czwartek, 31 marca 2011

Jezus satanistą?


       Usuwał kiedyś demona, a był on niemy. Kiedy demon wyszedł, niemy zaczął mówić, a tłumy były zdumione. Niektórzy z nich powiedzieli: "Za sprawą Belzebuba, przywódcy demonów, usuwa demony". Inni dla próby domagali się od Niego znaku z nieba. Wtedy On, ponieważ znał ich myśli, odezwał się do nich: "Jeśli jakiekolwiek królestwo dopuściło do rozłamu w sobie, ulega spustoszeniu. Tam dom na dom napada. Jeśli tak samo szatan dopuścił do rozłamu w sobie, jak ostoi się jego królestwo? Bo mówicie, że ja za sprawą Belzebuba usuwam demony. Jeśli ja za sprawą Belzebuba usuwam demony, to ci wasi synowie za czyją sprawą usuwają? Dlatego oni będą waszymi sędziami. Jeśli zaś ja usuwam demony za sprawą palca Bożego, to właśnie już przyszło do was królestwo Boże. Kiedy mocny człowiek strzeże w pełnym uzbrojeniu swojej zagrody, bezpieczne jest jego mienie; gdy jednak mocniejszy od niego przyjdzie i pokona go, zabiera mu całe jego uzbrojenie, na którym tak polegał, i rozdaje łupy na nim zdobyte. Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie; kto nie gromadzi ze mną, rozgania (Łk 11,14-23)

 

Nawet wobec bluźnierstwa negującego wprost zbawczą misję Mesjasza, Jezus nie wybucha gniewem. Stara się logicznie tłumaczyć ową drastyczną pomyłkę, która bez wątpienia jest prowokacją Jego przeciwników. Jezus zna ich myśli. Poza tym, jak napisze św. Paweł: „miłość cierpliwa jest, łagodna jest” (zob. 1Kor 13,4).

Zadziwiający jest ten pokój serca Chrystusa. Zachowanie pokoju serca nawet w skrajnie trudnych i nerwowych sytuacjach, jest najlepszą obroną przeciwko złu. Bo diabeł robi wszystko, żeby wprowadzić niepokój, rozłam i brak jedności w człowieka, pomiędzy ludzi oraz pomiędzy człowieka i Boga. Mając niespokojne serce, człowiek łatwo wpada w pułapkę, gubi się w sobie i nie wie, dokąd iść. Zapomina o Bogu i Jego prowadzeniu. Tak rodzi się nasza bezbronność, którą wykorzystuje szatan.

Cóż więc czynić?! Tylko jedno: trwać w prawdzie, iż Jezus już (!) zwyciężył szatana i wszelkie oznaki jego działania są tylko rozpaczliwymi konwulsjami trupa, udającego władcę życia. Do tego, w miejscach w których niedomagamy, trzeba nam postawić Jezusa; kontakt z Nim, modlitwę, żywą obecność w sakramentach. Czyli... być z Jezusem! Zwyczajnie, codziennie, możliwie jak najbliżej.


środa, 30 marca 2011

Prawomocny


       Nie myślcie, że przyszedłem znieść Prawo lub Proroków. Nie znieść przyszedłem, ale dopełnić. Tak, mówię wam: zanim niebo i ziemia nie przeminie, nie zginie z Prawa nawet jedno jota, nawet jeden rożek litery, aż wszystko się spełni. Kto zatem zwolni się z jednego z tych przykazań, choćby z najmniejszego, i tak będzie uczył ludzi, ten będzie nazwany najmniejszym w królestwie niebieskim. A kto spełni i [tak] będzie uczył, ten będzie nazwany wielkim w królestwie niebieskim (Mt 5,17-19)

 

Jezus nie tylko sam respektował oraz wypełniał Prawo, które obowiązywało Go jako członka ludu Izraela. On sam stał się pełnią tego Prawa, wcielonym kresem zapowiedzi prorockich. Pomimo tego, nie czuł się ponad obowiązującym Prawem. Był wierny i postępował według Prawa, jako prawdziwy Żyd z rodu króla Dawida. W ten właśnie sposób je dopełnił. Jednocześnie nadał Prawu nowe rozumienie; sens, wymiar. Nie przeinaczając objawił jego głębię.

Dzisiaj jest wielu uważających siebie za znawców chrześcijaństwa. Jak tacy domorośli specjaliści od Chrystusa. Nasycając je polityką, fanatyzmem i pseudopatriotyzmem, uważają siebie za jedynie sprawiedliwych i słusznie interpretujących Prawo. A tak naprawdę nie żyją według litery Prawa, która w swej głębi zakłada wzajemne poszanowanie, pokorną miłość, ewangeliczną otwartość. Ewangelia nie jest naginaniem słów Jezusa do uzasadnienia swoich teorii na temat życia. To konkretny program życia, który nie tyle należy komentować, lecz nim żyć w codzienności.


wtorek, 29 marca 2011

Rachunek


       W tym czasie podszedł do Niego Piotr i powiedział: "Panie, jeśli grzeszyć będzie mój brat względem mnie, ile razy mam mu przebaczać? Czy aż siedem razy!?" Jezus mu odpowiedział: "Nie nakazuję ci, że aż siedem razy, lecz że aż siedemdziesiąt siedem razy!!! (Mt 18,21n)

 

W głoszone przez Jezusa orędzie miłości wpisane jest też przebaczenie. Można by rzec: kto prawdziwie kocha, nie chowa w sobie urazy. Przebaczenie jest procesem, więc potrzeba niekiedy wiele czasu, by dokonało się w sercu człowieka. Głębia przebaczenia kryje się w sercu, zewnętrzne gesty nie wystarczą. Nawet najpiękniejsze i najsentymentalniejsze, mogą kryć w sobie obłudę. Takie pozorne przebaczenie jest tylko spektaklem, podczas gdy we wnętrzu schowane jest pragnienie zemsty, gorzki żal wywołujący chęć odwetu i życzenie zła. Czasami nieprzebaczenie przerodzić się może w obsesję, która niszczy wszystkich dookoła. Zwłaszcza to tłumione w sobie, które rodzi negatywne uczucia.

Kiedy ktoś mówi, że nie może przebaczyć... to należy to odczytywać, że nie chce tego uczynić. To nie sprawa możności, lecz chcenia.

Piotr zapytuje o granicę przebaczenia. Czy przebaczając kolejny raz komuś, kto zawinił przeciwko nam, stajemy się naiwni? Powszechnie mawia się: „Do trzech razy sztuka!”. Jezus mówi, że przebaczać mamy zawsze! Bez żadnych kalkulacji.

Tak, jak Jezus przebacza nam nasze grzechy. Zawsze, kiedy stajemy przed Nim skruszeni, wyznając winy i prosząc o miłosierdzie. Bóg sam nas uczy przebaczenia. To nie teoria, lecz praktyczna lekcja codzienności.


poniedziałek, 28 marca 2011

Oferta


       Powiedział też: "O tak, oświadczam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Prawdą jest to, co wam powiem: wiele było w Izraelu wdów za dni Eliasza, kiedy to niebo zamknęło się na trzy lata i sześć miesięcy i nastał wielki głód w całym kraju, a do żadnej z nich Eliasz nie został posłany, tylko do owdowiałej kobiety w Sarepcie Sydońskiej. Tak samo wielu było w Izraelu trędowatych za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie doznał oczyszczenia, tylko Naaman Syryjczyk". Kiedy to usłyszeli, wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Wstali i wyrzucili Go z miasta. Poprowadzili Go aż na urwisty stok góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić w przepaść. On jednak przeszedł pomiędzy nimi i oddalił się (Łk 4,24-30)

 

Przesłanie Jezusowej wypowiedzi jest jasne i bezpośrednie. Dlatego spowodowało agresję słuchaczy. Wobec kogoś, kto ogłasza nam prawdę, mogą zrodzić się dwie postawy: albo przyjęcia (i ewentualnej zmiany kierunku) albo też różnych form agresji. Na pewno prawda dotyka i nie pozwala przejść obojętnie obok.

Chrystus przyszedł z ofertą zbawienia do swojego ludu, który nie rozpoznał w Nim długo oczekiwanego Mesjasza. Być może dlatego, że obraz Jezusa nie pasował do wizerunku mesjasza, jaki sobie utworzono dla własnych potrzeb. Miał to być mąż potężny w polityce, władczy, dzierżący władzę silną ręką. A Jezus dla przywódców ludu wybranego był jedynie biednym włóczęgą, który jako jeden z wielu, uważał się za nauczyciela ludu. Jego wizerunek nie był po ich myśli. I tego nie zmieniły ani pełne potęgi słowa Nauczyciela, ani znaki i wielkie cuda jakie czynił pośród nich. 

        Chrystus nie narzuca się. On proponuje, zaprasza do spotkania, zachęca. Nie wciska na siłę siebie, bo szanuje wolność i wybór każdego człowieka. Kiedyś, i dziś również. 

Informuje, że pomimo zamknięcia mieszkańców Jego ojczyzny, są na świecie ludzie, którzy otwartym sercem przyjmą Dobrą Nowinę o zbawieniu.

Żydzi, ze swoim ekskluzywistycznym podejściem do spraw religii, nie byli tego w stanie przyjąć. Uważali, że zbawienie Bóg zarezerwował jedynie i tylko dla nich! Jezus z pomocą Biblii udowadnia, że tak nie jest. Więcej: tak nigdy nie było! Bóg pragnie zbawienia każdego człowieka. To jednak też nie dokonuje się automatycznie i magicznie.

Można Chrystusa ugościć w ojczyźnie serca, ale można też Go strącić w urwisko naszej niepamięci. Wtedy przejdzie między nami, oddalając się. Jak wtedy żyć?!...


niedziela, 27 marca 2011

Edukacja uczniaka


       Wyszli z miasta i udali się do Niego. W tym czasie uczniowie prosili Go, mówiąc: "Rabbi, zjedz coś". On rzekł im: "Mam pokarm do zjedzenia, o którym wy nie wiecie". Na to uczniowie mówili między sobą: "Czy kto przyniósł Mu coś do zjedzenia?" Jezus rzekł im: "Moim pokarmem jest wykonać wolę Tego, który mnie posłał, i dopełnić Jego dzieło. Czyż wy nie mawiacie: "Jeszcze cztery miesiące, a zaczną się żniwa"? Oto co wam mówię: podnieście swe oczy i spójrzcie po polach, że białe już są do żniw (J 4,30-35)

 

Jezus często próbował ująć sprawy ducha w proste słowa. Jednak i one okazywały się zbyt skomplikowane do zrozumienia nawet przez uczniów, którzy znali Mistrza, słuchali Go i przebywali z Nim na co dzień. To jak my mamy zrozumieć te Jego zawiłe nauki?!

Miłość jest cierpliwa. Dlatego Nauczyciel nie obrusza się, ale wytrwale tłumaczy swoje słowa. Pożywieniem, którym karmi się, jest wypełnienie woli Ojca. Kulminacja tego nastąpi na krzyżu. Wszystko, co się wydarzyło, zmierza do tego momentu. Jezus przeczuwa bliską śmierć. W swojej wolności przyjmuje ją, co jednakże nie oddala od Niego lęku, myśli o tym, co ma wkrótce nastąpić. Bóg, cudownie wcielony w zwykłe, ludzkie ciało.

Cała trzyletnia formacja uczniów polegała na dojrzewaniu do całkowitego oddania się na służbę Boga. Ta służba to wypełnianie Jego woli. Chrystus próbował nastroić serca uczniów do idealnego, krystalicznego dźwięku kamertonu Ewangelii. By żyli poruszani pięknem tego dźwięku. Jako uczniowie – możemy. Jeśli tylko zechcemy...


sobota, 26 marca 2011

Ballada o starszym synu


       A jego starszy syn był na wsi, na polu. Gdy wracał i znalazł się blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał, co jest. A on mu powiedział: "Twój brat przyszedł i ojciec twój zabił tłustego byczka, bo go odzyskał zdrowego". Rozgniewał się na to i nie chciał wejść. A jego ojciec wyszedł i prosił go. Wtedy on powiedział do swojego ojca: "Oto tyle lat ci służę i nigdy nie złamałem twojego nakazu, lecz mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia, abym się ucieszył ze swoimi przyjaciółmi. A kiedy wrócił ten twój syn, który z dziwkami przeżarł twoje mienie, to zabiłeś dla niego tłustego byczka". Na to mu rzekł: "Synu, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, jest twoje. Trzeba było ucieszyć się i radować, że ten twój brat był umarły, a wrócił do życia; zginął, a odnalazł się"" (Łk 15,25-32)

 

Ileż porywów i odczuć kryje się w tym  niedługim fragmencie! Tak, jak to w naszych relacjach bywa. Czasami w jednym momencie mają ujście tłumione przez lata emocje, nie zagojone rany. Wychodzi z człowieka święty, albo złoczyńca. Opadają wszystkie maski, skrupulatnie nakładane na twarz. Zwłaszcza, gdy coś układa się nie tak, jak zamierzaliśmy.

Jakie odczucia wychodzą ze starszego syna? Gniew, który doprowadził do obrażenia się, czyli: odrzucenia ojca, pretensje, żal, kłamstwo, zawiść, zazdrość, interesowność. A źródłem tego jest egocentryzm, czyli nieuporządkowana miłość własna oddalająca budowanie szczerej miłości dla innych. Dla starszego syna, jego rodzony brat okazał się mniej ważny niż tłusty byczek albo koźlę konsumowane wspólnie z przyjaciółmi. Nie jest w stanie dzielić radości ojca cieszącego się z powrotu bliskiej mu osoby.

Ewangelia zdziera nasze maski. Jeśli pozwolimy na takie oczyszczenia naszego życia. Patrzenie na czystość naszej miłości dla innych (a nie osobiste przekonywanie siebie o niej) pomaga odkryć, kim jesteśmy w swoim wnętrzu. Wychodzące z nas w najmniej spodziewanych momentach emocje pokazuję naszą prawdziwą twarz. Dobrze jest je rozpoznać i uznać w sobie. Tylko wtedy bowiem potrafimy coś z tym zrobić, z Bożą pomocą.

 

piątek, 25 marca 2011

Malutka


       A w szóstym miesiącu posłany został od Boga anioł Gabriel do galilejskiego miasta, które się nazywa Nazaret, do dziewicy wydanej za mąż człowiekowi imieniem Józef, z rodu Dawida. Imię tej dziewicy Maryja. Kiedy wszedł do niej, powiedział: "Raduj się, obdarzona łaską, Pan z tobą". Ona zmieszała się na tę wypowiedź i zastanawiała się, skąd takie pozdrowienie. Wtedy rzekł jej anioł: "Nie bój się, Maryjo, bo zyskałaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w swoim łonie i urodzisz Syna. Nazwiesz Go imieniem Jezus. On będzie wielki. Będzie nosił imię: "Syn Najwyższego". Jemu Pan Bóg da tron Dawida, Jego ojca, i będzie na wieki królem nad plemieniem Jakuba. Jego panowanie nie będzie mieć końca". Wtedy Maryja zapytała anioła: "Jak to będzie, skoro męża [jeszcze] nie znam?" Na to odrzekł jej anioł: "Duch Święty przyjdzie do ciebie i moc Najwyższego okryje cię swoim cieniem. Dlatego Owo Rodzące się będzie nosić imię "Święty", "Syn Boży". A oto Elżbieta, twoja krewna, ona również poczęła syna mimo swojej starości. To już szósty miesiąc dla tej, którą nazywają "Jałowa". Bo dla Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa". Maryja odpowiedziała: "Oto służebnica Pana. Oby mi się stało według twojego słowa". Wtedy anioł odszedł od niej (Łk 1,26-38)

 

Zadziwiająca jest owa dyspozycyjność Maryi wobec woli Boga! W tym tkwi tajemnica wielkości: być całkiem i do końca małym. Tylko takich Stwórca może wypełnić po brzegi swoimi łaskami. Kiedy nie mieszamy planów, które chce zrealizować w naszym życiu, znaczy, iż ufamy Jego prowadzeniu bardziej niźli sobie. Taka postawa to postawa świętości codziennego życia. Dostępna dla każdego z nas bez wyjątku. 

Skąd Maryja czerpała siłę do przyjęcia po ludzku absurdalnych pomysłów Boga? Wprost ze Słowa (chce, by się stało według niego). Ono dało Jej ufność, że Bóg wie, co robi. Nawet, gdy tego nie rozumiemy. Ale przyjdzie dzień, kiedy wszystko odnajdzie dla nas swój sens.

Maryja wielokrotnie zapewnia o swojej pokornej postawie pełnienia woli Boga. nazywa się „służebnicą Pana”. Tak, jak niegdyś nazywali siebie prorocy. Dlatego jak oni, staje się znakiem nadziei dla ludu spragnionego Światła; Mesjasza.

Życie Maryi, wbrew pozorom, po Objawieniu, wcale nie było prostsze. Wręcz przeciwnie! „Odszedł od niej anioł” i wszystko było normalne jak wcześniej. Została sama ze swoimi pytaniami bez odpowiedzi. Lecz i z wielką wiarą, że Bóg nigdy nie zawodzi; że wie lepiej; że jest Mistrzem rzeczy niemożliwych.


czwartek, 24 marca 2011

Tu i tam


       Był pewien człowiek bogaty. Ubierał się w purpurę i cienki len. Każdego dnia wiódł życie wesołe i wystawne. A przy jego bramie leżał pewien żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął nasycić swój głód odpadkami ze stołu tego bogacza, lecz tylko psy przychodziły i lizały jego rany. No i wreszcie umarł ten żebrak. Aniołowie przenieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i pogrzebano go. Będąc na mękach w otchłani, podniósł swoje oczy i zobaczył daleko Abrahama i Łazarza na jego łonie. Zawołał wtedy: "Ojcze Abrahamie, zlituj się nade mną. Wyślij Łazarza, żeby zanurzył w wodzie czubek swojego palca i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Abraham odpowiedział: "Przypomnij sobie, synu, że za swojego życia odebrałeś to, co dobre, a Łazarz w takim samym stopniu to, co przykre. Teraz natomiast on tutaj doznaje pociechy, a ty cierpisz. A poza tym wszystkim między nami i wami umieszczona jest na stałe ogromna czeluść, aby chcący przejść stąd do was nie mogli i aby też stamtąd do nas nie przedostali się" (Łk 16,19-26)

 

Opowiadanie w którym musimy zweryfikować swoje życie, tzn. utożsamić się z osobą żebraka lub z osobą bogacza. Żebrak ma swoje konkretne imię (Łazarz), można by stwierdzić, iż jest dobrze znany w oczach Boga. Bogacz natomiast nie ma imienia (może należałoby tutaj podstawić swoje własne imię?). Być może jego ziemskie zachowanie rozmyło jego imię, którego poznanie w kulturze żydowskiej oznacza znajomość głębi osoby je noszącej. Niemniej, Ewangelia przybliża, jakie było jego doczesne życie. Stawia je w kontraście do życia ubogiego, poranionego, głodnego biedaka Łazarza. Tragedią jest też fakt, że obie postaci są wyznawcami tej samej wiary (rozpoznają ojca wiary, Abrahama), ale ta wiara nie wpłynęła na relacje pomiędzy nimi.

Ewangelia odwraca porządek świata, który od zawsze dzieli ludzi na bogatych i biednych, na potężnych i tych nic nie znaczących, wielkich i małych, wpływowych i nie mających u nikogo „pleców”. Wielokrotnie Jezus naucza, że kto się uniża będzie wywyższony, kto chce być pierwszym niech będzie ostatnim. To kwestia służby innemu człowiekowi, niekoniecznie posiadanych pieniędzy. Bogactwo nie jest grzechem, jeżeli umie się nim dobrze gospodarować; jeżeli umie się nim służyć; jeżeli nie staje się bożkiem wokół którego kręci się całe życie; jeżeli nie przesłania spraw ducha.

Ziemskie bogactwo być może ułatwia komuś życie, lecz jednocześnie odbiera szczęście i pokój. Odbiera życie. Nie tylko wieczne. Jak śpiewał mój przyjaciel: „w błyszczących mieszkaniach zawsze było zimno”. Jak nie w domu, lecz w kostnicy. Płomienie piekła nasycone są zimnem ludzkich serc.


środa, 23 marca 2011

Rybka - skarbonka


      Gdy w Galilei byli razem zebrani, powiedział do nich Jezus: "Syn Człowieczy odda się w ręce ludzi; zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie". Wtedy bardzo się zasmucili. Kiedy przyszli do Kafarnaum, podeszli do Piotra poborcy dwudrachmy i zapytali: "To wasz Nauczyciel nie płaci dwudrachmy?" Odpowiedział: "Ależ tak". Gdy wszedł do domu, uprzedził go Jezus, mówiąc: "Jak myślisz, Szymonie? Od kogo władcy ziemi pobierają różne świadczenia i podatki? Od swoich synów czy od obcych?" A gdy odpowiedział: "Od obcych", rzekł mu Jezus: "A zatem synowie są wolni. Abyśmy jednak nie wywoływali ich oburzenia, idź nad jezioro, zarzuć wędkę i weź pierwszą wyciągniętą rybę. Po otwarciu jej pyszczka znajdziesz stater. Weź go i daj im za mnie i za siebie" (Mt 17,22-27)

 

Syn Człowieczy całkiem utożsamia się z ludźmi. Więcej: z prostym ludem, wśród którego wyrósł, wśród którego głosił Ewangelię. Od obowiązku płacenia podatku zwolnieni byli lewici i przywódcy świątynni. Chrystus solidaryzuje się nie z nimi, lecz z ogółem prostych ludzi. Jak zawsze zresztą. Czuje się zupełnie wolny w tym obowiązku. Bo Jego królestwo kieruje się innymi prawami. I choć sam Jezus jest nową, żywą świątynią Izraela, nie uchyla się od narzuconego obowiązku społecznego. Wskazuje kolejny raz, że jest Mesjaszem wolności duchowej a nie jakimś rebeliantem w wymiarze społecznym, jak Go chcieli niektórzy widzieć. Choć ta rewolucja duchowa dotyka również zachowania się w kwestiach społecznych.

Stater znaleziony w rybie rozwiązuje problem. Ryba, to symbol Jezusa. Kto więc całkiem złapie się Jezusa, nie braknie mu niczego. Zwłaszcza wolności. Oddając siebie służbie ludziom w tej wolności, wielokrotnie musimy uczyć się obumierania dla siebie. Ale bez tego nie ma zmartwychwstania.


wtorek, 22 marca 2011

Przewodnik


     Nie nazywajcie też siebie przewodnikami, bo jeden jest waszym przewodnikiem: Chrystus. Kto większy między wami, będzie waszym sługą. Kto wywyższać się będzie, zostanie poniżony; a kto się będzie uniżał, zostanie wywyższony (Mt 23,10-12)

 

Wielkość w służbie. Na wzór Chrystusa, który jest jedynym przewodnikiem w służbie miłości. To miłość służebna, pokorna, nieobłudna, cicha. Jeżeli Jezus jest przewodnikiem w niej, to nie tylko daje wzór, lecz jej przewodzi, tzn. jest z nami. W Nim możemy być wielcy w uniżeniu. Zmieniać model myślenia tego świata o wielkości człowieka.

Wg Ewangelii, wielki to ten, kto potrafi miłośnie służyć. By to czynić, trzeba zejść z wszelkich piedestałów, stając się małym. Jak dziecko. Bezpośrednim w miłości, ryzykującym, ufnym. Oto esencja ewangelicznego kochania.


poniedziałek, 21 marca 2011

Być jak On


      Stawajcie się miłosierni, jak wasz Ojciec jest miłosierny. Nie osądzajcie, a nie będziecie osądzeni. Nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni. Przebaczajcie, a będzie wam przebaczone. Dawajcie, a wam będzie dane. Dadzą wam w wasz fartuch miarą dobrą, ubitą, potrząśniętą, przelewającą się. Jaką miarą mierzycie, podobnie wam zostanie wymierzone (Łk 6,36-38)

 

Miłosierne przebaczenie niesie z sobą te elementy o których mówi Jezus: pozbywanie się osądu i potępienia, na rzecz miłosnego ofiarowania dobra dla innych. Jedyną miarą, którą mamy mierzyć innych, jest miara miłości, czyli dawanie siebie do samego końca. Kto tak daje siebie, odnajduje... samego siebie. Bo nasz wizerunek odbija się w oczach innych ludzi. To, jakie budujemy relacje z nimi, świadczy, na ile jesteśmy dojrzali w naszym człowieczeństwie.

Ojciec jest miłosierny. Mamy niedościgniony model do naśladowania. Ale możemy (i wręcz jesteśmy wezwani!), by Go naśladować. Bóg, który jest duchem, po to stał się prawdziwym człowiekiem w osobie Syna. Między innymi też po to, by pokazać, że można żyć do końca miłością i dobrem. Nam wystarczy tego bardzo chcieć, i współpracując z łaską Boga, wcielać w życie ideał stawiany przez Ewangelię.


niedziela, 20 marca 2011

Obozowisko na górze


       Sześć dni później wziął Jezus z sobą Piotra, Jakuba i Jana, jego brata, i wyprowadził ich samych na wysoką górę. Tam zmienił się wobec nich. Jego twarz zaczęła jaśnieć jak słońce, a odzienie Jego stało się błyszczące jak światło. Naraz ukazał się im Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z Nim. Piotr odzywając się rzekł do Jezusa: "Panie, dobrze, że my tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: dla Ciebie jeden, dla Mojżesza jeden i dla Eliasza jeden". Gdy on jeszcze mówił, oto świetlisty obłok zasłonił ich, a z tego obłoku odezwał się głos: "To jest mój Syn umiłowany. W Nim złożyłem swoje postanowienia. Słuchajcie Go". Słysząc [to] uczniowie, padli na twarz i wielki strach ich ogarnął. Jezus podszedł, dotknął ich i powiedział: "Wstańcie, nie bójcie się". Gdy podnieśli swoje oczy, nikogo poza samym Jezusem nie zobaczyli. Kiedy schodzili z góry, Jezus nakazał im mówiąc: "Nikomu nie rozpowiadajcie o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie" (Mt 17,1-9)

 

Jak dobrze musiało być uczniom na owej górze objawienia Mesjasza! Piotr postradał zmysły wobec faktu objawienia. Entuzjastycznie chce zorganizować obozowisko. Osiedlić się i stale przebywać okryty chwałą Tego, który był Jego Mistrzem. Był dumny z tego faktu. Myślał, że wreszcie pokaże całemu światu swoją potęgę. Apostoł jest gotowy natychmiast postawić trzy namioty.

Ewangelista Mateusz celowo kieruje uwagę czytających na słowo „namiot”. Żydów kieruje ono na skojarzenie z Sukkot; Świętem Namiotów. Owo święto przypomina 40-letnią wędrówkę Izraelitów przez pustynię, podczas której zamieszkiwali oni w szałasach (zob. Kpł 23,42n). Dodatkowa obecność Mojżesza (przekaziciela Prawa) na górze przemienienia zdaje się podkreślać, że Jezus jest nowym Przewodnikiem ludu wybranego ku ziemi obiecanej, który w imię Ojca miłością wiedzie nas przez pielgrzymkę życia. Jan Ewangelista napisze potem w prologu swojej ewangelii, że Słowo rozbiło swój namiot pomiędzy ludźmi. Namiot, jako miejsce spotkania. Zmienia się sytuacja, otoczenie, a namiot noszony przez nomadów, pozostaje ten sam. Jak osoba Jezusa – miejsce spotkania człowieka z Bogiem.

Dobrze jest być przy Jezusie, gdy Jego chwała jaśnieje. Gorzej trwać przy Nim, gdy góra Przemienienia ustąpi miejsca Golgocie. Trzeba nam pamiętać, że i na Golgocie objawia się chwała Mesjasza. Wkrótce w Jego skrwawionym ciele apostołowie będą musieli rozpoznać swojego Mistrza. Piotr już nie chce budować namiotu, zapiera się i ucieka. Tylko Jan potrafi ujrzeć to samo światło, które widział na Taborze, w ukrzyżowanym Nauczycielu i trwać w nim do końca.

Życie to chwile spędzane na górze Przemienienia, radości, egzaltacji, jak i również te przeżywane na górze Czaszki, Golgocie naszych chorób, cierpienia, odrzucenia. Najważniejsze, to zawsze mieć świadomość obecności Jezusa Zbawcy, namiotu naszego spotkania z Ojcem.


sobota, 19 marca 2011

Objaw(ienie)


     Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański (Mt 1,16.18-21.24a)

 

Maryja miała swoje objawienie (zwiastowanie), Józef miał swoje. Obydwa niezbyt jasne, wręcz pozbawione logiki. Przez to trudne do zaakceptowania oraz w rezultacie, do przyjęcia. Lecz sprawy Boże często wydają się przynajmniej początkowo niezrozumiałe, zawiłe i trudne.

Jak przyjąć to, że ciąża małżonki jest za sprawą Ducha Świętego?! Jak przyjąć fakt, że owocem tej ciąży będzie długo oczekiwany Mesjasz, Syn samego Boga?

A jednak możliwe do przyjęcia, do uwierzenia, dla ludzi kierujących się sprawiedliwością. Czyli: dobrych. Józef kierował się dobrem człowieka, nie chciał skrzywdzić Maryi – nawet, gdy miał na to oficjalne, społeczne przyzwolenie Prawa. Mógł przyjąć, że objawienie skierowane do niego to jakiś sen, i postąpić po swojemu. W relacji do innych ludzi odnaleźć możemy objawienie oblicza Boga. I zbawienie zarazem, rodzące się w przebudzeniu oraz świadomym, trzeźwym wypełnianiu woli Jahwe.

Bóg pragnie objawiać i objawia nam siebie w naszej codzienności. Jeżeli pójdziemy za Jego głosem, narodzi się dla nas zbawienie, Chrystus Jezus. Nie w pięknych snach, lecz na jawie. Bardziej realne i dotykalne niż nam się wydaje.


piątek, 18 marca 2011

Miłość i miłość


       Zapewniam was, że jeśli wasza sprawiedliwość nie stanie się pełniejsza niż [sprawiedliwość] uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: "Nie zabijesz, a kto zabije, sądowi będzie podlegał". A ja wam mówię, że każdy, kto gniewa się na swojego brata, będzie podlegał sądowi. A kto powie do swojego brata: "Raka", będzie podlegał Sanhedrynowi. A kto powie: "Głupi", będzie podlegał [wyrzuceniu] do gehenny ognia. Jeśli więc przyniesiesz swój dar do ołtarza i tam sobie przypomnisz, że twój brat ma coś przeciw tobie, zostaw tam przed ołtarzem swój dar i idź, pojednaj się najpierw ze swoim bratem, i wtedy dopiero, gdy wrócisz, składaj swój dar. Pogódź się od razu ze swoim przeciwnikiem, póki jesteś z nim w drodze, aby ten przeciwnik nie wydał cię sędziemu, a sędzia strażnikowi, i abyś nie został wtrącony do więzienia. Tak, zapewniam cię, nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie oddasz ostatniego grosza (Mt 5,20-26)

 

Dzisiaj wiele słyszymy o miłości, wiele wezwań do kochania się wzajemnego. Z różnych ambon tego świata padają piękne słowa. Bardzo często jednak są to frazesy, pokazujące miłość pozbawioną jakiejkolwiek odpowiedzialności. Zaraz po nich, na tych samych ambonach mówi się o rzeczach nie mających nic wspólnego z miłowaniem.

Chrześcijańska miłość to ta na wzór Jezusa. Jak kochał Nauczyciel? Możemy to odczytać na każdej stronicy Nowego Testamentu. Całościowo, do końca, bez żadnych kalkulacji oraz bez czekania na odwzajemnienie. Darmowo, wspaniałomyślnie. Pięknie.

Każda miłość niesie w sobie ryzyko odrzucenia, wyśmiania tego, co dla nas najważniejsze. Miłość zaprowadziła Chrystusa na krzyż. Niesie więc w sobie ból cierpienia.

Każda kłótnia (często w tzw. słusznych sprawach) i gniew jest wykroczeniem przeciwko miłości braterskiej. Każde wyzwisko, odepchnięcie innego, pragnienie odwetu, nieprzebaczenie, szukanie zemsty jest grzechem. Bywa, że nosimy w sercu niezagojone blizny zła, które ktoś nam zadał. W nich kryje się ów grzech. Uciekanie przed kimś z powodu owych ran, nie jest ewangeliczne. Jezus nie mówi o unikaniu osób, które nas zraniły. Przeciwnie: mamy szukać z nimi zgody, a nie uparcie szukać swoich racji do odrzucenia innych. I nie odkładać tego na później. Trudna nauka. Ale wcielona w życie staje się świadectwem życia prawdziwie chrześcijańskiego.


czwartek, 17 marca 2011

Wysłuchuje, czy też nie?


      Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; pukajcie, a zostanie wam otworzone. Bo każdy, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a pukającemu zostanie otworzone. Czyż jest wśród was taki człowiek, który, gdy syn o chleb go poprosi, poda mu kamień? Albo gdy o rybę poprosi, czy poda mu węża? Jeśli zatem wy potraficie, choć zepsuci jesteście, dawać swym dzieciom dobre dary, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, proszącym Go. Tak wszystko ludziom czyńcie, jak chcielibyście, aby wam czynili. Bo to jest właśnie Prawo i Prorocy (Mt 7,7-12)

 

Wytrwałość w dobru jest tym, czego powinni szukać chrześcijanie. Związane jest to z naszą wolą i chceniem. Cecha ta wzrasta wraz z naszym zaangażowaniem w dana sprawę. Jeżeli faktycznie na czymś zależy człowiekowi, jest wytrwały w swoich dążeniach do realizacji tego. Dlatego; ażeby odczuć miłosną opiekę Ojca, trzeba kształtować w sobie bez udawania, postawę proszącego dziecka. Nie kapryśnego, lecz wiedzącego, jak wiele zależy od rodzica.

Od wielu ludzi możemy usłyszeć zarzut wobec Boga, że tyle się modliliśmy i to o tak ważną rzecz, a Bóg nie pomógł, pozostał głuchy na prośby. Oskarżenie. Dlaczego tak czyni?!...

Odpowiedź daje nam Ewangelia: Ojciec niebieski daje co dobre (!) proszącym Go. więc... może to, o co prosiliśmy tak usilnie nie jest dobre? Może nie służy dobru? Może z tego pozornego dobra w końcu wyniknęłoby jeszcze większe zło?

Pan Bóg chce budować z nami bliskie relacje, które nie polegają na tym, że będzie spełniał nasze wszelkie zachcianki. Bo nie jest magicznym pudełkiem do którego wrzucać możemy nasze potrzeby, lecz Bogiem osobowym, żywym i dialogującym.

Szatan często ukrywa swoje działanie pod pozorem dobra. Bóg zna u podstaw, co jest dobre dla nas i do prawdziwego dobra prowadzi. Jak dobrze, Ojcze, że nie spełniasz wszystkich naszych próśb!


środa, 16 marca 2011

Znak


     Gdy tłumów przybywało, zaczął mówić: "To plemię jest plemieniem zepsutym. Chce znaku, lecz znak nie będzie mu dany poza znakiem Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak Syn Człowieczy będzie dla tego pokolenia. Królowa z Południa stanie na sądzie z ludźmi tego plemienia i potępi ich, bo z krańców ziemi przybyła, by posłuchać mądrości Salomona, a oto tu coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy staną na sądzie z tym plemieniem i potępią je, bo oni na wołanie Jonasza nawrócili się, a oto tu coś więcej niż Jonasz (Łk 11,29-32)

 

Plemię zepsute to plemię nie idące w głąb siebie, lecz szukające zewnętrznych znaków. A nawet, kiedy już będą ich udziałem, podważa ich sens. Bo człowiek preferuje spektakularne znaki, innym nie dowierza oraz powątpiewa w nie. Tak było zawsze. Za proroka Jonasz, za czasów Jezusa i również dzisiaj.

Potrafimy wierzyć w niewiarygodne, apokaliptyczne przepowiednie o końcu świata, a nie potrafimy wierzyć w możliwość realizacji Ewangelii w codziennym życiu. W katastrofach dostrzegamy znaki, a znakiem przestaje być Słowo i Eucharystia.

Jedynym znakiem dla chrześcijan jest Chrystus: Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie. Znak nadziei dający siłę. Żaden inny nie będzie dany. Bo zwyczajnie... nie jest potrzebny. Kto ma oczy skierowane na Jezusa, wystarczy ponad wszystkie znaki.

Nawrócenie – to przywracanie w życiu miejsca należnego Bogu. Równocześnie także innemu człowiekowi. To przyglądanie się znakom, jakie Pan stawia na naszej drodze. Znak ostrzegawczy, zakazu, nakazu, informacyjny... Jezusowy krzyż jest jednak znakiem miłości. Jak każda miłość, przynosi ze sobą odpowiedzialność. To On nadaje kierunek życiu ludzi wierzących.


wtorek, 15 marca 2011

Paplanie i słuchanie


W modlitwie nie paplajcie jak poganie. Oni uważają, że dzięki ich wielomówności zostaną wysłuchani. Nie upodabniajcie się do nich, gdyż wasz Ojciec wie, czego potrzebujecie, zanim Go poprosicie (Mt 6,7n)

 

Z Ewangelii dowiadujemy się, że poganie też mogą się modlić. I modlą się. tylko, że... po swojemu. Zarzucanie Boga paplaniną słów, próśb, niespełnionych potem obietnic, jest pogaństwem. To próba załatwiania swoich mniejszych lub większych interesów przy pomocy Boga. Jakby był jedynie Kimś do wysłuchiwania moich próśb i lamentów, a nie Kimś, z kim można nawiązać autentyczny, osobowy dialog. W dialogu obok mówienia, również ważne jest słuchanie. Przede wszystkim słuchanie!

Bardzo często prosimy Ojca o rozwiązanie naszych trosk i problemów. Kończąc mówienie o nich, wylewając żale, podnosimy się z klęczek, i sprawę możemy uznać za załatwioną. Lecz prawdziwa modlitwa nie funkcjonuje w taki sposób. Bóg chce dać nam odpowiedź. lecz by ją usłyszeć, trzeba dać Mu szansę by odpowiedział, podpowiedział coś. Modlitwa to zanurzenie się w słuchaniu. W ciszy, w której przychodzi Stwórca. Wie, czego naprawdę nam potrzeba. Lecz... czy my to wiemy? Dlatego zachęca do chwili ciszy przed Nim. W paplaninie naszych słów łatwo jest przeoczyć to, co istotne. Obecność Głosu.


poniedziałek, 14 marca 2011

Człowiek człowiekowi


     Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swojej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na tronie swojej chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody. Oddzieli jednych od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce ustawi po swojej prawej stronie, a kozły po lewej. Wtedy do tych po prawej Król powie: "Chodźcie, błogosławieni mojego Ojca, stańcie się dziedzicami królestwa, przygotowanego dla was od założenia świata. Bo byłem głodny, i daliście mi jeść; byłem spragniony, i daliście mi pić; przybyszem byłem, a przygarnęliście mnie; nagi - a odzialiście mnie; zachorowałem, i odwiedziliście mnie; znalazłem się w więzieniu, a przyszliście do mnie". Odezwą się wtedy do Niego, mówiąc: "Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie głodnego i nakarmiliśmy Cię; albo spragnionego i daliśmy pić? A kiedy widzieliśmy Ciebie jako przybysza i przygarnęliśmy, albo nagiego i odzialiśmy? Kiedy widzieliśmy Ciebie chorego albo w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?" Na to Król im odpowie: "Oświadczam wam, że ile razy robiliście [coś] dla jednego z tych moich najlichszych braci, dla mnie robiliście". Potem powie do tych po lewej: "Odejdźcie ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, gotowy dla diabła i jego aniołów. Bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście mi pić; przybyszem byłem, a nie przygarnęliście mnie; nagi - a nie odzialiście mnie; chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście mnie". Wtedy i ci odezwą się do Niego, mówiąc: "Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie głodnego, lub spragnionego, lub jako przybysza, lub nagiego, lub chorego, lub w więzieniu, i nie usłużyliśmy Ci?" Na to odpowie im: "Oświadczam wam, że ile razy nie zrobiliście czegoś dla jednego z tych najlichszych, to właśnie dla mnie nie zrobiliście". I ci odejdą do wiecznej kaźni, a sprawiedliwi do wiecznego życia" (Mt 25,31-46)

 

Chrystus utożsamia się ze spotykanym człowiekiem. Zwłaszcza z tym, który potrzebuje miłosnej pomocy z naszej strony. Łatwo się od tego wymówić, przejść obojętnie i udawać, że sytuacja innych to nie nasza sprawa. Lecz w ten sposób odrzucamy możliwość spotkania naszego Pana, który przychodzi do nas nie tylko w sakramentach, Słowie i modlitwie, lecz i w drugim człowieku.

A przecież od tego, czy Go zauważymy w innych, zależy nasze życie i zbawienie. Chodzi o to, by wyzbyć się wygody patrzenia tylko na siebie, egoistycznego dbania jedynie o swoje interesy. Wymówek od miłości mamy wiele. Zbyt wiele. Okazji do miłowania również mamy sporo. Wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie. Niektórzy umierają, krzycząc rozpaczliwie o odrobinę troski, pomocy, obecności. Jako chrześcijanie, jesteśmy tymi, którzy mają nieść przesłanie Ewangelii do wszystkich ludzi. Jakże ją nieść, jeśli nie poprzez miłość bez granic?

Każdego z nas na nią stać. Wyraża się w prostych, codziennych gestach nieobojętności. Chcesz odnaleźć bliskość Jezusa?... Spójrz więc w oczy tych, którzy są obok ciebie. Tam możesz spotkać twojego Zbawiciela.

Wierzący to ktoś, kto przemienia twierdzenie Hobbesa „Homo homini lapus est” („Człowiek człowiekowi wilkiem”) w inne: „Homo homini angelus est” („Człowiek człowiekowi aniołem”).


niedziela, 13 marca 2011

Pokus wiązanka do dzbanka


       Wtedy Jezus został przez Ducha wyprowadzony na pustkowie, by poddał się próbie ze strony diabła. Kiedy już pościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł głód. Kusiciel przystąpiwszy powiedział do Niego: "Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, aby te kamienie stały się chlebem". On w odpowiedzi rzekł: "Jest napisane: "Nie samym chlebem żyć będzie człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga"". Wziął Go wówczas diabeł do miasta świętego i postawił na szczycie świątyni. Powiedział Mu: "Jeżeli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół. Jest przecież napisane: "Swoim aniołom da co do Ciebie nakaz i na rękach nosić Cię będą, abyś nie uraził swojej nogi o kamień"". Rzekł mu Jezus: "Lecz jeszcze jest napisane: "Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga twojego"". Z kolei wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę. Pokazał Mu wszystkie królestwa świata i ich przepych i powiedział Mu: "Dam ci to wszystko, jeśli upadłszy pokłonisz się mi". Na to Jezus mu odpowiedział: "Odejdź, szatanie! Jest bowiem napisane: "Panu, Bogu twojemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu będziesz służył"". Wtedy opuścił Go diabeł, a podeszli aniołowie i usługiwali Mu (Mt 4,1-11)


Każdego dnia doświadczamy różnorakich pokus. Atakują nas zewsząd, usiłując ukierunkować naszą uwagę na nas samych, naszych potrzebach. Prowadzą do egoistycznego zaspokojenia siebie. I bardzo często prowadzą wprost do grzechu. Dlatego chrześcijanie codziennie modlą się: „... i nie wódź nas na pokuszenie (nie dopuść do nas pokuszenia). Twórcą wszelkich pokus jest diabeł, odwieczny kusiciel i zwodziciel człowieka. Pokusa to podstawowa pułapka diabła. Ośmielił się ją zastawiać nawet na samego Bożego Syna! To znak, że i nas nie pozostawi w spokoju. Możemy być tego pewni.

Jezus przeciwstawia się pokusie pragnienia, posiadania, władzy, bogactwa. My często w naszej słabości skłaniamy się ku pokusom. Lecz jeżeli w nasze skłonności ku złu zaprosimy Jezusa, nawiążemy z Nim ścisły kontakt – nie ulegniemy podszeptom kusiciela.

W jaki sposób Chrystus przeciwstawia się pokusie?... Patrząc na Jego reakcje widać, iż czerpie moc ze Słowa Boga. To Słowo walczy za Niego! Jest odpowiedzią – tarczą przeciwko zasadzkom diabła. Tylko żyjąc zgodnie ze wskazaniami Słowa, zapraszając do serca żywego Jezusa, możemy być pewni, że żadna pokusa nas nie przemoże. Niech więc Słowo Wcielone błogosławi nas w codziennej walce z pokusami tego świata.

 

sobota, 12 marca 2011

Czy czujesz się grzesznikiem?


      Potem odszedł i zobaczył poborcę imieniem Lewi, siedzącego przy cle. Powiedział mu: "Chodź ze mną". Zostawił wszystko, wstał i chodził z Nim. Lewi zrobił w swoim domu wielkie przyjęcie dla Niego. Było bardzo dużo poborców i innych siedzących z nimi. Faryzeusze i ich uczeni w Piśmie mruczeli z niezadowoleniem i mówili do Jego uczniów: "Dlaczego jecie i pijecie z poborcami i grzesznikami?" Na to Jezus rzekł im: "Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz źle się czujący. Przyszedłem wezwać do nawrócenia nie sprawiedliwych, lecz grzeszników" (Łk 5,27-32)

 

Pójście za Jezusem zakłada zostawienie wszystkiego. Zwłaszcza tego, co zbyteczne i co ciąży. To zakłada trud porzucenia dawnego życia i ryzyko wejścia w nowe, zupełnie nieznane.

Jedynie ten, kto uważa siebie za straceńca może dokonać pełnego wyboru. Bo... nie ma nic do stracenia. Poborca podatków, Lewi, był człowiekiem zamożnym. Do stracenia miał wiele: pozycję społeczną, profesję, pieniądze. Być może nie był lubiany przez otoczenie. Ale z punktu widzenia świata, był człowiekiem kariery i sukcesu.

Pomimo to, było w jego sercu jakieś niespełnienie. „Źle się czuł” z samym sobą. Dlatego potrzebował obecności Lekarza ludzkich dusz.

Słysząc wezwanie Jezusa, zrozumiał więcej niż uczeni w Piśmie i faryzeusze. Że Mesjasz przyszedł właśnie do ludzi takich jak on: do grzeszników. Nie wstydzi się zasiadać z nimi do stołu, rozmawiać, traktować jak kogoś ważnego, a nie (wzorem faryzeuszów) za straceńców i obrzydliwych grzeszników.

Dla tego, kto czuje się grzesznikiem, te słowa Ewangelii przynoszą wielką radość. A ci, którzy jeszcze nie czują się grzesznikami, muszą spojrzeć w prawdzie na swoje życie. Odkrycie w sobie grzesznika przynosi radość zbawienia i początek wyzwolenia ze strasznej choroby grzechu, która maskuje się w człowieku pod pozorem bycia sprawiedliwym.


piątek, 11 marca 2011

Post weselny


     Podeszli wówczas do Niego uczniowie Jana i zapytali: „Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, a Twoi uczniowie nie poszczą?” Jezus im odpowiedział: „Czy mogą być smutni drużbowie weselni, gdy pan młody jest z nimi? Lecz przyjdą dni, kiedy pan młody zostanie im zabrany. Wtedy będą pościć” (Mt 9,14-15)

 

Post jest formą przygotowania do ważnego wydarzenia. Żydzi poprzez post wyrażali żałobę, chęć poddania się pewnemu oczyszczeniu, ascezę. Zajmował więc istotne miejsce w obrzędach religijnych. Liturgia Izraela przewidywała tzw. wielki post w Dzień Przebłagania (zob. Dz 27,9), który był znakiem przynależności do narodu wybranego. Poza tym, niektórzy pobożni Żydzi często praktykowali różne inne posty jako wyraz swojej pobożności i uświęcenia. Również uczniowie Jana Chrzciciela, na wzór swojego mistrza, praktykowali takowe praktyki pokutne.

Dlatego dziwią się Jezusowi i Jego uczniom, że ci nie poszczą. Według ich myślenia, jeżeli Jezus jest prawdziwym Mesjaszem, to On i Jego uczniowie musieliby pościć dużo więcej niż ktokolwiek inny.

Chrystus przedstawia się tu jako Syn Boży, oczekiwany przez wieki Oblubieniec przybyły do narodu wybranego. Więc post ustąpić miejsca mesjańskiej radości. Zmienił swój charakter. Nie został zniesiony. Wobec ukrzyżowania człowiek wierzący pochyla głowę w geście pokuty, bo to za nasze grzechy umarł Boży Syn. To właściwy czas pokutowania. Jednocześnie to przygotowanie na chwalebne zmartwychwstanie.

Jest czas postu i czas karnawału. Czas radości i smutku. czas życia i umierania. Wszystko ma swój czas! W osobie Jezusa ten czas nabiera pełni: post, karnawał, radość i smutek, życie i śmierć.

 

czwartek, 10 marca 2011

Naśladowanie


      Jezus powiedział do swoich uczniów: "Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie". Potem mówił do wszystkich: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?" (Łk 9,22-25)

 

Naśladowanie kogoś, to upodabnianie się do niego. Chrystus zostawił nam jasny obraz swojego życia, cierpienia i umierania. Życie naśladowcy to uczestnictwo w życiu i śmierci Boga – Człowieka. Więc: życie i umieranie nie tyle dla Niego, co: z Nim! Bo nikt z nas nie jest w stanie z godnością nieść krzyża oraz obumierać dla siebie (zapierać się siebie), jeżeli nie w Nim. „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie” (Ga 2,20) – napisze św. Paweł.

Mówienie, że coś robi się dla Jezusa, rodzi pokusę powiedzenia sobie: „To JA to czynię!”, stawiając siebie wyżej od innych, przypisując sobie zbyt wiele.

Stracić życie z powodu Chrystusa jest zyskiem tylko dla osób, które całkiem powierzyły Mu swoje życie. W życiu i w śmierci należą do Niego. Zachowują w ten sposób życie, bo są zanurzeni w Tym, który jest Życiem.

Chcesz iść za Chrystusem? Pozbądź się siebie (egoizmu), zatrać siebie z miłości do Syna Człowieczego, który zginął za ciebie, byś żył.

 

środa, 9 marca 2011

Post (scriptum)


     Uważajcie, by swoich czynów sprawiedliwych nie spełniać przed ludźmi po to, aby was oglądali. Jeśli nie, nie będziecie mieć zapłaty u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc będziesz spełniał uczynek miłosierdzia, nie otrąbiaj [tego] przed sobą, jak to robią obłudnicy w synagogach i na ulicach, by zdobyć pochwałę u ludzi. Tak, mówię wam: oni [już] odbierają swoją zapłatę. Gdy natomiast ty spełniasz uczynek miłosierdzia, niech nie wie twoja lewa [ręka], co czyni prawa, aby twój czyn miłosierdzia był w ukryciu. A twój Ojciec, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Bo [oni] lubią się modlić, stając w synagogach i na rogach ulic, aby się ludziom pokazać. Tak, mówię wam: oni [już] odbierają swoją zapłatę. Gdy ty się modlisz, wejdź do swojego domu i zamknąwszy drzwi, pomódl się do Ojca swojego, który jest w ukryciu. A twój Ojciec, który widzi w ukryciu, da ci. Gdy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy, bo oni zmieniają swoje twarze, by ludziom pokazać, że poszczą. Tak, mówię wam, [już] odbierają swoją zapłatę. Kiedy ty pościsz, natrzyj [olejkiem] swoją głowę i umyj swoją twarz, by nie ludziom pokazać, że pościsz, lecz twojemu Ojcu, który jest w ukryciu. A twój Ojciec, który widzi w ukryciu, da ci (Mt 6,1-6.16-18)

 

Sprawa pokuty i postu, a ściślej ich rozumienia, zawsze budziła różne interpretacje, kontrowersje oraz spory. Już za czasów Jezusa. Wydawać by się mogło, że wraz z Jego przyjściem, sprawa jest jasna. A jednak dziś, wśród chrześcijan, również jest wiele niejasności na tym tle.

Trzeba powiedzieć, że w poście nie chodzi o przestrzeganie nakazów i przepisów. Jurydyczne traktowanie sprawy postu prowadzi do zewnętrzności tej głębokiej rzeczywistości. Ewangelia Markowa w szóstym rozdziale pokazuje, czym jest prawdziwy post dla człowieka, i jednocześnie: czym nie jest.

Chrystus zwraca uwagę na motywację; intencję poszczenia. Faryzeusze pościli dużo więcej niż było to przepisane w Prawie (które przewidywało post jedynie w Dzień Przebłagania a inne posty były już sprawą prywatnej praktyki uświęcania). Po co? By potem obnosić się tym, i by na tym tle wytykać ludziom ich niedoskonałość w wierze. Takie postępowanie nie tylko nie powodowało wzrostu w wierze, lecz ją wypaczało. Było bowiem mnożeniem obłudnej praktyki czysto zewnętrznych gestów.

Jezus mówi o uwewnętrznieniu praktyk pokutnych. To nie nasz wygląd ma być nasycony skruchą, ale serce.

Przykładem dla nas jest Chrystus. Często modlił się w oddaleniu od ludzi, w ukryciu; nigdy nie obnosił się dobrem i jałmużną, ale je praktykował. Pościł na pustyni, nie wywyższając się przez to ponad innych.

Wzrost duchowy człowieka dokonuje się w pokorze ludzkiego serca. Nie inaczej. Praktyka bez pokory i miłości jest jedynie kolekcją pustych gestów na pokaz. Dlatego w praktyce naszej wiary powinniśmy przede wszystkim weryfikować intencje nami kierujące: dokąd zmierzają? Czy ku Bogu i człowiekowi, czy też egoistycznie ku nam samym?

 

wtorek, 8 marca 2011

Cesarskie cięcie


    Później wysłali do Niego pewnych ludzi od faryzeuszy i zwolenników Heroda, aby Go przyłapali na jakiejś wypowiedzi. Gdy przyszli, zapytali Go: "Nauczycielu, wiemy, że jesteś szczery i że nie zależy Ci na kimś tam, bo nie zwracasz uwagi na powierzchowność ludzi, lecz z całą prawdą uczysz drogi Bożej. Czy trzeba płacić podatek cesarzowi, czy nie? Mamy płacić czy nie? Ponieważ rozpoznał ich podstęp, rzekł im: "Dlaczego wystawiacie mnie na próbę? Podajcie mi denara, abym obejrzał". Podali. Zapytał ich: "Czyj to wizerunek i napis?" Odpowiedzieli Mu: "Cesarza". Wtedy Jezus im rzekł: "Co cesarza, oddajcie cesarzowi, a co Boga, Bogu". Byli tym zdumieni (Mk 12,13-17)

 

Działalność Jezusa rodzi przeciwników Jego nauki. Wywołuje w nich niepokój o własne interesy. Stąd różnorakie intrygi, by podważyć nauczanie Rabbiego z Nazaretu. Stawiają kłopotliwe pytania nie dlatego, że szukają na nie odpowiedzi czy prawdy, lecz by pokazać ludziom, iż Jezus jest nieszkodliwym szaleńcem bełkoczącym sam do siebie fantazyjne, nierealne historie.

Zapytanie o sprawę płacenia podatku było jedną z prób poniżenia Chrystusa. Radykalni Żydzi nie godzili się wewnątrz siebie, żeby płacić podatki okupantowi (Rzymowi). Na srebrnym denarze widniał wizerunek Cezara i w jakiś sposób obcowanie z pieniądzem było rodzajem aktu bałwochwalczego. Z drugiej strony, nie płacenie było aktem buntownika, który czynnie przeciwstawia się zastanemu porządkowi społecznemu. 

Chrystus nie jest ani wielkim rebeliantem społecznym (jak tego chce teologia wyzwolenia), ani odstępcą od swojej wiary. Jest kimś, kto przyszedł na ziemię, by pokazać twarz Boga – Miłości oraz głosić Jego królestwo. Reguły jego wielokrotnie przypominał: to królestwo duchowe, w którym nie rządzi pieniądz, lecz wzajemna miłość i dobro. Kto chce go doświadczyć, musi wyzwolić się spod wszelkich niewoli. Nie chodzi o jakiś rodzaj chrześcijańskiej anarchii. Nie chodzi o izolację czy separację uczniów Królestwa od ekonomii czy obowiązków społecznych. Chodzi o to, żeby nadać im właściwy wyraz i miejsce w życiu.

Tylko człowiek prawdziwie wolny może naprawdę służyć Bogu, żyjąc uczciwie w nieuczciwym często świecie brutalnych, brudnych zasad.