiary i swojej miłości do Niego opierać jedynie na czystej kalkulacji. I chyba moje pragnienie nie jest jedynie czystym wyliczeniem zysku czy strat. Czemu tak uważam? Bo nie udaję wiary, nie wierzę ślepo i naiwnie.. On pozwala mi myśleć… mam wolny wybór.. i nie jestem niewolnikiem jedynie odgórnie nałożonych schematów. Czy ktoś z Was zna podobnego Boga spoglądając w księgi historii?

Tak. Chcę wierzyć i mam świadomość, że aby stać się jednym z Was... daleka czeka mnie jeszcze droga. Ale trwam. I też uczę się bezinteresowności... w taki sposób, na jaki mnie dzisiaj stać. Ale uczę się.

Przepraszam za długość komentarza. Nie umiem jeszcze pewnych myśli zgrabnie ukryć w dwóch zdaniach tak jak to czyni ksiądz Tomasz.

Podzieliłam ten post na III części… zawsze można którąś z nich skasować.

Życzę spokojnego poniedziałku
kasia

Ela pisze...

Myślę ze jest coraz mniej ludzi ktorzy zaczynając jakiekolwiek działanie nie zastanawiają się nad tym a co ja z tego bede miał?Mało tego kiedy w jaki kolwiek sposob pomagając innym ktos kto patrzy z boku tez się zastanawia a co on ona z tego bedzie miała pomagając?Dziwne!Dlatego jest to dla mnie dziwne bo przecież wszyscy oczekujemy pomocy.jeszcze dziwniejsze jest to że juz od najmłodszych lat uczy sie dzieci ze za wszystko co uda zrobic mu sie dobrego czeka go nagroda!i to własnie materialna.Wzrastając jest takie dziecko przekonane ze tak własnie musi być.Myślę ze to czy potrafimy byc bezinteresowni czy tez nie w duzej mierze uzależnione jest od naszego charakteru.Są ludzie dla ktorych pomoc innym jest czyms oczywistym i bezdyskusyjnym a są i tacy ktorym na sama mysl o tym ze mieliby komus pomoc pukaja sie w głowe i mowia sami do siebie a czy ja głupi jestem.
kasiu ja odnosze wrażenie ze ty swoja osoba bardziej dotykasz boga nawet majac tyle pytan niz niejeden kto moze zna na pamiec wszystkie przykazania ale zupełnie nie wie co oznaczają!!
U mnie zaczyna sie czas uropowy.Musze odpocząc nabrac sił fizycznych ale i zrobic porządek w serduchu ktore ostatnio wogole mnie nie słucha i robi co chce!:))Zycze wszystkim dobrych mysli i radosci w sercu!!

Anonimowy pisze...

Szkoła, do której Jezus nas zaprasza, to szkoła miłości. Tu nie ma interesowności. Potrzebą serca każdego człowieka jest miłość. Ludzie XXI umierają z braku miłości. Oczekuje na nią każdy człowiek. Widzimy głód miłości w sercach dzieci z domów dziecka. My, sami mający rodziny czy my umiemy obdarzać się wzajemnie miłością? Ileż czasu spędzamy bezużytecznie przy mediach, chcąc nasycić nasze umysły, których i tak nigdy nie nasycimy, wiadomościami ze świata? W obecnym czasie ludzie potrzebują więcej niż spraw materialnych, których głód i tak nigdy nie zaspokoją, ciepła drugiego człowieka. Odgradzamy się od siebie murami, psami i wolimy mieć psa by iść z nim na spacer niż z drugim człowiekiem porozmawiać np. w parku, przed blokiem. Ileż ludzi nie widzi sensu życia. A potrzeba tak niewiele, by zobaczyć drugiego człowieka, chwila rozmowy w sklepie, na ulicy, w drodze do pracy, podzielić się tym ca mam, często i tak w nadmiarze i nie oczekiwać, że coś za to dostanę np.gdy przypilnuję komuś mieszkania jak będzie na urlopie.Potrzeba nam każdego dnia podziwiać ten piękny świat, wielbić jego Stwórcę i zrobić coś miłego, bezinteresownie dla drugiego człowieka. Bóg wszystkie nasze wysiłki hojnie nam wynagrodzi. Ludzie widząc nasze otwarte serca dadzą nam więcej, niż my im daliśmy. Ale o tym możemy się przekonać w praktyce. Nie możemy się też zrażać trudnościami, bo one też będą, ale jak nic nie będziemy robić, to nie doświadczymy piękna miłości drugiego, nawet obcego człowieka. Każdego człowieka stworzył Bóg i to co robimy robimy też dla Boga. Może takie podejście pomoże nam w otwarciu się też na Boga. BOGA, KTÓRY JEST MIŁOŚCIĄ.
Nika

Marta pisze...

@Kasia
Piękne i prawdziwe jest to co napisałaś. Nasza wiara rozwija się razem nami. Jeśli pozwolimy się ogarnąć Bożej Miłości to nigdy nie będzie to czysta kalkulacja strat i zysków. Nigdy nie będzie też doskonała, bo do doskonałości dążymy całe życie. Wierząc inaczej postrzegamy rzeczywistość. Bóg nie ogranicza naszej wolności. Pozornie może tak, ale w rzeczywistości daje nam wolność :)
Wszystkiego dobrego :))