Jezus powiadomiony usunął się stamtąd łodzią sam na pustkowie. Lecz tłumy dowiedziały się i z miast poszły za Nim lądem. Kiedy wysiadł, zobaczył już wielu ludzi. Wzruszył się nimi i uzdrowił ich chorych. Gdy nastał
Pustkowie – miejsce puste; w którym nic nie ma. Miejsce jałowe, nic nie rodzące. Jezus udaje się na pustkowie. Wypełnia je swoją obecnością. Sprawia, że staje się miejscem płodnym, cudownym, rodzącym pożywienie. Czyni to pustkowie miejscem błogosławionym. Ziemią, na której człowiek już nigdy nie będzie głodny.
Nasze serce często wydaje się być pustkowiem. Historia życia, nie uleczone zdarzenia, relacje, zranienia powodują w nas pustkowie. Pustynię, która nie rodzi w sobie dobra i nie przynosi owoców miłości. Być może nie zostały zasiane w nim ziarna miłości, gdy byliśmy mali. Może ktoś kiedyś brutalnie wykarczował w nas to, co wzrastało. I tak serce stało się pustkowiem.
Jezus pragnie wejść w to miejsce, by uzdrowić je swoją miłością. Wzrusza się, bo widzi, jak człowiek cierpi z powodu pustkowia w sobie. Jak zawsze, to jednak zależy od nas: czy pozwolimy nasycić siebie Jego miłością?
Ta miłosna obecność Chrystusa przychodzi do nas przez Kościół: „...dał chleby uczniom, a uczniowie tłumom”. Dar przekazany wspólnocie wiary, by został rozdzielany dla potrzebujących, których są tłumy. To dar, który uzdrawia i na nowo odradza do życia to, co w nas kiedyś umarło: radość, kochanie, pokój, ufność, dobro. Pomnaża te dary, byśmy już nigdy nie byli głodni ani my, ani ci, co są obok nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz