środa, 1 września 2010

W drodze


         Po wyjściu z synagogi udał się do domu Szymona. A teściowa Piotra była ogarnięta wysoką gorączką. Prosili Go za nią. On stanął nad nią i skarcił gorączkę, i opuściła ją. Od razu wstała i usługiwała im. O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na różne choroby, przyprowadzili ich do Niego, a On uzdrowił ich, kładąc na każdym z nich ręce. Z wielu usunęły się demony, wrzeszcząc przy tym i wołając: "Ty jesteś Synem Boga!" Karcąc je, nie pozwalał im mówić, bo wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce odosobnione. Gromady ludzi szukały Go. Przyszli do Niego i zatrzymywali Go, żeby od nich nie odchodził. On jednak im odpowiedział: "Trzeba, abym i w innych miastach zaczął głosić radosną nowinę o królestwie Boga, bo przecież po to zostałem posłany". I głosił jak herold aż do synagog Judei (Łk 4,38-44)

 

Misja Chrystusa nie polegała na czynieniu cudów, choć czynił wiele cudów: uzdrawiał, wskrzeszał, wyrzucał złe duchy. To są znaki towarzyszące Słowu. Centrum mesjańskiej misji Jezusa było doprowadzenie ludzi do żywej wiary w Ojca, który jest bliski człowiekowi i o niego zatroskany. Dlatego nie otworzył żadnej kliniki porad psychologicznych, nie założył szpitala dla chorych ani nawet kaplicy, gdzie mógłby egzorcyzmować opętanych.

Całe życie Chrystusa to droga. Całe Jego życie to głoszenie Dobrej Nowiny dla każdego człowieka. czyli bycie heroldem; zwiastunem miłości.

Także życie chrześcijan to życie ludzi w drodze, w centrum którego powinno być żywa, uzdrawiająca, przemieniająca miłość braterska. Taka, która uzdrawia, podtrzymuje, niszczy zło. Warto więc zabiegać właśnie o taką miłość, miłość w drodze.


Brak komentarzy: