niedziela, 8 sierpnia 2010

Przyjdź, czekam!


        Niech wasze biodra będą przepasane¸ a lampy zapalone, wy natomiast - podobni do służby, która czeka na swojego pana, mającego wrócić z wesela, aby gdy przyjdzie i zastuka, zaraz mu otworzyć. Szczęśliwi ci słudzy, których Pan, gdy przyjdzie, zastanie czuwających. Naprawdę, zapewniam was, sam przepasze się, posadzi ich i obchodząc będzie ich obsługiwał. Gdy przyjdzie choćby o drugiej czy nawet o trzeciej straży, jeśli tak właśnie ich zastanie, szczęśliwi są oni. A to zauważcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjdzie złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swojego domu. Tak i wy bądźcie gotowi, bo Syn Człowieczy przyjdzie o takiej godzinie, kiedy wy nie będziecie się spodziewać" (Łk 12,35-40)

 

Wiele osób martwi się i przeraża rzekomo już bliskim końcem świata. W rozmowie z nimi akcentuję, iż nie to ważne, kiedy ten koniec nadejdzie (zresztą, nikt nie wie, kiedy!), lecz ważne jest to, czy jestem gotowy na przyjście końca. Dla chrześcijan tym końcem jest Jezus, Alfa i Omega: Początek i Koniec. Zadaniem wierzących jest więc nieustanne czuwanie; oczekiwanie nadejścia Pana. Już w tym czuwaniu jest radość, gdyż oczekuje się nie nadejścia jakiegoś straszliwego kataklizmu, lecz Syna Człowieczego, naszego Zbawiciela. Błogosławieni (tj. szczęśliwi) są ci, którzy świadomie oczekują nadejścia swojego Zbawcy.

Starożytni ludzie przepasywali swoje biodra wyruszając albo do pracy na pole, albo na wojnę. Nasze oczekiwanie również nie może być stagnacją, ale dynamiką, nieustanną walką w dążeniu do doskonałości w wierze i miłości.

Modlimy się „...przyjdź królestwo Twoje...”, ale tak naprawdę nie chcemy, by nadeszło zbyt szybko. Zbyt dobrze się ustawiamy w tym życiu, przyzwyczajamy do niego. A prawdziwe chrześcijaństwo polega na nieustannym powtarzaniu w sercu: „Marana tha!” – Przyjdź, Panie Jezu, nie zwlekaj! Jestem gotów. Nie chcę dłużej odwlekać spotkania z Tobą!


Brak komentarzy: